Sudecki melanż w czasach pandemii


Ostatnio w górach byłem na początku lutego, co daje mnie ponad 2-miesięczną pauzę od wyjazdów górskich. Obecna sytuacja nie napawa optymizmem, ale cień nadziei się pojawił o planowanej odwilży w kwestii wejścia do lasu i Parków Narodowych.
No i masz, sen się spełnił. W poniedziałek 20.04.2020 r. po zatwierdzonych poluzowaniach jakim był m.in. idiotyczny zakaz wejścia do lasu, korzystając z reszty urlopu, pakuję szafę i daję dyla w Sudety, nie ma na co czekać. Na jeden nocleg i Red dołączył.

20.04.2020

Wrocław - Marciszów - okolice ruin zamku Cisy


Ruszamy po ósmej "srana." Z racji ograniczenia kolejnych połączeń kolejowych, nawet głowy sobie nie zawracamy transportem kolejowym czy autobusowym. Nasze marne tyłki ratuje moja Pusia, która odstawia nas pod "wrota bram" przygody, czyli lądujemy w Marciszowie i imprezę niniejszą rozpoczynamy z Kotliny Marciszowskiej. W związku z tym, że w 2018 roku otworzono wieżę widokową na Trójgarbie, należało sprawdzić co w trawie piszczy, kulamy w Góry Wałbrzyskie. Pogoda dopisuje, jest opcja "dżilet", ale chłodny wiatr nie odpuszcza. Gęby nam się cieszą:


Zanim dojdziemy na Krąglak 692 m npm, korzystamy z widoku na Śnieżkę w wersji mini:


Do szczytu już niedaleko. Jeszcze trochę potu i meldujemy się na Krąglaku:


Chwilę odsapnąwszy ruszamy dalej. Przed nami kolejna porcja widoków, podziwiamy tym razem zbyt rzadko odwiedzane Góry Kaczawskie z charakterystycznym Połomem 667 m npm :


Zatęskniłem za Górami Kaczawskimi. Mówię do Reda, że należy zmienić ten stan rzeczy. Przed nami droga do Gostkowa, gdzie przed zejściem uwalamy się na kolejny kwadrans. Korzystamy z wybornych warunków i widoku na Trójgarb. Byłem na nim raz, w czasach przedwieżowych:


Lądujemy w wiosce. Przyodziewamy maseczki. Dziwna sytuacja, ale cóż zrobić. Przy pomniku poległych w I wojnie światowej chwila na wyrównanie oddechu:


Obserwujemy reakcję ludności, jest dobrze. Poza tym, że chodzimy w maseczkach, nie ma odczucia żadnych zakazów. Więcej obaw rodziło się w mojej głowie. Zbieramy się na Trójgarb. Po drodze, opuszczając Gostków, mijamy murowany wiatrak holenderski z końca XVIII w. a przebudowany w XIX w. Po 1945 roku spłonął podobno od uderzenia pioruna:


Obecnie wiatrak odnowiony i ogrodzony. Ostatnio będąc tutaj w 2013 roku z Frankiem, można jeszcze było poszwendać się tu i ówdzie:


I jeszcze ze dwa zdjęcia:


Okiem rzuciwszy na Gostków :


Ruszamy przed siebie. Wchodząc w las niespodzianka dla mnie, oczom moim ukazuje się lokal klasy "mistral" :


Tym razem w ruch idą nasze kuchenki. Skoro tak, nie można odmówić. Nieco zregenerowani zwijamy bałagan i ruszamy do kolejnego naszego celu, czyli wieży widokowej, po drodze mijając kolejny obiekt odpoczynku, relaksu, czy jak to tam jeszcze nazwać:


Przemieszczamy się szlakiem zielonym, idziemy lekko okrężną drogą. Nie jest źle, bo przed ostatnim podejściem mamy na oku kapliczkę św. Huberta ufundowaną przez Górnicze Koło Łowieckie "Szarak" z Wałbrzycha :


I lekko zasapany docieram na szczyt Trójgarbu 778 m npm. Zdjęcie Reda:


Coś mnie się zdaje, że chwilę tutaj posiedzimy:


Łza w oku się kręci, sięgam pamięcią piździernika roku pańskiego 2013 z takim oto bungalowem:


To już zupełnie "inna" góra. Kiedyś był to zarośnięty chaszcz z honornym podejściem. Nie zwróciłem uwagi czy nadal jest ten kamień:


No ale dobra, nie ma się co rozczulać tylko  giętą z wora wyjąć i się relaksować:


Jest nas parę osób, na szczęście każdy ma swój kącik i w razie gdyby, odstęp zachowany :) Jako że trochę wieje, na gorącą herbatę instalujemy się w wiacie. Pojedli, popili, to czas się zbierać. Z niedowierzaniem żegnam Trójgarb:


Zmieniamy kolor szlaku na niebieski i kręcimy do do wsi Struga położonej nad Czyżynką. Łoimy m.in. przez Węgielnik 621 m npm i tym odcinkiem żegnamy Góry Wałbrzyskie. Wcześniej w trawie uwaleni z widokiem na Chełmiec w ramach małe 5:


Będąc już w Strudze nie mogliśmy przejść obojętnie obok spożywu, "Rarytas" wita:


Dokupiłem to czego zapomniałem z domu, m.in. jabłka i ciastka, do tego "pół kilo" imperialistycznego chłamu od czerwonych i żwawo gnamy szukać noclegu. Mijamy zespół pałacowy i opuszczamy wieś wkraczając na tereny polne:


Góry Wałbrzyskie żegnamy widokiem na Chełmiec 851 m npm:


A także na Borową 853 m npm najwyższą w Górach Wałbrzyskich:


Nie da się ukryć, jutro witam się z Pogórzem Wałbrzyskim:


Red jutro wraca bo robota czeka na niego. Jesteśmy dogadani, że jednak chyba pośpię sobie, podczas gdy Red będzie się zwijał trybem pilnym do domu. Namioty rozbite. Ostatnie spojrzenie na naszą trasę:


Postawiliśmy na herbatę, chwila gawędy przy ciasteczku :) i pora szykować się do spania. Dobranoc...


21.04.2020

Okolice ruin zamku Cisy - Nad Modliszowem


Bladym świtem Red zaczyna się "tłuc" klamotami, nie da pospać :)) Podczas gdy on gotowy do drogi, ja nadal w proszku. Żegnamy się, ponapawam się jeszcze luksusem nicnierobienia. W końcu i ja muszę się wygramolić z worka. Wiosenny motyw :


Chwilę pokręciłem się po okolicy i z przyjemnością zabrałem za śniadanie:


Pasztetowa za 1,99 zyla do tego plaster sera żółtego i papryka czerwona + dwa kubany gorącej herbaty, to wszystko spożyte na łonie natury przy pięknie rozpoczynającym się dniu, no czego chcieć więcej? Po posiłku następuje pakowanko i ruszam na zamek. Szlakowskaz pokazuje 20 minut. Jestem na miejscu:


Początki zamku nie są jasne. Podaje się za pewnik, że zamek istniał przed 1327 r. Była to warownia, która zabezpieczała granice księstwa świdnickiego od płd-zch lub strzegąca lokalnego traktu handlowego. Zajrzałem na chwilę:


Chwilę się krzątając po zamku, ruszam dalej. Docieram do kolejnego miejsca odpoczynku:


O ile nie ma tu nikogo, miejsce jest fantastyczne, przepływający tędy potok Czyżynka załatwia wszelakie problemy bytowe. Obok znajduje się parking. Po odpoczynku ruszam do Wałbrzycha. Jako, że przebiega tędy zielony Szlak Zamków Piastowskich, który zamierzam wkrótce sobie zaaplikować więc chcę jak najmniej z niego uszczknąć. Po drodze spotykam kamienny krzyż :


I przestawiam się na żółtą ścieżkę dydaktyczną oznaczonym biało-żółtym kwadratem. Docieram do miejsca zwanego Moja Fantazja. To polskie tłumaczenie francuskiej nazwy "Ma Fantaisie". Znajdował się tutaj domek Księżnej Daisy von Pless. "Moja Fantazja" to jeden z wielu elementów rozległej posiadłości rodu Hochbergów, który władał m.in. Książem od 1509 roku do czasów II wojny światowej. Jestem przy schodach kamiennych na terenie nieistniejącej MF. Prowadzą na stok, pozostałość ogrodu. Na stok zajrzałem i niestety, smuteczek.


Przede mną droga do Wałbrzycha, kontynuuję "biało-żółty" kwadrat, który wyprowadza mnie na dzielnicę Podzamcze. Tradycyjnie zasłaniam usta i nos i kieruję się do wiaty przystankowej po drugiej stronie ulicy. Znajdujący się obok otwarty kiosk z prasą, tytoniem itp. daje nadzieję, że golnę puszkie imperialistycznego chłamu. Po drodze przejeżdża obok mnie policyjny patrol, bez problemu. Od tego momentu moja głowa zrobiła się "lżejsza". W wiacie ustalam swoje położenie, do szlaku idę "na wieżę kościoła", następnie robię obejście szlaku rowerowego i za chwilę jestem na rondzie przy Palmiarni, z którego mam ok. godziny do Lubiechowa. Dłuższy odpoczynek zrobię w Rezerwacie "Jeziorko Daisy". Jeszcze 1,5 godziny:


Docieram do miejsca, które było mnie znane tylko ze słyszenia. To co zobaczyłem, wzruszyło mnie do głębi. Zanim pójdę na obiad do baszty:


Zrobię sobie "rundkę po placu":


I już lecę na obiad:


Jezioro Zielone/Daisy-See to dawne wyrobisko kamieniołomu wapieni, który wydobywano i wypalano na miejscu od ok. XVIII w. do około roku 1870, następnie do roku 1900 wyrobisko wypełniało się wodą. Nazwa Jezioro Daisy pochodzi od Daisy Cornwallis-West hr. de la Warr, małżonki hr. Rzeszy Hansa Heinricha von Hochberga ks. von Pless, która po zamieszkaniu w Książu upodobała sobie ten zakątek. Na jej polecenie jeden z wapienników został przebudowany na basztę widokową, do której pójdę op*******ć coś na ciepło :)


A co, jeżeli mam ucztować w sali myśliwskiej?


Nie, nie... profa takiego miejsca to nie jest dobry pomysł, zatem co? Zarzucę na obiad coś treściwego w opcji luksus. Z szafy wyjąłem puszkie fasolki w sosie pomidorowym, masło z czosnkiem, pół cebuli i jedna gięta. Cebulka z giętą w kostkie, kawałek masła, należy to podsmażyć i zarzucić do tego fasolkę. Posiłek ma być gorący i z pieczywem. Oczywiście poparte jest to wszystko gorącą herbatą :


Jak wiadomo, to teren rezerwatu. Mimo wszystko, nie wyobrażam sobie nie zakimać w sali myśliwskiej. Zatem ten plac na nocleg jest zapisany na kolejny pobyt w tym rejonie.


Posilony i napojony mogę się powoli zbierać... i w drogę. Przestawiam się teraz na szlak niebieski, który został przerobiony ze szlaku niebiesko-żóltego, czyli Szlaku Ułanów Legii nadwiślańskiej. Schodzę do Witoszowa Górnego. Po drodze uroku dodaje piękna panorama Masywu Ślęży:


WG wita. Wszystko pozamykane, wodę idę uzupełnić do potoku. Powoli zaczynam myśleć o noclegu. Z WG kręcę szlakiem czerwonym.


Przede mną ostatni odcinek i jak to bywa kapkę się zasapałem. Docieram do przecinki DK 379. Widzę dwa maszty telekomunikacyjne i wyglądający na opuszczony budynek, wg mapy to tartak. Dalej nie idę, rozbijam bajzel.


Siedzę w namiocie z garnuchem herbaty, filuję w mapę i przy dobrych wiatrach jutro wbijam w Góry Sowie.

22.04.2020

Nad Modliszowem - Kroacka Studzienka


Kolejny piękny poranek. Jest rześko, mimo pięknej słonecznej pogody czuć chłodny powiew wiatru. Tylko pierwsza noc była z przymrozkiem, reszta powyżej zera. Po śniadaniu pakuję dobytek, pora się zbierać. Bardzo przypadł mnie do gustu ten czerwony szlak. O kwadrans drogi miałbym jeszcze jedno fajne miejsce na biwak:


Po drodze spotykam pracowników leśnych. Trasa do Bystrzycy Górnej lekko nużąca, dopiero w okolicy Widnej robi się lepiej, schodzę do miasteczka.


Robię przymusowy postój, muszę podładować baterię do aparatu, zaś ponad dwie godziny jak krew w piach. O tyle dobrze, że ekspedientka w sklepie, który notabene znajduje się przy szlaku, okazała się "białą kobietą" i podpięła mnie ładowarkę, ja w tym czasie poszedłem się opalać nad rzekę. "Minęła 13-sta, czas do miasta", jak to mówią starożytni Szwedzi. Odbieram precjoza i pięknie dziękując za pomoc, nieco rozleniwiony opuszczam plac:


Zaczynam przechadzką asfaltem, niniejszym wtaczam się w Góry Sowie. Wkraczam w las,zauroczony jestem tym odcinkiem. Mijając jakieś źródlisko podchodzę na grzbiet. Docieram na polankę:


Po małej przerwie ruszam. Spotykam myśliwski przybytek, dosyć dobrze utrzymany. "Odyńcówka" kusi:


Przede mną kolejne podejście, nawet o tym nie wiedząc, wkraczam w jeden z najpiękniejszych odcinków na dzisiejszej trasie. Po jakimś czasie wychodzę na pastwiska. Należy uporać się z elektrycznym pastuchem i moim oczom ukazuje się panorama Masywu Ślęży. Klamota zmuszony jestem zrzucić, nie daruję takiego pleneru:


Po zachwytach okolicą, schodzę do Lutomi Górnej:


W wiacie przystankowej robię przerwę na słodycza, po czym dalej kontynuuję czerwony szlak. Teraz będzie spokojny a płaski odcinek. Ten stan rzeczy będzie trwał aż do rozstaju czerwonego szlaku z drogą do Kroackiej Studzienki. Przy mostku uzupełniam wodę i pnę się czerwonym szlakiem do miejsca Nad Kroacką Studzienką 583 m npm:


jako, że ok. 100m poniżej od szlaku znajduje się rzeczona Kroacka Studzienka, zadałem kroka:


W związku z tym, że znajduje się tutaj również wiata, a okolica tchnie ciszą i spokojem, postanowiłem zostać na nocleg.


23.04.2020

Kroacka Studzienka - Żmij 887 m npm




Leżę w worku i dłubię w nosie. Mogę w spokoju poukładać swoje myśli. Wymyśliłem, że na śniadanko w chodzę w kaszankę, jako posiłek prosty w przyrządzeniu o znakomitych walorach smakowych. Ok, wyskakuję z betów. Kuchnię zabieram do wiaty i zabieram się za pichcenie. W międzyczasie mijają mnie przejeżdżający pracownicy leśni. Dalej w łeb zachodzę, po jaki ch** był zakaz wejścia do lasu? Chyba nigdy tego nie pojmę. W wiacie zaczyna pachnieć podsmażaną na maśle cebulką i kaszanką, mam ślinotok! W końcu z przyjemnością zabieram się za posiłek.


Posilony łypię okiem na KS:


Kroacka Studzianka /Kroatenbrunnen/ - swoją nazwę zawdzięcza wydarzeniom wojny siedmioletniej, między Austrią i Prusami. W okolicy Glinna stacjonowała armia austriacka. W skład tej armii wchodziły również oddziały chorwackie gen. Brentano, które w tym miejscu poiły swoje konie. W Przewodniku Tomasza Śnieżka zawarta jest informacja, że to dawny pomnik poświęcony leśnikom Hermannowi Ehlertowi i Wilhelmowi Wahrenholzowi. A ja spakowany ruszam dalej. Docieram do szlakowskazu i dalej kontynuuję wędrówkę czerwonym szlakiem. Po drodze spotykam kamienny pomnik, który poświęcony jest nadburmistrzowi Świdnicy Rudolfowi Thiele:


Za chwilę docieram do Rozdroża pod Kokotem 670 m npm. Góry Sowie ponownie okazują swoją klasę:


Z przyjemnością się uwalę na duże 10:


Wielka Sowa już tuż, tuż. Kieruję się na Rozdroże pod Modlęcinem i osiągając parking krokiem spokojnym rozpoczynam podejście na Wielką Sowę, zmieniając kolor szlaku na czarny:


Podejście trochę nużące, ale ostatni etap, czyli powyżej skrzyżowania pod Sową "kropelki potu wystąpiły mnie na czole":


Wielka Sowa 1015 m npm, najwyższy szczyt Gór Sowich jak i Sudetów Środkowych wita klasycznie:


Na szczycie jest parę osób ale bez tłoku. Pierwotnie miałem tutaj zrobić przerwę na obiad. Postanowiłem jednak "zarzucić" co nieco na Kozim Siodle, czyli na przełączce pod WS:


Dzisiejszy dzień mam jakiś leniwy, co rusz odpoczywam. Na Kozim Siodle zaś ponad godzinę "gubię". Kolejny postój robię na Polanie Jugowskiej, no po prostu muszę:


A nielada zaskoczenia doznaję na Przełęczy Jugowskiej. Widząc, że w Barze Górskim ktoś jest, postanowiłem "podklepać" z pustymi petami celem uzupełnienia wody. Okazuje się, że poza wodą jest szansa na kolejny posiłek regeneracyjny w opcji "na wynos", wobec czego zamówiłem grylowane oscypki z żurawiną, bigos znakomity + pieczywo:


W związku z zaistniałą sytuacją nie schodzę do Zygmuntówki i na Rymarza idę "czerwonym trójkątem". Pierwszy raz idę tym wariantem. Informacja na tabliczce szlakowskazu jest trochę nieaktualna. Punkt widokowy kapkę zarasta:


Mimo wszystko przejście tym wariantem jest spoko. Rymarz 913 m npm zdobyty:


Czas mam na tyle dobry, że zaczynam się zastanawiać czy ponownie nie położyć się na kwadrans na Słonecznej:


Dokulałem w końcu na Kalenicę, przy skałkach:


Tutaj spotkałem turystę, z którym utniemy sobie ponad godzinną gawędę. Kalenica 964 m npm:


Jest miło:


Schodząc z Kalenicy muszę zajrzeć na szczyt Żmij 887 m npm, z którego widok zawsze mnie intrygował. Uwalony już na miejscu postanowiłem zostać tutaj na nocleg, bo kiedy jak nie teraz?


Zrealizowałem jeden ze swoich celów. Wieczór na Żmiju nie w kij dmuchał:


Miło było posiedzieć w takich okolicznościach. Odpłynąłem...

24.04.2020

Żmij 887 m npm - Przełęcz Woliborska - Wrocław


Początkowo miałem kimać w nowej wiacie na Przełęczy Woliborskiej. Ale... przy takich waruneczkach byłoby to bez sensu, dlatego postawiłem na Żmij. Nad ranem pogoda zaczęła się zmieniać, wiatr się wzmagał, widoczność ulegała pogorszeniu. Rankiem szybkie śniadanie i przez Popielak kulam na Przełęcz Woliborską:


Oczekując na transport miałem czas na przyjrzenie się nowej wiacie. Muszę przyznać, że wykonali ją chyba miłośnicy wiatingu:) Brakuje podłogi w "modrzewiu" i byłoby idealnie:)) Tymczasem na parking podjeżdża Dagmara wozem bojowym i w pełni zadowolony wracam do domu.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Menelu, czemu uchamrało komenty z ostatniego prawie kwartału?
      (aż test zrobiłem na własnym)

      Usuń
    2. Zły Marcin, kolokwialnie rzecz ujmując dałem dupy. Otóż, w oczekiwaniu na nowy komputer a mając obecnie pewne ograniczenie, zaglądam do sieci z telefonu. Odpowiadając na posta w temacie "Pulki" chciałem poprawić odpowiedź. W blogerze nie ma opcji edycji, postanowiłem zatem skasować swoją odpowiedź i napisać poprawną wersję /literówka, napisałem wykupił a winno być wykpił, chodzi o sezon zimowy 2019/2020/ Musiałem czegoś nie zauważyć i niechcący skasowałem wszystkie komentarze z ostatnich relacji. Za ten stan rzeczy bardzo przepraszam wszystkich czytelników mojego bloga. Z pozycji smartfona już nie zamierzam dokonywać żadnych poprawek, bo skutki tego jak widać są bardzo opłakane.

      Usuń
    3. Kara może być tylko jedna...Dawaj nową relację! ;)

      Usuń

Prześlij komentarz