Od patrzenia trasy nie ubędzie, czyli burzowe Niżne Tatry

Po bieszczadzkim szlajanku pozostało miłe wspomnienie.

Wpadłem na kwadrat dosłownie na chwilę. Trzy dni jakoś zleci. Zakupy, pranko, no i pakowanko! Z Satanem jestem ustawiony na kolejny nasz cykl Spotkań na Szczycie. To już szósta edycja, tym razem padło na Niżne Tatry. Dawno tam nie byłem. Szyku zadajemy bez namiotów, opieramy noclegi o utulnie i inne pensjonaty. Pakuję szafę, dalszego lania wody nie będzie.

4.06.2024 

Wrocław - Bielsko-Biała, Dom Turysty PTTK

Miałem wyjechać rano. Jednak sprawy osobiste sprawiają, że wyjeżdżam o 20.30 do Katowic. Satan już jest uwalony w Domu Turysty PTTK w B-B. W Katowicach mam przesiadkę. O 23.08 kulam na ostatni etap podróży, czyli do Bielska-Białej. Na miejsce docieram z planową obsuwą, kwadrans po północy. Jestem pełen obaw. W telewizji serwowali armagedon po solidnej ulewie. Stan zastany nie budzi obaw. Miasto funkcjonuje normalnie:
Jest za to duszno. Wytaczam się z dworca kolejowego. Za chwilę dotrę do celu. Nieco zmęczony dniem, staję przed Domem Turysty. Ciekawe, czy Satan postawił na herbatę? :))

Wbijam do pokoju na piętrze. Lokal jest całkiem OK. Witanko z Satanem, chwila gawędy i lecę rzucić nura. Przed drugą w nocy ląduję w łóżku i odpadam. Jutro będzie się działo :)) Dobranoc.

5.06.2024 

Bielsko-Biała, Dom Turysty PTTK - Ružomberok - Útulna Ďurková

Nocleg w białej pościeli swoje robi, nie ma się co czarować. Pierwotnie mieliśmy startować z Donowałów, a konkretnie z Hiadelskiego Sedla. Plany skorygowaliśmy, bo moje późne przybycie miało tu zasadnicze znaczenie. Zatem po śniadanku wieziemy się Satana wozem bojowym do Rużomberka. Po drodze gawędzimy i w zdrowiu docieramy do strefy zrzutu, orły "wylądowali":
Ostatni przegląd szafy i ruszamy w kierunku dworca autobusowego. Docieramy w samą porę, czeka na nas autobus do mieściny Liptovská Lúžna. Darowane mamy kombinacje między Liptovską Osadą a Liptovską Lúžną, czyli stopem lub z buta. Meldujemy się w strefie zrzutu:
Do "kropy" początkowej musimy dać kawałek z lacza i za chwilę żarty się kończą. Za chwilę poznamy smak podejść :))
Krokiem równym i tempem miarowym nabieramy wysokości. Japy mamy rozdziawione, wychodzimy z lasu. Obcinam na Wielką Fatrę niczym komornik na szafę:
Docieramy na całkiem niezłe miejsce odpoczynkowe. Mamy czas na zdjęcia i uzupełnienie kalorii:
Po odpoczynku ruszamy. Zanim dotrzemy do przełęczy, jest chwila na wyrównanie oddechu:
No i docieramy do Przełęczy pod Skałką / Sedlo pod Skalkou 1475 m n.p.m. Za nami Košarisko 1695 m n.p.m. oraz Veľká Chochuľa 1753 m n.p.m.:
Ten odcinek niestety musieliśmy odpuścić, trudno. Niniejszym wtoczyliśmy się na grzbiet:
Warunek mamy bajeczny. Zielone Niżne Tatry, to jest to!
Bawimy w paśmie Dumbierskim. Przed nami trawers Velkej holi 1640 m n.p.m., robimy w tej okolicy "duże 15" i naturalnie grzbiet Latiborskiej holi 1643 m n.p.m.:
Widokami z Latiborskiej holi jesteśmy porobieni. Przed nami jeszcze dzisiaj jeszcze Zámostská hoľa 1612 m n.p.m., Ďurková 1749 m n.p.m. Chabenec zostawiamy na następny dzień. Ostatni plan to masyw Skałki:
Z czasem wyglądamy bardzo pozytywnie, zatem chłoniemy garściami widoki, które codziennie się przecież nie zdarzają. Przed Dziurkową:
Nikt nam nie podskoczy :))
Po dużej dawce "ochów" i "achów" czas kończyć dzisiejszą wędrówkę. Zmęczenie odczuwamy mimo wszystko. Krótki czas snu i ogromna dawka doznań w ciągu doby. Docieramy do miejsca, w której obcy ginie :))Przed nami Skałka 1980 m n.p.m. w pełnej okazałości a w dole utulnia Dziurkowa pod Chabeńcem, do której schodzimy na nocleg:
Meldujemy się przed utulnią:
Na dzień dobry "przytulaki":
Jako, że z czasem stoimy wybornie więc wypoczywamy na ławkach. Ze stoickim spokojem poszliśmy po wodę do źródełka. Koło utulni rozbił się piechur, który jest fanem ultra light. Bardzo pozytywny gość, spotkamy się na szlaku:
Dzień kończymy z widokiem na Skałkę i zbieramy się na pokoje, bowiem schodzą się turyści:

Dobrze by było zająć miejsca blisko drzwi a nie okna. Jako, że w utulni rządzi chatar nie bardzo da się gotować w środku, zająłem w miarę niezłe miejsce do gotowania na zewnątrz, coś tam upitrasiłem. Do utulni cały czas schodzą turyści, kimamy z pełnym kompletem "widzów". Dobranoc. 

6.06.2024 

Útulna Ďurková - Čertovica, Domček Horskej služby

Bladym świtem budzi mnie deszcz. Nie jest dobrze. Na szczęście około godziny 5-tej opad ustaje. Powoli zaczynamy się zbierać i opuszczamy sypialnię. Na dole przygotowuję śniadanie. Widzę, że Słowaczki gotują herbatę na swoim gazie, również podłączyłem się pod ten pakiet i zdążyłem zrobić herbatę. Jak już gorący napitek miałem w kubanie, ze swojego pokoju wygramolił się chatar. Szybkie śniadanie, ostatni rzut oka...na kibelek:
I ruszamy. Do grzbietu idziemy we mgle. Na grzbiecie z kolei mamy jak Satan pewnego roku w Beskidzie Śląskim :)) Nie ma powodów do dumy:
W takim temacie docieramy nieco zwątpieni do Chabenca. K***a, kto nam kazał, było siedzieć w utulni, se myślę. Ten szczyt nas nie rozpieszcza. Chabenec 1955 m n.p.m.:
Ruszamy na Kotliska, nadal towarzyszy nam "czarna magia" :))
Jednak zaczyna się przecierać, moc wraca:
Ostatni akord w kiepawym warunku:
Zaczyna się robić kameralnie, piramidalnie...astralnie! Łypię w doliny:
Nikt i nic...nas nie powstrzyma:)
Najgorsze chyba za nami. Widok na Chabenec dodaje otuchy:
Kotliská 1937 m n.p.m., Poczekam na Satana, nie ma się co spieszyć :))
Łapczywie obcinamy na Skałkę 1980 m n.p.m.:
Przez Bôr 1888 m n.p.m. przewalają się jeszcze chmury, tworzy to niesamowity klimat:
W drodze na Polanę mowę nam odbiera, widoki miażdżą nasze biedne głowy. Satan nie może się powstrzymać:
Rzut oka na to co było:
Przed nami bardzo ciekawy widokowo odcinek trasy, stawiamy się na Polanie 1890 m n.p.m.:
Boczne grzbiety Niżnych Tatr też są wypaśne, Bôr już się "oczyścił":
Wykorzystując kapitalny moment z pogodą uwalimy się na "duże 15" na sedlo Polany 1837 m n.p.m:
Pławimy się w luksusie, nie ma się co oszukiwać:
Kolejna atrakcja podczas naszego szlajanka to Deresze. Korzystamy z pięknej aury. Grzechem by było nie zapodać zdjęcia z tychże na temat, z którego podążamy:
Z podziwem obcinam na Tatry Zachodnie:
I można tak uwalić się i patrzeć, i patrzeć. Niestety, prawda jest straszna. Od patrzenia trasy nie ubędzie, ruszamy dalej, bo Dereše 2004 m n.p.m.:
Następnie mamy Chopok na celowniku. W Kamiennej chacie posilimy się i pójdziemy na szczyt. Wcześniej jednak lans ubogiego:
Szast, prast i jesteśmy na szczycie, Chopok 2023 m n.p.m.:
Podziwiamy widoki z Chopoka:
Mamy jasność dźwięku i umysłu, warunek się kiepści. Pytanie tylko, czy zdążymy? Zwieramy poślady i czas na podsumowanie Dumbierskich Tatr, czyli atak na Dumbier 2043 m n.p.m.:
Nie jest dobrze...
Szafy zostawiamy na przełączce i na lekko wbijamy. "Piąteczekę" przybijamy na szczycie, Dumbier 2043 m n.p.m., to jak na razie najwyższe nasze Spotkanie na Szczycie:
Niestety, nad nami wisi poważna chmura:
Wszystko nadciąga z kierunku Chopok-a. Nie ma na co czekać, spadamy! Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Opuszczając partię szczytową zaczyna padać, do sprzętu docieramy nieco zlani:) Worki na plecy i dajemy dyla, nic tu po nas :). Teraz aby jak najszybciej do chaty Stefanika. W tak zwanym międzyczasie opad ustaje i docieramy do schroniska:
Trochę się podsuszymy i op*******my coś na ciepło :). Okazuje się, że zlewa dopiero teraz się zaczyna, przez ok. pół godziny z trwogą patrzymy co się dzieje. W zdrowiu doczekaliśmy końca opadu i z uzupełnionymi kaloriami ruszamy na tzw. ostatnią prostą, czyli trza nam do Certovicy. Zatem proszę bardzo, jak ostatnia prosta to ostatnia prosta :)
Chata gen. Stefanika na do widzenia:
Przed nami ok. 2,5 godziny marszu. Zmęczenie daje się we znaki i niepewność, czy na Certovicy nie będzie problemu z noclegiem? W drodze na Kumštové sedlo:
No i w zdrowiu się meldujemy na miejscu, zdroju z butelczyny golnęliśmy, no bo czemu nie?
Natomiast worki z pleców zrzucimy na ostatnim szczycie Dumbierskich Tatr, Lajštroch 1602 m n.p.m.:
Mimo, że jesteśmy zmęczeni na zbyt długi odpoczynek czasu nie mamy. Robi się ciekawie i ponownie pojawia się pytanie, czy zdążymy?
Tym razem nam się udało :) W chwale schodzimy na Czertowicę, przełęcz rozdzielającą Niżne Tatry na część zachodnią/Ďumbierske Tatry/, większą, która skupia wszystkie szczyty powyżej 2000 m n.p.m., a którą to część kończymy w dobrych nastrojach i część wschodnią/Královoholské Tatry/, z którą będziemy mieli przyjemność od jutra :)). Niniejszym wbijamy do pensjonatu na nocleg:

Kimamy w pokoju wieloosobowym za 25 euro od japy. Dolę będziemy cierpieć jeszcze z dwoma Słowakami, z którymi będziemy się mijać na szlaku. Nocleg może najtańszy nie jest, ale kąpiel i biała pościel koją moje nadwątlone zdrowie :)). Po kąpieli posiedzieliśmy na werandzie, po czym udaliśmy się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.

7.06.2024 

Čertovica, Domček Horskej služby - Útulňa Andrejcová

Spanko było wyborne. Bladym świtem zwijamy bajzel i schodzimy na werandę zapodać jakieś śniadanie:
Dzisiejszy dzień będzie bardzo nam sprzyjał aż do Przehyby. Posileni, pożegnawszy się ze Słowakami, ruszamy. Po około pół godziny marszu odbiera mnie mowę. Docieramy na sedlo nad Lenivou 1378 m n.p.m.:
I tu jest pies pogrzebany. Moje oczy widzą utulnię:
Do "Terezki" na nocleg przyszedł znajomy Słowak z utulni Dziurkowa. Żal mnie dupę ścisnął, mimo wszystko pogodziłem się z płatnym noclegiem :)). Dwa słowa zamieniliśmy ze Słowakiem i poszliśmy dalej. Mijamy Przełęcz Bacuską 1311 m n.p.m.:
Warunek dzisiaj mamy deszczowy, ale i duszny. Przed nami coś się kroi:
Niebawem docieramy do "kultowej" już utulni Ramża:
Na chwilę zrzucamy bagaż. W utulni jest 5 osób, 2 naszych i 3 Słowaków. Będziemy się regularnie mijać na szlaku. Chwilę pogadaliśmy i poszliśmy uzupełnić wodę. Z uzupełnionym petami wracamy do utulni. Jeszcze chwila odpoczynku i trza nam w drogę, co będziemy tak sami. "Chcąc żyć, iść muszę..."
Zawsze darzyłem ogromnym szacunkiem to pasmo. Bawimy w dżungli. Po drodze mijamy wodopój:
Pot po dupie się leje, nie ma zmiłuj...
Pozdrowienia z ...Birmy :)
Docieramy zlani potem na Havranią Polanę 1400 m n.p.m.:
Musimy złapać oddech. Duszno jest jak diabli. Po odpoczynku ruszamy z kopyta. Po drodze mijamy chłopaków spotkanych w Ramży. Chwilę oczywiście rozmawiamy. Planujemy nocleg w Andrejcovej, tam się spotkamy. Dajemy dyla na Sedlo Homôľka 1583 m n.p.m.:
Zaczynam przymierać głodem, tutaj się przecież nie uwalimy na przerwę obiadową:
Nie chcę być złym prorokiem, ale ileż można mieć farta? Kulamy dalej. Teraz aby dotrzeć na Zadná hoľa 1620 m n.p.m.:
Przed nami "oko cyklonu" :)), padnę z głodu!!
Nieco dalej trafiamy na lepszy warunek, krótka piłka i czas na obiad:
Posileni zwijamy bajzel i czas na nas. Przed nami sedlo Oravcova i na Kolesarovej 1508 m n.p.m. wyrównujemy oddech:
Ze zbocza Kolesarovej mamy jasność, Veľká Vápenica 1691 m n.p.m. może pokazać nam środkowy palec:
Ostatnia chwila ze słońcem:
Oby tylko sedlo Priehyba 1190 m n.p.m. okazała się gościnna. Zajechani jak kucyki fotografa docieramy na miejsce:
Ponownie spotykamy się z chłopakami z Ramży, tym razem z Polakami, Słowacy zostali nieco w tyle, dojdą za ok. 30 minut. Zalogowani w wiatuni, chwilę rozmawiamy i zaczyna kropić. Chłopaki odpuszczają wejście na VV i skorzystają z wariantu obejścia szczytu, zatem żegnamy się i do widzewa w Andrejcovej. Idziemy po wodę, bowiem opad przybiera na sile. Docieramy do wiaty i zaczyna się zlewa, zaczyna grzmieć. Czas zatem na gorące napitki, leci herbata i kisielki, stać nas :). Nagle schodzi się pozostałem towarzystwo z Ramży i jeszcze trzy osoby. Przeczekując zlewę dochodzimy z Satanem do wniosku, że lepszym rozwiązaniem będzie skorzystać z wariantu ziomów, czyli ominięcia VV i tak też uczynimy. Burza się kończy, opad ustaje. Ruszamy. Po drodze mijamy niezłe lokum. Chatka zamknięta, ale zadaszenie robi robotę. W razie awarii zawsze można tu zlec. Warto mieć to miejsce na uwadze:
Nie wierzę, po takiej zlewie mamy szanse na słońce. Na obejściu:
Za chwilę dotrzemy do niebieskiego szlaku, którym wejdziemy na Priehybkę 1550 m n.p.m., zanim to nastąpi doświadczamy krajobrazu po burzy:
Docieramy na miejsce, sedlo Priehybka 1550 m n.p.m.:
Przed nami ostatnie 40 minut dzisiejszej imprezy, tyle mamy do Andrejcovej. Niebawem ukazuje nam się taki oto widok, Andrejcova i maszt na Kráľovej hoľi już w zasięgu wzroku:
A co tam nad Hronem? Czyżby Pohorelá?
Pod Košariskámi 1421 m n.p.m. znajduje się chatka, musiałem zerknąć:
Zasadniczo nie ma o co walczyć, wnętrze oferuje jedynie chlew. Zaraz zaznamy pełni luksusu:
Z przyjemnością przybijamy do utulni Andrejcova. Na dzisiaj koniec:
Mamy zarezerwowaną miejscówkę w namiocie. Był to dobry ruch, za nocleg w namiocie musimy wyskoczyć z 5€. Gdybyśmy chcieli kimać w schronisku, ze spania prawdopodobnie byłby guzik, ludzi full. Logujemy się w namiocie. Ogarniamy okolicę, gdzie woda, bufet, itd. Podłączamy się również pod ognisko z rodakami spotkanymi m.in. w Ramży:

Przed godziną 23.00 muszę na pokoje. Nie dam rady, sen mnie łamie. Dobranoc. 

8.06.2024 

Útulňa Andrejcová - Telgart - Rużomberok - Katowice - Wrocław

Spanie było wyborne. Przede wszystkim nie niepokojeni przez nikogo. Bladym świtem wypełzam z namiotu, ojczyzna wzywa. Dzisiaj kończymy imprezę, ranek mamy boski. Dobrze jest zacząć dzień od lampy. Na stoły idziemy na śniadanie następnie pakujemy plecaki, żegnamy się z "kamratami" i w drogę. Zarzuciwszy okiem na Wielką Wapienicę:
Zasadniczo do Kralovej holi będzie zjawiskowo. Warunek w pyte! Osiągamy Ždiarske sedlo 1473 m n.p.m. Chwila odpoczynku, zdroju z butelczyny golnęliśmy i poczłapaliśmy dalej:
W dolinach poranne mgły mają się znakomicie:
Przed nami podejście na szczyt Bartková 1790 m n.p.m. Oczywiście nie da się pominąć widoku na Tatry:
Meldujemy się na szczycie. Bartková wita:
Dumbierowi macham grabą na do widzewa, było pięknie:
Krywań 2495 m n.p.m. jeszcze nie przysłonięty chmurami, trza to wykorzystać:
Do Kráľovej hoľi mamy do dyspozycji naturalne, porośnięte trawami piętro halne, w związku z tym, widoki nie ograniczają nas w niczym :))
Nawet ten co w sreberka zawija nas się nie boi :))
Orlova 1840 m n.p.m. wita, w towarzystwie Słowaka, z którym spotkaliśmy się w utulni pod Chabeńcem:
Widokami należy się nachapać, w domu tego nie mam:
Do Kráľovej hoľi już niedaleko:
Docieramy na miejsce. Kráľova hoľa 1946 m n.p.m.:
To jeszcze nie jest koniec imprezy. Trzeba jeszcze zejść do Telgartu. Wcześniej jednak musimy odsapnąć:
Paszy prawie nie mam, Satan poratował kabanosem. Schodzimy. Przyznać muszę, że zejście jest nie w kij dmuchał. Nawet jakiś "szprej" na niedźwiedzia się znalazł:))
Telgart już w zasięgu wzroku. Ale hola, hola, przegapiamy odbicie. Na szczęście niewielki odcinek, wracamy na właściwe tory. Już prawie, "spadliśmy" na 920 m n.p.m.:
Jesteśmy w Telgarcie. Kończymy pieszą wędrówkę:
Musimy się jeszcze wydostać z mieściny, co wcale takie proste nie jest. Na autostop nie daliśmy radę, nikt nas nie chciał przygarnąć. Byliśmy aż tak odrażający? Fakt jest faktem, jakbym widział takie japy też bym się nie zatrzymał :)). Nerwami nic nie zrobimy, siedzimy grzecznie ponad 3 godziny w wiacie przystankowej i po godzinie 17-tej wieziemy się autobusem do Popradu, z którego wieziemy się pociągiem do Rużomberka. Z R Satan zabiera mnie do Bielska - Białej, żegnamy się i łoję na dworzec kolejowy, trza mnie do Katowic. Tu mam farta, w Katowicach "Przemyślanin" ma obsuwę około kwadransa.Tym sposobem "zdążyłem" na pociąg. O trzeciej z "okładem" melduję się we Wrocławiu:

Na nocny autobus mam parę minut, muszę się jeszcze sprawdzić na 200 m z szafą na plecach! Około 3.30 ląduję na kwadracie jak normalny biały człowiek. No cóż, kolejna, szósta edycja naszych Spotkań na Szczycie za nami. Niżne Tatry okazały się znakomitym wyborem. Nie udało się przejść w całości dwóch pasm, ale i tak było fantastycznie. Dwa pasma, każde z nich oferuje coś innego. Satan, dziękuję za towarzystwo i wspólne poty na szlaku. Do następnej razy!

 p.s. Nie mogę nie wspomnieć o łapaniu stopa z Telgartu, myślałem że pęknę ze śmiechu. Nikt, kompletnie nikt... Na zakończenie kadr  z przerwy "w wędrówce"/fot. Satan/

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. No pięknie! Trasa marzenie, choć pogodowo w kratę, ale to pozytywną.
    A ostatni dzień pogodowo wynagrodził poprzednie, które też niczego sobie były!
    Zazdro - NT to moje marzenie ale o tyle mam lepiej, że one jeszcze przede mną ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doświadczyliśmy krajobrazu po burzy, rzecz wyjątkowa, czego i Tobie życzę!

      Usuń
  2. Ach, aż wróciły wspaniałe wspomnienia z mojego babskiego przejścia granią Niżnych Tatr! Wtedy tachałyśmy jednak swój salon na plerach. Fajnie, że tak zgrabnie Wam wyszła wędrówka w wersji bez namiotu. Świstaczek boski! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem Waszą relację, świetna impreza. Chylę czoła, bo ruszałyście z Telgartu i parę gramów wypociłyście przy podejściu na Kralovą holę. A świstaczek owszem, skubaniec nie bał się nic a nic :))

      Usuń
  3. Nosz k[***]a trochę to trwało..! :-)
    Już myślałem, że cosik się wydarzyło niedobrego...
    Ja również dziękuję za kolejną super imprezę. Ostatecznie pogodowo nie było źle uważam, tam gdzie miało być ładnie tam było. Tam gdzie była dżungla, czyli połowa pasma kralovoholskiego, to wszystko jedno słonce czy deszcz... ;-)
    Może to w sumie dobrze, że "chwilkę" zwlekałeś z relacją, bo fajnie było wrócić do tej wycieczki po czasie ;-)
    Czas na edycję VII :-P

    Pozdro z Północy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak,chwilę mnie zeszło. Nie chciałem pisać relacji po łebkach. Z pogodą trafiliśmy bardzo godnie. Do VII spotkania! 😎🦾

      Usuń
  4. Dobrze zrozumiałem, że w Utulni Andrejcovej rezerwujesz namiot, taki stały? To się nazywa zwiększenie powierzchni noclegowej tanim kosztem ;)

    Fajna pogoda, aż sobie przypomniałem swoje przejście tego pasma sprzed wielu już lat. Też miałem podobną ;) Fajne pasmo, aż bym sam się przeszedł ponownie, ale tyle innych ciekawych miejsc czeka na poznanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie dobrze :)) Gdybyś kiedykolwiek kimał na Certovicy w domku górskim, tam możesz zarezerwować "namiot służbowy" w Andrejcovej.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadległości czytelnicze nadrobione, zdjęcia cieszą oczy.
      Sądząc po widokach, trasa "idzie się sama", chociaż przewyższeń sporo :)

      pozdrowienia
      mikel

      Usuń
    2. O tak, przewyższenia się czuje. W końcu to okolice 2 tysi, Niżne Tatry zapewniają wszystko w ramach szlajanka :)

      Usuń

Prześlij komentarz