Mija kwartał od ostatniej mojej wizyty w górach.
Po przejściu Niebieskiego Szlaku Karpackiego musiałem złapać drugi oddech, czyli dać se dwa tygodnie laby. Po "kwarantannie" chciałem się wybrać na jakieś "łyk-endowe Sudeciny". Okazuje się, że albo obfite ulewy, a to znowu wichury, żeby w końcu nie wspomnieć o...chorobie morskiej. I tak jakoś kwartał przepękałem na wymówkach. W końcu przyszedł czas. Piździernik za pasem, a magowie od pogody dalej straszą opadami. Dociera do mnie jasno i wyraźnie, że polegając na tychże zapowiedziach pogodowych, w domu na dupie mogę przepękać kolejny kwartał, a to już trąca patologią.1.10.2022
Wrocław - Głuszyca Górna - Rožmitál (nad Lomem) 544 m n.p.m.
Tak długa przerwa od gór ma jednak pozytywny walor, cieszy dosłownie wszystko. Łyk-end zamierzam spożytkować w Górach Suchych. Powód jest banalny, dawno tam nie byłem. O 9.12 wiozę się Polregio do Wałbrzycha. Na stacji Wałbrzych Główny przesiadka: Po dwóch kwadransach przerwy wiozę się KD -iem do strefy zrzutu, czyli Głuszycy Górnej. Około godziny 11-tej orzeł wylądował: Po wyjściu z pociągu zapodałem "na tyły": Uwaliłem się na schodkach. Okiem rzuciłem w mapkie, aby mieć jasność dźwięku i umysłu. Na dzień dobry ogarniam szlak czarny. Docieram do skrzyżowania. Widząc sklep, odbijam ze szlaku i wbijam uzupełnić paszę. Niechcący zakupiłem kilkanaście plasterków "cwaniaczka", który okazał się pyszny. Dobytek spakowany, wiktuały uzupełnione. Czas w drogę. za chwilę opuszczę asfalt i kulam pod wiaduktem: Szlak jest mało uczęszczany, co jest jego atutem. Robi się kameralnie, pot z czoła ogarniam przy belach słomy: Przede mną wieś Kolce, w której m.in. w latach 40 i 50-tych XX wieku stwierdzono występowanie uranu. Kolce witają mnie przyjemną wiatą, która usytuowana jest między boiskiem piłkarskim a placem zabaw: Chwilę ochłonąwszy ruszam dalej. W związku ze zbliżającą się porą obiadową, pauzę robię w restauracji Kompleksu Osówka: Zamówiłem pakiet turysty: Restauracja wypełniona po brzegi, na szczęście wolne było jeszcze poddasze. Tam w spokoju oddałem się konsumpcji. Po obiedzie ruszam do Sierpnicy przerucając się na szlak żółty. Po drodze spotykam "apartament" z widokiem na góry: Docieram do Sierpnicy: Zmieniam szlak na niebieski i kulam do Bartnicy. Oczywiście przegapiam odbicie na Wyrębinę, do którego wracam. Warto było. Po pierwsze pasę się widokiem na pasmo graniczne w kierunku Leszczyńca 736 m n.p.m.: Po drugie, na kolację znalazłem kilka kozaków czerwonych: Chwilę posiedziałem na skraju lasu podziwiając widoki. Napasiony z przyjemnością zbieram się do Bartnicy: Podczas zejścia do wsi łapię się na opad deszczu. Początkowo wyglądało to na opad chwilowy i przelotny, nic bardziej mylnego. Będąc koło restauracji "Pod Dwiema Lipami" zaczyna poważniej "kropić". Przede mną kolejny cel wizyty, czyli ruina kaplicy św. Anny w osadzie Granicznik. To miejsce utkwiło mnie podczas pierwszego przejścia szlaku granicznego z Gryfem w lipcu 2012 roku. Niestety, odpuściliśmy wówczas wizytę. Po 10 latach melduję się na miejscu: Wcześniej jednak podziwiałem widoki na Góry Sowie, które już tonęły w chmurach: Natomiast jeszcze wcześniej :) musiałem obciąć na Włodzicką Górę 757 m n.p.m., którą to wielokrotnie odwiedzałem, a i tak zamierzam ją odwiedzić ponownie: Rozpadało się na dobre. Jestem w lesie, więc zbytnio się nie stresuję. Waham się gdzie iść? Jako, że mam pewien plan na dzisiejszy wieczór lanasu zadaję do Šonova. Po drodze mijam ruinę gospody. Z racji nasilającego się opadu deszczu, aparatu nie wyciągam. Robi się szaro i ponuro, a ja docieram do Rozdroża pod Słoneczną 666 m n.p.m., dotykam zielonego szlaku granicznego i daję dyla do Czech. W przepiękne klimaty się wpakowałem. Plan noclegowy miałem na Malá Homole - vyhlídka 555 m n.p.m. Niestety, plan klękł z powodu opadu deszczu, a bawiłem na terenie otwartym. Z opresji ratuje ambona myśliwska. Jest około godziny 18-tej. Takiego noclegu nie odpuszczę, a za godzinę i tak zacznie się ściemniać. Zostaję! Zainstalowany w ambonie przygotowuję kolację, czyli będą czerwone kozaki: Grzybki zrobiłem na maśle, boczku. Biesiadę czas zacząć:Z ogniska guzik, cały czas pada. Po kolacji utulony w puchu odpadam. Dobranoc.
2.10.2022
Rožmitál (nad Lomem) 544 m n.p.m. - Nowa Ruda
W nocy padało. Bladym świtem również doświadczam przelotnego opadu. Czas zatem na śniadanie. Paszy miałem na dwa tygodnie. Mam problem z noszeniem jedzenia w górach, nie potrafię wziąć za mało :))). Opad ustał, ja po śniadaniu, czas rozprostować kości: No i oczywiście mój apartament: Dzisiejsza przechadzka odbierze mnie mowę. Opuszczam miejsce mojego noclegu i filuję za siebie: Nie żebym narzekał, czacha dymi: Ten stan rzeczy przypomina mnie pewne, bardzo klimatyczne pasmo w Polsce :)): Docieram do Šonova. Zaczyna się przejaśniać, obcinam niczym komornik na szafę na Broumov: Chwilę oddechu robię na terenie neogotyckiej kaplicy cmentarnej: Na drugie śniadanie wbijam do wiaty przystankowej, klasa sama w sobie :)) Posilony zwijam się. Po drodze widzę gospodarza na posesji, poprosiłem o wodę. Dostałem flakon Gemerki lekko gazowanej. Docieram do skrzyżowania szlaków zielonego i niebieskiego: Wtaczam się na przepiękny odcinek szlaku. Napasiony widokami widzę zadaszenie mojego niedoszłego miejsca noclegowego pod Małą Homolą: Mało mnie aparat z ręki nie wypadł. Okazuje się, że i tutaj jest ambona, tylko że zamknięta na kłódkę: Na miejsce odpoczynku łoję na szagę i z przyjemnością uwalam się: Garść widoków z tego jakże pięknego miejsca: Trafiłem na chwilę ze słońcem. Ubolewam, że Karkonosze były niewidoczne. Może uda się zobaczyć kolejną razą. Po chwilach wrażeń opuszczam miejsce i kulam na Homolę 649 m n.p.m., docieram w zdrowiu: Odbijam do wierzchołka, na którym znajdują się szczeliny wiatrowe: I jeszcze skałka z widocznym starym zielonym oznaczeniem: Zwijam się do Nowej Rudy. Wcześniej docieram do zielonego szlaku granicznego: Niedawno tu byłem, wspomnienia wracają: Jednak kontynuuję szlak niebieski, który mnie wzrusza: Zboczem Krępca 645 m n.p.m.: Jeszcze trochę potu i zasapany docieram do Drogi Satromłyńskiej 490 m n.p.m.: Prawie u celu, Nowa Ruda: Szlak wiedzie przez ogródki działkowe, zatrzymuję się przy dorodnej śliwie, by z ziemi pozbierać trochę owoców. Śliwki były tak pysznie słodkie, że urobiłem chyba z kilogram. Obżarty jak bąk wtaczam się do NR, ostatni akord imprezy:Melduję się przy kropie końcowej niebieskiego szlaku na dworcu kolejowym:
Nieco później się pochmurało i zaś opad deszczu. Z kimanka w wieży widokowej na Górze św. Anny guzik wyszedł. Z tych nerwów uwaliłem się w Górnym Dworze po drugiej stronie dworca kolejowego i uwalony w białej pościeli gwizdałem snem sprawiedliwego na wieczorną zlewę. W poniedziałek srana zawinąłem się do Wro okazją, jak normalny biały człowiek.Dziękuję za uwagę.
Wrzesień był wyjątkowo do niczego. Oby ta trasa, była dobrym prognostykiem na dalszą jesień, bo mimo deszczu nie było źle!
OdpowiedzUsuńDobrze prawisz 😎. Wrześniowy urlop musiałem przełożyć na inny termin z powodu opadów.
UsuńKotlet z foteczki z cyklu 'danie dnia' robi wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńps.
Menel, łypiąc na kamerki, chyba najwyższa pora zapodać paździdernikową porą do Bieszczadu ? :)
W "piździerniku" nie dam rady. Obawiam się, że najbliższy termin wizyty w Biesach może przypaść zimą :)
UsuńAmbonka nie wygląda na zbyt dużą, ale rozumiem, że karimata się zmieściła. Też z sentymentem wspominam swój nocleg w ambonie na Słowacji. Taki inny klimat.
OdpowiedzUsuńJa jedzenia za dużo nie noszę, zazwyczaj wszystko znika na wyjeździe. Nie chcę mi się niepotrzebnie nosić :P
Nie było najgorzej. Ważne, że na łeb się nie lało. Tamten rejon ambonami stoi :)). Co do drugiej części posta, mam z tym problem :))
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńZacnie spełnione dwa dni w Górach, znów trochę na uboczu, znów klimatycznie ;-)
Ten/te kotlet(y) - godne górskiego łazika :-)
Miło było poczytać i pooglądać, tym bardziej, że ja teraz z przerwą górską do...maja 2023r...
Pozdro z Północy :-)
Satan, dziękować. Współczuje tak długiej przerwy, za to jesień jest nasza :))
UsuńTen odcineczek po noclegu w ambonie rzeczywiście zachwyca!
OdpowiedzUsuńPS
Też się zastanawiam, czy w skład 'pakietu turysty' to wchodzą jeden, czy jednak dwa kotlety ;)
Nie, nie, nie :), oczywiście kotlet jest jeden...jedyny :). Pod kotletem oczywiście kapusta zasmażana. Był to najdroższy zestaw, ale co tam? kto biednemu zabroni :)
Usuń