Pogórze Dynowskie

Po wczasach w Bułgarii zostało miłe wspomnienie.

Druga część urlopu należy do mnie, czyli wyjazd górski. W związku z zagrożeniem powodziowym pilnie śledzę pogodę licząc na jakiś łut szczęścia. Czaiłem się jak szczerbaty na suchary w pasmo Wielkiej Fatry i Niżnych Tatr, ale w tych drugich na wstępie wiało grozą, czyli opady śniegu i ujemne temperatury. Nie będę ryzykował :)) Sudety wybiłem sobie z głowy, jak się później okaże słusznie. Poza tym, ulewy serwowano od Dolnego Śląska po Małopolskę. Magowie od pogody twierdzili, że jedynie Podkarpacie dawało jakieś nadzieje. Zatem obcinam na Bieszczady niczym komornik na szafę i nie wygląda to dobrze, podobnie rzecz się z Beskidem Niskim. Jedynie jakieś szanse były w/g "magów" na Pogórzu Dynowskim. Trzymając mocno kciuki za to zacne pasmo pakuję szafę, we Wro już pada.

12.09.2024 

Wrocław - Rzeszów - Strzyżów n/Wisłokiem - grzbiet Brzeżanki

Z Wrocławia startuję o 8.40 "Ślązakiem". Trasa mija normalnie. Za Opolem przestaje padać, czym jestem zdziwiony. Za Katowicami nawet się przejaśnaia, magowie od pogody na razie nie mylą się w prognozach. W Kraku spore przejaśnienia. Nic nie wskazuje na nadchodzący armagedon. Do Krakowa przyjeżdżam sporo przed czasem, ale za to wyjadę z 15 min. opóźnieniem. Korzystając z długiej przerwy wyskoczyłem po obwarzanki i mleko, bo głód w oczy zagląda. Ruszamy z obsuwą. Do Rzeszowa przyjeżdżam opóźniony co skutkuje tym, że do Strzyżowa pojadę następnym pociągiem. Mając ponad godzinę wolnego wbijam do restauracji naprzeciwko dworca na obiad. Remont rzeszowskiego dworca trwa, ale już widać efekty:
Posilony wbijam na peron i bez przygód kulam do strefy zrzutu. Strzyżów n/Wisłokiem, "orzeł" wylądował:
Żarty się kończą, zacznę z Pogórza Strzyżowskiego od zielonej kropy początkowej:
Po drodze mijam "Biedronkę", nie ma opcji abym pominął taką okazję. Pozdrowienia ze Strzyżowa:
Warun jest w pyte! Słoneczko smali aż miło. Na dzień dobry asfaltu kapkę na rozruch. Dobijam do Wisłoka, za mostem już jestem na Pogórzu Dynowskim:
Na ostatnim planie dostojnie prezentuje się Pasmo Brzeżanki, gdzieś tam uwalę się na pierwszy nocleg. Póki co, gęba mnie się raduje. Jest moc. Wkrótce odbiję w prawo, łapiąc pogórzańskich kliamtów kapkę:
Pławię się w luksusie, tu prochu nie odkryję :). Niebawem widzę z oddali lokal. Może będzie otwarty, może wbiję na stryszek?! Nie, nie. Nie ma opcji. Lokal pięknie usytuowany, ale zamknięty na trzy spusty:
Za chwilę wejdę w las. Odwracam się za siebie. Pogórza to fajna sprawa:
Trochę potu na podejściu i docieram do "kolibki" na pierwszy nocleg. Podczas logowania się w wiatuni na parking podjeżdża pewna pani z "obstawą". Kufa, gdybym przyjechał tydzień później bankowo wbił bym na imprezę:
Byłem już kiedyś na gościnnych występach z okazji "spóźnionego" Dnia Dziecka podczas przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego w 2017 roku. Było to bardzo budujące doświadczenie. Pomyślałem, że ognisko może rozpalę. Niestety, teren "wysprzątany" w dosyć szerokim promieniu :)). No nic, posiedzę o suchym pysku:
Przed snem rzuciłem "okiem" na Pasmo Wilczego:

Czas na kolację. Podczas posiłku widzę, że nadchodzą czarne chmury. Oby się tylko nie okazało, że jeszcze na opad się załapię. Nie, nie...nie będę krakał. Po posiłku odpadam, zmęczony jestem. Dobranoc.

13.09.2024

 Grzbiet Brzeżanki - Krosno - Rzeszów

W nocy naturalnie lało. Bladym świtem otwieram oko celem ogarnięcia sytuacji i nie jest dobrze. Do tego odnoszę wrażenie jakby bolały mnie stawy i mięśnie. Niemożliwe abym miał zakwasy. Zwlekam się i nieco zdziwiony stwierdzam, że tonę we mgle i mżawce. Jest obrzydliwie. Robię śniadanie i ekspresowe pakowanko, nic tu po mnie. Obawiam się, że dalsza część wędrówki będzie dla sportu. Skoro jestem na Pogórzu Dynowskim to warto wbić na Suchą Górę 585 m n.p.m., jako najwyższy szczyt Pogórza Dynowskiego. Gotowy do drogi wyruszam. Kurczaczki, ale stawy cały czas czuję, mięśnie bolą. Ki czort karty daje? Łoję szlakiem zielonym. Pary w nogach brak, zatem spokojnie w ramach rozruchu. Po odbiciu w las z asfaltu widzę piękną chatynkę:
Kulam do Bonarówki. Trasa mało atrakcyjna w takim warunku. Docieram do Bonarówki. Na poboczu drogi widzę dwóch grzybiarzy, ucinam z nimni pogawędkę i idę dalej. Mijam takie cudeńko, za jakiś czas tego domu może już nie być:
Nieco dalej znajduje się wiata. Może kiedyś się przydać:
Postój robię przy dawnej cerkwi greckokaltolickiej pw. Opieki Matki Boskiej, obecnie rzymskokatolicki kościół filialny pw. Przemienienia Pańskiego:
Po chwili odpoczynku ruszam dalej. Kulam "bez" Czarny Dział:
Początkowo idę lasem. Za chwilę szlak wyprowadzi mnie na łąki. Z racji, że idę we mgle, to klimatem pogórzańskim "nawdycham" się innym razem. Idę dla sportu. Wspomnieć należy, że ścieżki zdrowia na Pogórzu Dynowskim to nie rzadkość:
Czas przerzucić się na szlak czarny:
W drodze do Węglówki spotykam kilka salamander plamistych, jedna z nich:
W końcu zmachany docieram do Węglówki, odsapnę w wiacie przystankowej. Pauzując w takich przybytkach lubię czytać tzw. "twórczość łyk-endową" :))
Za chwilę ruszę na Suchą Górę, oczywiście przegapię odbicie. Na szczęście to ok. 500 m. Podejście daje popalić, dalej cierpię na brak mocy. Do tego spacer we mgle nie działa motywująco. W końcu docieram do strefy szczytowej:
Jeszcze chwila i melduję się pod bramą wieży przekaźnikowej, warunek mnie dołuje:
Chwilę później melduję się przy tabliczce. Niniejszym Sucha Góra 585 m n.p.m. jako najwyższy szczyt Pogórza Dynowskiego zostaje zdobyty:
Pójdę sobie dalej..."I gdzieś tam się idzie":
Na obiad uwalę się W Czarnorzekach. Wcześniej jednak mijam pomnik przyrody źródło "Mieczysław". Imię zostało nadane ku pamięci Mieczysława Czai, mieszkańca Czarnorzek, działacza przyrodniczego, inicjatora ochrony nietoperzy w jaskiniach i sztolniach. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie to żródło, które okazuje się być oczkiem wodnym o głębokości ok. 6 m. Poniżej mijam tablicę informacyjną o "Sztolniach w Czarnorzekach" i wkraczam do niepozornie baaardzo gościnnej wioski, Czarnorzeki witają:
Na dzień dobry murowana, dawna cerkiew greckokatolicka pw. św. Dymitra z lat 1918 - 1921, obecnie kościół katolicki:
Ląduję na dużym parkingu, a loguję się w wiacie przystankowej. Przede mną centrum rekreacji:
Przyodziany w ciepły polar obcinam po okolicy. W budynku jakiś gość dogląda inwentarza, po chwili opuszcza lokal. Mnie już głód w oczy zagląda. Jako, że trochę zawiewa idę pod dach z nadzieją, że trafi się jakiś kąt na zagotowanie wody. No i masz, biednemu to wiatr w oczy, a bogatemu to się nawet byk ocieli. Gość doglądający budynku odjechał, a drzwi do kibelka otwarte! Można?? można:) Wbijam na salony. Czysto, sucho...i nie szczypie w oczy:
Rozkładam kuchnię, woda bieżąca dostępna, żyć nie umierać. Rządzę! Posilony czas się zbierać, rezerwat Prządki czeka! Centrum Rekreacyjno - Sportowe w Czarnorzekach to samo dobro, dobre rzeczy trza docenić:
Proszę, podczas obiadu nawet się przejaśniło! Sucha Góra ma się dobrze:
A ja kulam do Rezerwatu przyrody Prządki im. prof. Henryka Świdzińskiego, który obejmuje grupę ostańców skalnych, które pod wpływem erozji przybrały oryginalne kształty:
Jest te miejsce na odpoczynek:
Rezerwat Prządki ciąg dalszy:
Po drodze między skałami spotykam młodą parę na sesji foto. Zawijam się, nie chcę włazić w kadr :)) Przede mną ostatnia atrakcja dzisiejszego dnia, czyli ryiny zamku "Kamieniec" w Odrzykoniu:
Dałem sobie, stać mnie. Przed chwilą tam byłem:
Na Suchą Górę też spojrzałem, wcześniej tam będąc niewiele widziałem:
Jeszcze Tadeusz Kościuszko:
I zastanawiam się co robić? Pytanie jest, nie czy, ale kiedy lunie? Do Rzepnika mam niecałe 3 godziny, do Krosna ponad godzinę. Po chwili namysłu podejmuję decyzję, schodzę do Krosna. W powietrzu coś wisi:
Czas zatem na pożegnalną fotkę:
I zielonym szlakiem schodzę do Krosna, czyli czas na ostatnią prostą:
Znakomita część trasy to asfalt, zatem nie ma się czym emocjonować :). W zdrowiu docieram do Krosna:
Ląduję w sklepie spożywczym po mleko i bułki. Stawy i mięśnie mnie bolą, muszę odpocząć. Zejście do Krosna było dla mnie bardzo męczące. Przy dworcu PKS odtrąbiam koniec pieszej imprezy:

Siedzę na dworcu w oczekiwaniu na autobus do Rzeszowa, "jest już ciemno, piszę bzdury..." Jestem nieco uspokojony, błyska się. Zdaje się, że w porę się zwinąłem, jadę do Rzeszowa. Na ostatni pociąg do Wro nie mam szans. Dam se luz, uwalę się w hotelu Polonia, tuż przy dworcu.

14.09.2024

 Rzeszów, Hotel "Polonia" - Wrocław

Spałem dobrze, ale czujnie. Około 1.00 w nocy zaczęło lać. Rankiem się zwlekam z wyra, nadal pada :)). Szybkie śniadanie i ruszam na dworzec. O 5.26 jadę IC "Grottger" do Wrocławia. Wiozę się pierwszą klasą, w dwójce brak miejsc siedzących, a "jedynka" zaledwie 2 dychy droższa. Przed 11.30 wysiadam we Wrocławiu "mocno pociągający", innymi słowy jestem załatwiony. Dopadło mnie jakieś grypsko, czy cuś. Miał być tydzień na Pogórzu Dynowskim, wyszła bida z nędzą. Trudno, znajdzie się okazja aby powtórzyć ten temat. 

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Szkoda, że pogoda się popsuła, bo pierwszy dzień dawał szansę na fajną wędrówkę. Ale wrócisz przecież, wiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodajesz otuchy :)), ale tak, wrócę. Bo kto biednemu zabroni ??

      Usuń

Prześlij komentarz