Druga szansa

Po plajcie na Trzech Króli nie spodziewałem się, że wpadnie mnie kolejne 4 dni wolnego.

Wolne wpada "za pięć dwunasta". Rozważam zatem szlajanko u siebie, czyli Sudety. To impreza, którą miałem dać se w ramach otwarcia sezonu AD 2025 na Trzech Króli. Niestety, fatalne wieści pogodowe spowodowały, że się wystraszyłem i zostałem w domu. Trafia się druga szansa, innymi słowy pakuję szafę...

23.01.2025

 Wrocław - Srebrna Góra - Nad Ligockim Potokiem

Na tapecie jest zielony szlak relacji Srebrna Góra - Strzelce Świdnickie o długości około 70 km. Zapowiadana odwilż skutecznie mnie motywuje aby się pokręcić po wzgórzach. Do strefy zrzutu wiozę się busem via Ząbkowice Śląskie:
Droga mija spokojnie i bez emocji, około 12.20 ląduję na miejscu. Srebrna Góra wita mnie nawet słoneczną aurą, trudno się mówi :)
Mała Przełęcz Srebrna 568 m n.p.m. to miejsce mojego startu, która również rozdziela Góry Sowie od Gór Bardzkich. Ostatni przegląd ekwipunku i w drogę. Na rozgrzewkę podejście na Ostróg 627 m n.p.m. Fort Ostróg wita:
Odbicie szlaku zielonego przebiega nieco niżej zatem wracam na właściewe tory:
Dotrę w końcu do ruiny platformy widokowej, na której pierwszy raz byłem na początku lat 2-tysięcznych, wówczas jeszcze dało się na nią wejść. Obecnie już jest pozamiatane:
W zdrowiu docieram do Wiaduktu Żdanowskiego:
Kiedyś wspólnie z Dave'm zamotaliśmy się w tym miejscu, a szliśmy z odwrotnego kierunku. Ja tymczasem wtaczam się do Mikołajowa:
W wiatuni robię chwilę odpoczynku:
Warto chwilę odspanąć, przede mną atak na Brzeźnicę. W drogę. Atakuję wierzchołek zachodni, Kozie Chrzepty /Brzeźnica/ zachód 493 m n.p.m.:
Przede mną grzbietówka, mijam wierzchołek wschodni. Zza gałęzi podziwiam Czeszkę w Górach Sowich:
Jest i Brzeźnica 492 m n.p.m. i będzie nawet widok na Góry Złote z m.in. Borówkową:
Jak widać owe miejsce jest zupełnie przyzwoite na biwak, z możliwością zrobienia ogniska, opału jest od groma:
Opuszczam Brzeźnicę, przede mną jeszcze Gorchowiec. Docieram do skrzyżowania ze szlakiem żółtym:
Tym razem atakuję podejście na Grochowiec 432 m n.p.m.
Jest całkiem przyjemnie:
Schodzę do asfaltu i teraz aby do Tarnowa. Wcześniej mijam dawny folwar z XIX wieku z uroczą kapliczką, która dogorywa:

W Tarnowie wbijam do sklepu po jakieś drobiazgi ucinając sobie pogawędkę z właścicielem sklepu, po czym ruszam do Ząbkowic Śl. W Ząbkowicach Śl. muszę coś trącić, wbijam w rynku do Grotty na pizzę. Po posiłku ruszam dalej. Idę już po ćmoku. Do Zwróconej przemieszczam się polami. Mała odmiana czeka mnie do Brodziszowa, jak panisko kulam asfaltem! W Brodziszowie docieram również do szlaku czarnego, w którym to roku ubiegłym zostałem "wykręcony w polu". Jestem jakby u siebie :). Przez chwilę towarzyszy mnie szlak czarny, który nadal i wciąż czeka na powtórkę. Mijam wzgórze Kłośnik 373 m n.p.m. i niebawem odbiję w lewo, do lasu. Rządzę na Wzgórzach Gumińskich. Uwalam się nad Ligockim Potokiem, jest już ciemno. Rozbijam namiot i instaluję się w puchu, przed snem gorąca herbata z termosu i odpadam, zmęczon jestem. Dobranoc.

24.01.2025 

Nad Ligockim Potokiem - chatka pod Radunią

Spałem dobrze. Noc w miarę ciepła na małym plusie. Obudziełem się po godzinie siódmej!Poranny posiłek:
A po śniadanku pakowanko. W ramach rozruchu docieram do Ligockiego Potoku:
W drodze do Piławy Górnej jest trochę ukojenia w lesie. Cisza i spokój, można pobyć samemu ze sobą. Ten stan mnie odpowiada. Za chwilę przeskoczę przez tory do asfaltu i już Piława Górna do mnie puszcza oko. Góry Sowie toną w chmurach:
Tutaj nieco koryguję trasę. Szlak zielony wiedzie do skrzyżowania pod Grzybowcem lasem natomiast czarny poprowadzony jest równolegle skrajem lasu. Po kiego grzyba kulać mnie lasem i pozbawiać się widoków?? Mowy nie ma, idę czarnym :)) No i masz, orientacyjny koniec imprezy w zasięgu wzroku:
Grzybowiec 364 m n.p.m. to miejscówka jak się patrzy. Zanim dotrę do Skrzyżowania pod Grzybowcem, moim biednym oczom ukazują się tabliczki edukacyjne, "bardzo wymowne" z przekazem prostym jak włos Mongoła:
Ponownie na zielonym szlaku:
Zanim dotrę do Tatarskiego Okopu na gorący posiłek to kilka atrakcji przede mną. I tak po kolei :)), kamieniołom sjenitu:
Około 1750 roku rozpoczęto wydobycie sjenitu na Młyńskiej Górze i był wykorzystany do budowy reprezentacyjnych budynków w Berlinie, Poczdamie i innych miastach Prus. Następnie doczłapałem na najwyższy w szczyt Wzgórz Gumińskich, czyli Gontowa 377 m n.p.m. i na szklankę mleka zszedłem na taras widokowy, z którego obcinałem niczym komornik na szafę na Niemczę i Wzgórza Dębowe:
No i upragniony Tatrski Okop, czyli zlokalizowane na wzniesieniu otoczonym z trzech stron przez głęboką dolinę Piekielnego Potoku grodzisko kultury wielkomorawskiej z przełomu IX-X wieku. Melduję się na miejscu:
W wiatuni - notabene jest to pierwsza wiata spotkana na szlaku - rozkładam się jak biały człowiek i jest czas na I obiad, leci fasolka w sosie pomidorowym + pieczywo:
Gorący posiłek to jest to :) Posilony pakuję bajzel i kulam dalej. Krokiem równym a tempem miarowym czynię odważny przemarsz przez Gilów, po czym zmieniam kolejne pasmo. Tym razem walczę na Wzgórzach Krzyżowych. I ponownie trochę lasu po czym coś dla duszy:
Podejście na najwyższy szczyt Wzgórz Krzyżowych dało trochę popalić. Melduję się na Zamkowej Górze 407 m n.p.m. Spotkałem się też z inną nazwą, Stołążek:
Zamkowa Góra to poważne wzniesienie o czym przekonałem się schodząc. Ślęża 718 m n.p.m. coraz bliżej:
Aby do Przełęczy Dębowej 302 m n.p.m. Jest i ona:
Odwiedzam Staw Trzcinowy:
Koniec imprezy zbliża się wielkimi krokami. Przede mną Słupice i wkraczam w Masyw Ślęży!
Wcześniej jednak ląduję w sklepie spożywczym na mleko i dwa bułacze. Czas umilam sobie na rozmowie lokalnym mieszkańcem, po czym żegnając się ruszam przed siebie. Zaczyna się ściemniać i na Złotym Widoku jest jakaś wiatka, tam zobaczę co dalej. Docieram na miejsce:

Odpalam telefon bo zaczyna coś świtać w mojej biednej głowie. Rozważam nocleg w chatce pod Radunią, będę musiał jednak odbić przed Przełęczą Słupicką na szlak niebieski, raz się żyje, ruszam! Idę już po ćmoku. Czuję w nogach podejścia, mijam Świerczynę 411 m n.p.m., trasa po kamieniach trochę robi się męcząca. Aby do trawersu Raduni, docieram. Za dnia dojście do chatki nie sprawia żadnego problemu, po ćmoku już tak różowo nie jest. Odpalam telefon i mapy.cz., zasięgu brak, internet muli. No ładnie, se myślę. Jestem "dwa metry" od celu i co?! Trochę się miotam. Dosyć długo mnie tu nie było, co życia nie ułatwia. Pojawia się zasięg, dzwonię z pomocą do Reda, połączenie zrywa. Dzwonię do Franka, to samo. W końcu znalazłem "trochę zasięgu" i mam kontakt z chłopakami. Dostaję namiar na kwadrat i co się okazuje? Jestem prawie dobrze, tylko do chatki zejście jest nieco dłuższe niż mnie się wydawało. Najważniejsze, że dostrzegam dach chatki, jestem na miejscu :)). Jest to mój pierwszy nocleg tutaj. Wcześniej chyba ze trzy razy umawialiśmy się z Redem na wizytę w chatce i się nie udało. A lokal jest pierwsza klasa. Lokal zdecydowanie odnowiony. Jest przede wszystkim czysto, widać, że ktoś o to dba. Czas się zalogować i sen :))

 

25.01.2025 

Chatka pod Radunią - Strzelce Świdnickie - Wrocław

Spanko wybitne! Późnym wieczorem pokropiło. Bladym świtem się zerwałem celem łypnięcia na Ślężunię:
No i z wielką przyjemnością zasiadłem do śniadania:
Do końca imprezy zostało mnie ponad 10 km. Ranek jest ciepły, raczej wiosennie niż zimowo. Czas się zbierać na ostatnią prostą. Opuszczam chatkę, wpadnę tu jeszcze kiedyś, to pewne. Ruszam do Przełęczy Tąpadła. Do szlaku zielonego schodzę na szagę i wkrótce melduję się na miejscu:
Niebawem opuszczę Masyw Ślęży. W ramach końcowego akordu imprezy dostrzegam Śnieżkę w szacie zimowej:
Przy Żródle Ślężan wyskakuję z PS-a, jest mnie gorąco. Ostatnia dekada stycznia, a tu osiem w plusie, no koń by się uśmiał. Opuszczam Masyw Ślęży, przede mną droga do Białej:
Impreza się kończy, mijam Białą. Oglądam się za siebie, ostatnie spojrzenie na Ślężę. Na jakiś czas musi starczyć:
Cały czas myślę o chatce pod Radunią. Z pewnością przy kolejnej wizycie będę chciał coś dłuższego wykroić. A ja już cały czas afaltem i melduję się w Strzelcach:
Jeszcze chwila i stacja kolejowa, czyli koniec imprezy:
Obowiązkowo melduję się przy kropie końcowej i oczywiście jest pewna niespodzianka:

Przy kropie dostrzegłem napis na kierunkowskazie stacja kolejowa i w nawiasie (chwilowo nieczynna) :)). Przejeżdżający KD-ek do Wro tylko mnie śmignął, ale co tam. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Ze stoickim spokojem wykręcam numer do Dagmary i chlipiąc w słuchawkę pytam:

- "przyjedziesz po mnie?"

Zginąłbym bez niej :). Jako, że mam trochę czasu, wbijam do sklepu na lody, co mnie pozostało! I to by było na tyle. Przechadzki po Przedgórzu Sudeckim zawsze szanuję. Na ciszę i spokój zawsze można liczyć. Szlak wyznakowany jest bardzo dobrze. Z podziękowaniem dla Reda i Franka za pomoc z namiarem na chatkę. Tymczasem nadjeżdża Dagmara i wozem bojowym wracam do domu. 

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Niespodziewane 4 dni wolnego - grzech to byłby wielki takiego daru od losu nie spożytkować ;)
    A dziękczynną kapliczkę dla Dagmary za te wszystkie akcje ratunkowe to gdzie postawiłeś?
    Uściski. Lidka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz