Zaszyty... w Beskidzie Niskim 14-20.11.2015


W słońcu czy w deszczu, Beskid Niski wyzwala we mnie odrobinę dreszczu:))
Zawsze serwuje klimat optymalny, tym razem na mokro. Rzadko się zdarza, abym rezygnował z noclegu pod namiotem. Tak było teraz i mówię Wam, dawno nie doświadczałem spaceru po grzęzawisku. Było też trochę asfaltu, a niedzielna zlewa, czyli pierwszy dzień wędrówki, dała mi dużo do myślenia. Miło jest móc poszlajać się po Beskidzie Niskim w zupełnie innej scenerii do jakiej przywykłem. W listopadzie 2014 roku mogę śmiało to nazwać, miałem lato. Niedawna impreza na jaką się odważyłem, wniosła w moje życie zupełnie odmienne przeżycie, niemal cały czas miałem przechadzkę w opadzie, mgłach, itp. Nieco obaw wniosła niedziela, na dzień pierwszy miałem przedsmak tego co przede mną... ale, nie dla przyjemności tam pojechałem.

14.11.2015

Wrocław - Stróże



Żeby zbytnio nie kombinować, postanowiłem zapodać z kolejnej mieściny nad rzeką Biała - Stróże. "Barbakanem" sprawnie docieram do Krakowa, przesiadka i po godzinie 21-szej jestem na miejscu. Traktuję to jako podróż sentymentalną. Podczas wakacji 1980 roku, będąc pierwszy raz w Bieszczadach, właśnie tutaj czekaliśmy na pociąg do Komańczy via Zagórz. Pamiętam była godzina 2 w nocy, otwarty bar, w którym zamówiłem dwa talerze pomidorowej z makaronem/świdry/. Z lekkim wzruszeniem widzę, że bar istnieje nadal i ma się całkiem dobrze, wbijam!! Pierwsze o co pytam, to jaką serwują zupę? Okazuje się, że mieli tylko barszcz biały, więc zamówiłem bigos z pieczywem. Później wyjaśniłem miłej kelnerce, dlaczego pytałem o zupę i grymas zawodu z powodu braku pomidorowej. Jest mi bardzo miło, że lokal przetrwał i nadal jest czynny całodobowo :


W Stróżach podobnie jak w Grybowie, wychodząc z dworca zasadniczo jesteśmy na szlaku. Muszę znaleźć jeszcze nocleg, Pokoje Gościnne "Danusia" i mam z bani. Pomaga mi lokalna młodzież i po ok. 30 minutach melduję się "na mecie". Właścicielka, z którą mam kontakt telefoniczny instruuje mnie gdzie mam zlec. Pierwszy raz się spotykam, że gospodyni udostępnia pokój w willi będąc zupełnie gdzie indziej. Oczywiście ten lokal biorę pod uwagę przy następnych wizytach. Prysznic, kolacja, herba z termosu i kima. Zmęczony jestem kapkę, dobranoc.

15.11.2015

Stróże - wiatunia w Bielance


Ranek pochmurny, nie jest dobrze. Ogarniam sprawę w kuchni, po śniadanku pakuję bajzel i robię wymarsz. Za skrzyżowaniem dzwonię do szefowej. Wypada poinformować, że należność zostawiłem w białej doniczce i podziękować za gościnę. Pozwoliłem sobie postraszyć szefową, że jeszcze tu wrócę i w miłej atmosferze kończymy rozmowę, zaczyna kropić. Przekraczam Białą, na ostatnim planie łypie na mnie Chełm 779 m:


A przede mną "asfalcik" do Wyskitnej. Nic szczególnego się nie dzieje, szafa wgniata w asfalt, deszczyk kropi, mijam jakiś sklep spożywczy, przydrożną kapliczkę...widok na Chełm cały czas, takie tam. Zbliżam się do lasu, w lesie z kolei błoto, co trochę noga odjeżdża, mimo wszystko trzymam pion. Gdzieś tam schodzę ze szlaku aby obciąć na opuszczony kwadrat, cudeńko. Trochę marudzę, to taka przypadłość Beskidu Niskiego, tu się na czas nie chodzi :


Kibelek robi na mnie piorunujące wrażenie:


W tym miejscu przysiadłem na dłuższą chwilę :


I nacieszywszy się widokiem:


Ruszyłem dalej na podbój Maślanej Góry :


Zahaczyłem "niechcący" o Zieloną Górę odbijając w jakąś ścieżynkę. Wróciwszy do szlaku za czas pewien docieram do rozstaju dróg, tu z kolei przegapiam odbicie szlaku na grzbiet co skutkuje, że muszę kawałek pyknąć na szagę do szlaku. Jestem na Maślanej Górze 753 m n.p.m., dwa wilczury "serdecznie" mnie witają. Jako, że wieje i kropi, więc zawijam się:


Za szczytem odbijam do ciekawostki przyrodniczej oznaczonej biało niebieskim kwadratem - osuwiskowe jeziorko Morskie Oko. Jest to największe w polskich Karpatach osuwisko, ok. 48 hektarów powierzchni. Główne osunięcie spod szczytu Maślanej Góry miało miejsce w 1784 roku, kolejne ruchy nastąpiły w 1913 a także w 1974 roku. Do dziś urwisko nie jest ustabilizowane. Do Diabelskiej Przepaści nie dotarłem.


Opad przybiera na sile.


Do Szymbarku schodzę niebieską ścieżką edukacyjną, a raczej do Łęgu za Górą. Do celu mam ze 3 km asfaltem. Podczas zejścia widzę czarno dalszy odcinek - pomiędzy Bartnią a Miejską Górą. A ja ląduję w Szymbarku, wcześniej mijam pomniczek poświęcony poległemu w tym miejscu żołnierzowi AK. W "city" leje. Wbijam do wiaty przystankowej, przy której nomen omen skupia się większość miejsc godnych uwagi, czyli kościół Św. Wojciecha, Skansen Wsi Pogórzańskiej im. Romana Reinfussa, jest też naprzeciwko sklep spożywczy, zapobiegawczo dokonuję zakupu 1,5 l  wody, w sklepie miła gawęda z jeszcze milszą sprzedawczynią. Z racji pory obiadowej idę do Starego Dworu coś przekąsić:


Trafiam znakomicie, łapię się na rosołek, placek po węgiersku z kompotem w pakiecie. Mam zasięg komórkowy, to w oczekiwaniu na posiłek pozdrawiam "dziadów" z forum, a co:)) Posilony opuszczam restaurację, na odchodne renesansowy dwór obronny z II połowy XVI w., wspomnienie po Gładyszach.


Z Szymbarku kontynuuję trasę szlakiem zielonym. Solidny opad deszczu mnie towarzyszący, nie zachęca na ambitne szlajanko, dlatego docierając do wiaty w Bielance zostaję w niej na nocleg, a zlewa trwa w najlepsze. Przebieram się w suche rzeczy, wilgoć podszyta wiatrem wychładza szybko i skutecznie, zatem wskakuję w to i owo.


Doceniam walor gorącej herbaty z termosu, wszystko byłoby fajnie tylko... po godzinie 16-stej robi się ciemno i co tu robić? A lać przestało dopiero około 2-giej w nocy.

16.11.2015

Wiatunia w Bielance - schronisko PTTK "Na Magurze Małastowskiej"


Na mapie jest zaznaczone pole namiotowe, wiata, poza tym jest kibelek, czyli pełna profecha. Miejsce na nocleg pewne. Ranek mglisty, jest szaro i ponuro. Ze śpiwora wychodzić się nie chce, w pełni doświadczam listopadowej zgnilizny. Wywlekam w końcu swoje "zwłoki", trza się zbierać. Nie pada. Termos herbaty to podstawa w plecaku, po śniadaniu zwijam bałagan i wychodzę do "centrum". Mijając po drodze leśniczówkę, docieram do pierwszych zabudowań Bielanki. Idę do centrum, gdzie znajduje się cerkiew wybudowana prawdopodobnie w 1773 roku, pod wezwaniem Opieki Bogurodzicy. Obecnie cerkiew służy wyznawcom trzech wyznań : prawosławnych, grecko i rzymskokatolickich. W 1947 roku pożar strawił dach cerkwi i do pierwotnego wyglądu udało się ją przywrócić dopiero w 2000 roku. Moją uwagę zwraca pomalowana na niebiesko izbica:


Muzeum rzemiosła łemkowskiego, zamknięte. Karteczka z informacją o remoncie, chyba przewlekłym remoncie:


Bielankę zamieszkują w większości Łemkowie, mieszka tutaj m.in. kierownik artystyczny zespołu pieśni i tańca "Łemkowyna", którego siedziba mieściła się w Bielance a obecnie w Gorlicach. 7.09. 2014 roku została poświęcona nowa cerkiew prawosławna pod wezwaniem Opieki Matki Bożej :


A ja podążam asfaltem do Leszczyn, jeszcze nie pada. Ostatnie spojrzenie na Bielankę :


W Bielance jest gospodarstwo agroturystyczne, mijam dużą fermę drobiu oraz ostatni zakład, wytwórnia mas bitumicznych i do widzenia :


Nie mam nic do stracenia, moim celem są Leszczyny. Cały czas asfalt, a co mnie tam. Leszczyny witają mnie wybornie :


Odbiłem na moment, chciałem zobaczyć cmentarz choleryczny:


Leszczyny mają moc, zawitam tu jeszcze. Wracam do drogi i raczę się widokiem kolejnej cerkwi p.w. św. Łukasza Ewangelisty z 1835 roku. Ogromnym walorem Beskidu Niskiego to przepiękne cerkwie łemkowskie, malownicze dzieła ludowego budownictwa :


Przystanąłem na kilka minut, pokręciłem się po przycerkiewnym cmentarzu, dostrzegłem tablicę pamiątkową ku pamięci wypędzonych podczas akcji "Wisła":


Łyknąłem kubek gorącej herbaty i nastawiam się duchowo na jeden z celów mojego przyjazdu. Nie idę do Kunkowej, odbijam w przeciwnym kierunku. Moim wyzwaniem jest teraz "Przysłupianka", czyli pozaszlakowa trasa - łącznik między Leszczynami a Nowicą doliną Przysłupia. Mam ogromne obawy po wczorajszej zlewie, czy dam radę przebrnąć ten odcinek? Dobrym pomysłem było zabranie najwyższego i najcięższego zarazem obuwia górskiego. Przede mną przepiękny odcinek ok. 4km w górę potoku Przysłup:


Sprawa o tyle niesamowita, że ten krótki odcinek potoku Przysłup przekraczam w bród ośmiokrotnie. W przewodniku przeczytałem, że nic się tutaj nie zmieniło od dziesięcioleci. Podobnież niewiele już takich miejsc zostało w Beskidzie Niskim, jest moc:


Dzięki wysokiemu obuwiu, Nowicę witam suchą stopą. Mówię Wam, Hanwag Tibet to dobry i porządny lacz. Ostatnie przejście przez potok i jakże radośnie witam Nowicę :


Będąc w Szymbarku miałem wyrzuty, że nie zajrzałem do skansenu. Teraz nie żałuję. Nowica, to jest skansen!! Z tą subtelną różnicą, tu jeszcze ludzie mieszkają w pięknych łemkowskich chyżach. To jest to:


Oczywiście odwiedzam cerkiew greckokatolicką p.w. św. Paraskewy z 1843 roku, obok której znajduje się zabytkowa kostnica, jedna z nielicznych na Łemkowszczyźnie :


Warto wspomnieć, że elektryczność dotarła do Nowicy w 1972 roku! Nowicę zamierzam powtórnie odwiedzić, jednym z powodów jest: chciałbym się "karnąć" specjalnie przygotowanym wozem konnym Traktem Maziarskim Nowica - Łosie. Rządzę dalej, chyża Nieformalnej Grupy Kamieniarzy "Magurycz"


Opuszczam ten piękny i jakże kameralny obiekt, a do "drzewnianych" mostków mam słabość :


Zaczyna kropić. Łypię na ruinę punktu bibliotecznego w Nowicy. Rzeczony budynek również pełnił rolę sklepu wiejskiego, który funkcjonował od przedwojnia do lat dwutysięcznych. Mam nadzieję, że ten budynek wróci do dawnej świetności :


Z wyrobów m.in. takich rzeczy słynęła dawniej Nowica :


I idę odsapnąć do cudownego źródełka :


To jest może z 200 metrów od drogi, a klimat cudny. Od razu przyszła mnie myśl o biwaku tutaj. Zbieram się do Przysłupia, dawniej samodzielna wieś, obecnie przysiółek Nowicy :


Łoję cały czas asfaltem, stać mnie! Na celowniku Przysłup i kolejna cerkiew p.w. św. Michała Archanioła z 1756 roku i kolejny "drzewniany" mostek :


Po drodze też spotykam kapliczkę 1889 rok, z mandylionem :


I w związku z poważniejszym opadem aparat chowam do wora.. a wór do jeziora, czar prysł. Na nocleg kulam do schroniska turystycznego PTTK, w którym jak się kiedyś odgrażałem, moja noga miała już nie stanąć. Waruneczki mam zacne :


Deszczyk siąpi to wbijam pod "daszek" :

"Gospodarza" nie ma. Jego psina wyje za nim. Siedzę z pół godziny i robi mi się zimno, dół schroniska zamknięty. Robię rekonesans, na tyłach schroniska chlew. Boczne drzwi schroniska otwarte. O nocleg już się nie martwię. Zaczynam się łudzić, że kimam za free. Idę ogarnąć temat od frontu, wchodzę na pięterko po stalowych schodkach, wrota otwarte, to wbijam! Instaluję się w wieloosobowym pokoju, na zewnątrz rozpadało się na dobre, na co mam wypanierowane. Jakoś przed godziną 16-stą przyjeżdża "gospodarz", wypada się pokazać żeby nie było.. Obyło się bez afery. Za dwie i pół dychy kimam w tym chlewie, gdzie w pakiecie mamy kociego kloca w łazience, konkretnie w brodziku, na moje szczęście zdążyłem się wykąpać. Dołączy również 5-osobowa grupa z Gorlic, z którą się spotkam w Skwirtnem. Trochę gawędy, kolacja i lulu...

17.11.2015

Schronisko PTTK "Na Magurze Małastowskiej" - Ośrodek Szkoleniowo - Konferencyjny Zdynia


Budzę się po 6-tej rano, pada. Wskakuję w puch, jeszcze z godzinkę się raczę następnie śniadanko i.. pakowanko. Szufladę szoruję na świeżym powietrzu, z łazienki wali jak cygance z tobołka. "Gospodarz" ani myśli uprzątnąć kloca po kocie. Ekipa z Gorlic również z obrzydzeniem wychodzi na zewnątrz, pozostało nam jedynie się ponabijać. Uiściwszy opłatę za nocleg, opuszczam ten bajzel czym prędzej. Obieram szlak żółty i przez Wierch 620 m n.p.m. robię atak na Oderne. Zasadniczo nie ma nad czym rozprawiać, chyba, że trasa na Wierch, bo to rajd przez grzęzawisko :


Po drodze:


Na krzyżówce, Wierch 620 m n.p.m. Domyślam się, że przy lepszej pogodzie miło by było nasycić się widokami. Nie tym razem:


Mimo wszystko łapię się na odrobinę widoków :


Oderne, kościółek p.w. św. Stanisława Biskupa:


Schodzę do Uścia Gorlickiego z uporem maniaka, asfalt cały czas :


Na dłuższą chwilę wbijam do baru przy stacji benzynowej, mam smaka golnąć z puszeczki zawartość imperialistycznego chłamu. Stoliki okupuje pięciu przedstawicieli lokalnej społeczności, rozprawiając zapewne o bardzo ważnych sprawach przy "bronku". Witają mnie uprzejmie zdziwieni nieco, że w taką pogodę komuś się chce moknąć z plecakiem. Przez ok. dwa kwadranse tworzymy luźne gadki, po czym się zwijam, dziękując za "gościnę". I teraz żartów nie ma, ruszam do Kwiatonia, asfaltem naturalnie. Jakieś 500 metrów przed celem, podjeżdża kierowca ze Śląska z propozycją podwózki, daleko nie mam, ale korzystam, no bo czemu nie? Pod cerkiew podjeżdżam wozem bojowym, przewodnik jest przy cerkwi, ho!


Cerkiew w Kwiatoniu p.w. św. Paraskewy, uważana za jedną z najpiękniejszych przykładów łemkowskiej, drewnianej architektury sakralnej w Polsce. 21 czerwca 2013 roku, podczas 37 sesji UNESCO w Phnom Penh zostaje wpisanych na listę 16 cerkwi w rejonie Karpat, w tym cerkiew w Kwiatoniu. Mam możliwość podziwiania tego dzieła wewnątrz, kierowca bombowca wlazł mnie w kadr:


Mam ogromny niedosyt, więc zajrzę tu niebawem ponownie. Przeoczyłem mały szczegół, czym jestem zniesmaczony. Jeszcze Matka Boża z Dzieciątkiem :


A ja zapodaję do Skwirtnego, naturalnie asfaltem:


Jestem przy cerkwi greckokatolickiej św. Kosmy i Damiana, obecnie kościół filialny rzymskokatolicki:


Niestety zaczyna padać, przecież dawno nie padało. W Skwirtnem spotykam załogę ze schroniska, oni robią atak na Kozie Żebro. Ja się dalej tułam w oparach asfaltu, Regietów mnie wzywa:


Do Studenckiej Bazy Namiotowej dotarła cywilizacja, budowa drogi do Zdyni idzie dobrze :


Robotnicy mieli przerwę w pracy więc zagadałem, Baza Namiotowa zostanie. Należy odpocząć i chlapnąć gorącego napoju z termosu :


Odsapnąwszy chwilę i pragnienie zaspokoiwszy ruszam na Rotundę, dawno tam nie byłem. Cmentarz na szczycie osiągam bardzo sprawnie, mimo sporego opadu i w miarę stromego podejścia nie było sensacji. Z radością przyjmuję fakt, że na cmentarzu stoją już trzy wieże :


Miło będzie ujrzeć kiedyś cmentarz z pięcioma wieżami, jak to było pierwotnie. A przede mną ostatni etap do Zdyni, którą osiągam bez czołówki :


Kroki kieruję oczywiście do Ośrodka Szkoleniowo - Wypoczynkowego, gdzie dostaję kopiastą porcję bigosu z pieczywem i herbatą w cenie 5 polskich złotych!! Jakość posiłków mnie utrzymuje w przekonaniu, że lepszej paszy nie ma w Polsce. Dostaję również pokoik w cenie 25 zyla i mam porównanie do syfu jakie oferuje w tej samej cenie schronisko PTTK "Na Magurze Małastowskiej", w którym kimałem wczoraj. Zajrzałem jeszcze do sklepiku na terenie ośrodka po parę drobiazgów, potem gorąca kąpiel i uwaliwszy się na wersalce wsłuchany w krople deszczu spadające na parapet, zacząłem powoli odpływać. Dobranoc.

18.11.2015

Ośrodek Szkoleniowo - Wypoczynkowy Zdynia - Jasionka - Agro "Stokrotka" Rymanów Zdrój


Poległem snem sprawiedliwego, rano się budzę i łypię przez okno co mam na dzisiaj. Nie pada, niebo się przeciera! Wyskok z wyra, śniadanko i spakowany idę się rozliczyć. Dzisiejsza trasa... to asfalt do Koniecznej, jestem bezlitosny w swoich zamierzeniach. Morale rośnie, liczę na dzień ze słońcem, w Koniecznej się mocno zdziwię, bardzo mocno się zdziwię.


Mam w planie zajrzeć na cmentarz:


11.09.1994 roku Maksym Sandowycz został uznany przez Cerkiew prawosławną za świętego. Propagator prawosławia na Łemkowszczyźnie, przyczynił się do zmiany wyznania przez część unickich mieszkańców Grabia, Wyszowadki i Długiego. Aresztowany i rozstrzelany 6 września 1914 roku. Jego grób był ważnym miejsce dla wyznawców prawosławia, 11.11. 1932 roku w nabożeństwie za jego duszę wzięło udział ok. 2 tysięcy wiernych. A po drugiej stronie ulicy cerkiew p.w. Opieki Bogurodzicy z 1786 lub 1795 roku:


Opuszczam cmentarz i niewzruszony wkraczam w strefę mroku:


Trochę wcześniej mijam śliczną kapliczkę:


Jestem w Koniecznej. W wiacie przystankowej zasiadam na parę minut, wykonuje telefon do Kulczyka, chwaląc mu się jak to pięknie jest podczas przechadzki we mgle. Nie wiedziałem jeszcze o tym, że za dwie godziny będę zlany do majtek.


Za chwilę mijam cerkiew w Koniecznej. Mgła jest tak gęsta, że ledwo widzę kontury świątyni, odbijam na szlak żółty i niebieski w stronę Radocyny.


Do odbicia szlaku niebieskiego w stronę granicy mam darowane, dalej kontynuuję przebieg ścieżką dydaktyczną wyznaczoną przez nadleśnictwo Gorlice. Decyduję się na ten wariant celem skrócenia drogi do Bartnego, bowiem taki ambitny plan miałem. Odbijam w "dzicz". Zaczyna padać fachowo, dyskretnie acz skutecznie, półmetek drogi do Lipnej. Wiaty zaznaczonej na mapie nie ma, albo przegapiłem, dwa razy zresztą odbiłem ze szlaku "niechcący". Przede mną kulminacja, schodzę na drogę Radocyna - Lipna, która wiedzie przepiękną dolinką, mam jeszcze okazję na zdjęcie tej pięknej kamiennej figurki Matki Boskiej z Dzieciątkiem, którą odnowiło w 1994 roku Koło Łowieckie "Dzik" z Gorlic :


Jak już wyszedłem na odkryte tereny przepięknej dolinki to się chmurka oberwała, w kwadrans zostałem przemoczony do majtek. Co za tym idzie z dalszego zwiedzania tej cudnej okolicy wyszła klapa, zresztą "nic tu nie ma", więc przyjadę napić się herbaty przy nadarzającej się okazji. W związku ze zlewą, przeszedłem odbicie zielonej ściechy na Czarną 703 m n.p.m.


Nie chodźcie ze spuszczoną głową podczas zlewy, czasami można wydłużyć sobie wycieczkę:) Opad ustał i rzecz nieprawdopodobna, wyszło słoneczko!! Może wyschnę. Wracam do trasy właściwej, czeka mnie przejście grzęzawiskiem, buty już przemokły więc wylane mam na przebieg trasy.


Docieram na Czarną 703 m n.p.m., szczyt i okolice bardzo mnie zaintrygowały. Mam już pomysł na dotarcie tutaj innym wariantem. Jest też wiatunia /na mapie mam zaznaczone dwie, drugiej nie znalazłem/ do której świętokradztwem by było nie zawitać, wybaczcie jakość zdjęcia, ale słoik mnie "zawilgł" :


Listopad do najcieplejszych miesięcy nie należy, siedząc w wiacie przy garnuchu gorącej herbaty, odradza się momentalnie wiara w dalszą wędrówkę. Opuszczam ten zacny lokal, bo Jasionka mnie wzywa:


Ta popegeerowska wioseczka wita mnie drugi raz przemoczonego do majtek, w 2013 roku podczas zlewy przyjął nas gospodarz w opcji "spanie na sianie" i wychodzi mnie, że pojawię się tu trzeci raz. Dotarłem do drogi, którą po prostu uwielbiam, ona jest dla mnie celem samym w sobie :


Szykuję się na kolejną zlewę. Temat luzuję, za chwilę wtaczam się do wiaty przystankowej. W wiacie przebrany w suchą odzież odpalam telefon, o dziwo mam zasięg. Dzwonię do Kulczyka po prośbie i ten mnie przechwytuje, do Rymanowa Zdroju jadę na spotkanie z "młodzieżą" ;-) W Jasionce kończę pieszą część mojej imprezy, oczekując na Adama w wiacie :


Suplement do relacji.

Jasionka - Rymanów Zdrój agro "Stokrotka"

Już jest ciemno, z oddali widzę światła samochodu, pewnie Adam jedzie - se myślę. I się nie pomyliłem. Ciepłe witanko, instaluję się w wozie bojowym i za chwileczkę pławię się w luksusie. Jest ciepło i sucho! Gęba mnie się nie zamyka, informuję Kulczyka, że to tak jest, jak bez mała przez cztery dni nawijasz sam ze sobą. Dojeżdżamy na miejsce, uroczyste wejście na salony, utytłane w błocie lacze zostawiam na dole. Jest mi dane poznać osobiście Remedios, Tadeksa, Creamcheese'a. Ja z zasady nigdy nie gardzę jedzeniem więc gęba mnie się raduje jak z lodówki wyjeżdża serniczek! Leci herbata zielona cytrynowa wg życzenia, temat zagryzam rydzami od Creamcheese'a, przystawka od Adama, czyli ogóreczki swojskie. Jest na bogato, nie oszczędzam się w "kosztowaniu darów" :)). A Satan to przeszedł sam siebie. Tadeks mnie zdał relację, że blok podrzucił z cicha pęk i do herbatki był jakże zacny luksus a'la Satan. Po czterech dniach szlajanka w "grzęzawisku", dla mnie piękne podsumowanie i było jak znalazł. Rzecz dzieje się w kuchni, bawimy w pięć osób, spotkanie kameralne, mnie to oczywiście nie przeszkadza. Nieco posilony idę rzucić nura, następnie odrobina gawędy, później "dogrywka" z Tadeksem w pokoju. Jestem nieco zmęczony, a po tym, jak nie umiałem odpowiedzieć gdzie przebiega zachodnia granica Karkonoszy, uznałem że pora spać...

19.11.2015

RZ agro "Stokrotka" - Wołtuszowa - Jawornik 762 m n.p.m. - Bania Szklarska 695 m n.p.m. - Przeł. Szklarska - Kamińska - Osiecznik - Sroków Dział - Przymiarki - RZ agro "Stokrotka"

Dzisiaj przechadzka kolektywna, dla mnie średnia atrakcja. Jak mnie doniesiono, Tadeks zadbał o trasę więc się nie wychylam. Z doświadczenia wiem, że w większej grupie jak jest kilku kierowników to przeważnie wychodzi z tego cyrk na kółkach. Trasa jest mnie po części znana, niektóre miejsca ponownie odwiedzę z namiotem pod pachą, przykładem niech będzie Bania Szklarska 695 m n.p.m. Zapodam parę fotek z przechadzki. W Wołtuszowej:


Na Beskidzkiej Trasie Kurierskiej, miła chwila ze słońcem. Byłem w szoku :


Na Jaworniku 762 m n.p.m. :


Uczestnicy imprezy... na Bani :


Pasmo Przymiarek, jak na dłoni :


"Forumowa fajtłaperia" na tym jakże malowniczym pasmie :))


Schodzimy do "domu", udaje nam się zejść bez czołówek. Chwilę później dojeżdża do nas Sparkus, z którym odwaliliśmy wspólne "szwendanko" w Górach Izerskich w 2010 roku i obecnie rządzimy w kuchni. Ja się dnia następnego zawijam do domu. Część ekipy "knuje" coś na piątek, a życie toczy się dalej... Pora spać.

20.11.2015

RZ agro "Stokrotka" - Wrocław

No cóż, moja impreza dobiega końca. Miałem fantastyczny tydzień mimo fatalnej pogody, cieszą mnie nowo odkryte miejsca w Beskidzie Niskim. Pora na część dziękczynną. A więc ukłony dla Satana za cudowny gest z blokiem. Adam, duży ukłon za pomoc z transportem, znowu pomogłeś :)) Remi, Sparkus, Tadeks, Creamcheese, dziękuję za spotkanie. Mam jednak niesmak, bo "baza" planowana była gdzie indziej, a zmiany "bazy wypadowej" dokonano w sposób urągający normom dobrego wychowania:)) Na tak organizowane spotkania już się namówić nie dam, ale trza było "dotknąć" pewnych rzeczy żeby się przekonać. Rano opuszczam agro. Na przystanek odprowadza mnie Adam i spadam do domu. Mam już jakiś pomysł na kolejny wypad w Beskid Niski, fajnie by było, gdyby wypaliło coś z rakietami pod pachą, ale ... zobaczymy. Na zakończenie zdjęcie kapliczki przydrożnej z okolic Koniecznej:


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Coś mnie się widzi, że nagranie spod linku ozdobione jest fotą tej samej kapliczki, co w Twej opowieści:
    https://youtu.be/dhoYWQmojAo

    Pani Julia Doszna, tytułowana Mistrzem Tradycji, urodziła się w Bielance, a mieszka w Łosiu.
    Usłyszałem o Niej kiedyś w radiowej audycji o Muzyce Źródeł plus parę nagrań.
    Płytę wówczas nabyłem, nagrania w sieci śledzę. A teraz kapliczka wydała mi się znajoma.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna pieśń. Wysłuchałem również "Tam w horach Karpatach", niesamowity klimat! Ujęcie kapliczki równie piękne i taka ciekawsza, bo jeszcze przed "remontem". Dziękować Trop za cenny wskaz.

      Usuń
  2. Na Magurze w 2017 miałem podobny syf, kot nasrał gdzie popadnie, bo "zastępca" dzierżawcy zapominał go karmić :P A jak chcieliśmy coś u niego kupić do jedzenia, to pytał się, czy nie pożyczy mu cebuli :P Ten obiekt to zmarnowana szansa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że nie wiedzą co mają w kuchni "wlazło" im w krew :)) . Nowy najemca był wcześniej na Otrycie. Nie wiem, co go skłoniło na wejście w takie bagno. Uważam podobnie, że ten lokal to strata czasu i stawiam głos, że rzeczone schronisko spłonie. Tego obiektu - obecnie "samowoli budowlanej" - nie ma sensu remontować, bo bardziej przypomina melinę niż schronisko :)

      Usuń
    2. Tam jednak brakuje całonocnych obiektów, więc jakby nowemu najemcy się udało, to byłbym zadowolony bardzo.

      Usuń
    3. Doszły mnie słuchy, że Lubosz zrezygnował z prowadzenia schroniska i budynek obecnie jest zamknięty.

      Usuń
    4. Potwierdzam słuchy. Obawiam się, że nic już z tego nie będzie.

      Usuń
  3. Zdaje się widziałem tą relacje na forum NPMu (wybitnie utkwiło mi w pamięci zdjęcie kibelka). Oczywiście Beskidu Niskiego (Śliskiego) nigdy za mało . Dzięki tym Twoim perełką może uda się przetrwać do najbliższego wyskoku w tym jedynym słusznym kierunku . Dziękuję i pozdrawiam Dynidor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia, rzeczona relacja była na forum NPM. Dynidor, trza się będzie umówić na jakieś ognisko w Beskidzie Niskim, kartofli upiec, giętej z niego skosztować... i pogadać o "starych Polakach". Również pozdrawiam.

      Usuń
  4. Potok Przysłup wygląda na miejsce wstrząsające. Dysponuję silną determinacją, by otoczyć się Beskidem Niskim późną wiosną nadchodzącego roku i myślę, że to miejsce znajdzie się na liście i w planie podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przysłupianką" raczej się nie zawiedziesz o ile szanujesz "dziczyznę". Za opisem z przewodnika, że jest to jedno z ostatnich miejsc w tej części BN, które od dziesięcioleci się nie zmieniło, co potwierdzam na tamten czas.

      Usuń
  5. No to się wbiłeś tą relacją w mgliste jesienne klimaty, które ostatnio panują. A jest na co patrzeć, bo odkrywam u Ciebie szlaki, które dane mi było przedreptać (a raczej przejechać) tej wiosny! Ławeczka nad Leszczynami, cmentarz choleryczny i bezszlakówka wzdłuż potoku Przysłup do Nowicy. Taa, mamy chyba ten sam przewodnik, gdzie piszą, że niewiele się tu zmieniło od lat. Niestety, zmienia się. Jest kilka domków na początku doliny, gdzieś tam ukrytych na górce, ale są. Miejmy nadzieję, że nie "pójdą" w głąb.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, pamiętam, jak wędrowałem w Żywieckim i przemoczone buty (głównie one, choć i kończąca się kasa, plus ochota na mały reset w bacówce pod W. Rycerzową), spowodowały, że o jeden dzień skróciłem swoje wędrowanie. Drugiego dnia, wbicie się w te lodowate, mokre lacie, to było wyzwanie. A potem ta ulga w domu, po ściągnięciu ich...więc zawsze podziwiam tych co mokną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Laynn, jak wspomniałem we wstępie, nie dla przyjemności tam pojechałem :)) A na poważnie, miałem wybór, siedzieć w domciu, albo gdzieś wyskoczyć. Wybrałem tę gorszą opcję :)

      Usuń
  7. Ależ pięknie i sentymentalnie wyszło to w tej listopadowej aurze :) A do tego mimochodem aż dwa z moich ulubionych 'szczytów' Niskiego: Czarna i Bania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Czarnej miałem chwilę zwątpienia. Dobrze, że była wiata i w plecaku termos z herbatą. To jeden z bardziej mokrych wyjazdów :))

      Usuń

Prześlij komentarz