Szlak Trzech Pogórzy 2016 by menel

Kopystańka 541 m npm, 3.06.3015r., Pogórze Przemyskie

Podczas ubiegłorocznego szlajanka m.in. po Pogórzu Przemyskim dane mnie było uwalić się na Kopystańce 541 m w warunie doskonałym +. Poznałem tamże "niezłego herbatnika" od przejść długodystansowych, niejakiego Adama, który jest sprawcą tego wszystkiego. Podczas gawędy polecił mnie serdecznie i gorąco Szlak Trzech Pogórzy, kwitując pogadankę puentą: "idź, zobacz.. nie pożałujesz". Zacząłem się bliżej przyglądać sprawie
i z przyczyn obiektywnych i ode mnie niezależnych postanowiłem "se go dać", i to koniecznie!

Skoro Sudety mają swój główny szlak, Beskidy również, to co z Pogórzami, do kroćset?! Otóż jest na to odpowiedź. Pozwolę sobie na skrót S3P, czyli Szlak Trzech Pogórzy. Krótki rys odnośnie tego szlaku :

Z końcem października 1953 dzięki staraniom Józefa Małeckiego i Zdzisława Karpińskiego powstaje najważniejszy szlak Pogórza Ciężkowickiego, 46 kilometrowa "żółta ściecha" z Siedlisk k/Tuchowa do Kołaczyc w dolinie Wisłoki. Tym odcinkiem opiekuje się tarnowski oddział PTTK, natomiast w połowie lat 80-tych XX w. staraniem rzeszowskiego oddziału znakarskiego A. Dec, J. Barleski, J. Pałka powstaje dalsza część szlaku Kołaczyce - Czudec i Czudec - Dynów, z których powstaje piękna, ponad 130 kilometrowa i godna uwagi ściecha przebiegająca przez Pogórza Cięzkowickie, Strzyżowskie i Dynowskie, zwany Szlakiem Trzech Pogórzy, z którym postanowiłem się zmierzyć i podzielić z Wami wrażeniami.
W ramach wstępu, Pogórze Ciężkowickie i widok na Cergową w Beskidzie Niskim oraz wiosenny akcent imprezy :




29.04.2016


Wrocław - Siedliska k/Tuchowa - Bacówka na Brzance



O tym, że jednak klepnięto mnie urlop dowiedziałem się w tenże piątek przed godziną szóstą rano. Straciłem na tym jednak pół cennego "piąteczku" /miałem plan wyjazdu w "czwarteczek" po robocie/, ale dobra, niech będzie moja strata. Szafę miałem częściowo spakowaną, pozostała tylko pasza, coś ewentualnie cieplejszego, mając w pamięci niedawny biwak na Śnieżniku. Czasu na głupoty nie ma, o 8:10 "Siemiradzki" turla się do Kraka, a ja w proszku!


Podróż mija spokojnie. W Krakowie mam 1,5 godziny na "Strzałę Południa" do Tarnowa, wbijam wobec tego na Burrito z jajecznicą + kawa za 6,50 zyla w promo. Kawę postawiłem sympatycznej sprzedawczyni bo byle czego nie piję, a na herbatę nie chcieli zamienić, do tego domówiłem zupę meksykańską w ramach II śniadania. Czuć majówkę, na dworcu meksyk na maksa.
W drodze do Tarnowa konduktor mnie informuje, że przesiadka do Nowego Sącza jest z peronu trzeciego, konkretne info, bowiem obecnie tarnowski dworzec w remoncie.
Siedliska k/Tuchowa, "orzeł wylądował"..


Siedliska, mieścinka w województwie małopolskim, położona nad rzeką Białą, tutaj zaczyna się długodystansowy/ok. 130 km/ szlak oznaczony kolorem żółtym relacji Siedliska - Dynów.



Kropa początkowa/końcowa być musi:


No to co? Komu w drogę, temu kopa w dupę. Początek szlaku rozbudza moje emocje, kawałek tunelem :


Pierwszy mostek :


Przekraczam rzekę Biała i już żartów nie ma, jestem na Pogórzu Ciężkowickim. Pasmo wita mnie baaaardzo serdecznie, zaraz tam będę/Morgi/, ale na początek Nosalowa 365 m npm :


Pod Noslaową znajduje się pomnik upamiętniający zbrodnię, otóż 7.04.1972 zamordowana została w tym miejscu 18-letnia licealistka w obronie dziewictwa :


Dochodząc na podszczytową Polanę Morgi i szczyt Morgi 453 m npm, na którym usytuowany jest maszt telekomunikacyjny. Za Morgami spotykam grupę adeptów, na jego stoku znajduje się klasztor redemptorystów, chwila rozmowy i ostatni cel przede mną Brzanka 536 m npm i schodzę do Bacówki na pierwszy nocleg. Zanim wejdę do przybytku, pozwolę sobie obciąć z wieży widokowej :


I rzut okiem na Brzankę 536 i 534 m npm z wieży :


Warta odnotowania jest niedaleko znajdująca się tablica upamiętniająca stacjonujący na Ratówkach Batalion „Barbara” 16 p.p. AK. Zachodzę do Bacówki, jest kilka osób na zewnątrz, szykują grilla. Instaluję się w pokoju nieogrzewanym chyba od zimy, zimno jak diabli. Uiszczając dwie i pół dychy za nocleg zamawiam żurek. Krzątam się jeszcze po pensjonacie i idę do pokoju z farelką pod pachą. Wiecie co, uważam, że m.in. w nędzy noclegu tkwi piękno wędrówki. Przebieram się w wełnę i ląduję w puchu. Ślęczę nad mapą i dociera do mnie bardzo wyraźnie, że aby przejść ten szlak trza będzie zagęszczać ruchy w okolice 40 km dziennie. Niestety, jest to dla mnie najgorszy wariant, mam obrzydzenie do chodzenia pod presją czasu, muszę się z tym pogodzić. Odpadam, nawet się nie wykąpałem!



30.04.2016

Bacówka na Brzance - pola Gogołowa


Zwłoki zwlekam bladym świtem, na kąpiel każda pora jest dobra, zapodaję pod prysznic. Do pokoju wracam nówka, czas na śniadanko, pakuję bajzel i wyruszam, dzisiaj czeka mnie bogaty dzień. Czytałem utyskiwania kulczyka, że nie miał spania, takie byli występy.. ;-) ja z kolei nie mam powodów do narzekań, trafiłem na kulturalne towarzystwo i sen miałem znakomity. Opuszczam pensjonat. Pogoda, tfu,tfu, dopisuje. Niebawem mijam odpicowaną kapliczkę przydrożną :


Jednakże kawałek dalej bardziej do mnie przemawia takie cudeńko:


Docieram na Ostry Kamień, jestem na jednej z najciekawszej i najczęściej odwiedzanej wychodni piaskowca ciężkowickiego w grzbiecie głównym pasma Liwocza i Brzanki. Podobno jeszcze na początku XX wieku Cyganie taborami odwiedzali to miejsce, urządzali śluby i sądy cygańskie:


Schodzę do Żurowej, architektura sztuki wędrownej... ;-)) Warto zaznaczyć, że siedziska szerokie, przyzwoity luksus noclegowy w odpowiednim waruneczku dla trzech sztuk, obok wiata przystankowa:


Należy wspomnieć, że szlak ten obfituje w dużą ilość asfaltu, dosyć gęste zaludnienie, bywa, że szlak wiedzie niemal przy/przez prywatną posesję, co powoduje, że szału można dostać z tytułu ujadających kundli. To jest irytujące i nie bez przesady napiszę, że jakbym miał procę... ;-)) Na szczęście zaraz wchodzę ponownie w las, który daje ukojenie :


Osiągam punkt łącznikowy Gilowa pomnik, w tym miejscu 17.08.1944 żołnierze I Batalionu 5 Pułku Strzelców Podhalańskich odnieśli zwycięstwo nad oddziałem Gestapo :


Za chwilę podejście, Gilowa Góra 506 m npm i zejście na otwarte tereny. Nie ma monotonii, trochę widoczków, tu kundelek wyskoczy z drugim, trzecim i jest ujadanko na trzy gówniane gardła, a mnie szlag trafia, że procy nie mam.
Bawię w Wisowej. Zasiadam na "małe 5" w wiacie przystankowej:


Opuszczam spokojną mieścinkę, zaraz będę na Rysowanym Kamieniu, a tam Ci mam pecha, widzę młodą parę, która ewidentnie chce się sobą nacieszyć, to nie będę namolem, uwalę się niżej kapkę w gustownym miejscu z widokiem na Liwocz :



Klasycznie mijam niewielką osadę, wkraczam w las i zaczyna się mozolne podejście na Liwocz przez Mały Liwocz, Kamińską. W całkiem dobrym czasie melduję się na najwyższym Pagórze Pogórza Ciężkowickiego - Liwocz 562 m npm:


Zasiadam na parę minut. Jestem sam, ogrom budowli, poza tym pomnik Jana Pawła II przygniata mnie, sam nie wiem, płakać czy się śmiać? Schodząc mijam stacje drogi krzyżowej, na szczęscie jest jeszcze miejsce aby nachapać się pogórzańskich klimatów, ostatni plan Beskid Niski :


Niebawem zamykam etap Pogórza Ciężkowickiego, mijam krzyż milenijny wznoszący się nad Ujazdem i wkraczam w strefę asfaltu oraz zabudowań, co wiąże się z ujadającymi kundlami. Docieram do mostu :


Przekroczywszy Wisłokę, wkraczam na Pogórze Strzyżowskie:


Kołaczyce mnie witają, mijam nowoczesne targowisko, które w trudnym momencie może posłużyć za awaryjny nocleg. Kieruję się do centrum, zgłodniałem i chwila oddechu się należy.


W ryneczku ląduję w sklepie spożywczym, wlewam w siebie gazowaną "Wysowiankę" o smaku chloru do tego leci puszeczka imperialistycznego chłamu dla zabicia smaku wody. Następnie wbijam na ławeczkę odsapnąć, daję sobie 10 minut czując błogie rozleniwienie. Leżąc na ławce, słyszę jak miejscowy młodzieniec "dosiada" 15 letnią Bejcę. Nic to, muszę dokulać "w podcienie" na obiad. Zamawiam u sympatycznej barmanki flaki z pieczywem, placek węgierski + herbatę zieloną. Pierwszy raz dostaję herbatę liściastą w szklance, którą przykryłem podstawkiem. Wyglądało to tak: 3/4 szklanki to "wsad" a raczej "wsyp" reszta woda, przyznam się szczerze, że byłem tym zachwycony, z późniejszą dolewką wody nie miałem żadnego problemu, a przy uiszczeniu rachunku zostawiłem stosowny napiwek. Zbieram się na ostatni etap, w rejon Glinika Grn. Opuszczam miłe miasteczko i wkraczam w ulubione klimaty:


Za chwilę sielanka się kończy i ponownie asfalt => Bieździedza, sklep spożywczy => żłopanko, następnie szlajanko asfalcikiem bardzo widokowym terenem. Zaczyna się ściemniać, rozglądam się za jakimś sensownym miejscem na nocleg, z racji braku wiat w ruch pójdzie namiot, pytanie tylko gdzie? Mijam Sowinę dochodzę do skrzyżowania drogi lokalnej. Na wprost mnie ściecha do Gogołowa, żółty szlak wykręca na wschód. Nie, nie.. zostaję tutaj, idę do gospodarza zadać pytanie czy nie będzie problemu jak rozbiję namiot, uzyskawszy zgodę, rozbijam się w mleczach. Podczas stawiania namiotu gaśnie mnie światło w Armyteku ładowane niecałe 5 miesięcy temu. Dom stoi, wskakuję w wełnę i zalegam na zasłużony sen..


1.05.2016


Pola Gogołowa - Bizancjum nad Zaborowem


Spałem jak "zabity". Mimo pięknej pogody, namiot mokry. Wystawiłem łeb na zewnątrz i pierwsze co mnie przyszło do głowy, to kant tarociarzy od pogody. ;-) Straszyli opadami, a tu warun w pyte!


Zabieram się za śniadanie, dzisiaj będzie kryzysowo:


Zanim zacznę składać bałagan, lans-foto :


Szafa spakowana, przede mną przepiękny odcinek Pogórza Strzyżowskiego, spacer grzbietowy wprawdzie krótki, ale:


Docieram do wyciągu narciarskiego, zgodnie z mapą znajdują się dwa pensjonaty, w jednym z nich odbywało się wesele, dobrze, że zostałem na łące. Schodzę do Gogołowa, robi się mglisto. Odwiedzam kościół św. Katarzyny wzniesiony w 1672 roku z fundacji Joachima i Jakuba Rojowskich, dziedziców Gogołowa a także przez cieślę Stanisława Charchułowicza.


Moja trasa wiedzie teraz kierunkiem północnym, mijam cmentarz, na którym spoczywa generał Ignacy Marceli Skarbek-Kruszewski. Zbliżam się okrutnie w Pasmo Klonowej Góry :


zostawiając taki oto pejzaż :


Ileż uroku mają takie mostki, witam się z Hutą Gogołowską :


i kolejna foteczka z cyklu architektura sztuki wędrownej :


Przy kościele w Hucie Gogołowskiej obserwuję przygotowania do odpustu, daję dyla, to nie na moje zdrowie. Tu też obserwuję lekką zmianę przebiegu trasy, nieznaczna wprawdzie, ale jednak. Przede mną podejście na Bardo 534 m npm, najwyższy pagór Pogórza Strzyżowskiego:



Bardo 534 m npm i wcześniej sympatyczne oznaczenie punktu widokowego:


Kolejna porcja potu, za chwilę mam zejście a następnie podejście pod Chełm. Szlak nie wprowadza na szczyt, ja trzymam się żółtego szlaku, schodzę do Jaszczurowej. Tutaj Pogórze Strzyżowskie pokazuje swoją twarz, pieję z zachwytu :




Obcinka na Chełm 528 m npm, gdzieś czytałem również, że ten pagór mierzy 532 m npm :


Rzecz się dzieje na obszarze zaznaczonym kotą 459 m npm :


Micha mnie się raduje, za chwil parę wdepnę ponownie na asfalt, ale nic to, jest czad czadów. Majówka zawsze mnie się kojarzy z zieloną trawką i mleczami :


Mijam również po drodze przydrożny krzyż stalowy. Wkrótce odbijam w polną dróżkę, znowu odrobina asfaltu i zaś łąkami do Szufnarowej. Po drodze kolejne ciekawostki Pogórza Strzyżowskiego :


I sielanki ciąg dalszy:


W Niewodnej tankuję wodę, widzę piękną, murowaną wiatę przystankową, idealne miejsce na gorący posiłek. Niestety, syf w niej taki, że w oczy szczypie, idę do następnej:


wbijam do wiaty, takich miejsc jest niewiele na trasie, a szkoda:


Robię dłuższy popas, zanim się woda zagotuje mam chwilę na podziw z wiaty:


Znajduje się tutaj również miejsce na ognisko i rozbicie namiotu, pełna profecha. Z czasem mam obsuwę, do Łętowni jeszcze trochę mi zejdzie. Schodząc z Wierzchowin, szlak żółty ponownie przebiega inaczej, odbija od asfaltu w prawo, nie w lewo, następnie do krzyżówki i w lewo do góry. Tu jest trochę namotane, bo szlaku wg mapy nie widziałem, z kolei nowy przebieg licho oznaczony, wnioskuję, że albo jest w trakcie tworzenia albo nie kumam o co chodzi.


Pierwszy sensowny znak pojawia się dopiero po ok. 200-300 metrach! Tymczasem z krzyżówki odbijam w lewo do góry na Tropie, w mieścince jeden kundel tak ujada, że zęby bolą. Łętownia już tuż, tuż, a mnie nogi bolą. Mijam bardzo kameralną mieścinkę i podejście w las, na parkingu robię postój. teraz mam z górki, oczywiście asfalt, odbicie do Pasieki "Jar" i schodzę pogórzańskim klimatem. W Nowej Wsi kolejny zonk odnośnie przebiegu szlaku. Otóż, nie prowadzi w kierunku północnym do Czudca lecz odbija na wschód wzdłuż Wisłoka do Zaborowa. Za chwilę przekraczam rzekę i jestem na Pogórzu Dynowskim!


Most do Zaborowa, na mapie nie ma tego szlaku* :


A przede mną odrobina asfalciku, mijam przejazd kolejowy i dochodzę na przystanek PKS. Zasiadam w wiacie na moment i filuję w mapę, zastanawiam się gdzie ja k**** jestem. ;-)) Ale to nie koniec nowinki. Od wiaty przystankowej szlak żółty biegnie na północ, to se myślę, ok, od tej manieczki wkroczę do Czudca, nie,nie,nie... nic z tych rzeczy. 300 m dalej szlak odbija ponownie na wschód, ja już zmęczony kapkę, se myślę gdzie ja idę?! Zaś podejście, zaś sapy.. Trzymam się dzielnie żółtego szlaku aby nie zabłądzić, wychodzę na świeżo wyasfaltowaną dróżkę i oczy moje widzą miejsce odpoczynku, miejscóweczka ogrodzona, stół zadaszony, miejsce na namiot, ognisko! Tu zostaję, odpuścić takie.. Bizancjum? W życiu. Zostawiam klamoty i idę do gospodyni po wodę, przy okazji zadaję jej kilka pytań celem rozwiania wątpliwości. Niedaleko "Bizancjum" jest łącznik szlaków: żółty i czarny i prawdopodobnie to ten czarny łącznik prowadzi do Czudca, a mój żółty jutro "zaprowadzi" mnie do Wyżnego. Stawiam dom, kolacja przy stole, kilka esów i kima..



2.05.2016


Bizancjum nad Zaborowem - Dynów


Ranek przyzwoity. Wylegam na zewnątrz z obawą, że wkrótce zacznie padać. Nic z tych rzeczy, coś tam chlipnie dopiero w nocy. Śniadanko robię na zewnątrz, jest w miarę ciepło, ja przyodziany w waciak, nie ma się czego bać.



Przede mną ostatnie z Pogórzy, Pogórze Dynowskie. Zdecydowanie zmniejsza się zaludnienie tego terenu, co z kolei korzystnie wpływa na dzikość i spokój tego pasma, po przejściu tego pasma jestem pod ogromnym wrażeniem. Tymczasem się pakuję, dzisiaj znowu szlajanko do wieczora. W drodze do Wyżnego :



W Wyżnem chciałem zajrzeć na jajecznicę do Zajazdu "Magyar", ucałowawszy klamkę bo czynne od 11-stej polazłem na stację benzynową się nawodnić i poprzeć to wszystko Prince Polo XXL. Opuszczam cywilizację i wkraczam w tereny, które uwielbiam:


I kapliczka z boku której jest piękna ławka :


Co się daje zauważyć to zdecydowanie mniej asfaltu, korzystam z piękna Pogórza Dynowskiego :


Pierwszy raz spotykam miejsce odpoczynku gdzie jest narąbane drzewo!


Pierwszy raz w życiu spotykam taki manewr, wiszący "sikor" na drzewie :


Te atrakcje i wiele innych można spotkać w drodze w Paśmie Wilczego, które jest przepiękne. Wychodząc na łąki oczom nie wierzę, ale idę dalej :


Już widzę Wilcze 506 m npm :


Tuż powyżej kapliczki po lewej jest miejsce odpoczynku z możliwością rozbicia namiotu, rzecz ma miejsce tuż przy drodze :


A ja wkraczam do Rezerwatu Wilcze :


Tiaa, jest czad!


I do Wilczego w lesie bukowo - jodłowym :


I melduję się na jednym ze szczytów Pogórza Dynowskiego, Wilcze 506 m npm :



Widoczność nie najlepsza, w oddali najwyższa na Pogórzu Dynowskim Sucha Góra 582 m npm :


A ja kierując się na Ujazdy, podziwiam nadal Pasmo Wilczego :


Należy śmiało uświadomić społeczeństwo, że na Pogórzu Dynowskim występują również ścieżki zdrowia, po przejściu tejże stwierdzam, że błoto wciąga :


A nade mną niebo ciemnieje, lunie na bank. Ostatni dom przed ulewą, przeuroczy :


Dochodzę do Ujazdów, widzę murowaną wiatę przystankową, ma się tego farta, ledwo tam zagościłem i lunęło. Szacuję dobrą godzinkę spędzić w tejże, wyciągam kuchnię i gorąca herbata leci na ten czas. Zlewę przeczekuje również lokalna społeczność, opad mija, zaczynam pakować szafę i nie wiem jak to się stało, ale zgubiłem moje modne różowe rękawiczki! Notuję spadek nastroju.. ;-))
Ruszam, ostatni etap przede mną. Ostatnie wzgórza :


I kapliczki przydrożne takie "dynowskie" :


A za mną nadciąga kolejna chmura :


Mnie interesuje teraz tylko Łubno, bo stamtąd mam jakie 5 km do Dynowa. Przed 20-stą jestem na pięknych łąkach :


I jeszcze w pamięć zapadająca betonka, że wszystkie drogi prowadzą do Łubna :


W Łubnie nie robię postoju, na szlaku za wioską powinna być wiata, tam chciałem odsapnąć, ale jej nie znalazłem, robi się ciemno. Czołówka w plecaku ma się dobrze, jeszcze coś widzę. Widząc światła wielkiego miasta, dostaję mocy. Wchodzę na asfalt, a to oznacza, że mam jeszcze ok. 2 km do celu. Zrzucam szafę przy oświetlonej diodami kapliczce przydrożnej aby odetchnąć, wyciągam czołówkę i przy jej blasku idę do Dynowa, zaczyna kropić. Wjeżdżam do ryneczku, o godzinie 21.08 kończę imprezę pt. Szlak Trzech Pogórzy :


Na nocleg instaluję się w "Oberży", bardzo przyjemny lokal. Jedyne teraz o czym marzę to gorąca kąpiel, gorąca herbata i sen...


3.05.2016


Dynów - Wrocław


Przyjemnie jest się obudzić ze świadomością, że dzisiaj dłubanko w nosie. Prosiłem o śniadanie na godzinę 7:30, płacę za pobyt i pożegnawszy sympatycznego właściciela idę na dworzec autobusowy. O 8:15 mam PKS do Rzeszowa i stamtąd IC "Siemiradzki" o 9.40 do Wro. Bilet nabywam bez gwarancji miejsca siedzącego, faktycznie, do Krakowa wszystko wypchane, ale dałem radę, uwaliłem się w "WARS-ie", przy paluszkach i borygo pławiłem się w luksusie do samego Wrocławia...
To by było na tyle.

Jest to mój drugi długodystansowy szlak. Co rozumiem pod pojęciem długodystansowy szlak? Dla mnie sprawa jest prosta jak włos Mongoła - trasa powyżej 100 km.

Kilka uwag technicznych :

- szlak jest piękny, ale ma też swoje mankamenty:

a) jest dużo asfaltu - to wpienia
b) jest dosyć gęsto zaludniony, powoduje to, że szlak przebiega bezpośrednio przez prywatne posesje lub bardzo blisko nich
c) psy - największa zmora tego szlaku. Ujadanie tychże może czasem doprowadzić do szału
d) przez cały pobyt nie spotkałem ani jednego "plecaka"
e) to są pogórza, mimo niewielkich wysokości bywają wymagające, uwierzcie, można się spocić

Na Pogórzach jest tyle do zobaczenia, że idąc S3P ledwo je liznąłem, co mnie cieszy, bo jest po co wracać. W pierwszej kolejności mam Pogórze Dynowskie na tapecie, które uznaję za najbardziej kameralne.



Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki.

      ps. Zajrzałem na bloga, którego prowadzisz. Wzruszyłeś mnie Beskidem Niskim "trochę" zimowym. Superos!

      Usuń
  2. Piękne rejony! Mam na oku 🙂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz