To się wstrzeliliśmy.
Po niemal tygodniu dupówy, na łyk-end magowie od pogody straszyli poprawą warunków, ale żeby aż tak? No, ludzie! Ostatni łyk-end listopada mam wolny w robocie, zatem rozważamy z Frankiem na co nas stać. Od słowa do słowa i pada hasło Karkonosze. No trudno, jedziemy :)30.11.2024
Wrocław - Karpacz - Dvorská bouda
Do Karpacza wieziemy się Flixbusem. O 7.45 wyjeżdżamy z Dworca Autobusowego i bez przygód docieramy na miejsce. Wysiadamy na przystanku Karpacz, Bachus: Na miejscu warunkami zastanymi jesteśmy porobieni. Jeszcze przed Jelenią Górą nie wyglądało to tak dobrze. No, ale dobrze, nie będziemy zapeszać :). Do Sowiej Przełęczy zamierzamy dotrzeć szlakiem czarnym, to taki karkonoski klasyk. Dawniej często korzystaliśmy z tego wariantu, bo m.in. na Szerokim Moście wiata oferowała nocleg na "kilka gęb". Poza tym, to dobra trasa na rozruch. Ostatnio to chyba ze dwa lata temu schodziliśmy do Karpacza wspólnie z Redem. Zanim ruszmy, logujemy się w "Żabce" po "drobne". Wziąłem mleko na drogę, bo smaki byli. Zaczynamy spokojnie, po kiego się spieszyć? Meldujemy się na Szerokim Moście 732 m n.p.m.: W drodze na Sowią Przełęcz znajdują się jeszcze dwie wiaty. Docieramy do Sowiej Przełęczy 1165 m n.p.m., czyli jakby pierwsze "pińcet" na podejściu mamy za sobą. Widokiem na Skalny Stół 1281 m n.p.m. koimy skołatane nerwy: Na przełęczy natomiast wyrównujemy oddech: W planie mamy wstąpić do Jelenki na jakiś ewentualny posiłek, ale tłum turystów jaki lokal oferował skutecznie położył nasz plan. W holu daliśmy sobie przekąskę z własnych zapasów, herbatę z termosu golnęliśmy i w drogę, nic tu po nas. Atakaujemy Czarny Grzbiet: Walczymy w kosówce: Mijamy Czarną Kopę 1410 m n.p.m. podziwiając widoki. Przed nami jeszcze podejście na Śnieżkę 1603 m n.p.m.: Na szlaku jest trochę turystów. Docieramy do Drogi Jubileuszowej, z której dalej kontunuujemy podejście na szagę po tyczkach. Wcześniej jednak zmysły trza nakarmić wiodkiem na Czarny Grzbiet: Warunek jaki zastaliśmy zbyt często się nie zdarza, dlatego trza brać garściami! Ruszamy, pot z czoła na szczycie ogarniemy. W zdrowiu meldujemy się, Śnieżka 1603 m n.p.m. wita na bardzo serdecznie: Nawet wiatru nie ma! Nieprawdopodobne w co my "wdepnęliśmy". Lans foto: Kaplica św. Wawrzyńca ma się znakomicie: I zaraz będziemy schodzić, amatorów pięknej pogody jest sporo. Obcinam niczym komornik na szafę, słów mnie brak: Nikt i nic nie jest wstanie...Przed nami dalszy ciąg imprezy przedstawia się - żeby nie skłamać - wybornie wręcz. Stundinční hora 1554 m n.p.m. i Luční hora 1555 m n.p.m.: Schodzimy, moc jest z nami: Niebawem wkroczymy w strefę mroku i co? Warunek jest dynamiczny, niczym feniks z popiołów wyłania się Dom Śląski: Czyżby klękło? Nie, nie. Już na niebieskim szlaku - kulamy do Luční boudy - robi się miło. Černá hora 1299 m n.p.m ma się dobrze: Warunek znowu dopisuje. Kurczaczki, jak żyć:)) Do LB nie wchodzimy, chyba nas nie stać :), dlatego kulamy do kaplicy pamięci ofiar Karkonoszy: Słońce chyli się ku zachodowi, śnieg skrzypi pod butami, robi się mmmmmmm... Muszę wspomnieć, że na czeskiej stronie mocy posiadanie rakiet na pewno nie byłoby błędem. Docieramy do schroniska Vyrovka, niniejszym wkraczamy w strefę zmroku: Około 1,5 kilometra i robimy przerwę na obiad. Chalupa Na Rozcestí wita nas bardzo ciepło. Jako, że można tutaj płacić kartą, korzystamy z tego przywileju :). Po posiłku zostaje nam ostatnia prosta, czyli ok. 500 m do noclegu. Idziemy oczywiście już po ćmoku. To było najlepsze 500 metrów: I nagle oczom naszym ukazuje się Dvorská bouda. Wbijamy, nocleg klepnięty:Ostatni dzień listopada na długo zapadnie nam w pamięci. Z uśmiechami do ósemek wtaczamy się na salony. Logujemy się w pokoju 206. Rozpakowujemy klamoty, póki jeszcze jesteśmy na chodzie schodzimy do restauracji. Jako, że był rosół w menu, zamówiłem. Ciepło zaczyna nas rozbierać, w takim błogostanie idziemy do pokoju, następnie ciepła kąpiel i z przyjemnością uwalamy się w białej pościeli. Odpadłem niemal natychmiast, gdzieś tam przez mgłę pamiętam jak Franek gasił światło. Ja już nie dałem rady, pogrążyłem się...snem sprawiedliwego. Dobranoc.
1.12.2024
Dvorská bouda - Karpacz - Wrocław
Spałem dobrze. Jako, że śniadanie mamy w cenie pokoju to mamy czas i nigdzie nam się nie spieszy. Pakujemy się powoli. W trakcie Franek stwierdza, że podeszwy w butach mu się odklejają. Obieramy wobec tego powrót drogą najkrótszą do Karpacza Biały Jar. Poza tym, Franek chcąc nie chcąc przyodział raczki, zawsze to jakaś ochrona. Po śniadanku opuszczamy Dvorską boudę, na do widzewa: Niebawem osiągamy Chałupę na Rozcestí, w której wczoraj się stołowaliśmy: Chwilę później Śnieżka już nam towarzyszy: Przy Vyrovce chwila na wyrównanie oddechu: Zastanawiamy się czy jest sens wracać, widoki nas niszczą: Od Luční boudy do granicy pójdziemy żółtym łącznikiem. Wcześniej ostatnia obcinka... No i cóż, miniemy Spaloną Strażnicę dalej Strzechę Akademicką i żółtym szlakiem zejdziemy do Karpacza Biały Jar. Jesteśmy ponad godzinę przed czasem, o 12.15 mamy Flixa do Wro. Karkonosze zimą są niesamowite, do tego warunek w jaki się wpisaliśmy tę, tą, taką niesamowitość podniósł bardzo wysoko. Nie spodziewaliśmy się takiego warunku na koniec listopada, ale trudno, będziemy musieli z tym jakoś żyć. W Karkonosze zimą wrócimy, może nawet z rakietami pod pachą. Tymczasem dziękuję Frankowi za kapitalne chwile na szlaku, wspólną tułaczkę i do następnej razy, może w takim waruneczku? Dziękuję za uwagę.
No cóż, karkonoski warun wstrzelony idealnie. Wiadomo, że bywa z nim baardzo różnie ;) Niech to będzie dobre otwarcie do sezonu zimowego! :)
OdpowiedzUsuńEee, myślałem, że nocleg we wiacie, a nie tak luksusowo wręcz!
OdpowiedzUsuńA takie warunki powinny zostać zabronione!
No Pany...pogratulować. Widać że u Rzepióra macie jakieś względy. Na dwa dni z takim warunem, to w Karkonoszach niektórzy czekają i dekadę. ;-)
OdpowiedzUsuńNo, warun petarda. Słońce, czyste niebo, śnieg. Wygląda ładnie.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak tam się warunki utrzymają na dłuższą metę.
Nocleg w hotelu, ze śniadaniem, pościelą i prysznicem? Nie poznaję kolegi ;)