Ścieżkami Pogórza Izerskiego

W robocie trafia się gratka. Dzwonią do mnie "plany" z pytaniem, czy oddam piątek, za który przykleją mnie coś w terminie późniejszym.

"Tak jakby" mam cztery dni do wykorzystania. Wchodzę w temat i pakuję szafę! Beskid Sądecki ponownie idzie w odstawkę, bo na tapecie "pewna sprawa", która od dłuższego czasu czeka na realizację przejścia całości. Mowa o żółtym szlaku relacji Jelenia Góra - Zawidów. Będzie po drodze pewne zaskoczenie i oczywiście w relacji zapodane. Poprzestanę na dalszym laniu wody i zapraszam do lektury.

3.06.2021 

Wrocław - Jelenia Góra - Stanek 350 m

Łyk-end bożocielny wpada mnie rzutem na taśmę. Nie ma mowy o zmarnowaniu tego czasu. Tym bardziej, że magowie od pogody twierdzą, iż ma być ciepło i słonecznie. I ja im wierzę! Do JG kulam "Orzeszkową". Z Wro wyruszam o 12.34. Trasa przebiega planowo. Około godziny 14.30 "orzeł wylądował":
Dworzec opuszczam w porze mocno obiadowej. Pod ręką mam lokal "Burger Station". Na głodnego nie wypada rozpoczynać wędrówki, to wbrew "prawom natury":)), loguję się przy wolnym stoliku:
Zachęcony przez obsługę, dałem se:
Jest gorąco, nigdzie mnie się nie spieszy. Posilony zaczynam się zbierać i ruszam. Po drodze mijam miejsce startu innego żółtego szlaku im. Tadeusza Stecia Jelenia Góra - Słonecznik:
Idę przez miasto szlakiem zielonym. Mijam dawny, ewangelicki Kościół Łaski Pod Krzyżem Chrystusa, Kościół Garnizonowy, obecnie kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego:
Bawię na ul. I maja:
Przechodzę koło cerkwi świętych Piotra i Pawła. Pierwotnie kaplica katolicka, którą wzniesiono w tym miejscu w 1453 roku, a zniszczona w czasie wojny trzydziestoletniej. Odbudowana w 1737 - 1738 roku. W północnej ścianie wbudowane dwa  kamienne krzyże. Zostały one odsłonięte w 1934 roku podczas usuwania starego tynku. Parafia prawosławna otrzymała kościółek w 1950 roku:
W związku z tym że smali, muszę zrobić postój. Wbijam na lody, stać mnie. Po krótkim przerywniku kontynuuję szlak zielony i zataczając małe koło docieram w końcu do miejsca startu:
Jestem koło dworca autobusowego, miejsce jakże znane:
Pora rozpocząć przechadzkę. Przede mną ok. 75 km szlajanka Pogórzem Izerskim. Podkręcony jestem jak diabli, zawsze tu nie byłem. Zatem start! Niecały kwadrans potrzebuję aby dotrzeć do Wzgórza Krzywoustego 375 m, na którym znajduje się znany obiekt widokowy - pierwotnie zwany Wieżą Cesarską wybudowaną w 1911 roku mierząca 22 m wysokości, obecnie Grzybek:
Klamoty zostawiam na ławce i decyduję się okiem łypnąć. Panorama miasta z Rudawami Janowickimi zrobiła na mnie wrażenie:
Obowiązkowa obcinka na Karkonosze:
Pora schodzić, na do widzewa:
Będąc już na dole uwaliłem się na ławce. Chlipnąłem wodę pomocną, w miejscu przeznaczonym na ognisko liczna grupa rządzi przy grillu. Powoli trza się zbierać do Perły Zachodu. Początek trasy mam wspólny z zielonym Szlakiem Zamków Piastowskich, którym zamierzam zainaugurować sudeckie szlaki 100+. Opuszczam Wzgórze Krzywoustego:
Schodzę do szlaku żółtego i przez chwilę wygłupiam się ze swoim dobytkiem na plecach dumnie łojąc asfaltem, mijając przy okazji rzesze rowerzystów. Za chwilę ciekawość moją zwróci wiadukt kolejowy:
Z tych nerwów zajrzałem "na górę":
Idąc do Cudownego Źródełka przejeżdżał przez wiadukt jakiś KD-ek. Nie udało mnie się go uchwycić, ale może uda się błąd naprawić podczas przejścia SZP. Bawię w Parku Krajobrazowym Doliny Bobru, którym jestem oczarowany. Na dobrą sprawę, można by się odrobinę schłodzić. Niestety, brakło odwagi:
Kolejna pauza przy Cudownym Źródełku:
Zaopatrzyłem się na zapas z myślą o noclegu. Przede mną infrastruktura Elektrowni Wodnej Bobrowice i w zdrowiu docieram do Gościńca "Perła Zachodu" położonego u stóp sztucznego zbiornika zwanego Jeziorem Modrym. Powstało ono w latach 1924/25 jako element systemu przeciwpowodziowego w Sudetach Zachodnich:
Z wieży obciąłem niczym komornik na szafę, fragment Jeziora Modrego:
Czas na "duże 10":
Pod parasolem zaległem:
Psychicznie nastawiam się na dalszą część wycieczki. Do zapory EW Bobrowice I asfalt. Nie wpływa to na moje morale dołująco, w zamian mogę podziwiać urocze położenie Perły Zachodu:
Ostatnie spojrzenie na EW Bobrowice I:
Siedlęcin. Docieram do miejsca, w którym szlaki żółty i zielony się rozchodzą, opuszczam szlak zielony. Siedlęcin na do widzewa:
Przede mną bardzo kameralny odcinek, wkraczam na kolejny zbiornik zaporowy, czyli Jezioro Wrzeszczyńskie i kulam jego "dolnym" wariantem. Zaczynam myśleć powoli o miejscu na nocleg. Myślenie o noclegu kończy się tym, że przegapiam odbicie żółtego szlaku. Cenne minuty tracę. Już na właściwych torach:
Tym razem melduję się przy zaporze EW Wrzeszczyn. Drapię się w banię, oszukali mnie!
Kropa końcowa szlaku żółtego wprawia mnie w osłupienie, kto to wymyślił? I co, koniec imprezy? W życiu. Dalej kulam szlakiem niebieskim i zielonym/SZP/, trudno. Parę metrów dalej odbija w dół szlak koński/niebieski/, który się spotka z "moim". Wkraczam w bardzo ciekawy odcinek szlaku. Patrzę w mapę i decyduję się na wysiłek, aby dojść do punktu widokowego. Może dojdę! Zdjęć już nie robię, w lesie ciemno. Trasa różnorodna, co jest dużym plusem tego szlaku. Niebawem docieram zasapany. Melduję się na najwyższym punkcie grupy skalnej. Stanek wita mnie godnie:
Lepiej trafić nie mogłem, zajmuję miejsce wyjątkowe. Dzisiaj kimam na Kapitańskim Mostku:

Jest bardzo ciepło. Barłóg ogarnięty. Na kolację wlewam w siebie 0,5l imperialistycznego chłamu, po czym uwalony w worku obcinam na gwiaździste niebo. Hotel pod gwiazdami to jest to. Odpływam, sen.

4.06.2021 

Stanek 350 m - Gryfów Śl.

Noc minęła spokojnie. Śpiwór "kupił" trochę wilgoci. Na szczęście dzień zaczyna się całkiem znośnie:
Na śniadanie schodzę niżej, pod kamienne stopnie. Czekam aż słońce podniesie się trochę wyżej, podsuszę śpiwór. Póki co, miejscówka serwuje widok na Karkonosze:
Moja kwatera usytuowana jest przy początku Jeziora Pilchowickiego u ujścia Kamienicy do Bobru:
W kierunku wschodnim również są widoki m.in. na znajdującą się w pobliżu Wapienną 507 m. Czas rozwiesić worek i przygotować śniadanie. Poranne dwa kubany gorącej herbaty zielonej asekuracyjnie, bo zapowiada się upalny dzień. W końcu ogarnąłem chaos, śniadanie trącone, czas się zbierać. Jak wcześniej wspominałem, odcinek do zapory pilchowickiej kulam niebieskim szlakiem oraz pątniczą Drogą św. Jakuba, która we fragmentach jest oznaczona żółtą strzałką:
Niebawem docieram do Zapory EW Pilchowice:
Dalsza moja trasa, widok z zapory:
Po drugiej stronie zapory znajduje się bar. Jest zamknięty, czynne od 11.00. Zdołałem zakupić jedynie picie. Ku mojej uciesze wracam ponownie na żółty szlak:
Kompletnie nie kumam tego patentu. Przede mną Dziki Wąwóz. Zejście do niego oznaczone czujnie :))
To bardzo malowniczy wąwóz, który Łączy Pokrzywnik z lewym brzegiem rzeki Bóbr. Nazwa nie bierze się z czapy w moim mniemaniu. Z takimi drogami nie spotkamy się w...Miami :)
Brody to nie tylko klimat Beskidu Niskiego:
Melduję się przy kolejnej atrakcji Dzikiego Wąwozu, Dziki Wodospad:
Mogę sobie pozwolić na dłuższą przerwę. Trochę chłodu od wody się przyda. Szlak wyprowadza do asfaltu w Pokrzywniku i za chwilę będę w Maciejowcu, w którym szlak zmienia swój przebieg. Kolejne zdziwienie maluje się na mojej japie. Mapa Góry Izerskie i Pogórze, Plan wyd. X 2012 rok, skala 1:50 000 pokazuje, że dalsza trasa będzie przebiegała do Wojciechowa asfaltem. Według nowego przebiegu odbijam w kierunku Pasiecznika. Zmieniony odcinek jest zacny, starego przebiegu nie znam. Pasę się widokiem na Wietrznik 482 m:
W tym miejscu żegnam się z widokami na Góry Kaczawskie:
Jestem na skraju Wojciechowskiego Lasu. Ruszam w las, w którym "zginę". Przestawiam się na plenery z Karkonoszami w tle:
Za chwilę ponownie wejdę w las i po jakimś czasie przechadzka ścieżkami polnymi:
W pewnym momencie docieram do "tajemniczego" miejsca. Pamiętacie zapewne sytuację, w której rozdmuchano informację o PUMIE, którą widziano na Śląsku czy jakoś tak, wkręcając w ten przekręt niemal cały kraj. Guzik prawda, ja widziałem pumę :). Ba! nawet ją mijałem. Obecnie szanowna puma rządzi w powiecie lwóweckim :))
Straciłem rachubę gdzie jestem. Miał być asfalt aż do Wojciechowa i dalej do Lubomierza, a ja walczę w lesie. Pisząc relację, sprawdzałem przebieg tego szlaku na mapa-turystyczna.pl i być może :), że jestem w Zalesiu:
Do tego jest taki ukrop, że muszę zrzucić bagaż i wyrównać oddech.
Z tego wszystkiego już nie wiem, czy żegnam się z Zalesiem, a może witam Popielówek? Licho nie śpi. Gdzie ja k***a jestem?!
Docieram do asfaltu, przy którym znajduje się chyba jedyna wiata jaką spotkałem na szlaku, do tego jest monitorowana. Nie zasiadam. Niebawem odzyskam wiedzę, gdzie się znajduję. Widząc wysypisko śmieci nabieram pewności, że zbliżam się do Lubomierza:
Głód zagląda w oczy. Za chwilę melduję się w miasteczku. Szukam miejsca, gdzie mógłbym zlec. Pora na obiad! Na zewnątrz jest nie do zniesienia, powodem jest upał. Wchodzę do środka:
Przed daniem właściwym wlałem w siebie 2 butelki soku pomidorowego, do tego naturalnie schabowy w zestawie. Po obiedzie poszedłem do spożywczego płyny uzupełnić, a także "kawior" zanabyłem na jutrzejsze śniadanko. Następnie pod arkadami się uwaliwszy, zerknąłem w mapę, bo żółta ścieżka zniknęła mnie z pola widzenia. Wiadomix, koniec imprezy bliski to problemy się piętrzą. Nie daję za wygraną. Odpaliłem mapy.cz i tam mnie wychodzi, że starym przebiegiem żółtego szlaku obecnie przebiega pątnicza Droga św. Jakuba i tego się trzymam. W trakcie marszu przez Rynek dostrzegam stare, niemieckie kierunkowskazy:
Kulam ulicą Majową. Idę dobrze, stary żółty szlak wyblakły, ale widoczny:
Przy skręcie w prawo trochę się motam:
Skręt od tego znaku jest kawałek dalej. Będąc na dobrym kursie, przy przydrożnej kapliczce robię postój:
Uwaliłem się pod drzewem, zaczyna padać. Na szczęście przelotnie. "Tajne" znaki na drzewie:
Do Gryfowa Śl. już niedaleko. Ten odcinek trasy jest przepiękny:
Klimatem jestem wstrząśnięty. Żółty szlak wymiata:
Na "rzepak" w tym roku załapałem się chyba ostatni raz. Uff, zdążyłem :)
Przed Gryfowem/Krzewie Wielkie trafia się gratka:

Polne drogi jak się okazuje również oferują atrakcje. Co się tyczy dwóch krzyży. W 1922 roku pojawił się artykuł nieznanego autora dotyczący tych krzyży. Po 1945 roku obiekty uznane zostały za zaginione. W sierpniu 1986 roku odnalezione, ale fragmenty połamanych krzyży porozrzucane. W 2000 roku sklejone i ustawione, teren wokół nich uporządkowano. W 2004 roku ponownie krzyże porozbijano. 1 lipca 2005 roku ponownie sklejone i postawione. Do 2012 roku było trochę spokoju, w listopadzie 2012 po raz kolejny zostały połamane i porozrzucane. Kiedy ponownie je naprawiono, nie wiem. Początkiem czerwca 2021 roku jest OK. Wtaczam się do Gryfowa Śl. Docieram do "Dino", muszę golnąć jakie "borygo", bo języka od podniebienia nie mogę odkleić. Poziom płynów wyrównany, ruszam. Przejście przez ulicę i już jestem w centrum Gryfowa. Pojawiają się nowe żółte szlaki :), aktualna ich wersja jest w formie nalepki. Robi się późno, zaduch jest jak diabli, zapewne spadnie trochę deszczu. Jestem na peryferiach Gryfowa. Z noclegiem nie wydziwiam, szukam odrobinę płaskiego terenu, najlepiej w otoczeniu lasu, coś tam wyklepałem. Szybko rozbijam namiot, dawno upał nie dał mi tak popalić jak dzisiaj. Wieczór gorący i duszny. Na kolację wody się napiłem i workiem przykrywszy, odpadłem. Dobranoc.

5.06.2021 

Gryfów Śl. - Zawidów, dworzec autobusowy - Zgorzelec - Wrocław

W nocy padało. Nie był to wielki opad, ale na tyle przydatny, że dało się oddychać. Bladym świtem wstaję z przeświadczeniem, że tropik namiotu będzie mokry. O dziwo, nie jest tak źle. Zeruję spiżarnię. Dzisiaj czeka mnie dłuższy spacer brzegiem kolejnego zbiornika zaporowego, tym razem na rzece Kwisa. Po śniadaniu pora na pakowanko. Dzisiejszy dzień zanosi się w opcji smażalnia. Ruszam. Początek trasy to zroszona trawa. Po godzinie lacze "puściły", na niebie słoneczko i żadnej chmury:
Mając za sobą etap mokradeł, zdecydowanie krajobraz nabiera rumieńców. Bawię nad Jeziorem Złotnickim. Przede mną ponad 10 km spacer brzegiem zbiornika:
Przeprawiam się na drugi brzeg:
Który wita mnie bardzo fajnym miejscem na biwak. Niestety, ale to teren należący do ośrodka wypoczynkowego. Brzegowa przechadzka serwuje mnie znakomitości:
Mijam po drodze ze dwa ośrodki, które wypełnione są na 80%, czym jestem zaskoczony. W oczy rzuciło mnie się poważne obłożenie pól namiotowych. Ostatni kompleks wypoczynkowy to chyba "Złoty Sen". Dostrzegam w końcu pierwszy szlakowskaz:
Jak wcześnie wspominałem, szlak ten oferuje szeroką różnorodność terenu. Klimat jezior zostawiam w pamięci i sycić się będę łąkami i polami uprawnymi. Kolejna sprawa to przestrzenie, dodatkowy atut Pogórza Izerskiego:
Jest wręcz niebiańsko. Tak zapamiętam ten luksus, w którym przyszło mnie się pławić:
Nie wiedzieć kiedy "objawia" mnie się Zamek Czocha. Mowę mnie odbiera, ale jakoś się trzymam :)
Schodzę do Stankowic. Dochodząc do asfaltu odbijam w prawo. Mam problem ze szlakiem. Docieram do starego jego oznakowania. Okazuje się, że duża część terenu została wykupiona. Z pomocą przychodzi właścicielka włości, która mnie wskazuje obejście jej terenu. Oczywiście zezwala na przejście przez jej "terytorium", mimo informacji zawartej na tablicy, że przejście za opłatą i ale uprzedza mnie o pokrzywach wyższych ode mnie. Korzystam z obejścia. Cofam się do miejsca z którego zszedłem do asfaltu, kieruję się w lewo i za chwilę wchodzę przez mostek na wprost. Początkowo myślałem, że to wjazd na kolejną prywatną posesję. Idąc dróżką dostrzegam nowe oznaczenie żółtego szlaku. Dalej kulam wg "wskazań" szefowej, mijam świeżo remontowany dom, stary wagon, dalej przez pole i już łoję polną dróżką z widokiem na Jezioro Leśniańskie. Docieram na kolejny camping. Po rozmowie z właścicielem, ten mnie sugeruje abym szedł do drogi, brzegiem nie przejdę ze względu na mokradła. Posłuchałem. Za chwilę docieram do parkingu przed Zamkiem Czocha:
Już za chwileczkę, już za momencik...jestem u celu:
Uwalam się na ławce. Do środka nie wchodzę, zaczynają tworzyć się tłumy. Doświadczam "odwilży" pocovidowej. Autokary z turystami wjeżdżają na parking aż miło patrzeć :)Mnie odpoczynek się należy:
Pora mnie się zbierać. Czas ruszać do Leśnej. W wiacie przystankowej pot z czoła ocieram, jest obrzydliwie gorąco:
Do kolejnego kompleksu ośrodków wypoczynkowych łoję asfaltem. Zanim wtoczę się do Doliny Pereł, chwila na wyrównanie oddechu z obcinką na Jezioro Leśniańskie i Czocha Palace:
Przystankiem przy Królewskim Placu rozpocznę akcję Doliny Pereł. Rzeczone miejsce jest pamiątką bitwy pod Sadową, w której brali udział tutejsi mieszkańcy. Miejsce przystankowe powstało w 1866 roku, a poświęcone 3 lipca 1867 roku w obecności okolicznej ludności:
Innym plusem dodatnim jest to, że mam dużo cienia:
Docieram do centralnego miejsca Doliny Pereł. Skała Marii, miejsce dedykowane ukochanej barona Bissinga, Marii Gotti. Podobnież zachowane inskrypcje MARIEN FELS miał własnoręcznie wykuć baron Bissing:
Po drodze mijałem odbicie na punkt widokowy Orle Skały, nie szedłem. Ostatnią pamiątką kończę przejście przez Dolinę Pereł:
Za chwilę wkroczę do cywilizacji, wyjście z DP:
Leśna wita mnie po staropolsku :)
I robi na mnie bardzo pozytywne wrażenie, z pewnością kiedyś zajrzę w ramach łyk-endu pokręcić się po okolicy. Wbijam do Rynku. Pizzeria otwarta od 14.00. Jestem sporo przed tą godziną, zatem wizyta w spożywie i obiad trącę na ławce:
Dopiero w Leśnej mam jasność co mnie jeszcze pozostało:

Kieruję się do Grabiszyc. Przed przejściem przez ulicę "zaczepia" mnie miejscowy chłopunio, pytając gdzie idę?  Odpowiadam, że do Zawidowa. 

- to jeszcze kawał drogi przed panem, nie lepiej stopem podjechać? 

Odpowiadam mu: 

- pieszo idę z Jeleniej Góry, jeszcze trochę wytrzymam 

Ten mnie na to: 

- e tam, panie, nikt się nie dowie, kto pana sprawdzi? 

Uśmiechnąłem się:

 - no, w sumie nikt :)) 

W dobrych humorach się żegnamy. Kulam do Grabiszyc. Po drodze odwiedzam Mauzoleum Wollerów:

W 1833 roku wybudowano w Leśnej fabrykę, w której wytwarzano katun. W latach 50-tych XIX wieku fabrykę przejęli Wollerowie, przedsiębiorczy bracia, pochodzący ze Śląska. Rozwijali przemysł w Leśnej, stając się zarazem jedną z najbogatszych rodzin w okolicy, a mauzoleum rodowe jest śladem ich zamożności. Obecnie budowla gaśnie, szkoda. Ruszam. Za chwilę dotrę do Grabiszyc i skręcę w lewo w kierunku kopalni bazaltu. Łoję na pagór Ciasnota 401 m. Znajduje się tutaj Stożek Perkuna, twór skalny, który już 1954 roku został objęty ochroną jako pomnik przyrody. Poza tym, uchodzi za jeden z najlepszych punktów widokowych Pogórza Izerskiego:
Obowiązkowe "duże 10" należy się. Uwalam się w cieniu, bo w słońcu oszaleć można. Wdrapałem się szczyt, Góry Izerskie mają się dobrze:
Okolica piękna, jest tylko jedno ale. Spokój zakłóca kopalnia:
Ubolewam, że z widoków na Leśną klapa:
Wracam do szlaku. Ze szczytu stożka Widok na Leśną ograniczały drzewa, ze ścieżki jest dobrze:
Kolejny stożek mijam, chodzi o Stożek Światowida. Jest on zarośnięty, więc jakby nie ma o co walczyć. Przede mną trochę asfaltu, pałac w Grabiszycach Średnich. Zaraz szlak wykręci w lewo w kierunku wzgórza Grodziszcze 429 m. Jest miło:
Ocieram się nawet o granicę z Czechami:
Moja impreza dobiega końca. W drodze do Miedzianej. Na mapie jest Miedziane natomiast tabliczki informacyjne z dojściem do posesji - Miedziana. Szlak cały czas trzyma fason:
Mijam przysiółek Miedzianej, Jabłoniec. Odwracam się za siebie:
Mijam pierwsze domy Miedzianej. Jedna z gospodyń zaprasza na chwilę odpoczynku, nie odmawiam. Przy okazji uzupełniam wodę do peta. Około 5 km zostało mnie do końca imprezy. Po pogaduchach żegnam się i ruszam dalej. Miedziane jest urocze. Niebawem odbiję na Łowin, do szlaku:
Idę centralnie na zachód, czyli cały czas pod słońce. Czasem warto obejrzeć się za siebie. Miedziana to już wspomnienie:
W drodze do Zawidowa:
W ramach podsumowania imprezy, obcinam na Góry Izerskie w pełnej okazałości:
Już prawie, ale to jeszcze Stary Zawidów:
I oczywiście w ramach zakończenia popełniłem "mylny błąd". Poszedłem ścieżką na wprost, a powinienem odbić w lewą stronę. Tak czy owak, musiałem "skrót" wydłużyć :)). Szczęśliwie docieram do centrum Zawidowa:
Szukam kropy końcowej, nie ma. Odpalam mapa-turystyczna.pl. Okazuje się, że koniec imprezy jest na ul. Granicznej. Łoję przez ul. Grunwaldzką, za chwilę jestem na ul. Granicznej. Kropy jak nie ma, tak nie ma. Pewnie pociągnęli do dworca kolejowego. No nic, jeszcze ze trzy kilometry trza będzie dołożyć. Do celu prowadzą mnie szlaki niebieski i żółty. Docieram na dworzec, ale autobusowy! Kończę pieszą imprezę o 19.35. Nie może zabraknąć końcowego akcentu wędrówki, czyli toastu "za cudowne ocalenie". Tak, pasuje mnie ten, taki toast :)

Muszę się prz********ić. Kropa początkowa jest, kolejne między zaporami są, oczywiście końcowej nie ma, no bo po co? Ręce opadają. Tym bardziej, że jest to naprawdę znakomicie pociągnięta ściecha. Do kompletu brakuje pociągnięcie odcinka międzyzaporowego żółtą farbą i jest kawał bardzo porządnego szlaku Pogórzem Izerskim. Brakowało mnie na szlaku kilku wiat i byłoby idealnie. Po toaście idę do sklepu po paszę. Siedząc na przystanku wylotowym w kierunku Zgorzelca, zastanawiam się przy bułce z żółtym serem jak tu wyjechać z Zawidowa? Dzwoni Dave, jakby wyczuł sprawę. Chwilę rozmawiamy i nawijam mu w słuchawkę, że nie mam pomysłu na wyjazd. Kończymy gawędę. Nagle podjeżdża taxi, kierowca opuszcza szybę i pyta: 

- do Zgorzelca? 

Bez zwłoki rzucam:  

- no pewnie! 

Za chwilę wiozę się do Zgorzelca. Zostaję odstawiony na dworzec kolejowy:

Niebywałe, o 22.02 jadę KD-kiem via Legnica do Wrocławia. Na zakończenie ślad imprezy:

 

 Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Świetnie wykorzystałeś długi weekend . Naprawdę ładne tereny , można powiedzieć ,, cudne manowce'' . Do pełnego szczęścia rzeczywiście przydałby się jakiejś wiatki. A słońce dało popalić , osobiście musiałem odwiedzić aptekę w Ciężkowicach - chwila nieuwagi i łysinka zjarana. Pozdrawiam Dynidor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podobnym terminie się krzątaliśmy w różnych rejonach, słońce faktycznie było bezlitosne. Pozdrawiam menelsko.

      Usuń
  2. "Po drodze mijałem odbicie na punkt widokowy Orle Skały, nie szedłem."
    Przy zejściu z platformy widokowej "Altanka" (?) na Orlich Skałach (Adlerstein) w dół, w dolinę Kwisy, przy skalnych schodkach jest kamienna ławka, ale nie wiem, czy to Cię jeszcze kręci.
    Postaram się odkopać foto.

    Przy Stożku Perkuna - w wyrobisku o kształcie strzelnicy z kulochwytem - rosną dobre poziomki, ale gdy tam byłem wszystko zakurzone było pyłem z nieodległego kamieniołomu.
    A tak w ogóle moim zdaniem to powinien być Stożek Peruna, bo bóstwo Perkun pochodzi z wierzeń Bałtów.
    Nota bene 17 lipca 2020 w nieodległej Pobiednej na Stacji Wolimierz był event: Kosmos - Obchody Rodzimowierczego Święta Nowiu Boga Peruna.
    Powtarzam: P E R U N A
    :)
    Nie świętowałem, w Wolimierzu byłem dopiero w sierpniu.

    Ze Światowidem też nie jest tak łatwo, bo to bardziej Światowit (Świętowit). Ale to inna historia.
    Nogi w kostkach powykręcałem, by wejść na Stożek Światowida zawalony bazaltowymi głazami ... i nic, zero satysfakcji.

    Piękna trasa, piękne tereny.

    pozdrawiam / Trop

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trop, kamienne ławki cały czas w polu zainteresowania. O ile dokopiesz się do zdjęcia tejże, zapodaj link. Z przyjemnością obejrzę co straciłem. Rejon Leśnej odwiedzę rodzinnie w jakiś łyk-end, wówczas przyjrzę się dokładniej m.in. Dolinie Pereł.

      Usuń
    2. Poniżej linki do foto.
      Z punktu widokowego - na horyzoncie Izery, w dole Kwisa:
      https://photos.app.goo.gl/cf24aQUjJNzrpHRm6

      Grota Erwina :
      https://photos.app.goo.gl/GowRZdHH2ZkPuJaN6

      Patrząc teraz na to zdjęcie określiłbym konstrukcję jako umeblowanie dla siedzących.
      Zlokalizowane przy Grocie Erwina, o której kilka słów znajduje się w komentarzu do kolejnych zdjęć.
      https://photos.app.goo.gl/pBQjuwDnjQDTjLv6A

      Gdyby nie udało mi się linkowanie do zdjęć własnych zamieszczam też linki do zdjęć opiekuna okolicy (to chyba właściwe określenie).

      https://es-la.facebook.com/dolinaperel/photos/pcb.1132672913592223/1132672370258944/

      https://es-la.facebook.com/dolinaperel/photos/pcb.1132672913592223/1132672436925604/

      https://es-la.facebook.com/dolinaperel/photos/a.1130545063805008/1134600440066137/

      Usuń
    3. Zdjęcia obejrzałem. Punktu widokowego jestem ciekaw, ze zdjęcia wygląda bardzo zachęcająco. Dzięki za zdjęcia.

      Usuń
    4. W komentarzach na FB (chyba tam, nie odnajduję tego teraz) słusznie napisał ktoś, że ścieżki i punty widokowe w Dolnie Pereł zorganizowano grubo przed budową zapory leśniańskiej, która obecnie - wraz z zalewem - jest atrakcją dominującą. Tak z 70, 80 lat wcześniej. Dolina i z tego powodu miała wówczas swój prestiż. Panorama z punktu widokowego jest interesująca. Bekstejż może Cię rozczarować, bo to prawie pobocze drogi z Baworowa do zapory.
      https://es-la.facebook.com/dolinaperel/photos/a.1130545063805008/1499996826859828

      Na weekendowe spacery polecam widok ze skały Słupiec w Augustowie, przy czerwonym = Biedrzychowice - Czerniawa. To tak ze dwa kilometry za Złotnikami, które same w sobie warte są wizyty.
      Tamtejszy widok przy dobrych warunkach łapie i Karkonosze, i Izery.

      Usuń
  3. Rejon nieznośnie uroczy, całkowicie mnie nieznany, a inspirujący i stanowczo wart zgłębienia. Tylko jakiś sprej na pumy muszę sobie załatwić, strach inaczej w teren iść... ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszesz. Bez dodatkowego wyposażenia, ani rusz :))

      Usuń
  4. Kropek końcowych widzę nawet nadmiar na szlaku ;) Może to jest myśl, by długi szlak podzielić na krótsze odcinki zgodnie z zasadą, że każdą kilkudniową wycieczkę można rozłożyć na kilka jednodniowych :D

    Wycieczka fajna, zapisałem sobie, by w razie braku weny, mieć co robić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewybaczalne jest, że zabrakło kropki najważniejszej /końcowej w moim wypadku/.

      Usuń
    2. Ja ostatnio też po ponad 100km szlaku musiałem zadowolić się jedynie kropką startową, bo końcową ukradli.

      Usuń
  5. Hej! Powiedz mi proszę, co to jest "borygo" o którym często piszesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napój "kolorowy" bezalko,powinien być schłodzony, ale nie zawsze jest taka opcja.

      Usuń
  6. Kurka wycieczka jak tralala. Widokowo czasem pierwsza klasa!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!

    Jak zwykle klasa! Bylem w tych okolicach, kiedyś...raz. Po naszym spotkaniu na szczycie...Wysokiej Kopy. Siedziałem wówczas jeszcze kilka na Pogórzu Izerskim. Wspaniałe tereny i bardzo, bardzo różnorodne.
    Siedlęcin - Wieża Książęca! ;-)
    Kładka przez Jez. Złotnickie - wow!

    Kawał pięknej trasy zapodałeś, i tak se myślę, że znów bym się uwalił na obiad w Perle Zachodu :-)

    Pozdro z parnego 3miasta [31stC!]

    Satan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Perła Zachodu" jest uroczo położona, to fakt. Na obiad wówczas tam się nie pisałem ze względu na sporą ilość turystów. Pogórze Izerskie oferuje bardzo dużo. Mam ten komfort, że będę tam ponownie podczas przejścia Szlaku Zamków Piastowskich. Dzięki za dobre słowo. We Wro pogoda nieco klękła, jest pochmurno i lekko duszno. Zdrów!

      Usuń
  8. Cieszy mnie, że zawitałeś w rejony Pogórza Izerskiego, które są niedoceniane. Większość 'terenu' przez które przechodziłeś znam ze swoich wypadów sprzed lat i aż miło się czyta tę relację wspominając moje dawne czasy. Moje dwa 'grosze':
    - tuż za zaporą w Pilchowicach pominąłeś jeden z najbardziej okazałych zachowanych rytów RAD (Służby Pracy Rzeszy) wykuty na skale kilka metrów ponad ścieżką gdzie idzie szlak. Nie czytasz uważnie mojego bloga przygotowując się do swoich sudeckich wypraw :) Żartuję oczywiście.
    - osobiście uważam, że ten szlak (przyjmując, że jest długodystansowy a nie poszatkowany jak napisałeś) nie powinien się kończyć w Zawidowie lecz być poprowadzony wokół Worka Turoszowskiego. Tuż za Zawidowem jest urokliwy zbiornik Witka-Niedów, potem przepiękna okolica Działoszyna (nie wspominając, że w tej wsi jest serwowana najlepsza golonka co najmniej w dolnośląskim). Szlak mógłby się kończyć np. w Bogatyni albo iść dalej wzdłuż granicy do Zgorzelca. Takie dorzucenie 40km do szlaku długodystansowego to tylko gratka dla koneserów, takich jak Ty. A przynajmniej koniec szlaku w Zgorzelcu byłby załatwieniem sprawy drogi powrotnej pociągiem/autobusem, gdyż poza tym miastem wydostanie się z okolic Worka, jak nie masz środka lokomocji jest wyzwaniem.
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patryk, dziękuję za przypomnienie. Wątek który zapodałeś ok. 2 lata temu oczywiście czytałem :)). Jednakże moja impreza wpadła rzutem na taśmę i przyznam, że zupełnie zapomniałem o Twoim "znalezisku". Przy kolejnej wizycie - SZP - nie omieszkam zajrzeć :)

      ps. Okolice Działoszyna odwiedzę, dla samej "golony" popełnię ... tę, taką wizytę :))

      Pozdrawiam menelsko!

      Usuń
  9. Przenosząc tu wątek niebanalnych noclegów, nie mogę uwolnić się od tej fotki z 'barłogiem' na Kapitańskim Mostku. To musiało być prawdziwie mistyczne przeżycie :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będąc obojętny na Twój wpis :)) dorzucę, że miejscówka mnie bardzo miło zaskoczyła. Do tego dodać trza miesiąc czerwiec, czyli ciepłe i czasami gwiaździste noce, na które się załapałem. Podobne wrażenia oferuje również nocleg na innej grupie sklanej, czyli Frýdlantské cimbuří w Górach Izerskich /czeska strona mocy/. Nocleg tamże również mnie pozamiatał.

      Usuń
  10. W pogoni za kropkami... skąd ja to znam. Najgorsze to rozczarowanie, jak nie ma drugiej :( Ja to normalnie wtedy mam myśli, że szlak niezaliczony! Durna ja! :D Do dzisiaj nie mogę przeżyć braku kropki na Worku Raczańskim :P Piękna miejscówka na Mostku Kapitańskim, taki apartamencik 1-osobowy pod niebem <3 Pogórze Izerskie obczaiłam na razie tylko z jednego wypadu rowerowego, kręcąc się w okolicach Zamku Czocha i zaliczając dwa punkty: Wojkową oraz Stożek Perkuna (ta nazwa ciągle mnie bawi :D). Ostatnio jeżeli chodzi o nasze sudeckie podwórko to mocno jestem wkręcona w wyszukiwanie maźniętych jednym kolorem szlaków troszkę dłuższych niż te 20 km, czyli na dystans predysponujący chociaż na jeden nocleg gdzieś i oczywiście zbieranie kropek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię porządek na trasie :)). Irytuje mnie partactwo, podobnie jest na trasie Niemojów - Bardo Śl., szlak zielony. Wydłużyli odcinek ze Złotego Stoku do Barda i oczywiście "zapomnieli" o zakończeniu szlaku. A może końcówka w Zawidowie będzie po raz kolejny przesuwana? Wstępnie kropa końcowa była na ul. Granicznej, obecnie Dworzec Autobusowy.

      Usuń

Prześlij komentarz