Grzbiet Zachodni Gór Bardzkich... z dolewką


Z kilku wariantów imprez z szafą na plecach wybrałem Sudety. Doszedłem do wniosku, że jak moknąć to "pod domem." Postawiłem na Góry Bardzkie, ale tak trochę inaczej.
Prochu nie odkryję twierdząc, że zadupia są najlepsze i to właśnie one, w sensie zadupia, dostarczają dużo radości. Od piątkowego popołudnia mam parę dni wolnego, ale jestem rozbity jak arabskie sandały, bo nie wiem gdzie mam jechać. Do samego końca się łudzę Beskidem Niskim lub Beskidem Sądeckim. Wykonując telefony do Hajstry i na Halę Łabowską dociera do mnie po rozmowach, że w Beskidy nie pojadę. W sobotę niemrawo pakuję szafę. Taka zima, że nie wiadomo gdzie jechać, kur zapiał!

2.02.2020

Wrocław - Bierkowice - Nad Czerwieńczycami


Myślałem, myślałem i wymyśliłem. Padło na Góry Bardzkie, ale początkiem z terenu, na który bym nie wpadł, gdyby nie stara mapa Gór Bardzkich. Beskidem docieram do Bierkowic, wyskakuję z busa. Bierkowice to stara wieś w okolicy Kłodzka. Powstanie jej łączy się w początku XIV w. z osobą Hinka z Dubu, zwanego Birka lub Berka. Miał podobno w 1416 roku założyć wieś nazwaną od swojego imienia. Miała na pewno istnieć już w połowie XIV wieku. Obok wiaty przystankowej jest ława, można spocząć. To mnie się podoba, człowiek ledwo się wytoczy z pojazdu i może przysiąść, oddech wyrównać. Jestem na pograniczu Gór Bardzkich i Kotliny Kłodzkiej. Początek trasy będzie pozaszlakowy. Ruszam do torów kolejowych, którymi będę chwilę się przemieszczał. Mijam dawny dwór, obecnie przedszkole. Przede mną wiadukt. Odrobina spaceru torami. W 1879 roku poprowadzono linię kolejową Kłodzko => Nowa Ruda do Wałbrzycha, którą to teraz kulam. Po drodze obcinam na dwuwierzchołkowe wzgórze Orla 367 i 401 m npm, południowo - wschodni kraniec Wzgórz Ścinawskich:


W trakcie przechadzki obcinam również na Kopiec 469 m npm należący do Garbu Golińca:


I docieram w zdrowiu do wiaduktu. Z góry poobserwuję, golnę garnucha herbaty przy okazji:


Widzę nadjeżdżający szynobus, fajne uczucie obserwując i czując przejeżdżający pod wiaduktem pojazd:


Zbieram się. Zbliżam się do pierwszego punktu programu, Przełom Czerwionka. Potok jest lewym dopływem Ścinawki. U stóp Garbu Golińca Czerwionek tworzy niewielki, ale malowniczy przełom. Miejsce jest fantastyczne. Początkowo meandry Czerwionka:


Zaczynają się tereny zapierające dech w piersiach. Z oddali widzę kapliczkę, przy krzyżu robię postój:


Zanim wkroczę w leśny ostęp, chwila relaksu:


Już się zbliżam. Miejsce mało uczęszczane przez ludzi, co daje się odczuć. Odnoszę wrażenie, że czas stanął w miejscu, pławię się w luksusie:


Ruszam dalej:


To nie koniec atrakcji, Czerwionek zapewnia i takie rzeczy:


Przejście przez "kładkę":


Ostatnie brodzonko:


Za chwilę kończę przebieg. Przełomem Czerwionka jestem zachwycony. Nie jest on spektakularny, ale kameralności nie można mu odmówić. Docieram do pierwszych zabudowań:


Jak mnie się zdaje, jestem na terenie przysiółka Święcka, Huberek. Życie jest straszne:


Na domiar złego okazuje się, że mam przezacny punkt odpoczynkowy. Trudno, 10 minut się należy:


Dalszą trasę aplikuję sobie polami, stać mnie. Wychodzę centralnie przy tablicy oznajmiającej koniec/początek Bożkowa. Żeby życie nie było zbyt piękne, chwila z asfaltem i do tego zaczyna dżdżyć, w końcu dawno nie padało. Docieram do miejsca, gdzie w 1721 roku wybudował kaplicę właściciel pałacu w Bożkowie, Hrabia Johann Franz von Götzen. Bezpośrednio do kaplicy przylegała pustelnia. Ostatnim pustelnikiem był Heinrich Bender, którego w wieku 71 lat zamordowali sowieccy żołnierze w dniu 9 maja 1945 r., którzy domagając się wódki,  zostali "ugoszczeni" wodą. Kaplica przetrwała do 1972 roku, kiedy to została zburzona. Utworzony został tutaj pomnik ku czci Heinricha Bendera,   w skład którego wchodzą pozostałości zniszczonego krzyża i dwie tablice pamiątkowe w języku polskim i niemieckim:


Chwilę tu spędziwszy, schodzę do Bożkowa. Przy pomniku św. Jana Nepomucena rzuciłem okiem:


Wbijam do sklepu po drobiazgi. Zwiedzanie pałacu, który popada w ruinę zostawiam na czas przyszły. Jako, że zaraz będzie ciemno spinam poślady i na nocleg kulam do Czerwieńczyc, mam tam pewne miejsce, które mnie zainteresowało podczas melanżu z Dave'm. Po drodze opad przybiera na sile, z niewinnego kapuśniaczku doświadczam konkretnego opadu, na szczęście zdążyłem się rozbić. Uwaliłem się nad Czerwieńczycami, szlak czerwony przy budynku uzdatniania wody. Biwakuję na terenie Garbu Dzikowca.

3.02.2020

Nad Czerwieńczycami - Grzbiet Zachodni Gór Bardzkich


Lało całą noc. Spałem dobrze. O świcie wsłuchuję się, pada nadal. Nigdzie mnie się nie śpieszy, odpoczywam dalej. Koło godziny ósmej przyjeżdża pracownik wodociągów na kontrolę, chwilę rozmawiamy i korzystając z okazji uzupełniam wodę. Kończąc sympatyczną rozmowę, pracownik wodociągów jedzie dalej, a ja biorę się za śniadanko. Kaszanki nie daruję, w końcu mam czas bo nadal pada:


Zwinąłem się około godziny 11-stej, Korzystając z przerwy w opadzie, obcinam na to co mnie czeka:


W dobrym tonie by było wleźć na Kortunał 676 m, jako najwyższy w Grzbiecie Zachodnim Gór Bardzkich. Ruszam zatem z powrotem do Czerwieńczyc i czerwonym szlakiem /fragment GSS/ kołuję do grzbietu. Na trasie po nocnym opadzie zrobiło się małe bagienko.


Docieram do Rozdroża Trzy Lipy:


Znajduje się tutaj posąg Diany, ufundowany przez K.Ł. "Diana" z Nowej Rudy. Będąc tutaj w lipcu ub. roku z Dave'm mam dylemat. Otóż wcześniej nie zwróciłem uwagi, że powyżej znajduje się stanica myśliwska rzeczonego koła łowieckiego, wbiłem na garnucha:


Miejsce godne uwagi na biwak, jest plac na ognisko. Opału w okolicy nie brakuje. Czas na Kortunał 676 m npm. Jestem na jego grzbiecie:


Obcinka niczym komornik na szafę w kierunku Wilczej Góry i Słup-a:


Docieram na jedną z drobnych kulminacji Kortunału:


Grzbietem się szwendając postanowiłem se dać końcową kulminację, jaką jest Włóczek 632 m npm, z którego jeszcze jest widok na Twierdzę Srebrnogórską:


Kolejny rzut okiem:


I wracam do "klamota":


Zaczyna padać, zagęszczam ruchy, psia mać! Oparty o stanowisko obserwacyjne plecak dostał "parę gramów" wody. Szybka ewakuacja i kołuję do Czeskiego Lasu:


W tym miejscu zmieniam kolor szlaku, na Przełęcz Srebrną nie chce mnie się iść, bo w lipcu rządziłem w tym rejonie. Waruneczek jest na tyle niepewny, że odbijam na żółtą ścieżkę i schodzę do Przełęczy Wilczej. Po drodze oczom nie wierzę, raj dla rowerzystów:


Na miejscu kolejne zdziwienie. Przełęcz Wilcza wita mnie nawet odrobiną słońca. Musiałem przystanąć na chwilę, bo wiata usytuowana na tej przełęczy ma dla mnie sentymentalną wartość. Jedno z pierwszych miejsc dla szeroko pojętego wiatingu w moim wykonaniu. Pamiętam wiatę z "innej epoki", była osłonięta i na stanie "piec":


Obecnie stoi taka bździna:


Zbyt długo nie siedzę, robi się zimno. Ruszam na Wilczak 633 m., by chwilę z niego popatrzeć :


Schodząc ze szczytu zwracam uwagę na trasy dla rowerzystów, wygląda to bardzo korzystnie. Za Przełęczą Mikołajowską zaczynam powoli rozglądać się za słusznym miejscem na rozbicie namiotu. Dobrze się składa, że idę zalesionym terenem. Co trochę daje o sobie znać przelotny niewielki opad deszczu. Nie dociera do mnie, że "zlewę mam za rogiem". Kończy się odcinek z wybornymi trasami dla rowerzystów, dalej kulam "starą" grzbietówką. Po ciemku docieram na skrzyżowanie dróg, widząc trochę równego terenu pod namiot, odtrąbiam koniec trasy. Ledwo co zdążyłem rozbić namiot, zaczyna padać. Lało całą noc.

4.02.2020

Grzbiet Zachodni Gór Bardzkich - Bardo - Wrocław


Niezła zima tego sezonu. Po całonocnej ulewie, nad ranem zmienia się opad na deszcz ze śniegiem i do tego wiatru przybywa. Waruneczki klękły. Na zewnątrz bagno i mgła. Pora kończyć imprezę, tylko jak wyjść z namiotu? Pakuję powoli dobytek do worków i korzystając, że zaczyna padać marznący deszcz, zwijam bajzel. Spakowany daję dyla. Pławię się w... dupówie:


Jeszcze trochę:


W końcu docieram do Barda. Przechodząc przez centrum wbijam do baru mlecznego "Pyza" celem się zagrzania i opier******a czegoś na ciepło. Bar godny polecenia, kuchnia jak w domu i do tego przystępne ceny. Mam około godziny do pociągu, domawiam gołąbki i kolejną herbatę, odżywam. Około godziny 11-tej opuszczam lokal, idę na stację kolejową. Wracam do domu, dalsza trasa, a miałem w planie dojść do Kamieńca Ząbkowickiego mija się z celem.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. To mnie zaskoczyłeś. Przeanalizowałem sobie tę trasę nad mapą, widzę że jest tam mnóstwo ścieżek leśnych, którymi można sobie połazić. Nawet nie wiedziałem, że z Kortunału są widoki. Menel, jak z oznakowaniem na odcinku Wilczak-Bardo? Łaziłem tam w listopadzie 2017r., drzewa ze znakami szlaku były powycinane, czasami szedłem na czuja. Generalnie Bardzkie są tak niedoceniane, że głowa mała.

    > Obok wiaty przestankowej jest ława, można spocząć. To mnie się podoba, człowiek ledwo się wytoczy z pojazdu i może przysiąść, oddech wyrównać.

    Taa, jakie to życiowe. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "jak z oznakowaniem na odcinku Wilczak-Bardo? Łaziłem tam w listopadzie 2017r., drzewa ze znakami szlaku były powycinane, czasami szedłem na czuja. "

    Prawdopodobnie trafiłeś na budowę trasy rowerowej i stąd ten bajzel. Obecnie jest wszystko w porządku, oznaczenie dobre. A podczas naszego melanżu w lipcu ub. roku przeoczyliśmy stanicę myśliwską :)).

    OdpowiedzUsuń
  3. Przełom Czerwionka wygląda jak w B. Niskim normalnie, szok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reakcję miałem podobną. Takie rzeczy 100 km od domu :) .

      Usuń
  4. Najciemniej zawsze pod latarnią....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Ten fragment imprezy /Przełom Czerwionka/ zaskoczył mnie szczególnie, mimo wszystko .:)

      Usuń
  5. Widzę tu zacne szlajanko czyli trampowanie po leśnych ostępach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja "widzę", że w Garb Golińca trza wrócić . :))

      Usuń

Prześlij komentarz