Było jakby luksusowo

Beskid Niski zaskakuje nadal i wciąż, nie tylko z powodu warunków pogodowych jakich dane mnie było zaznać, ale i...no dobra, może po kolei.

Na zbliżający się wielkimi krokami urlop, z końcem stycznia zacząłem przebierać nogami. Wiadomix, Beskid Niski czeka, a mnie po łbie chodzi wybór trasy. 30 stycznia, to ostatni dzień pracy. Jutro kulam do Rzeszowa!

31.01.2023

 Wrocław - Rzeszów - Nowy Żmigród, Zajazd pod Małym Laskiem

Do Rzesza wiozę się "Siemiradzkim". Promka na bilet - 59 zyla - dodaje otuchy :). Siedząc w przedziale z nosem przy szybie rozważam nad trasą i dochodzę do wniosku, Że Grzywacka Góra poczeka. Postanowiłem, że dokończę trasę, którą w 2021 roku odpuliłem z powodu fatalnych warunków. Droga przebiega bez zakłóceń, w zdrowiu docieram do Rzeszowa. Pociąg do Jasła ma za ok. 2 godziny, zatem wbijam do restauracji pod hotelem Polonia na obiad. Po posiłku kołuję na dworzec, który nadal jest w proszku i za chwilę wiozę się Kolejami Podkarpackimi do Jasła. Na miejsce docieram z lekką obsuwą:
Wg rozkładu na dworzec autobusowy muszę zagęszczać ruchy, aby załapać się na autobus do NŻ. Na stanowisku kierowca autobusu do Świątkowej Wielkiej przyjmuje pasażerów. Zdążam na ostatnią chwilę nabywając bilet do Nowego Żmigrodu. Po drodze jednak coś mnie świta w mojej biednej głowie. Pytam kierowcy, czy jedzie koło Zajazdu pod Małym Laskiem? Tenże rozwiewa moje wątpliwości i dostarcza niemal pod same wrota zajazdu. Ok. 2 km mam darowane. Jestem na miejscu, ma się tego farta :)

Rzeczony lokal to miejsce znane i lubiane. Podczas wspólnej imprezy zimowej z Redem z bloga Góry ponad chmurami oraz jego małżonką Kasią, ja w tym zajeździe zakończyłem ówczesną imprezę i nocując w lokalu tymże pomyślałem, że to jest bardzo dobre miejsce na przyszłość, no i masz... jestem ponownie. Wbijam na pokoje. Zainstalowawszy się w pokoju, zszedłem na posiłek po czym czas na sen.

1.02.2023 

Nowy Żmigród, Zajazd pod Małym Laskiem - wiata "Kolanin"

Zwlekam się z wyra świtem bladym. Warunki skromnie rzecz nazywając liche. Zabierając rakiety na wszelki wypadek, pomyślałem sobie, będą prawdopodobnie jedynie ozdobą na plecaku. Trudno, muszę z tym żyć :). Ruszam spakowany do centrum:
Będąc na miejscu odwiedzam delikatesy celem uzupełnienia braków:
Opuszczam NŻ, kulam do szlaku zielonego:
Następnie "bez kładkie" przekraczam Wisłokę:
Melduję się w Mytarzy:
Jeszcze przez chwilę kontunuuję trasę, którą przemierzałem z kierunku odwrotnego w 2021 roku. Docieram do rozwidlenia szlaków i odbijam na Bucznik:
Śniegu tyle co kot napłakał. Docieram do lasu:
Pokrywy śnieżnej nieznacznie przybywa, zaczyna robić się miło:
Zima póki co nie rozpieszcza, trza jednak brać co dają. Melduję z lekką zadyszką na Buczniku 519 m n.p.m., rządzę na północnym krańcu Beskidu Niskiego:
Żarty się kończą, trza "odbezpieczyć" skrzypce. Z przyjemnością obcinam na Kamień 714 m n.p.m. w zimowej scenerii:
Dalsza trasa prowadzi grzbietem. Gdybym nie miał rakiet byłaby "bida z nędzą", w miejscach nawianych ze dwa razy udało mnie się wpaść po uda! Schodzę do Mrukowej:
W związku z tym, że na grzbiecie dostąpiłem szanowanego wygwizdowa, na garnucha gorącej herbaty instaluję się w wiacie przystankowej. Z posesji przychodzi do mnie "huckleberry". Podczas tej imprezy fart do psiaków mnie nie opuści. Rozgrzany nieco garnuchem gorącego napoju ruszam do kaplicy polowej, pod dachem której trąciłem gorący posiłek:
Dalsza trasa to szlak żółty i kaplica pod Trzema Kopcami. W drodze:
I docieram na miejsce, kaplica pod Trzema Kopcami wita:
Usiadłbym, ale ten tego...no nie bardzo:
Teraz aby do łącznika ze szlakiem czerwonym - fragment GSB:
I czas na ostatni etap trasy, kierunek wiata pod Kolaninem. Rakiety jak najbardziej na miejscu:
Czasem trza zrobić obejście, śniegu jest od groma:
Po drobnych perturbacjach docieram do wiaty Ostrysz. Zdziwienie maluje się na mojej japie. Wandale zrobili se parking:
Zasiadłem na wyrównanie oddechu. Przyznać muszę, że śniegu nie brakuje. Kolejny raz trafiam w zimowy epizod. Nie żebym narzekał :)
Pora się zbierać, kolejny garnuch gorącego napoju i w drogę. Kulam na Kolanin 705 m n.p.m., będzie to też najwyższy punkt wędrówki. Jestem na miejscu:
Niestety, z widoków klapa:
Ruszam na ostatni etap wędrówki. Z podziwiem patrzę na ten nietknięty fragment:
Przede mną strome zejście do wiaty. Po drodze uzupełniam wodę do peta i niebawem odtrąbiam koniec dzisiejszej wędrówki:
Uwalam się w wiatuni. Trochę czasu minie zanim sklecę barłóg:

Miejsce mojego noclegu usytuowane jest przy drodze łączącej Świątkową Wielką z Desznicą, co skutkuje tym, że czasem przejedzie jakiś samochód. Wytrwałem chyba do godziny 19-tej, później uwaliłem się w puchu i nie wiem kiedy odpadłem. Dobranoc.

2.02.2023

 Wiata  "Kolanin" - Krempna, "Magurska Ostoja"

Przez noc dosypało trochę śniegu. W wiacie temperatura oscylowała w okolicy "zerka". Robi się bardzo ciekawie. O świcie wyległem na zewnątrz. Jest mmmmmmm...
Obuwie złapało wilgoci kapkę. Do Krempnej na szczęście będzie mniej wymagający odcinek. Po śniadaniu zwijam bajzel i opuszczam wiatę. Jest bardzo miło:
Docieram do rozwidlenia dróg:
Kieruję się na południe. Warunek dopisuje, gęba mnie się cieszy:
Kotań wita:
Docieram do cerkwy p.w. śś.Kosmy i Damiana, obecnie fila parafii rzym.- kat. w Krempnej:
Długo nie bawię, w laczach mokrawo, temperatura lekko powyżej zera. Kulam do Krempnej. Na odchodne:
Mijam po drodze piękną chyżę:
Jestem w Krempnej:
Wbijam do markietu "Atlantik" delikatnie uzupełnić spiżarnię. W oka mgnieniu pogoda się filcuje. Zaczyna prószyć śnieg. Wychodzę ze sklepu, naprzeciwko widzę baner reklamowy "Magurskiej Ostoi". Postanowiłem zajrzeć tam na obiad i przy okazji poczekam na dalszy rozwój wydarzeń - w sensie pogody - bo warunek klęka w tempie zatrważającym. Wcześniej jednak odwiedzam cerkiew w Krempnej. Muszę zaznaczyć, że zawsze tu nie byłem, w sensie cerkwy:
Kołuję do Magurskiej Ostoi. Po drodze spotykam kolejnego kompana:
Ok, kulamy razem:
Za mostem odbijam w prawo. Szast, prast i wtaczam się do ośrodka wypoczynkowego:
Psina cały czas mnie towarzyszy. Jednak do restauracji wejść z nim nie mogę, zatem pies zostaje na zewnątrz. Filuję "bez okno", zaczyna sypać śnieg. Jako, temperatura jest w okolicy "małego plusa" śnieg pada mokry i ciężki w postaci dużych płatków. Z ludzkim spokojem czekam na posiłek:
Wjeżdża placek po węgiersku, na zewnątrz sypie. Niczym nie wzruszony przystępuję do konsumpcji. W restauracji przepękałem ok. dwóch godzin. Po obiedzie rozważam nad swoim położeniem. Nie ma mowy abym wylazł na szlak. Krajobrazy będę podziwiał z okna pokoju w którym zamierzać nocować:
Zesrało się po całości. Nie chcę nawet myśleć co czeka mnie jutro. W pokoju już nie mogę wysiedzieć, idę na pizzę:

Zamówiłem "rogatego jelenia", do tego bardzo dobry sos czosnkowy "hand made". Obżarty i napity jak bąk wycofałem się na pokoje. Śnieg wali aż miło. Rzuciłem nura, następnie salto na tapczan i chyba po godzinie 20-tej udałem się w objęcia Morfeusza.

3.02.2023 

Krempna, Magurska Ostoja - Ożenna, pensjonat "Pod Gruchą"

Dostałem odleżyn. Plecy mnie bolą, ileż można gnić na tapczanie?! Jest o tyle miło, że nie pada. Powoli ogarniam bajzel, schodzę na śniadanko i czas wybywać. Pogodę mam piękną. Żegnam się i schodzę do szlaku zielonego. Na rozruch asfaltu kapkę w kierunku Żydowskiego. Nagle dobiega do mnie piękna suczka. Wystraszyłem się, ale chyba niepotrzebnie. Ta przemiła psina nie okazuje złych zamiarów:
Pewnie kawałek mnie odprowadzi i wróci do siebie. Nic to, kulamy razem. Meldujemy się w Żydowskiem:
Przede mną przepiękny odcinek podejścia na Wysokie 657 m n.p.m. Pańcia/tak ją nazwałem/ idzie ze mną ku mojemu zdziwieniu:
Na półmetku drogi do szczytu spotykam parkowego z pracownikiem. Chwilę rozmawiamy i pytam, czy zna tego psa? Okazuje się, że psina jest mu znana. Pańcia jednak trzyma się mnie dzielnie i ani myśli wracać. Myślę se, ki diabeł?! Po drodze podziwiam masyw Żydowskiej Góry:
Moja nowa wspólniczka okazuje się być bardzo inteligentną suczką, nie oddala się za bardzo, jesteśmy ze sobą w kontakcie wzrokowym:
Wysokie już w zasięgu wzroku. Przyzwyczajam się do faktu, że Pańcia będzie kimać ze mną w pensjonacie!
Meldujemy się na szczycie. Wysokie 657 m n.p.m.:
Widziałem Tatry, widziałem Chiny, widziałem majtki jednej dziewczyny, klasyka parafrazując:
I jeszcze widok w kierunku Kolanina, ostatni plan:
Pora schodzić, wieje. Chwilę się motam, ale w końcu łapię dobry kierunek:
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Parę obejść muszę uskutecznić:
Jak wcześniej wspomniałem kilka razy musiałem robić obejścia szlaku z powodu powyginanych gałęzi a czasem nawet drzew. Zejście do Ożennej nabrało zupełnie innego wymiaru przemieszczając się wysokim lasem. Docieramy do wiaty Czumak. Ostatnio byłem tutaj za czasów starej wiaty, obecna wiata brogowa to pełny luksus. Wtaczam się do środka na garnucha. Gorąca herbata to samo dobro, poparłem to jeszcze daktylem i migdałami i było mmmmmmm. Zima ma się znakomicie:
Pora ruszać. Niebawem dotrzemy do Ożennej. Pańcia dzielnie się spisuje na trasie, czasem nawet toruje :)
Ożenna wita:
Czas wykręcać na nocleg. Nadciąga załamanie pogody, pułap chmur się obniża. Zadziwiające, że niedawno obcinałem na Tatry niczym komornik na szafę, a tu masz...Pasmo Graniczne już zamglone. Odrobina klimatu Beskidu Niskiego :
Cmentarz wojenny w Ożennej:
Jeszcze trochę wysiłku, przebrnąć potok Ryjak i witamy w domu. Zaczyna sypać śnieg, dawno nie padało. Pensjonat "Pod Gruchą" wita w swoich skromnych progach:
Muszę ogarnąć barłóg. Pogoda kładzie się cieniem. Wycieczkę na Przełęcz Kuchtowską dam se inną razą:
Przed godziną 15-tą jest już pozamiatane:
A strażniczkę mam znakomitą, niczego się nie lękam:

Zainstalowany w wiacie na maksa obserwuję pogodę, nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że piekiełko dopiero przede mną. Temperatura znacznie spadła, sypie obfity śnieg i do tego wiatr. Pańcię zabrałem do środka, nie darowałbym sobie gdyby mieli ją zjeść wilcy na moich oczach. W ramach posiłku dzieliłem się z moją ulubienicą tym co miałem. W ramach późnego obiadu padło risotto z warzywami. Okazało się nawet, że Pańcia polubiła daktyle. Jak już było ciemno leżąc w worku na stole, słyszałem różne westchnięcia mojej kompanki. W dobrym nastroju odpadłem nie wiedząc kiedy. Dobranoc.

4.02.2023 

Ożenna, pensjonat "Pod Gruchą" - Rzeszów, Hotel Polonia

Wczesnym rankiem muszę się zwlec. Bolą mnie plecy. Za długo śpię. Niestety, taki urok zimy :). Wystawiam nos na zewnątrz i własnym oczom nie wierzę. Ożenna zasypana!
Na śniadanko został mnie boczek, trochę sera i trzy jajka, do tego pieczywo. Nazwałem moją strażniczkę Pańcia, bo jak jej dawałem plastry boczku to najpierw delikatnie obwąchała co jej daję i z taką delikatnością pochłaniała plasterki boczku. Tak mnie się to podobało, że se myślałem, normalnie pańciunia:)). Na śniadanko zrezygnowałem z boczku na rzecz psa i zadowoliłem się jednym jajkiem oraz serem żółtym. Szykując się do wymarszu rozważałem plan co zrobić z psem. Nie było mowy o porzuceniu ze względu na wilki oraz trudne warunki atmosferyczne. Wczoraj myślałem, że zadzwonię na policję o pomoc, ale widząc krajobraz po opadzie, zapewne by mnie wyśmiali. Zatem zostaje mnie jedna opcja. Idę z Ożennej do Krempnej w okolicę posesji, której dołączyła moja kompanka. Jesteśmy po śniadanku, Pańcia zwarta i gotowa:
Moja mordunia :)
Na werandzie wskakuję w skrzypce, ilością śniegu jestem porobiony. I to jest zima, ruszamy!
Bez przesady mogę napisać, że mogło spaść przez noc około metr śniegu. Jest ciężko i pięknie:
Przez potok Ryjak przeprawiam się w rakietach, bo i poziom wody się podniósł. Trudy dnia codziennego:
To, że śnieg pada non stop to pikuś, ale idziemy cały czas pod wiatr. Dobrze, że zabrałem gogle. Jest na bogato!
W drodze do Grabia:
Dawno nie widziałem takich widoków, poezja!
Idę cały czas w rakietach, mijamy Grab:
Mogę w końcu wyskoczyć z rakiet. Cały czas sypie i wieje. Zima w Beskidzie Niskim:
W kierunku Rostajnego:
Droga cały czas nieodśnieżona, mijamy Rostajne:
Jest i przydrożna kapliczka:
Przed skrętem do Świątkowej Wielkiej robi się spokojniej. Przestaje padać, wiatr ustaje, temperatura rośnie. Idziemy prosto, w wiacie przystankowej Świątkowa Mała czas na garnucha, trza się zagrzać. Kolejny przystanek zrobię w Kotani. Po drodze mamy nawet chwile ze słońcem, jest pięknie. Rzut oka z okolic Krempnej:
Ponownie w Krempnej. Rozmyślam co będzie z psem, jak się okaże przy posesji, że to nie ich pies. Idziemy w kierunku nieistniejącej wsi Żydowskie. Nagle podjeżdża biały furgon, wyskakuje kierowca i przywołuje "mojego" psa wołając: Kajka, Kajka! Podchodzę do gościa i mówię mu, że była ze mną w górach, kimała w wiacie w Ożennej itd. Gość tracił nadzieję na odzyskanie psa, a tu taki psikus. Żegnamy się, gośc dziękuje za opiekę nad psem, ja zadowolony z happy end-u i z przyjemnością kręcę ponownie do Magurskiej Ostoi na placek węgierski:
Zasadniczo w Krempnej kończę zimową przygodę w Beskidzie Niskim. Przeznaczam jeszcze jeden dzień na prywatne co nieco. Na nocleg ląduję w Rzeszowie w Hotelu Polonia. Musiałem zaznać tego luksusu:

5.02.2023

 Rzeszów, Hotel Polonia - Kraków - Wrocław

Do domu startuję z Rzeszowa via Kraków. Pierwszy raz w swojej karierze górskiej zaznałem takiej przygody z kompanką. Kajka okazała się bardzo mądrą suczką mimo, że miała dopiero 9 miesięcy. Taki kompan w górach to wielka radość:

Warunek zimowy jaki zastałem to też temat nie w kij dmuchał. Wygląda na to, że niebawem zawita do nas przedwiośnie :)) Zaś wszystko spłynie? Życzyłbym sobie aby ze dwa razy jeszcze doświadczyć zimowego epizodu tego sezonu, a Beskid Niski czeka na kolejną wizytę.

 Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Super się czytało. Pozazdrościć zimy i kompanki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękować. Zima faktycznie dopisała, śniegu było po szyję :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Tereny mi znane, choć nie w bieli i póki co nie z buta. Piękne!
    To chyba potem zamknęli Magurski PN?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas podejścia na Wysokie rozmawiałem z "parkowym" wówczas uprzedził mnie, że szlaki są zamknięte z powodu zalegającej dużej warstwy śniegu na drzewach, które się wyginały w "chińskie 8", na Wysokie puścił, a później to ten..no ;)

      Usuń
  4. Bardzo dobrze czyta się Twoje relacje, zostanę na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Panicza.
    Za powyższymi wpisami, czytało się jak zwykle szybko i płynnie.
    Fajna przygoda, wiaty, kapliczki, cerkiewki i wszystko w "pełnym warunie", kolejny plus to ta suczka.
    Swoją drogą ciekawe czemu tak łatwo opuszcza swojego właściciela..?
    Jeszcze z 7 miesięcy i ja też będę w B. Niskim :-)
    Pozdro w Północy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yoł Satan :)

      przy "przekazaniu" psa rozmawiałem z ojcem właściciela suczki, wówczas dowiedziałem się, że ona ma dopiero 9 miesięcy, że jeszcze wymaga pracy, itp. Nie wnikam, psa nie miałem więc się wypowiem. Faktem jest, że taka przygoda z "Pańcią" przydarzyła mnie się pierwszy raz w życiu. Suczka Wspaniała!

      Usuń
    2. Kufa, miało być psa nie miałem więc się nie wypowiem :)

      Usuń
  6. W podobnym czasie byliśmy z Pimem w Gorcach Drugi dzień zrobiliśmy na lekko podejście na gorc. zapadałem się w rakietach po uda miejscami. Zima w tym roku dopisała śniegoPadem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barsus, już się martwiłem. Myślałem, że przepadłeś z działalnością outdoor-ową jak Franka buty na budowie :)

      Usuń
    2. Żyję i nawet przedsiębiorę jakieś imprezy. Niestety czasu i siły już nie staje, żeby o tym pisać. Jakoś od złamania ręki w zeszłym roku kiepsko z tym uzupełnianiem na bieżąco bloga.

      Usuń
  7. No to się rakietowo wyszalałeś! Ciekawe czy Pancia się zgubiła ( i umiałaby wrócić do domu) czy po prostu lubi towarzyszyć turystom w górach. Chyba Cię mocno zauroczyła taka kompanka na szlaku, może to znak, by rozważyć wędrówki z psem? :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze ze dwa razy fajnie by było wyskoczyć na rakiety :)). Co do Panci, kochane psisko, złamała moje serce :))

      Usuń
  8. Ależ miło było poczytać i pooglądać z pozycji wygodnego fotela i z kubłem herbatki w łapie. Zazdroszczę kompanii i przygód w ulubionych miejscach ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zły Marcin, dziękować. Obawiam się, że kolejne przygody to już po błocie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Te tereny obspacerowaliśmy w listopadzie, trochę inne widoki byly :) A psica śliczna , pasuje do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Wysokie wrócę na dłuższe szlajanko. Przy okazji może uda się "psicę" odwiedzić :))

      Usuń
  11. Czytało się wybornie, ale muszę zaprotestować - nie uwieczniłeś się na żadnej fotce ;) Staram sobie wyobrazić ten moment wystawienia nosa za drzwi pensjonatu "Pod Gruchą'' po nocnym opadzie śniegu. Musiało być doprawdy nieziemsko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, poranek w Ożennej trącił czadem i zaskoczeniem. Było cudnie i strasznie zarazem :))

      Usuń
  12. Barsus mnie ubiegł z pozdrowieniami. A i kapliczka pod Trzema Kopcami wydaje się znajoma, choć w zimowej szacie też elegancka: https://dasieda.blogspot.com/2018/06/bivacco.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pim, pieronie :)) Ty przepadłeś jak Franka buty na budowie :))

      Usuń
    2. W sumie to covidy + życie ograniczyły wyjazdy. No ale z Barsusem niczym "feniksy z popiołów" ruszyliśmy na gorcowy grzbiet. Tam nas zasypało tak jak Ciebe! w chacie pod Gorcem Kamienieckim. Myślę, że Bartek napisze relację na blogu. Pozdrowienia!

      Usuń
  13. Menel, operowalimy jakby 'w okolicy', komunikacja i łączność klasycznie... nawaliła :)
    Pociesza fakt, że w sobotnich warunkach po opadzie nie przebiłby 'na skróty' przez przełęcze do Krempnej, lacze po imprezie 'wykręcałem' ;)
    Przyznać trza, że zima w pytę, szkoda że już się kończy...

    Ps.
    Zerkając na początek trasy, widzę pewien plus dodatni: z czystym sumieniem można ‘pętelkię’ powtórzyć, zaś została ominięta pewna nowa "atrakcja" w okolicy - nówka wieża nad Desznicą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to dobry pretekst na jakieś pieczyste w okolicy :))

      Usuń
  14. Widzę, że zimy w tym roku nie żałowałeś sobie. Warun na rakiety wymarzony, zwłaszcza że wysokość niska.

    Nie obawiałeś się, że pies stanie na macie i ja przedziurawi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu Beskid Niski zobowiązuje :)). Ja kimałem na stole, więc nawet o tym nie myślałem.

      Usuń
  15. Moje tereny ukochane 😁 trzeba by się kiedyś wspólnie wybrać to pokazałbym jeszcze kilka fajnych miejsc w okolicy 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może zostawię kontakt do Siebie : kamilskora2@o2.pl 🙂 a Twojego bloga czytuje od dawna i bardzo lubię Twój styl pisania , byle więcej wpisów było 😁 i dzięki za inspirację na szlaku długodystansowe, te Chciałbym zrobić jakiś ale póki co brak czasu....

      Usuń
    2. Zatem w stosownym czasie przypomnę się na mailu.

      Usuń

Prześlij komentarz