Szlak Graniczny Tłumaczów - Przełęcz Okraj 12-15.07.2012


Z wielką radością wyściskałbym gościa, który był twórcą granicznego szlaku Tłumaczów - Przełęcz Okraj, wyznakowanego w 1992 roku. Na mój gust  jest to jedna z ciekawszych pozycji w Sudetach dla miłośników wędrówek z namiotem, kimaniem w wiatach tudzież w bardziej awangardowych miejscach o czym zapodam w relacji.
Szlak może zaskoczyć najwybredniejszych swoim klimatem, rzeźbą terenu. Ogromny walor w moim menelskim mniemaniu, to dzikość szlaku na niemalże całym 90 kilometrowym przebiegu co skutkuje tym, że dom, kuchnię trzeba nosić na grzbiecie.
Bez dalszego lania wody przejdę do rzeczy.
Szyku zadali:
- Gryf
- menel
Cel: Szlak Graniczny Tłumaczów => Przełęcz Okraj, odległość ok. 90 km.

12.07.2012

Tłumaczów => Siodełko

Oczywiście gdyby nie "moja Szefowa" to byśmy mogli liście z ulicy zbierać, bo to właśnie Ona wiozła nasze obrzydliwe dupska w czwartek po robocie do Tłumaczowa, czyli do miejsca skąd zaczyna/kończy się szlak graniczny. W Tłumaczowie na pętli autobusowej jest miejsce dla strudzonych wędrówkami:


My niestety pierwsze kroki skierowaliśmy do wiaty na przystanku autobusowym przeczekując zlewę.


Po około 30 minutach się wypadało więc ruszamy, szkoda czasu a zdecydowanie mamy co iść.


Zachwycamy się pięknymi plenerami,za nami Broumowskie Ściany z Koruną, dwa Szczelińce:


A przed nami..... szansa na kolejną zlewę:


Mówię do Gryfa:
-Zawróćmy! Zmokniemy!
Nie, nie. Poszliśmy dalej, nie byłoby czym wrócić. Do Tłumaczówka docieramy przemoczeni od stóp do ud. Trawka po kolana korzystnie wpływa na krążenie itd. W Tłumaczówku robimy obejście szlaku z powodu pokrzyw większych od Nas, a bardziej mokrzy niż jesteśmy nie chcemy być.
Na Ptasi Szczyt 535 m npm idziemy nadal w trawie. Natomiast w laczach chlupie aż miło. Przy Marcowskim Potoku robimy chwilę na uzupełnienie płynów. Woda po opadzie trochę mętnawa, do przegotowania się nada. Dalsza część trasy wiedzie przez Włodarz 668 mnpm => Wysoka 749 mnpm. Jako, że zaczęło się ściemniać, to na Głowy 743 mnpm poszliśmy górą i na pierwszy nocleg zeszliśmy na siodełko pomiędzy Głowy a Czarną 723 mnpm. Po rozbiciu namiotów pierwsza czynność to wykręcanie mokrej odzieży, gorąca herbata i lulu.

13.07.2012

Siodełko => Golińsk

Ranek mamy przedni. Nasz "camp":



W oddali Wielka Sowa 1015 mnpm:


Uwaleni jesteśmy tuż przy ścieżce prowadzącej do pięknie położonej wioseczki Dworki. Zejdziemy tam po wodę, gdzie przy pierwszej zagrodzie powitają nas groźnie ujadające wielkie psy. Właściciel posesji z rozbrajającą szczerością stwierdził:"Nie obawiajcie się, szczepione."
Właściciel, człowiek o wielkim sercu wyposażył nas w dwa flakony wody niegazowanej za co gorąco podziękowaliśmy i czym prędzej czmychnęliśmy na szlak w obawie, że któryś z piesków może pokonać ogrodzenie. Następny wodopój dopiero poniżej przełęczy Trzy Koguty.
Wracamy na szlak i kontynuujemy wędrówkę w mokrej trawie, następne nasze odpoczynki to konieczność wykręcania mokrych skarpetek. Na trasie żywego ducha,od czasu do czasu spotykamy "prywatną inicjatywę" przy zbiorze jagód. Mijamy Trójpański Kamień:


Z okolicy Czarnocha 733 mnpm już się pokazuje Ruprechticki Szpiczak 880 mnpm. Wcześniej jednak na posiłek regeneracyjny schodzimy do wiaty na Przełęczy pod Czarnochem. Podczas relaksu w wiacie klasycznie przelotny opad deszczu. Po raz kolejny nie mamy szans na podsuszenie się.


Zbieramy się, napieramy na Trzy Koguty. Z wodą stoimy dobrze, nie ma potrzeby schodzić do potoku. Od tego miejsca mamy przechlapane. Zanim osiągniemy RS uronimy trochę potu. Ale za to Ruprechticki Szpiczak serwuje to co najlepsze, czyli widok nawet na wrocławski Sky Tower:



Trochę przegięliśmy z odpoczynkiem, przebimbaliśmy całe 2,5 godziny. Ale za to pławiliśmy się w luksusie przy ognisku, korzystając ze słoneczka dosuszając mokre bety.


Zawsze to coś bo mijając Kopicę 803 m npm, Kozinę 796 m npm i schodząc przez Średniak 782 m npm do Nowego Siodła, zaś ulewa i zaś w laczach chlupie. Za nami:


Żegnamy Góry Suche:


Czasem w oknie pogodowym jest nadzieja na przejaśnienia:


Docieramy do Nowego Siodła. Tu dobra informacja, od 15.07 podobno miał być otwarty nowy sklep. Takie info uzyskaliśmy od mieszkanki tego pięknego zakątka. Jako, że byliśmy tam w feralny piątek 13-tego więc "jakby" nie mieliśmy czasu czekać 2 dni na otwarcie nowej placówki handlowej, to znowu korzystając z uprzejmości mieszkańców uzupełniliśmy zapasy wody i przed nami OeS-ik Nowe Siodło - Golińsk:


W Golińsku mamy fajrant, zanim pójdziemy na pokoje to kroki kierujemy do Czech. W Starostinie uwalamy się w knajpuni na normalny obiad, stać nas nawet na drobne zakupy uzupełniające, po czym wracamy do Golińska i wbijamy do "agro"czyli instalujemy się w mieniu po pegeerowskim. Wybór jest zacny, wybraliśmy ten gabinet:




14.07.2012

Golińsk => biwak pod Jaworową 786 mnpm


Ranek słoneczny ale wietrzny, ogarniamy barłogi i wymarsz. Z niedowierzaniem patrzymy na Góry Suche, które toną w chmurach. Jeszcze zwracamy uwagę na "gościa" :


Przed nami Mieroszowskie Ściany, szlak wiedzie początkowo pięknymi łąkami następnie wkracza w dżunglę. Odbijamy trochę w prawo od słupków granicznych, niepotrzebnie. Grzbiet MS atakujemy na szagę, zaś kilo schudłem przy podejściu. Chmury już nas dopadają. Widok z Mieroszowskich Ścian:


Gryf narzuca dosyć mocne tempo, zaraz może lunąć. Na granicy Mieroszów - Zdonov od razu walimy do wiaty.



Udaje nam się, przelotny opad obserwujemy z wiaty. W Łącznej godne uwagi zoo, my grzecznie idziemy na przystaneczek na kolejne wykręcanko skarpet. I tu mała uwaga, szlakowskaz wskazuje 4 godziny do Okrzeszyna:


Czyli coraz mniej do miejsca w którym poległem w roku ubiegłym. Zostawiamy Łączną i toczymy się na Przełęcz Strażnicze Naroże.


Szybko uwijamy się przez Zielonkę 701 mnpm, Strażnicę 696 mnpm i czadowe zejście. Po drodze nas wita Ziemia Chełmska to mmmmmmmmm... stary słupek:


a jaka wiatunia, ha! To jest wypas!! Gdyby przyszło nam tu kimać, losowanko kto śpi "w nogach" gwarantowane jak nic:


Z Przełęczy Chełmskiej zaś mozolne podejście na Grzbiet Graniczny. A na nim już dusza się raduje:


i dawny a odrestaurowany słupek graniczny czechosłowacko-niemiecki:


i jakże kameralny paśniczek z którego można skorzystać w razie "awarii" :


i czas dla drużyny:


Następnie przejście krawędzią Gór Stołowych, pozdrowienia znad krawędzi:


Las Granicznego Grzbietu jest prześliczny:


A my w końcu schodzimy do Okrzeszyna gdzie w potoku zażywamy kąpieli. Ustaliliśmy z Gryfem, że podstawą udanej imprezy to:
- czysty ptak
- wypucowany rów
- suche buty.
Reszta to małe miki. Prawie w Okrzeszynie:


Klasycznie dopada nas zlewa którą przeczekujemy pod dziką czereśnią, nie zapomnieliśmy się poczęstować. Upragniony Okrzeszyn Camp:


To wiata na pętli autobusowej. Obok przy domu jest studnia z której można skorzystać:


Wypoczęci zbieramy się. Myślałem, że najgorszy odcinek mamy za sobą, jak to się można pomylić. Smarujemy na Jański Wierch 697 mnpm.


Jak dla mnie ten szczyt to rewelacja!! Możemy podziwiać piękne widoki, karbońskie skałki piaskowcowe, niektóre z nich serwują nawet nocleg.


Mega niespodzianką jest Jańska Studzianka o czym wspomnę jeszcze. My tymczasem dajemy na Beczkowski Kopiec przez przecudowną łąkę:


która kryje w sobie takie pamiątki:


Impreza dobiega końca, Karkonosze już w zasięgu wzroku:


Podejście na Beczkowski Kopiec to rzeźnia. Jako, że się robi ciemno rozglądam się za jakimś sensownym miejscem na rozbicie namiotu. Ok. 21.00 docieramy na miejsce, rozbijamy się pod Jaworową 786 m npm. Jesteśmy w Górach Kruczych.


15.07.2012

Pod Jaworową => Przełęcz Okraj 1046 m npm

Przed nami ostatni etap wędrówki. Na biwaku:


Zbieramy się wcześnie, przebimbane 2,5 godziny na Ruprechtickim Szpiczaku wychodzą. Ok. 6.30 już jesteśmy na szlaku i napieramy do Lubawki. Kralovecky Spicak 881 m, najwyższy w Górach Kruczych:


Bardzo gorąco polecam wszystkim zejście, a jeszcze bardziej podejście na Polską Górę 792 m. Po prostu czad! Rzuciwszy z niej okiem na Lubawkę, idąc 1,5 godziny lasem i nagle taki widok, można się wzruszyć:


Takie niepozorne "wzniesienie" :


Brama Lubawska wita strudzonych i odwodnionych:


Na moment do Czech na Kofolę i drepczemy dalej, czasu mało roboty dużo. Się okazuje, że przed nami jeszcze kaaaaawał drogi. Mostek:


N pastwiskami do lasu,tam ci mokradeł nie brak ale dali my radę. W końcu wchodzimy ponownie na łąki i Zaclerz mówi dzień dobry:


Na Rogu Granic :


Znajdująca się tuta wiata, jest okupowana przez... mrówki! Odpuszczamy, nie mamy szans. Na obiad idziemy do wiaty na przejściu granicznym Niedamirów -Horní Albeřice


Jako, że na Lasockim Grzbiecie jestem pierwszy raz w życiu, okolica mnie miażdży. Na Starej Drodze Celnej uchowała się ta kapliczka w kształcie kolumny z kielichem, która została zbudowana na pamiątkę luterańskiego księdza Zachariasa Schmiedta, którego wygnali Jezuici i to ponoć tą drogą uciekał w 1622 roku wraz ze swoimi parafianami:


Widokami upojeni:


Przed nami ostatki. Łysocina i zejście na Przełęcz Okraj. Myliłby się ten kto sądzi, że przejdziemy ten odcinek suchą stopą, nie nie nie. Na zakończenie imprezy przed Rozdrożem pod Łysociną jesteśmy zlani na maxa i na dodatek Gryf się gdzieś zawieruszył. Na Łysocinie po zlewie w oczekiwaniu na Gryfa:


Schodzimy na Przełęcz Okraj:


Kończymy imprezę w pełni zadowoleni:





Do Kowar zabieramy się na stopa, podwozi nas starsze małżeństwo z którym mijałem się na szlaku za co kłaniamy się nisko. Z podziękowaniem dla Gryfa, za wspólne trudy.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze