Jesenicka smażalnia 8-10.08.2014


Czasami bywa tak, że w ramach wstępu jest brak wstępu. Pozwolę sobie na taki...wstęp :))


8.08.2014

Wrocław - Branna /CZ/ - Přední Alojzov

Zanosił się bogaty melanż na cztery twarze. Skład:

- Franek
- menel
- Mhu
- Michun

Zbiórkę ustawiliśmy we Wro na jednej ze stacji benzynowych, godzinną obsuwę zafundowałem Poznaniakom. Na szczęście obyło się bez scen. Poza małym poślizgiem i masakrycznym korkiem na A-4 nic wielkiego się nie dzieje. Od samego początku mamy w planie zakup koron, stawiamy naturalnie na Paczków bo Michun stwierdził, że właśnie tam będzie najkorzystniejszy kurs. W Paczkowie wtopa, kantoru nie znaleźliśmy, znaleźliśmy natomiast sklep spożywczy w którym to podreperowaliśmy nasze nędzne racje żywnościowe. "Na granicy z Czechami to już musi być kantor, nie ma innej opcji" - pewnym głosem prawi Michun. Kantor owszem był, ale zamknięty, z resztą, sam już nie wiem, czy to był na pewno kantor. Na szczęście w przydrożnym barze sympatyczny Czech zapodał nam info, że w Javorniku w knajpie jest obrotna osoba, która sprzeda nam po całkiem przyzwoitym kursie korony. Czech nie lał wody, honor uratowany. Ciśnienie z nas zeszło, w związku z tym zapodaliśmy do "Bukaresztu" na "czosnek", kofolę, niektórzy zaserwowali sobie lokalnego bronka. Najedzeni i opici jak bąki opuszczamy legendarny lokal i zapodajemy na drugą stronę ulicy uzupełnić płyny, mikstury i innej maści repelenty. Duszno jest jak diabli. Jedziemy w końcu do Brannej, gdzie furmankę zostawiamy na parkingu przy kościele :


Z "bagariana" zabrawszy niezbędne precjoza, kierujemy się zielonym szlakiem na Přední Alojzov, zacna łąka na której już miałem przyjemność kolędować z niejakim Hoffim, notabene, dzięki ziomuś, za kartkę z Przełęczy Okraj. Po drodze Mhu odbiera telefon i za chwil parę oznajmia nam, że niestety musi wracać do domu, masakra. Przykre to, ale prawdziwe, żegnamy się z Michem i dalej idziemy przy czołówek blasku już "na trzy gęby". Kapitalna noc, jest pełnia i nikt się nie zmienia. Docieramy na miejsce w pocie czoła. Rozbijamy namioty i stać nas nawet na małe co nieco:


Około drugiej w nocy odpadamy w kimono, o piątej trza wstać.

9.08.2014

Přední Alojzov - Útulna Jelení studánka


Rozbiliśmy się na pastwisku niedaleko zbiorników do pojenia bydła, krówki się niebawem zleciały, a jakże:


Czas na poranny ceremoniał, czyli wywlec "truchła" na zewnątrz, ogarnąć jakiś posiłek, itp. Michun raczył wstać :)


Poranne śniadanko z widokiem na Masyw Śnieżnika mamy w gratisie :


Najedzeni i spakowani, w przednich humorach opuszczamy miejsce pierwszego biwaku. Przemieszczamy się Alojzov-skimi łąkami i docieramy do dawnej osady Josefova :


W związku z tym, że Michun zgłodniał, parkujemy i robimy przerwę. Z cyklu gotuj z Franciszkiem part I ;-)


Okazuje się, że nie ma już przyzwoitego przybytku:

fot. piździernik 2011

Nie wiem, rozebrali? Trudno, jakoś to będzie. Zwijamy bajzel i kierunek Vozka 1377 m n.p.m. Na szczycie robimy małe "5". Każdy ma "swój kącik" :


Bardzo przyjemnie wspominam ten szczyt w porze zimowej, jest tutaj cudnie. My tymczasem przemieszczamy się na Červeną horę 1337 m n.p.m. Wiki twierdzi, że szczyt ma 1333 m n.p.m., ja kieruję się wysokością podawaną przez mapę KČT Hruby Jesenik - 1337 m. Michun przy Kamiennym Oknie :


Vozka /1377 m/ z Červenej hory :


Osiągnąwszy szczyt Červenej hory a oczy nacieszywszy widokami, schodzimy na przełęcz i instalujemy się w knajpie. Dobry moment na chwilę oddechu, tym bardziej, że zaczyna się chmurzyć a nawet grzmieć. Chłopaki uraczyli się kaczką, którą się zachwycali, ja klasycznie, sztuka mięsa z knedlikami, "zapilyMy" to wszystko borówkową lemoniadą. Na powietrzu daliśmy se po kofoli i radzimy, że idziemy dalej dołem, tylko patrzeć jak lunie. Z Przełęczy Czerwonogórskiej do Kouty nad Desną schodzimy żółtym szlakiem, plusem dodatnim jest to, że jeszcze 16 km do Jeleniej Studzianki, natomiast obrzydliwość tego odcinka polega na tym, że ok. 13 km dymamy asfaltem. Po drodze dopada nas zlewa, ochłody z tego żadnej, dalej mamy waruneczek z gatunku "porno i duszno".


Umowny półmetek to U Kamenne Chaty 860 m, czas na chwilę przerwy, leje się ze mnie jak z zarzynanego dzika, asfalt żaru kopsa!


Chłopaki kapkę za mną, nie czekam na nich, spełnię obywatelski obowiązek i zajmę kwadrat na miejscu. Jeszcze 7,5 km i jestem wolny, ruszam. Po drodze Pradziad na mnie łypie :


Do szlakowskazu Nad Małym Kotłem przemieszczam się widokowym zboczem Velky'ego Maja 1384 m :


Jestem na grzbiecie. Przede mną ostatni 1,5 km odcinek. Po godzinie 20-stej melduję się na miejscu.



W utulni jest pięcioro Czechów, zajmuję kwadrat na 3 miejsca i idę na spektakl :


Docierają także Michun z Frankiem, rozkładamy bajzel, idę się wykąpać a raczej zmyć z siebie "sól" i wracam na kolację "nówka". Chwilę się krzątamy, pichcimy, jednemu z Czechów pęka żyłka i zaczyna coś tam sapać pod nosem, przez noc chyba przemyślał sprawę bo rano był tak miły, że skłonny był nawet "umyć nam samochód". Okazało się, że to policjant. Chyba dotarło do jego zakutej pały, że nie każdy na nocleg schodzi o godz. 18 -stej. Idziemy w kimę.

10.08.2014

Útulna Jelení studánka - Skřítek - Lichkov - Wrocław



Dzisiaj z Franciszkiem kończymy imprezę, Michun bawi się dalej. Trzy króle przed utulnią :) Do Skřítka schodzimy szlakiem zielonym, podziwiamy Břidličná hora 1358 m n.p.m. :


Na Pecny'm 1334 m n.p.m. robimy ostatnie zdjęcie:


Rejon ten obfituje również w ciekawostki z cyklu, historia w kamieniu wykuta:


Mijamy Pec, Ztracené kameny, Ztracené skály i grzecznie wkraczamy na przełęcz, która oddziela Hrubý Jeseník od Hanušovickiej vrchoviny :


Mamy farta, autobus do Szumperka mamy za ok. 30 minut więc garnuch kofoli dobrze nam zrobi. Żegnamy Michuna, który imprezę kontynuuje dalej, ja z Franciszkiem robimy odwrót. Z Szumperka do Hanuszowic również mamy szybkie połączenie. W Hanuszowicach na pierwszym przystanku autobusowym wynika z rozkładu, że jesteśmy w czarnej dupie. Na drugim również. Jako, że przed nami "markiet" się ukazał, Poszliśmy do niego na arbuza, wziąłem jeszcze ichniejszy kefir a następnie uraczyliśmy się za rogiem. Na trzecim przystanku mamy farta, jest połączenie do Lichkova. Gdyby nie opóźnienie autobusu, to przez arbuza bylibyśmy faktycznie na manowcach. W Lichkovie mamy trochę czasu :


Rzuciwszy okiem na miasteczko a konkretniej na placówki gastronomiczne i sklepy spożywcze, wynika, że wszystko pozamykane. Nas to nie zraża, obcinamy na awaryjne lokale noclegowe w klasie Vintage. Klasa sama w sobie , proszę bardzo. Przystanek zamykany, oszklony, z ławeczką, z telefonem, z bukiecikiem kwiatuszków. Myślę, że dalej wymieniać nie muszę:


Kolejny opad szczeny notujemy w poczekalni dworca kolejowego. Przed wszystkim dworzec jest otwarty!!! Są stoliki, krzesełka, dookoła ławki, toaleta czynna, czysta, z ciepłą wodą. Do wieczora mógłbym tak pisać. Strudzony wędrowiec może sobie przygotować strawę bez żadnego problemu. Proszę bardzo, gotuj z Franciszkiem part II :


Jak widać, w Czechach nawet na takim zadupiu jest to coś, co mnie kręci i jak Franek oznajmił, lepiej w Lichkovie zaczynać imprezy niż kończyć. My tymczasem wbijamy w pociąg do Kłodzka i po przesiadce tamże toczymy się do Wrocka. Wypada ukłonić się chłopakom za kolejną wspólną imprezę i pozdrawiając z Wysokiego Jesionika:


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Jedna z fajniejszych naszych tras przez Jeseniky. Jakoś tak nie pamiętałem, żeby było aż tak gorąco, ale chyba faktycznie - ten dzień po pożegnaniu był długi i upalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei mam w pamięci nocne podejście na nocleg na Alojzov-skie łąki, dawno nie podchodziłem nocą w takim "upale".

      Usuń
  2. W Jesioniki jeszcze mnie nie zaniosło, choć od paru lat systematycznie "ostrzę sobie" na nie apetyt. A takie ciekawe relacje, tylko mi w tym pomagają. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz