Poszedłem...za ciosem

Nie mogłem sobie darować noclegu w tym miejscu... po prostu, nie mogłem :)).

Żal jednak dupę ścisnął, kolokwialnie pisząc. "Piździernik" rozpoczęty godnie, ale co z tego, skoro pewne sprawy poszły nie tak. Musiałem to nadrobić. Ponownie kulam do Głuszycy Górnej, trudno się mówi :). 

8.10.2022 

Wrocław - Głuszyca Górna - Malá Homole, vyhlídka 555 m n.p.m.

Tym razem wiozę się Kolejami Dolnośląskimi. O 7.13 jadę do Wałbrzycha Gł. Tam przesiadka do autobusu zastępczego. Nie ma problemu, zaskoczyli mnie :). Po godzinie 9 -tej docieram do strefy zrzutu. Głuszyca Górna, z którą witam się ponownie:
Klasycznie ląduję na schodkach z tyłu stacji kolejowej celem przepakowania worka. Nie jest mnie obojętny widok zastany, tu się BeMkami wożą:
Bagaż ogarnięty, ruszam. Ponownie schodzę asfaltem do skrzyżowania, z którego odbijam w prawo. Tym razem stawiam na szlak żółty. Oczywiście odwiedzam sklep, w którym raczyłem się w ubiegły łyk-end. Zakupiwszy kawior z dodatkami polazłem dalej. Po drodze obcinam na ewentualne miejsca noclegowe, jak wiadomo licho nie śpi, a przyszłość sprawić może psikusa. Na "tyłach" świetlicy wiejskiej jest na bogato:
To miejsce może kiedyś się przydać. Na rondzie odbijam w prawo:
Z warunkami trafiłem słabo, cały czas "coś" wisi w powietrzu, zatem z widoków klapa. Szkoda. W końcu zasapany docieram do Przełęczy pod Czarnochem:
Jako, że po drodze mijam dosyć liczne grupy grzybiarzy, instaluję się na chwilę w wiacie:
Ponownie dotykam zielonego szlaku granicznego. W wiacie ślęcząc nad mapą rozważałem różne warianty dalszej trasy. Mając mocno na uwadze, że dzisiejszy dzień będzie smętny w kwestiach widokowych, decyduję się jednak na nocleg pod Małą Homolą. Trudno, albo rybka, albo...akwarium. Za chwil parę witam Janovičky:
Uskuteczniam przechadzkę przez rzeczoną osadę przygraniczną. Mijam zajazd Franza Birkego, obecnie hotel Zámeček. Nieco dalej...
Jest coś dla ciała, jest i dla ducha :)
Powoli żegnam się z osadą. Mijam wodopój:
Od tego momentu robi się miło. Docieram do przełęczy pod Bobřím vrchem 731 m n.p.m.:
W związku z tym, że czasu mam jak cygan gwoździ, stać mnie na "duże 10". Posilony ruszam dalej. Zamierzam dotrzeć do ambony myśliwskiej, w której zmuszony byłem zlec w ubiegły łyk-end z powodu opadu deszczu. Po drodze trafiam jeszcze na dwie inne ambony myśliwskie i kolejne miejsce z wodą:
Terenem jestem zachwycony, piękne łąki i pustka. Bobří vrch 740 m n.p.m. w jesiennej tonacji:
W zdrowiu docieram do mojej ubiegłotygodniowej noclegowni:
Aby nie powielać trasy kulam do Rožmitála. To dawna wieś przygraniczna, obecnie dzielnica Broumova. Wcześniej jednak trafia się gratka, czyli ścieżka dydaktyczna, która wiedzie przez kamieniołom. Kolejną przerwę robię nad kamieniołomem, znad którego miło prezentuje się Broumov:
Schodzę do Rožmitála. Na "do widzewa":
Po drodze mijam piękny krzyż:
Zaczynam odczuwać głód, ląduję zatem w wiacie przystankowej, lotów najwyższych muszę dodać:
Pełna kultura, w środku sucho, czysto i nie szczypie w oczy. Rozstawiłem kram:
Następnie podklepałem do gospodarza obok po wodę na herbatkę. Na obiad kuchnia wydała jarzynową z wkładką mięsną. Posilony zwijam bajzel i czas do Šonova. Bobří vrch na odchodne:
Przede mną wzruszający odcinek drogi:
Do Šonova przemieszczam się zielonym szlakiem. Docieram do skrzyżowania z żółtym szlakiem i za chwilę melduję się w Šonov-ie. Odbijam w pewnym momencie do barokowego kościoła św. Markety, spod niego widzę miejsce mojego noclegu:
Schodzę do szlaku. W drodze na biwak zatrzymuję się przy śliwie. Pozbierałem z ziemi trochę owoców, uraczyłem się nimi jak normalny biały człowiek. Niebawem po małym przerywniku docieram  do celu, Malá Homole, vyhlídka 555 m n.p.m. Jako, że docieram za dnia, wpadam do lasu po opał, rozbijam namiot, przebieram się w wełnę i ogarniam zachód słońca:
Oczywiście w tak zacnym miejscu nie może braknąć ogniska. Zainstalowany na bogato oddaję się chwili:

Na kolację dałem se kaszankę z ogniska, synonim biwakowego luksusu :)). Po godzinie 22-iej udałem się na salony i odpadłem snem sprawiedliwego. 

9.10.2022 

Malá Homole, vyhlídka 555 m n.p.m. - Ścinawka Średnia - Wrocław

W nocy ze dwa razy wstawałem aby dorzucić do ogniska. Rankiem wygramoliłem się z namiotu. Obciąłem w kierunku najwyższego w Górach Jaworzych, czyli Ruprechtický Špičák 880 m n.p.m. na ostatnim planie:
Po pierwsze, biwak na terenie Obszaru Chronionego Krajobrazu Broumovsko to delikatnie rzecz ujmując poezja, a żużel z cebulką na śniadanie, dodatkowo robi robotę:
Natomiast posiłek z takim widokiem jest w moim mniemaniu lepszy...od seksu :)
I jeszcze rzut oka na wczorajszą trasę:
I pora zwijać bałagan. Podczas pakowanka nadciąga czworo Czechów, wpadli na śniadanie. Zwolniłem im plac, spakowany żegnam się i w drogę do Ścinawki Średniej, kulam przez Tłumaczów. W drodze do granicy:
Melduję na przejściu granicznym Tłumaczówek - Śonov:
Przy Tronie Łaski chwila zadumy:
Kulam do Tłumaczowa. W pewnej odległości melduję się przy przydrożnym krzyżu drewnianym. Jako, że "na wypasie" znajduje się ławka, uwalony na niej wlewam w siebie trochę wody i żegnam widokiem na tereny, w których bawiłem:
Dalsza trasa to asfalt, zatem ruszam, bo czas nie ch**, nie stoi. Po drodze w Ścinawce Górnej łączę się...
Końcowy odcinek trasy. Jestem w Ścinawce Średniej. Wiadomix, że musiałem namotać. Odbiłem o jedno skrzyżowanie dalej. Wracam do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym i zielonym, by w końcu jak normalny biały człowiek wkroczyć na stację kolejową ze śpiewem na ustach:
W związku z prowadzonymi remontami do Kłodzka pojadę komunikacją zastępczą, czyli autobusem. Mam czasu od groma, zatem rozkładam bajzel włącznie z namiotem, celem go dosuszenia:
Uprzejmy mieszkaniec budynku stacyjnego użyczył wody, więc postawiłem na herbatę w oczekiwaniu na kurs do Kłodzka Gł. W Kłodzku opóźnienie pociągu sięgnęło godziny. Okazuje się, że licho czuwa i ma się dobrze. Do Wrocławia jadę w ścisku, co przypominało mi wyjazdy pod namiot za czasów komuny, oby tylko wejść do pociągu, reszta to pikuś. Na czeską stronę mocy tego rejonu wrócę na pewno:

Z przyjemnością poszwendam się polami, łąkami, itp., które swoimi atutami widokowymi dają dużo radości. Coś nawet kiełkuje w mojej biednej głowie, tymczasem dojeżdżam do Wrocławia w zdrowiu...

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Widać barwy jesieni na zdjęciach. Październik w tym roku jest piękny :)

    Zerknąłem sobie na mapę gdzie jest ten punkt widokowy i już wiem. Kto wie kiedy się ta wiedza przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miejsce jedno z lepszych na kontynencie :)) usytuowane na skraju lasu. Opału od groma :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dlatego wróciłem po tygodniu, żeby nie napisać, że musiałem :)

      Usuń
  3. Nie mówi się "za komuny", mówi się "za młodu" :D Czyli powrót miałeś sentymentalny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Powrócić w dopiero co zwiedzane rejony celem wyprostowania niezałatwionych spraw noclegowych - popieram :)) Nie dość że cudowne miejsce, to jeszcze górę opału można sobie przygotować ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz