Byli smaki na Góry Złote z rakietami pod pachą. Ani myślę odmawiać sobie przyjemności, tym bardziej, że wizytą "roboczą" postraszył Marco.
Również Gryf odgrażał się "garścią" wymachując. Skoro przewidzianych jest uciech sto, pakuję bajzel i...w nogi!2.12.2016
Wrocław - Złoty Stok - Borówkowa 900 m n.p.m.
Do Złotego Stoku wbijam z przesiadką w Kłodzku, w którym oczekując na autobus, a w moim roztargnieniu odjeżdża mnie dosłownie sprzed nosa. Mając godzinę wolnego należy odwiedzić Bar "Małgosia" i skosztować co nieco. Poza tym, nie ma się co za bardzo rzucać w oczy z rakietami, śniegu brak. Dostaję również telefon od Marco, który zamierza zajrzeć na "parę minut". Ustawkę robimy w sobotę na trzeźwo w Wójtówce. Odbębniwszy godzinę turlam się do Złotego Stoku. Z reguły jest tak, że jak wjeżdżam do tego miasteczka, to kołatam w furtę Baru "Apetit". Tak jest i tym razem. Zanim ruszę, wbijam na flaki z pieczywem następnie obok do "Dino" po giętą i opuszczam Złoty Stok. Tym razem pada na szlak żółty. Moja wiara w użycie rakiet spada niemal do zera. Znowu mnie oszukali, se myślę. Atakuję Górę Kapliczną, potocznie zwaną Pustelnik, w pewnym momencie opuszczam zabudowania i wkraczam w jaworową aleję. Oddech wyrównuję przy ruinie Kaplicy św. Anny. W 1855 roku obok kaplicy wzniesiono pustelnię, którą połączono krytym przejściem z kaplicą. Ostatnim pustelnikiem był niemiecki franciszkański tercjarz Robert Domsch. Jeszcze wspomnę, że Złoty Stok przez ponad rok /1945-46/ nosił nazwę Równe! Pokrzątałem się jeszcze tu i tam, schodząc zauważyłem pod kaplicą: Idąc na Przełęcz pod Trzeboniem moja wiara wzrasta! I chwila na wyrównanie oddechu: Od przełęczy dalej obowiązuje mnie szlak żółty. Jawornik Wielki odpuszczam, spać tam nie będę, więc boczkiem go. Priorytet mam taki, że muszę sprawdzić wiatę pod Jawornikiem. Po drodze się okazuje, że wody jest pod dostatkiem: Pod Jawornikiem jakże miłe zaskoczenie, postawiony nowy lokal noclegowo-wypoczynkowy: Wiatuchna spełnia komfortowy warunek dla dwóch osób, wodę mamy powyżej kapkę, czyli jesteśmy w pełni niezależni, do tego można dorzucić bogate zaplecze opałowe i drzewem pachnący lokal. Oczywiście jakaś łajza musiała zostawić podpis w wiacie, bo byłoby nieważne. W związku z tym, że do Orłowca mam ze dwa kwadranse, to uprawiam lans ubogiego z rakietami przytroczonymi do plecaka. Na "skrzypce" jeszcze nie pora. Orłowiec w zimowej scenerii: Orłowiec - gdzieś czytałem, że obecna nazwa jest obca lokalnej tradycji i nadana została ku chwale zasług dla dr Mieczysława Orłowicza. Dawne nazwy wsi to Schonaw, Schonau bei Landeck i pochodzą od niemieckich słów, które można tłumaczyć jako "Piękna Łąka", co ma jak najbardziej swoje uzasadnienie. Fragment starego szlaku zielonego: Mijam ja ci ośrodek wypoczynkowy w stanie ruiny. Niestety, już jest w "ręcach" prywatnych, ale dwie możliwości wejścia w razie awaryjnego noclegu znalazłem: Śliczny kościółek p.w. św. Sebastiana zamknięty: Kiedyś miałem farta i tę możliwość tą zwiedzenia kościółka w środku, zatem nienerwowo kieruję się do Wójtówki. Asfalt, a raczej szklaneczką po asfalcie, odbicie w lewo, trochę pod górę i witam kolejne miejsce, które tym razem tylko przechodzę, powodem jest nadchodząca wielkimi krokami ciemność! Zaraz wskakuję w rakiety, żarty się kończą: Na Borówkową czuję podejście, jest ciemno, niebo pełne gwiazd, śnieżek chrupie aż miło.Pod Borówkową są dwa źródła wody, jedno z nich, niżej położone to Biała Studnia. Uprzejmie donoszę, że Biała Studnia to już wodopój klasa wyższa, nie jest kawałkiem rury wystającej z chaszczy, której w poszukiwaniu z Michunem, a będąc 1,5 metra od niej nie znaleźliśmy. Obecnie Biała Studnia ma się doskonale:Mimo konkretnego mrozu, nietaktem by było nie golnąć ze źródła. Uzupełniwszy zapas do peta, ruszam na ostatnie podejście, ambitnie biało-czerwonym kwadratem. Na szczycie jestem sam. Klamota zrzucam w wiacie i idę zyrknąć do wieży, tam wieje, w przeciągu spać nie będę więc uwalam się w wiacie, jak normalny biały człowiek. Jeszcze telefon do Marco, krótka gawęda i jesteśmy umówieni na Borówkowej 900 m celem wspólnego kółeczka. Grzecznie przygotowuję barłóg, dwa stoły łączę, śnieg zrzucam bogatą miotłą znajdującą się z tyłu sklepu na wyposażeniu dla ogółu. Kolejny telefon otrzymuję od Gryfa, słyszę w słuchawce dwa słowa i informuję, że będę dnia następnego wieczorem. Po kolacji przebieram się w wełnę i z ogromną przyjemnością wskakuję w puchy. W nocy jest mi tak gorąco, że muszę uchylić wieka. Sen...
3.12.2016
Borówkowa - Ośrodek Lotów Orbitalnych pod Szpiczakiem
Poranna medytacja: Ranek witam mgliście. Na dworze -6 stopni i widoki liche. Jako, że przed wiatą około 30 cm śniegu to nabrałem ze dwa garnki śniegu i postawiłem na herbatę. Przygotowuję śniadanko, a tu mnie się słoneczko pokazuje! To na wieżę! Oczy nasyciwszy, pora zwijać dobytek, Marco zaraz przyjdzie i głupio by było przyjmować na taki barłóg: Jest i On: Jeszcze chwilę na szczycie rozmawiamy i schodzimy szlakiem zielonym na Przełęcz Różaniec i ponownie do Orłowca. W Wójtówce Marco mnie zabiera do Bielic, czym bardzo ułatwia życie. W Bielicach się żegnamy: Mam słabość do tego miejsca. Warunki z regularną zimą, ulica nieodśnieżona, czad. Wbijam do grzbietu granicznego. Bez rakiet ciężko, pora zmienić ten stan rzeczy: Pożegnawszy się z Marco powoli ruszam. Podążam śladem Gryfa. Ten z buta zapodawał, bidula i chyba dobre wiaderko wypocił. Po drodze gubię drut od rakiety, ważny element, słysząc tylko dziwne chrupnięcia. Chwilę przystanąłem, ale niestety, nie odnalazłem zguby. Z grzbietu schodzę na szagę na czeską stronę mocy, odpuszczając Kowadło 989 m. Na grzbiecie: I dalej szlakiem narciarskim. Czesi jeszcze nie ruszyli z nartami: Jeszcze trochę wysiłku:Docieram na miejsce nieco zmachany. Końcówkę mam pozaszlakową, ale ulgi doświadczam widząc blask świeczki, to jest to! W "świetlicy" nachajcowane jak diabli, szybko wyskakuję z betów i dosiadam się do kotła z herbatą.
4-5.12.2016
Ośrodek Lotów Orbitalnych pod Szpiczakiem - Bielice - Wrocław
Całą niedzielę zbijamy bąki z Gryfem. Nie przepraszam, Gryf ściął dwa drzewa: W poniedziałek zbieramy się, jakże ciężko jest opuścić nam ten pensjonat: W drodze powrotnej spotykamy "wnyki" zastawione przez czeskich myśliwych: A my ponownie pozaszlakowo do grzbietu. Tu w lewo, tam w prawo, to znowu w drzewo i tak się kręci. Ostatnie spojrzenie na Bielice: I Gryf: W drodze powrotnej fart nas nie opuszcza. Do Stronia Śląskiego mamy okazję i to nie byle jaką, właściciele "Chaty Cyborga" podwożą nas na miejsce, skąd za kwadrans mamy "PęKaeS" do Wrocławia. Brakło jeszcze Gór Bialskich. Niestety, czas był ograniczony. Marco, dziękuję za wspólny kawałek i podwózką bardzo pomogłeś. Gryf, dzięki za trudy i rezerwację pokoju. Chyba jednak dobrze, że się wtedy obraziłem. Zimowy klimacik z widokiem na Kowało łagodzi obyczaje: Dziękuję za uwagę.
Byłem raz w Bielicach (na Bialskich wędrowałem) i nieźle mnie zauroczył ten rejon! Izery, Bystrzyckie i rejon Bielic, to póki co mój top Sudetów. Ale je słabo znam...
OdpowiedzUsuńRejon Bielic również mnie kręci, to piękny zakątek Polski.
UsuńJa mam nadzieję, że uda mi się w styczniu wybrać na rakiety, chociaż na dwa dni. Oby było po czym chodzić...
OdpowiedzUsuńTeż mam ten dylemat :)
UsuńW 2022 roku w końcu zawitam w te Złote. Choćby skały srały zawitam!
OdpowiedzUsuńWarto bardzo.
UsuńOśrodek Lotów Orbitalnych pod Szpiczakiem wydaje się świetną miejscówką. Pierwszy raz o nim słyszę... Relacja sprzed lat, ale sezon na rakiety właśnie się zaczyna. Masz już jakieś plany na tę zimę?
OdpowiedzUsuńChciałbym zapodać w słowackie klimaty. Jest kilka pomysłów, bardzo mocno rozważam Bieszczady z Beskidem Niskim.
Usuń