W ramach relaksu

To mój ostatni wolny łyk-end w sierpniu.

Wcześniej jestem na łączach z Frankiem, z którym lansu zadajemy na czeską stronę mocy. Trasę ogarnął Franek. Na dodatek korzystamy z bezpośredniego połączenia kolejowego do Adršpachu. Skoro jest tak pięknie to kto biednemu zabroni wystawnego łyk-endu? Pakuję szafę, nie ma co czasu marnować.

19.08.2023 

Wrocław - Adršpach - wiata pod Jańskim Wierchem

Zbióreczka tradycyjnie na Dworcu Głównym. Chcieliśmy wcześniej nabyć "bez internet" bilet, ale okazuje się, że wystąpił jakiś błąd i z zakupu biletu guzik. Byliśmy przekonani, że bilety po prostu zostały wyprzedane z racji dużej atrakcyjności połączenia. Jesteśmy przygotowani na plan B. Okazuje się, że bilety można było kupić u konduktora. Zatem grzecznie wyskakujemy z 41 pln-ów od twarzy i uwalamy się w wagonie. Ruszamy:
W dobrych humorach kulamy do strefy zrzutu. Droga przebiega bez zakłóceń i ok. godziny 10.20 jesteśmy na miejscu. Adršpach wita:
Z racji soboty i pięknej pogody ludzi jest od groma. Zdecydowana większość obiera kierunek do Skalnego Miasta. My się w ten program nie piszemy. Jak normalni biali ludzie "pykniemy" się z dala od tego zgiełku. Jako, że czerwony szlak wiedzie obrzeżami, więc wybór jest prosty. Zatem w drogę:
Wcześniej jednak lądujemy na lodach, co nam szkodzi? Posileni ruszamy szlakiem czerwonym. Mijamy zamek wzniesiony ok. 1596 roku i niebawem odbijemy w lewo. Odbijemy również na żólty szlak, bowiem "damy se" Starozámecký vrch 681 m n.p.m. w rejonie którego znajdują się ruiny zamku:
Miejsce przypomina Fort Karola :). Odwiedzamy oczywiście punkt widokowy, z którego podziwiamy Adršpach, Křížový vrch 667 m n.p.m.:
"Upojeni" widokami schodzimy do cienia :). Lans focia się należy:
W 1927 roku też ktoś tu bawił:
Schodzimy do szlaku czerwonego. Pławimy się w nieróbstwie, nie zdajemy sobie sprawy, że naj lepsze przed nami. Pogrążeni w śmichach i rozmowach zbliżamy się do Janovic. W związku z tym, że na głodnego szlajać się nie umiem - a jest okazja na gorący posiłek - "parkujemy":
Tu nie ma co kombinować. Zamawiamy krupnik na wędzonce:
I "dodatki" :))
Jedzonko ok, obsługa bardzo miła. Po posiłku zbieramy się do Radvanic. Kontynuujemy szlak czerwony:
Niebawem wyjdziemy na przepiękną polankę. Miejsce na biwak jak ta lala :) Widoki dupę urywają:
Dodatkowym atutem tego miejsca to widok na najwyższy szczyt Adršpašsko-teplických skal, czyli Čáp 786 m n.p.m.:
Po chwilach zachwytu nad okolicą ruszamy dalej lasem. Po drodze genialne wręcz miejsce odpoczynku:
I meldujemy się w Radvanicach. Chwilę w tym przybytku zamarudzimy:
Na dzień dobry odbijamy kapkę ze szlaku, aby uwalić się na ławeczce przed sklepem spożywczym, po czym należy nawodnić organizm. Zanabyłem dwa pomarańcze, które po obraniu trącały czarnym nalotem, ale że złego diabli nie biorą, więc zarzuciłem, no bo przecież nie wyrzucę :). O lodach naturalnie również nie zapomnieliśmy. Opici jak bąki ruszamy przed siebie. Jeszcze o tym nie wiemy, ale zbliżamy się na imprezę fanów motocykli, czyli "motorfest" jak to pięknie Franek podsumował:
Uwagę moją przkuwa "bolid" w jakże męskim kolorze:
Ale to w sumie pikuś. Motywy AC/DC sprawiają, że serce bije mnie mocniej:
Zastanawiam się nawet, czy można jakoś "pożyczyć" pojazd rzeczony na jakie "dwa kółeczka". Oczywiście jest i muza:
Impreza piękna, namioty z paszą płatną są, muza jest, klimat w pyte! A my się zawijamy, bo na nocleg jeszcze kawałek mamy. Gdybyśmy dysponowali większą ilością czasu, kąpiel by była bankowa:
A tak, smakiem się oblizaliśmy i musimy opuścić ten jakże kameralny zakątek. Dajemy dyla:
Przed nami podejście. Docieramy do miejsca, które zwie się Panska cesta. Przerzucamy się na szlak zielony:
Pot z czoła ogarnąwszy kulamy na Bily Kul 690 m n.p.m. Wiatka ma się znakomicie:
Przed nami ostatnia prosta i Žaltman 739 m n.p.m.:
Bawimy na najwyższym w Górach Jastrzębich i co by nie pisać wieża widokowa robotę robi. Wbijamy na górę. Chwilę spędzamy podziwiając widoki. Panoramą na Góry Wałbrzyskie i Kamienne żegnamy pobyt na wieży:
Szlak zielony obfituje w atrakcję turystyczną, czyli rzopiki:
Niebawem dotrzemy do Pasieki a konkretnie Jestřebí bouda:
Jako, że jest łyk-end to i bufet jest czynny, zatem korzystamy :), daliśmy se po polewce i ruszamy dalej. Przemieszczamy się bardzo pięknym odcinkiem szlaku. Markoušovická rozhledna 708 m n.p.m. wita:
Grzechem by było nie skorzystać z widoków na Karkonosze:
Do celu, czyli wiaty pod Jańskim Wierchem jeszcze chwila:
Po drodze mijamy bardzo zacną chatynkę:

Schodzimy. Niebawem osiągamy Petřikovice. Teraz przerzucamy się na szlak żółty i na koniec dnia pierwszego wyciskamy z siebie trochę potu.Do wiaty docieramy już "po ćmoku". Na naszych japach maluje się zdziwienie, bowiem kima w nim czeska turystka. Lądujemy w wiacie. W planie miało być ognisko. Z racji zmęczenia rezygnujemy. Zanim zalegnę w worku, przed kolacją idę do źrodełka się ochlapać, zimna "kąpiel" po tak gorącym dniu zawsze robi robotę. Jeszcze kolacja i trza ogarnąć bajzel. Franek ląduje w hamaku, ja uwalam się na ławie. Odpadam w oka mgnieniu :)). Dobranoc.

20.08.2023

 Wiata pod Jańskim Wierchem - Bernartice - Wrocław

Spanie było znakomite. Bladym świtem otwieram oczy. Za chwilę się okaże, że czeska turystka nie jest sama:
Otóż podczas śniadanka - zdjęcie Franka - dołączy do nas wspólniczka :)
Posileni zwijamy bajzel. Przed nami wizyta na Jańskim Wierchu, zejście do Bernartic i pora wracać do domu. Żegnamy czeską turystkę i jej przemiłą suczkę. Odwiedzamy punkt widokowy. Z niego obcinamy na wczorajszą trasę. Góry Jastrzębie są bardzo kameralne:
Jański Wierch 697 m n.p.m.:
I schodzimy do Bernanrtic. Otuchy dodaje mijana po drodze kapliczka:
Docieramy do "city". Wizyta w sklepie spożywczym na "ostatnie nawodnienie" i kulamy na stację kolejową, której przystanek jest NŻ:
Ostatnie spojrzenie na Královecký Špičák, ale to już Góry Krucze i na inną okazję :)):
I zaraz nadjedzie pociąg. Ostatnie foto z Czech:

Za chwilę lądujemy w wagonie. Via Sędzisław kulamy do Wrocławia. Z Frankiem żegnam się na Dworcu Głównym. Być może uda się niebawem ponownie wyklepać coś wspólnego, tym razem z ogniskiem i starym dobrym zwyczajem, posiedzieć przy ogniu, upiec kartofla, zapić ten luksus maślanką i do tego gięta z ognia. A szlajanko niech będzie miłym dodatkiem do tego wszystkiego. Aha, w Góry Jastrzębie zapewne wrócę, bo jakby to napisać...zakamary zawsze są najlepsze. 

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Ej, wieżę na Markoušovická rozhledna jakoś moja świadomość wypierała. Nie wiedziałem, że tam stoi. Czas chyba to zmienić. Fajne widoki o zachodzie mieliście.

    Za brak ognia w wiacie pod Jańskim Wierchem masz minusa. Takiej okazji nie wykorzystać by zjeść coś dobrego z rusztu, tego się nie wybacza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Red, przyszliśmy po ćmoku i styrani. Po prostu nie mieliśmy sił na ognisko. Ale poprawię się, obiecuję! 😎

      Usuń
  2. Oj, focisze z Markoušovickiej na po zacności wyjszły.
    Fajne, spokojne łażenie po kątach, które rzadko komu się chce odwiedzać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Menel, co to za 'tajne' manewry w BN, hę? Łypałem z Piotrusia, znowu my się rozminęli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem z takim jednym "od dolinek". Na Piotrusiu mieliśmy być, ale kolesiowi skończył się but.

      Usuń

Prześlij komentarz