Pogoda dla bogaczy

Z końcem ubiegłego roku podczas luźnej rozmowy telefonicznej Satan "rzucił na blat" Beskid Śląski. Pierwsze co mnie przyszło do głowy to myśl, że "On ci" oczadział.

Po chwili jednak dodał, że stawia na boczne grzbiety. I tu jest pies pogrzebany. Oferta okazuje się wielce atrakcyjna, bowiem zawsze tam nie byłem, a to co widziałem podczas przejścia GSB, dało do myślenia. Nie spodziewałem się, że to pasmo może tak pozamiatać moimi emocjami. Zasugerowałem Satanowi, aby nie tykać fragmentu GSB, którym szedłem w 2017 roku. W jakimś fragmencie jednak będziemy zmuszeni wbić się na szlak rzeczony, co z kolei zaskoczy nas jak diabli, odnośnie przebiegu naszej trasy. Skoro jest tak pięknie, pozostaje ustalić termin wyjazdu, "zamówić" pogodę, spakować szafę i...dać dyla!

23.10.2021 

Wrocław - Bielsko Biała - Schronisko PTTK "Na Błatniej"

Bez mała minął rok od naszych ustaleń :). Szykuje nam się kolejna impreza z cyklu "Spotkanie na szczycie". Tydzień przed wyjazdem to sprawdzanie pogody i tu nie jest różowo. Trudno, bierzemy co dają. Kulam na dworzec. O 8.14 mknę "Halnym" bezpośrednio do BB. Droga mija bez problemów. Kwadrans po 12-stej melduję się na miejscu. Bielsko - Biała, "orzeł wylądował". Na peronie uśmiechniętą japą wita mnie Satan. Idziemy do sklepu celem dokupienia kilku drobiazgów, po czym logujemy się w wozie bojowym i jedziemy do punktu startowego:
Ekwipunek ogarnięty, morale wysokie. Nie ma co się rozczulać, ruszamy. Przed nami parę dni szlajanka. Obieramy szlak czerwony do schroniska na Szyndzielni, dobra rzecz na rozgrzewkę:
Start mamy raczej marny. Jest pochmurane, czasami jednak przebija się słońce. Mijamy kaplicę na Dębowcu. Nie zatrzymujemy się, uwalimy się w schronisku na obiedzie. Zasapani docieramy na miejsce. Meldujemy się przy schronisku PTTK na Szyndzielni, które usytuowane jest na wysokości 1001 m jako najstarsze schronisko w Beskidach zbudowane w 1897 roku:
Widoki sprzed schroniska są przednie. Obcięliśmy na Beskid Mały, z Magurką Wilkowicką w roli głównej:
Przybyliśmy w samą porę. Załapaliśmy się na pierwszy opad śniegu w tym sezonie. Nie możemy na to patrzeć, czas na obiad. Do stołu zasiedliśmy jak burżuje. Dałem se żurek z pieczywem i kotleta w pakiecie. Na głodnego nie wypada omawiać trudnych spraw, jakim jest nasz nocleg. W trakcie posiłku zastanawiamy się gdzie śpimy. Mamy jasność dźwięku, że najlepszym rozwiązaniem będzie schronisko w ramach dnia pierwszego. Po opadach robi się gnój. Decydujemy, że dokulamy na nocleg do schroniska PTTK "Klimczok". Posileni, pełni "werwy i zapału" ruszamy dalej, robi się błotniście. Docieramy do schroniska, spod którego łypiemy na Klimczok 1117 m :
Mając w planie nocleg w tutejszym schronisku, wtaczamy się do recepcji...i klops, brak miejsc! Nie, to nie może być. Nie daliśmy wiary tej wersji. Nie zmienia to faktu, że nie mamy gdzie spać. Drapiemy się po naszych biednych głowach i po chwili namysłu decydujemy, że odważymy się dojść na Błatnią. Opuszczamy lokal. Z tych nerwów zapomnieliśmy przybić pieczątkę, o czym zorientowaliśmy się dopiero "za siedmioma górami". Schronisko na Klimczoku żegna nas bardzo serdecznie, ba, nawet słonecznie:
Z okolicy Siodła pod Klimczokiem "piździernikowy" ogląd na Skrzyczne 1257 m:
Udało się "przyłapać" Satana:
Zastanawiamy się nad atakiem na Klimczok, ale co jeżeli nie podołamy? Wstyd będzie. Wybieramy bezpieczniejszy pozaszlakowy trawers do szlaku żółtego, tak będzie rozsądniej :). Szast, prast i witamy się z żółtym szlakiem, osiągamy Trzy Kopce 1080 m, na którym znajdują się ruiny schroniska. Przed nami jeszcze Stołów 1035 m i nie pamiętam... czy to spod niego było odbicie, czy może za nim? Nie dam głowy. W każdym razie trafia się gratka. Dobrze, że Satan zechciał zejść nieco niżej celem wyszukania dogodnego punktu obserwacyjnego na jakże szacowny zachód słońca. Pech chciał:

Z tego miejsca należą się pozdrowienia dla Reda, co niniejszym czynię. Na Błatnią docieramy po ciemaczu, czołówki mają się dobrze...w plecaku. Schodzimy do schroniska, tu nie ma problemu z noclegiem. Logujemy się. Trafiamy na imprezę, na szczęście towarzystwo jest kulturalne, obyło się bez chlewu. Przy kolacji rozważamy plan zajęć na dzień następny, po czym gorący prysznic, salto na tapczan i sen. Należy nam się. Dobranoc.

24.10.2021

 Schronisko PTTK "Na Błatniej" - Pod Orłową

Spałem dobrze. Bladym świtem łypię "bez okno" i nie jest dobrze. Okolica tonie we mgle. Ma się tego farta w życiu. Wczoraj w drodze do schroniska zero widoków, bo ciemno, rankiem zero widoków, bo mgła. Ja przepraszam, ale ki ch** wodę mąci?! Śniadanie mamy w wariancie "własne zapasy". Powodem jest brak możliwości płacenia kartą, a ja z tego lenistwa po raz kolejny "zapomniałem" podjąć co nieco ze ściany płaczu i w końcu mając dwie dychy w portfelu, musiałem wielce uważać z szarżą w bufecie. I takim to sposobem Satan "postawił" nocleg. Ale dobra, nie ma co biadolić, kończymy śniadanie i idziemy na halę podziwać widoki. Jakbym dostał w mordę:
Nadchodzi Satan, dosyć uważnie się przyglądałem, czy to na pewno on:
Trwamy w nadziei na poprawę widoków, i masz...robi się ciekawie:
Nadzieja matką głupich, jak mawia staropolskie przysłowie. Na Błatniej 917 m:
Wracamy do schroniska po klamoty, dziękujemy za gościnę i opuszczamy lokal. Schronisko na Błatniej oceniam bardzo pozytywnie, a urokliwego położenia nie można mu zarzucić. Za chwilę dotrzemy do Rancza Błatnia:
Kulamy ku Wielkiej Cisowej 877 m. Z jej grzbietu żegnamy Błatnią, schronisko PTTK oraz Ranczo. Przy brzozowym zagajniku jakaś ekipa nie bała się użyć namiotu w ramach noclegu:
Świat jeszcze nie zszedł na psy :)). Satan zapodał na sesję foto w partię podszczytową, a ja odsapnąłem przy pomniku poświęconym żołnierzom NSZ, którzy 13.05.1946 roku na Błatniej stoczyli walkę z funkcjonariuszami MO. Po chwilach relaksu pora ruszać w drogę. Przerzucamy się na szlak zielony i schodzimy do Brennej. Po drodze mijamy wielce kameralną polanę, na mapie widnieje jako Szarówka. Satan ponownie przepadł w ramach sesji foto. Ja również miałem się nad czym pochylić. Oddech wyrównałem przy kameralnej kapliczce:
Zajrzałem nawet do pewnej acz bardzo widokowo usytuowanej bacówki, której mankamentem jest...klepisko i trzy worki plastiku w środku. Kufa, samo się nie przyniosło!
Oczy ze zdumienia przecieram. Początek imprezy zapewnia poważną dawkę wrażeń. Aż się dzielę z Satanem obawą, aby coś nie klękło. Ze śpiewem na ustach schodzimy do Brennej. W miasteczku lądujemy w sklepie, wcześniej podjąłem z bankomatu "co nieco", rozliczając m.in. nocleg, za który wypierdział Satan. Wygrzewając się na sklepowym murku kończymy z przekąskami i szykujemy do przejścia na kolejny grzbiet. Przekraczamy Brennicę:
Przeprowadzamy atak na Horzelicę, strome podejście daje popalić. Beskid Śląski oczarowuje nadal:
Upoceni docieramy do szlaku czarnego, co oznacza, że jesteśmy już na grzbiecie. Jeszcze odrobina wysiłku i meldujemy się na Horzelicy 798 m:
Wielka Czantoria 995 m łypie na nas:
A po przeciwnej stronie, o ile się nie mylę, obcinka na m.in. Klimczok, czyli stamtąd idziemy:
Nie mogę przemilczeć "Wielkiej Rzeczy Beskidu Śląskiego", czyli Hali Jaworowej. Oto i ona, cudo!
Po zachwytach ruszamy. Grzbiet Starego Gronia miażdży:
Czasem warto przysiąść na kamiennym murku. Odpocząć, kurz otrzepać, czy pot z czoła ogarnąć:
To nie koniec atrakcji rzeczonego grzbietu. Za chwilę meldujemy się przy wieży widokowej na Starym Groniu 792 m:
Robimy dłuższą przerwę. Jednym z powodów jest ognisko, do którego się podpięliśmy na "krzywy ryj". Wcześniej jednak ogląd z wieży:
Chatka jest otwarta, ale i monitorowana. Genialna miejscówka na nocleg. W środku znajdują się stoły i palenisko. Hala Jaworowa po raz drugi:
Pora podsumować naszą przerwę, fot. Satan
Opuszczamy to jakże zacne miejsce. Schodzimy do "Doliny Leśnicy" nawodnić organizmy i ponownie podejście przed nami. Zarzucamy tempo, celem wyprzedzenia "grup pielgrzymkowych". Jesteśmy na grzbiecie. Kierujemy się do prywatnego schroniska "Telesforówka". Po grzbietowych atrakcjach wkraczamy do lasu na bardzo urokliwy trawers, którego końcówkę podsumowuje fantastyczny buk:
No i upragniona Telesforówka przed nami:
Wbijamy na pomidorową i borygo. W oczekiwaniu na posiłek historia naszej wędrówki jak na dłoni: Horzelica i na ostatnim planie Błatnia:
Przed nami jeszcze parę gramów potu, Orłowa 813 m:
Podejścia w nogach już odczuwamy. Wysyłamy kilka MMS-ów i pora się ewakuować...na ostatnią prostą. Przestawiamy się na szlak niebieski. Beskid Śląski karmi nas "złotem" na maksa:
I jeszcze "dwóch takich", co leśną aleją na Orłową "kuleją":

Na mapie jest zaznaczony kamień graniczny, nie znaleźliśmy go. Od szczytu odbija "znaczek" do pozostałości bunkra partyzanckiego w Grapach, nie szliśmy tam. Z racji, że już się ściemniało bardziej byliśmy nastawieni na odpowiednie miejsce na namiot, innymi słowy, chcieliśmy już zlec. Mijamy Orłową i nic ciekawego nie znaleźliśmy na nocleg. Decydujemy się na ostatni wysiłek i schodzimy do przysiółka Orłowa. Rozbijamy się przy skrzyżowaniu szlaków, a z mroku wyłania się i zbliża do nas "bestia"...owczarek niemiecki. Na nasze szczęście suczka okazuje się być dobrze ułożona i nie zależy jej żeby nas pogryźć :). Ba, mieliśmy przez jakiś czas dodatkową kompankę, z którą chwilę się "powygłupiałem". Namioty stoją i zaczyna wiać. Niechybnie "idzie" zmiana pogody. Wskakujemy do namiotów, kolacja, dodatkowa herbata i kończymy dzień lekko zziębnięci od wiatru. Śpiwór puchowy to wynalazek ponadczasowy. Utulony w nim odpływam...dobranoc.

25.10.2021 

Pod Orłową - Mrózków

Całą noc targało namiotami. Plus dodatni tego stanu rzeczy to brak kondensacji w namiocie. Pogoda jest piękna, ale podszyta zimnym wiatrem. Kałuża koło nas zamarzła. Poranne śniadanie się należy i zwijamy obozowisko. Rozbici jesteśmy w pobliżu posesji i tym razem witają nas dwa inne psy, tzw."szczekający breloczek", który szumu robi za całe stado i poczciwy bernardyn, który szczeknął ze dwa razy, dając nam do zrozumienia, że mu nie podskoczymy :)). Po śniadaniu wylegliśmy na zewnątrz. Kiedyś na forum NPM było twierdzone, że Satan cienia nie rzuca :), pragnę to wyprostować:
Miejscówka o tyle atrakcyjna, bo z widokiem na Małą Fatrę. Pakowanko. Z szafami na plecach schodzimy do Ustronia Polany. Schodząc na Przeł. Beskidek 668 m towarzyszy nam godny widok na Wielką Czantorię 995 m:
Jednak ten widok - acz jest godny:)) - to "małe miki". Jeszcze zdążyłem łypnąć na Beskidek 700 m:
Nagle z lasu wyłaniają się trzy i to nie byle jakie postacie. Oczy przecieram ze zdumienia, ki diabeł! Przyodziani jedynie w obuwie, krótkie spodenki, czapki i rękawiczki. Zatrzymujemy się, uścisk dłoni i chwila rozmowy:

Co się okazuje. Chłopaki robią przygotowania do morsowania. Pierwszy z prawej to Sebastian Stachoń, instruktor kickboxingu i samoobrony. Bardzo utytułowana persona: 

- dwukrotny Mistrz Europy w kickboxingu 2014, 2016 

- trzykrotny Mistrz Polski w kickboxingu 2016, 2017, 2019 i inne.

Wcześniej oczywiście nie wiedzieliśmy z kim mamy przyjemność. Dwaj koledzy Sebastiana coś tam "między wierszami" wspomnieli, że to znana osobowość. Podczas pisania relacji pogrzebałem trochę w internetach...i masz. Żegnamy się w dobrych humorach. Komentujemy z Satanem "zajście", który ocierając pot z czoła stwierdził:

 - dobrze, że byliśmy grzeczni :))

Stwierdziliśmy jeszcze:

 - traf na ich zły dzień, albo jak są głodni :))

fot. Satan:
Mamy farta, cały czas :). Schodzimy do Ustronia - Polany "jesienną aleją":
Docieramy do asfaltu. W wiacie przystankowej zasiadamy na "małe 5", celem wyrzucenia śmieci. Nie idziemy na Czantorię. "Mordercze" podejście i tak niczego w nasze marne życie nie wniesie. Kulamy zatem asfalcikiem dla zdrowotności, a naszym celem jest Wisła - Obłaziec. Przekraczamy Wisłę:
Trafiliśmy z pogodą w "dyszkie":
Satan pewnych okazji nie przepuści, mowy nie ma:
Do grzbietu idziemy trasą alternatywną. Do Osiedla Bucznik będą poty, mimo iż cały czas mamy asfalt w promocji. I tak wychodzimy na tym lepiej, poznając inny wariant dojścia na grzbiet. Nasza męka się kończy, za chwilę będzie widokowo. Na końcówce mijamy "wagon specjalny":
Ufff, można odetchnąć. Przed nami piękna panorama Skrzycznego 1257 m. "Uroku" oczywiście dodaje pięciogwiazdkowy kompleks rekreacyjny Horeca Business Club:
Za chwilę będziemy już na czerwonym szlaku/GSB/. Przed nami jeszcze małe motanko, Satan podklepał na posesję zapytać o kierunek i okazuje się jesteśmy niemal "2 metry" przed budynkiem stacji turystycznej "Światowid", czyli GSB nas za chwilę uraczy:
Spojrzeliśmy na Wielką Czantorię, tym razem z takiej perspektywy:
Przed nami Przeł. Beskidek 684 m, Soszów Mały 762 m i na odpoczynek lądujemy w schronisku na Soszowie:
Przy obiedzie omawiamy dalszy przebieg trasy. Sugeruję Satanowi, aby odpuścić Baranią Górę. Klecimy inny wariant, który wyjdzie nam na zdrowie. Posileni opuszczamy lokal, przed nami Soszów Wielki 885 m. Czeka nas nielicha niespodzianka, mamy widok na Tatry:
Kolejna atrakcja to widoki z Cieślara 920 m:
Poniżej chwila na wyrównanie oddechu przed podejściem na Stożek Wielki 978 m, oczywiście pazerne ujęcie na Cieślar :) :
No nic, bomba w górę i ruszamy krokiem równym a tempem miarowym na SW. Dwa kwadranse później zasapany melduję się przy budynku schroniska. Do szczytu Stożka Wielkiego 978 m nie idziemy, bo czas już blokuje. W schronisku jajecznica się należy:
Posileni opuszczamy schronisko a także czerwony szlak. Za chwil parę odbijamy na niebieski kolor szlaku. Ostatni kadr dzisiejszego dnia:

Na Przełęcz Łączecko 774 m idziemy "dolnym" wariantem. Od przełęczy jeszcze "gram potu". Na nocleg odbijamy przez teren prywatny do przysiółka Mrózków lub Mraźnica, sugerując się mapą piszę pierwszy przysiółek. Ścieżka wyprowadza na bardzo przyjemną łąkę, przy której znajduje się posesja. Żeby nie wyjść na chama idę zapytać, czy możemy rozbić namiot. Początek mamy fatalny, po dłuższym łojeniu w furtę wychodzi do nas gość, który nawija do nas po angielsku i mówi, że ten teren jest zamknięty, o czym wiemy. Zrezygnowani odpuszczamy, gdy nagle w drzwiach pojawia się dobrodziejka i pozwala nam się rozbić na nocleg. Nieco zmęczeni rozbijamy się za jodłami. Szybko lądujemy w namiotach, kolejna noc bezchmurna, ale z przymrozkiem. "Łysy" świeci..."przykładem", a ja w puchu utulony nie pamiętam, kiedy "klisza" mnie się potargała. Sen. Dobranoc. 

26.10.2021 

Mrózków - Hala Jaworowa

Z noclegiem trafiliśmy. Dzisiejszy dzień będzie zdecydowanie cieplejszy, ale też zacznie się chmurzyć. Nie ulegając kaprysom pogody, wywlekamy nasze "truchła" na zewnątrz. Podziwiamy "nasz plac" z widokiem na Stożek Wielki i Cieślar, który w kadrze się nie zmieścił :)
Podczas śniadania wychodzi do nas właścicielka z pytaniem, czy chcemy kawy? Nie chcąc robić problemu pięknie dziękujemy. Zaraz i tak opuszczamy miejsce biwaku w pobliżu tej pięknej posesji:
Przed nami trasa na Przeł. Kubalonka 761 m. Jesteśmy dosyć wcześnie, większość kramów zamknięta. Schodzimy do drewnianego kościółka, który został wzniesiony w 1779 roku w Przyszowicach a przeniesiony na Kubalonkę w latach 1957 - 58:
Wizyta w kościółku w ramach przerywnika. Chwilę się krzątając w jego okolicach zawijamy się ponownie na Kubalonkę => Przeł. Szarcula 759 m na której żegnamy czerwony szlak i schodzimy - asfaltem ma się rozumieć - w kierunku Zameczku, Rezydencji Prezydenta RP. Po drodze jednak decydujemy się na stop-a. Satan wystawił grabę, "pierwszy strzał" okazał się celny. Dobrodziejem okazuje się pracownik nadleśnictwa, który zabiera nas do Osiedla Wisły, Czarne. Mamy zaoszczędzone kupę czasu i zdrowia. Wysiadamy przy początku lokalnego szlaku niebieskiego/biało-niebieski kwadrat/. Dla grzbietu Cienkowa poświęciliśmy Baranią Górę z prozaicznej przyczyny, na Cienkowie zawsze nie byliśmy i jak się zdaje warto było, ale po kolei. Niebieski szlak nas trafił oferując kolejne bogate podejście, co spowodowało, że do Rancza Cienków wypociliśmy z pół wiadra potu, jak nie więcej :). Trud się opłacił, witani jesteśmy nadzwyczaj serdecznie:
Zanim wstąpimy do restauracji celem uzupełnienia kalorii, nogi "jakby same" niosły na Cienków 716 m:
Widoki z niego niszczą. Muszę wspomnieć, że Satan zaczął przeklinać :) W przednich nastrojach idziemy się posilić:
Pasza w tym lokalu należy do wyjątkowych, zamówiłem Janosikowe z maślanką:
Rozpłynąłem się w zachwytach :)). Posileni i opici jak bąki zbieramy się. Do Rancza Cienków na pewno wrócę...ot, na "janosikowe". Przed nami kolejna garść luksusu. Trudno, jakoś to będzie. Tak "po prawdzie", nikt nie mówił, że będzie łatwo:
To nasza trasa do grzbietu. Mijając widokowe rozmaitości wkraczamy w las, cały czas mamy pod górę. Mijamy wiatę, obok niej jest huśtawka oraz miejsce na ognisko, zawsze to jakaś opcja. Kolejne miejsce odpoczynku to przysiółek Wyśni:
Przed nami Cienków Wyżni 957 m i odrobina wysiłku. Docieramy do grzbietu, meldujemy się na zielonym szlaku, Gawlasi 1077 m:
Po drodze "rzuciłem okiem" na fragment Jeziora Żywieckiego z Beskidem Małym:
Idąc w pewnej odległości za Satanem, byłem przekonany, że widziałem go na szczycie Zielonego Kopca 1152 m. Zatem wtaczam się i ja. Okazuje się, że miałem zwidy, bo był to Ukrainiec, z którym zamieniłem dwa słowa. Skoro jednak jestem na szczycie, to warto "pstryknąć" na Skrzyczne 1257 m:
Wracam do szlaku:
Satan czeka na mnie na przełączce. Zostawiamy klamoty i idziemy na Malinowską Skałę 1152 m. Jako, że jest to najwyższy punkt trasy, należy godnie uczcić nasze kolejne "Spotkanie na Szczycie":
Przeszywa nas zimny wiatr, wracamy do naszych plecaków i odbijamy na Przełęcz Salmopolską 934 m via Malinów 1114 m:
Schodząc na przełęcz już oczami wyobraźni siedzimy w restauracji racząc się ostatnim posiłkiem, a tu masz...jest remont drogi i w związku z tym wszystkie knajpy są zamknięte. Wbijamy do jedynego czynnego lokalu:
Zamówiłem serniczek i herbatę z cytryną z tych nerwów. Satan natomiast mając zbunkrowaną kanapkę w plecaku, popił ten luksus zakupionym w tym lokalu napojem izotonicznym i jak mnie potem "czarował", aby się nie odwodnić. Nieco posileni ruszamy na ostatnią prostą. Kulamy na Halę Jaworową. Docierając na miejsce, nie możemy uwierzyć. Jednak to prawda, jesteśmy w Beskidzie Śląskim. Bez zbędnego pier******a zrzucamy bagaż i idziemy po opał, w dobrym tonie będzie podsumować imprezę przy ognisku. Nie możemy pominąć zachodu słońca. Z niedowierzaniem patrzyliśmy na spektakl:
Mając rozstawione namioty nadszedł czas na ognisko:

Posiedzieliśmy przy garnuchu gorącej herbaty wspominając m.in. poprzedni wypad w Pieniny, byli śmichy, byli chichy i nieco zmęczeni życiem udajemy się na zasłużony odpoczynek. Pogoda wymarzona, jest bezwietrznie, niebo gwiaździste. Widzieliśmy Wielki Wóz, a nawet radiowóz. Dobranoc.

27.10.2021

 Hala Jaworowa - Przełęcz Karkoszczonka 729 m - Bielsko Biała - Wrocław

Spałem dobrze. O świcie wychodzę z namiotu na ucztę duchową. I co moje biedne oczy widzą? Dzień się budzi:
Wielka Czantoria z Hali Jaworowej:
Jest i Stożek Wielki z Cieślarem, przedostatni plan:
Wieczorem widzieliśmy jakieś światło, które zbliżało się do nas. Okazało się, że na nocleg przy szałasie zmierzał miłośnik Beskidu Śląskiego:
Ten szałas był widoczny niemal z każdego miejsca widokowego, które obejmowało Halę Jaworową. Przy bliższym zapoznaniu okazuje się, że miejscówka posiada mankamenty. Jednym z nich jest klepisko. Mimo wybitnego usytuowania, nocleg w nim mógłby okazać się męką i lepiej mieć namiot w tym wypadku. Zapowiada się kolejny piękny dzień:
Czas zacząć się pakować, ale od czego zacząć?
Po jakimś czasie jesteśmy gotowi do wymarszu, ruszam. Na Satana poczekam przy skalnym rumowisku:
I ścieżką do czerwonego szlaku:
Niebawem dociera Satan i meldujemy się na Kotarzu 985 m:
Szczyt jest dosyć dobrze zagospodarowany. Poza wiatą znajduje się "Pikinik Bar", który w sezonie zapewne "święci tryumfy". Poza sezonem może stanowić kapitalną alternatywę noclegową dla Hali Jaworowej przy załamaniu pogody. Przed nami "ostatni bok" Beskidu Śląskiego, który wydaje się bardzo spokojny. Do Przełęczy Karkoszczonki kulamy Beskidem Węgierskim. Towarzyszy nam widok na Skrzyczne. Ze względu na widok pod słońce odpuściłem robienie zdjęć. Za to Błatnią z grzbietu Beskidu Węgierskiego nie odmówię nikomu :)
Dalej kapkę Satan zachwycając się widokiem na Klimczok przypomnieć raczył, że pieczątki nie "podjęliśmy" przy próbie noclegowej i musimy tam podejść. W takich sytuacjach jakakolwiek próba wpłynięcia na zmianę decyzji Satana byłaby co najmniej niestosowna, więc trudno, trza pójść :), a będzie co podchodzić:
Aby nie uprzedzać faktów, wkraczamy w zacny trawers:
Sprawnie dochodzimy do leśnej drogi i po chwili wypada posilić się w "Chacie wuja Toma":
Jak już wcześniej wspomniałem, "fart" nam cały czas towarzyszy. Tak jest i tutaj. Dostrzegłem w menu interesującą mnie potrawę, więc stanąłem w kolejce. Muszę wspomnieć, że przed nami stała...szkolna wycieczka. Satan zaczął się "burzyć", ale nie dał rady. Na kaszankę z zasmażaną kapustą nie ma ch**a we wsi:
Po tym daniu stanąłem na nogi. Opuszczamy lokal, który do najtańszych nie należy. Podejście do rozwidlenia szlaków to niezła rozgrzewka. Filujemy w mapkie i odpuszczamy szlak czerwony. Pójdziemy dojściówką do szlaku zielonego i do przełęczy dojdziemy szlakiem niebieskim. Zatem w drogę, przed nami ponad 300 m podejścia. Muszę przyznać, że poszło nam bardzo sprawnie. Meldujemy się w "Klimczoku" po pieczątkę i już końcowy akord naszej imprezy:
Idziemy do schroniska na Szyndzielni na obiad. Żal by było nie spożyć tak zacnej kwaśnicy:
Na Szyndzielni zaczynaliśmy naszą imprezę i zarazem kończymy wspólny melanż. Do BB nie schodzimy, to nie przystoi strudzonym wędrowcom. Postanowiliśmy zjechać gondolą, no bo kto biednemu zabroni? W drodze do wozu bojowego wypada zapodać taki akcent:
Wkrótce meldujemy się na mecie. Czas zatem na małe podsumowanie. Beskid Śląski rozbił mnie w pył. Dodać muszę, że przejście grzbietem /fragment GSB/ w żadnym wypadku nie daje oglądu tego pasma. Na mój gust moc tego pasma to boczne grzbiety i po tej imprezie do mnie dotarło, że Hala Jaworowa to pozycja obowiązkowa. Ba, nie boję się stwierdzić, że to jeden z cudów Beskidu Śląskiego:
Wspomnieć muszę, że w pogodę trafiliśmy idealnie. Kolejna wspólna impreza zapisuje się w mojej pamięci jako wnosząca wiele dobrego w moje górskie CV. Poza tym, zagrało wszystko, co nie zawsze jest takie oczywiste. Satan, dziękuję za wybór pasma /przez chwilę miałem obawy/, oraz za wszystko czego doświadczaliśmy na trasie. Pod furmanką końcowy akcent, czyli toast za "cudowne ocalenie":))
Satan odstawia mnie dworzec kolejowy. Żegnamy się, ja kulam "bez kładkie" na peron, bo już "Halny" się podstawia:

Do Wrocławia cały przedział mam dla siebie, ależ trafił się luksus.

 Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. No w końcu Relacja z tej eskapady ;-)
    Pięknie nam to wszystko wyszło i zagrało. W zasadzie nie widzę słabego punktu w każdym w dniu wędrówki.
    Cóż dodać, okazuje się, że z pasmo, które do tej pory "nie istniało na mapie" ;-) jest mega widokowe i klimatyczne, a przejście plecakowe i namiotowe może dać moc satysfakcji i pozytywnych wrażeń.
    I ja dziękuję za wspólne szlajanko.
    Ciekawe gdzie IV edycja "Spotkań na szczycie"...? :-)

    Pozdro z Północy

    Satan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Satan, mnie wychodzi, że IV edycja miała miejsce teraz - Beskid Śląski. W czerwcu starań dołożę, aby umieścić na blogu nasze pierwsze spotkanie w Górach Izerskich. Zdrów!

      Usuń
  2. Kucze... :-/ Serio..?
    1. Góry Izerskie
    2. Pieniny
    I...? Reszta jakoś z jaźni mnie wyparowała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Góry Izerskie
      2. Góry Kaczawskie
      3. Pieniny
      4. Beskid Śląski

      Usuń
  3. Nosz...przeca! Ale łazja ze mnie... Choć tam było krótko, jeden biwaczek pod Okolem... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Komu trzeba posmarować, żeby w taki warun trafić? Zazdraszczam Wam przeokrutnie tego łazęgowania, polska złota jesień w swej najlepszej formie. Star 660 kapitalny, zawsze miałem słabość do wojskowych ciężarówek. Zajrzeliście może do bufetu Cieślarówka? Swego czasu przeczekiwałem tam zlewę nad pomidorową. Dzięki za kilka wspomnień, kiedyś trzeba będzie tu wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Dave! ;-)
      Bufetos był zamknięty na tamten moment.
      A komu posmarować..? No temu na dole oczywiście! ;-)

      Usuń
    2. Niestety, tylko koło niego przechodziliśmy. Prawdopodobnie był zamknięty.

      Usuń
  5. Fotki z Błatniej, ten moment kiedy 'puszczają' mgły - poezja :)
    Jak ze Starego Gronia odbijaliście na zachód już myślałem, że Hala Jaworowa zostanie odpuszczona, ale wyszło, że z wyrachowaniem zostawiliście ten rarytas na deser .
    No i wygląda też na to, że w Śląskim nie warto nosić z sobą własnego prowiantu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, Beskid Śląski oferuje szeroki wybór "placówek gastronomicznych". Mimo wszystko czasem warto nosić kanapkę w plecaku, z pewnością się przyda podczas ... remontu drogi :)) Co zaś się tyczy Hali Jaworowej, to trafiliśmy idealnie. To wpływ kilku czynników, m.in. zmiana planu odnośnie Baraniej Góry i gest pracownika nadleśnictwa, który zaoszczędził nam dużo czasu podwożąc do celu. Szczeny nam opadły podczas zachodu słońca na hali, wcześniej chmury nie dawały gwarancji, że będziemy piać z zachwytu.

      Usuń
  6. Łazęga - marzenie a warunki wymarzone . Polecam nocleg w Telesforówce , po drugiej stronie szczytu mają fajną klimatyczną chatę - pokój 13 osobowy z piecem ,kuchennym , duży stół z ławami . Co roku świętujemy tam 11.11 większą ekipą przyjacielsko - rodzinną (bez kobiet) . W czasie w Waszej włóczęgi zaliczyłem BN ale do kamieni nad Ropicą nie dotarłem (spróbuję wiosną ). Mieliście szczęście na Cieślarze , byłem tam z 7-9 razy , ale tylko raz w zimie widziałem Tatry. Pozdrawiam Cię Menel i współspacza również Dynidor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Telesforówka będzie w przyszłości brana pod uwagę w ramach noclegu, jest uroczo położona. Cieślar również nas miło zaskoczył odnośnie widoków na Tatry. W BN może uda mnie się w maju przyszłego roku wyskoczyć. Pozdrawiam...

      Usuń
  7. Laynn, teraz z kolei ja coś namieszałem, chciałem usunąć usunięte przez Ciebie komentarze i wypadły te z odpowiedziami. Słów nie mam... do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty lubisz usuwać komentarze ;)

      Fajna wycieczka. Będę musiał usiąść z mapą i część sobie prześledzić, bo kilka rejonów mi nieznana, a wyglądają ciekawie.

      W podobnym terminie bawiłem w Śląskim, więc niedaleko byliśmy.

      Hala Jaworowa na pewno do zapamiętania.

      Usuń
    2. Ja lubię?! Ja?! :))

      Hala Jaworowa tak, to obowiązek. Korci mnie również chata przy wieży widokowej na Starym Groniu.

      Usuń
    3. Artur ma rację, coś już kiedyś pisałeś o usuwaniu komentarzy menelu ;)
      a na serio, to bardzo to nieintuicyjne jest na blogerze. Usuwam post, który niepotrzebnie napisałem, a bloger usuwa pierwszy post...dziwne. Żeby nie było, wpiszę (mniej więcej) powtórnie mój pierwszy post ;)

      Pisałem, że też miałem wrażenie, że Jaworową ominą, jednak w końcu chyba w najlepszy sposób ją odwiedziliście. Choć ja do dziś mam w oczach pierwszą wizytę, gdy trawy na początku września falowały na wietrze
      https://photos.app.goo.gl/29cG8VdpvZjFyc1aA
      i choć większości osób się będzie BŚ kojarzył z Czantorią, Równicą, Wisłą, Ustroniem i Szczyrkiem, to ma on wiele bocznych rejonów godnych odwiedzenia. Błatnia i okolice Soszowa też mnie mocno zdziwiły, gdyż nagle znika widok na cywilizację
      https://mniejszeiwiekszegory.blogspot.com/2019/09/beskid-slaski-na-zakonczenie-lata.html

      Usuń
    4. To była dla mnie pierwsza wizyta na Hali Jaworowej i na pewno nie ostatnia. Wymieniłeś tzw. "zderzaki" Beskidu Śląskiego, które ominęliśmy z premedytacją. Odstawiliśmy do tego Baranią Górę dla grzbietu Cienkowa, który walorami widokowymi nas "położył". M.in. dzięki temu zyskaliśmy więcej czasu dla ostatniego biwaku na HJ. Duża w tym zasługa pracownika leśnictwa, który nas podwiózł.

      Usuń
    5. O tak, Cieńków jest kolejną perełką BŚ!

      Usuń
    6. Widzę na Twoim blogu wieżę widokową na Szerokim Groniu, Halę Jaworową w wariancie zimowym. Dzięki za te rarytasy.

      Usuń
  8. Tak się złożyło, że parę dni temu też odwiedziłem Halę Jaworową, mimo tłumów ludzi z tytułu długiego weekendu miejsce zrobiło niebagatelne wrażenie. Temat Beskidu Śląskiego zyskał u mnie lekko na priorytecie w związku z powyższym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia, Hala Jaworowa to temat zacny, a ja do rzeczonej imprezy zawsze tam nie byłem, niebywałe!

      Usuń
  9. Świetna wyprawa i czytam z niej już drugą relację 😉 Kolory jesienne i pogoda robią robotę no i pokazanie B. Śląskiego z tej ładniejszej klimatycznej strony z halami. Kilka dni temu też odwiedziłem Śląski, ale takich kolorów już nie miałem i znajomy wybrał te najbardziej popularne miejsca stąd czasami bywało tłoczno. Mimo to warun i tak dopisał bo miałem inwersję. Na Malinowskiej Skale nie umiałem "dopchać" się do zdjęcia bez ludzi. Odwiedziłem też Halę Jaworową, którą bardzo sobie cenię i marzy mi się tam nocleg. Ogólnie myślę też nad zakupem jakiegoś dobrego śpiwora, namiotu i też poszwenać się z kimś gdzieś po Beskidzie 😁 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękować Opawski. "Widzę", że dobrze myślisz :)) Dobry puch i własny dom mimo, że na plecach zwiększy "gramaż" plecaka, co może wpłynąć na większą potliwość :)), ale... są tego czasem pozytywne skutki, jak na ten przykład większe poczucie niezależności i nocleg... m.in. na Hali Jaworowej :)) Kompletuj sprzęt, o ile nie gardzisz "menelskim" towarzystwem, coś się wymyśli.

      Usuń
  10. Gwoli ścisłości - Szyndzielnia to pierwsze schronisko w Beskidzie Śląskim, ale nie w Beskidach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka informacja widnieje na stronie schroniska, że to najstarsze schronisko w Beskidach.

      Usuń
  11. Beskidy mam tak słabo złażone, że większość miejscówek, które są opisane w relacji , znam tylko z nazw... W górskim kajeciuku mam rozpisane kilka pomysłów/tras, (co ciekawe nie ma tam GSB, jest za to kilka "jednokolorowych kropek"), ale wciąż czekają na realizację... Ostatni Wasz biwak - złoto! Czy ja widzę różowe rękawiczki na zdjęciu z konikiem? 😅

    OdpowiedzUsuń
  12. No to siadła Wam pogoda w tym Beskidzie. Zaskakuje, co nie? To jedno z moich pierwszych pasm, widzę je z okna i też traktowałam po pewnym czasie "po macoszemu". Ale ma mnóstwo urokliwych miejsc, do których i wy trafiliście. Myślałam, że odpuścicie Halę Jaworową (w ogóle to warto bezszlakowo przejść ją całą, poczyniłam kiedyś taką relację u siebie), ale okrężną drogą do niej doszliście. Cienków to klasyk, Horzelica i Stary Groń świetne. Cóż dodać - udała się Wam ta jesienna eskapada. A, kamienia na Orłowej też szukałam - i nic...
    I fajnie znów było Cię poczytać po dłuższym czasie braku owego czasu na podczytywanie blogów górołazów (ale zawile wyszło...) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiego Beskidu Śląskiego nie znałem. Bardzo mnie korci nocleg na Starym Groniu w chatce. I z podziękowaniem za odzew, miło Cię "widzieć" :)

      Usuń

Prześlij komentarz