Pielgrzymka na Wzgórze Synaj


Zima tego sezonu to klapa na całej długości. Mając do dyspozycji wolny łyk-end postanowiłem zapodać w nieco niższe tereny Sudetów.
Jako, że ferie zimowe "w tłoku", nie ma dla mnie sensu pchać się w konkrety. Postanowiłem dać se zadupia, bo kto biednemu zabroni? W sobotę srana mkniemy wozem bojowym, "kierowniczka" odstawia mnie do Szczytnej pod wrota "markietu", zapomniałem kupić masło i kaszankę. W "Dino" jest na stanie tylko kaszanka firmowa, z którą miałem do czynienia pewnego upalnego dnia, podczas imprezy na Młyńsko. Konkretnie rzecz po imieniu nazywając, rzeczony towar skisł i obiecałem sobie, że tego tematu już nie tknę, choćby skały...srały. Jako, że innej kaszanki nie było, odchodzę od stoiska nieco zblazowany. Zakupiwszy masło w małym rozmiarze oraz parę innych drobiazgów, opuszczam sklep i dokonując przeglądu szafy, ruszam przed siebie.

25.01.2020

Wrocław - Szczytna - Synaj 429 m npm


Waruneczki nieszczególne, lekki mróz. Śniegu tyle, co kot napłakał. Bardziej mnie to wygląda na przedzimie. Łypię na Hanulę trochę przymgloną i za moment wtaczam się w Góry Stołowe, obcinając na okazały mur skalny:


Skoro operuję na czarnym szlaku warto zajrzeć do krzyża, który upamiętnia śmierć niemieckiego drwala Georga Aulicha, 26.07.1707 roku został przywalony przez drzewo:


Należy wspomnieć, że krzyż został zinwentaryzowany przez pana Marka Kledzika 17.10.1990 roku, wcześniej nie był znany, nie był podobnież zaznaczony na mapach niemieckich. Chwilę spędziwszy przy krzyżu, zaczynam się zbierać do kolejnego celu, zmieniając kolor szlaku na niebieski, czyli Niżkowa 603 m npm, :


Schodzę do czarnego szlaku. Po drodze dałem se skalny bastion Orlik 572 m npm. Bardzo fajnie się prezentuje owa grzęda skalna od dołu, z czarnego szlaku, do którego zszedłem na szagę.


Przede mną raczej płaski odcinek. Docieram do rozdroża i przemieszczam się zboczem Widnika 501 m npm. Uwagę zwracam na dosyć ciekawie położony budynek mieszkalny. Oddech wyrównawszy zapodaję do Czarnego Traktu. Przy składzie drewna zrzucam klamota na "małe 5". Ewidentnie brakuje na szlaku wiaty. Ruszam, dalsza trasa wyprowadza mnie do:


Po drodze kameralna kapliczka:


Na szlaku żadnego turysty, że o "plecaku" nie wspomnę. W zdrowiu docieram na Drzewną 532 m npm, mijam przecinkę ze szlakiem zielonym i schodzę, aby zaatakować Wzgórze Synaj 429 m npm.


W Chocieszowie dałem dupy, nie zaopatrzyłem się w wodę. Mając na uwadze własne dobro i dobry punkt noclegowy, muszę zrobić odcinek specjalny do Wambierzyc po wodę. Podklepałem zatem do pierwszego gospodarza, który zatankował mnie flakon wody pomocnej. Ponownie wtaczam się na Synaj. Jak się nie ma w głowie, to ma się w nogach. Jedyny plus dodatni tej eskapady to widok na Wambierzyce "by night". Poza tym, obserwując Wambierzyce i okolice, wnioski nasuwają się bezspornie:
- biwakuję na Synaju, kaplice na Górze Tabor, jest pagór o nazwie Syjon, przez Wambierzyce płynie Cedron. Krajobraz jedyny w swoim rodzaju, "ustawiony" pod pielgrzymów, nazwy nawiązujące do tematyki biblijnej i nielicha atrakcja turystyczna.
Idąc na biwak, namiot rozbiłem po ciemku koło kapliczki. Mimo wszystko, oszukali mnie. Temperatura dla Wambierzyc wg wskazań telefonu -7 stopni C, a temperatura w namiocie niemal 70 metrów wyżej +4 st. Bądź tu człowieku mądry. Uwalony w szczerym polu mogę sobie w końcu odpocząć jak normalny biały człowiek. Poległem po 21-szej.

26.01.2020

Synaj 429 m npm - Nowa Ruda - Wrocław


Spałem wyjątkowo dobrze. O świcie wyjrzałem na zewnątrz. Okiem rzuciłem na okolicę:


Po czym ponownie wbiłem do namiotu celem utulenia się w puchu. Podczas pichcenia porannego posiłku mijał mnie mieszkaniec Wambierzyc, chwilę pogadaliśmy. Po śniadaniu, pakowanko:


Zanim zejdę do Wambierzyc, chwilę marudzę na zboczu Synaju:


Również na zboczu Synaju znajduje się droga pielgrzymkowa z kaplicami kalwaryjnymi. Nadanie X Przykazań i Grób św. Katarzyny Aleksandryjskiej Panny i Męczenniczki - w formie sztucznej groty, którą wzniesiono w końcu XVIII w. i przebudowano w XIX w. :


Kolejna budowla to Kaplica św. Barbary - 1888r.:


Na drugim zdjęciu, w małym okienku jest fragment obłoku, na którym znajdowała się figura św. Barbary, a którą to skradziono. Kolejna kapliczka to Mojżesz i miedziany wąż:


Idąc parę metrów niżej znajduje się Kaplica Wszystkich Świętych z poł. XIX w.:


W środku kaplicy znajduje się obraz z 1817 r. pędzla Zehna juniora. Poniżej jeszcze znajduje się barokowa figura MB Wambierzyckiej z końca XVIII w. ustawiona na cokole z 1817 r. Wracam do grzbietu. Do Wambierzyc zejdę przez Wzgórze Tabor 392 m npm. Po drodze spotykam kaplicę słupową z 1902 r. wzniesiona przez Alphonsa Mattauscha, przedstawia zaproszenie Jezusa do wieczerzy w Emaus:


Kolejna kaplica kalwaryjna to Mojżesz przed krzakiem gorejącym. Na bocznym murze Mojżesz z owieczkami:


Docieram do kolejnej kaplicy, której wnętrze przedstawia Jezusa w otoczeniu apostołów:


I ostatnia kaplica, którą sfotografowałem to Przemienienie Chrystusa na Górze Tabor:


I kamiennymi schodami schodzę do miasta, po drodze mijam jeszcze kaplicę przedstawiającą uzdrowienie ślepca przez Jezusa. Jestem przy Bramie Jerozolimskiej:


Obiecałem sobie, że wrócę do Wambierzyc, wrócę na wzgórza. Myślę, że maj będzie odpowiednim miesiącem na takie klimaty. Należy wspomnieć, że m.in. w Wambierzycach/filmowy Lutyń/ kręcono film "Wielki Szu" Sylwestra Chęcińskiego. To do tego hotelu przybył filmowy bohater, w którego wcielił się Jan Nowicki:


"W centrum" robi się młyn, dla mnie to znak aby dać nogę. Ostatnia chwila w Wambierzycach, Bazylika Nawiedzenia NMP od wschodu:


Imprezę kontynuuję czarnym szlakiem:


Opuszczam Wambierzyce i "lecę" do Ratna Dolnego w wariancie asfalt:


Za chwilę czeka mnie przyjemne podejście na Ptak-a. Zanim to nastąpi, konkretna informacja przed ściechą do renesansowego zamku:


Ptak 453 m npm jest widokowym pagórem. Niestety, z widoków klapa. Zamglone Góry Stołowe ze Szczelińcem Wielkim i wcześniej grzbiet Mnicha:


Z Ptaka kulam na punkt widokowy nad Ratnem Dolnym 477 m npm. Ale co z tego, skoro waruneczki klękły:


W tym miejscu krzyżuje się szlak czarny z zielonym. Po raz kolejny się przekonuję, że temat związany z pogórzami leży odłogiem. Tereny mimo niewielkich wysokości mają do zaoferowania bardzo dużo. W warunku jakim się szlajałem zdecydowanie brakuje wiat. Nie chodzi już nawet o spanie w nich, ale brakuje miejsca żeby uwalić się na ugotowanie jakiegoś posiłku. Osobiście doświadczałem szybkiego wychładzania, czym musiałem skracać przerwy. Z jedną z dwóch podczas imprezy spotkałem się na Rozdrożu nad Piekłem 388 m npm:


Kulam do Ścinawki Górnej, rządzę na Wzgórzach Ścinawskich. Łypię na Nową Kopkę 553 m npm:


I przede mną pierwsze zabudowania Ścinawki Grn. Za chwilę zamknę etap czarnego szlaku, zespół pałacowy Sarny, najwyżej położona część Ścinawki Górnej w zasięgu wzroku:


Będąc na miejscu postanowiłem zajrzeć do kawiarni zamkowej. Kawiarnia zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale menu to dramat. Są herbaty wszelakie, alkohole, ciasta. Poza serniczkiem nic szczególnego. Nawet na siłę nie byłem w stanie niczego zamówić. Przybijając stempla opuszczam lokal, szkoda!


Nic nie wymyślę, żółtym szlakiem kulam do Nowej Rudy:


Ubolewam, że pogoda klękła. Pod dębem przysiadłem na parę minut. Golnąłem gorącej herbaty.


Szybko się wychładzam, chcąc nie chcąc zmuszony jestem zagęszczać ruchy. Robi się nieciekawie:


Wtaczam się na piękne tereny, Wzgórza Włodzickie zawsze zamiatają. Za to pogoda klęka po całości, robi się mrocznie. Zabudowania Bieganowa:


Wzgórza Włodzickie na przedzimiu:


Trochę zmachany docieram do Przełęczy pod Krępcem 612 m npm, to mój najwyższy punkt imprezy:


Miałem ogromną ochotę uwalić się w wiatce na "małe 5":


Przenikliwe zimno sprawnie sprowadziło mnie na ziemię. Łypnąłem na kościół św. Anny:


Dałem dyla do Nowej Rudy. Miałem w planie imprezę zakończyć noclegiem na Włodzickiej Górze, z racji kiepawych waruneczków dałem spokój. Schodzę szlakiem żółtym, mijając po drodze ruiny kapliczek:


Wtaczam się do poczekalni dworca kolejowego odrobinę się zagrzać. Na kwadrat wracamy wozem bojowym, moja nieoceniona "Pusia" zlitowała się nade mną...


W okolice Wambierzyc wrócę z pewnością. W połączeniu ze Wzgórzami Ścinawskimi i/lub Włodzickimi będzie się można ponapawać luksusem. Jest gdzie się pokręcić, do tego potrzebna będzie pogoda z lepszą widocznością i wieczorne ognisko, żeż ja pierniczę, oby do wiosny!


ps. Zdjęcie z 10.04.2015 z wieży widokowej Suszynka.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Mimo dupówy fociszcza całkiem całkiem wyszli.

    OdpowiedzUsuń
  2. To takie okolice jak moje Pogórza Dynowskie i Strzyżowskie. Blisko i pusto.

    Nagromadzenie sakrum prowokuje mnie do pytania, czy Ci nie wyrosła aureola? :D
    W b. Niskim jest kilka miejsc gdzie szlaki łączą się z drogami krzyżowymi. Np. Mrukowa i podejście na Kamień z Przełęczy Hałbowskiej. Ot takie skojarzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie aureola? :)) Nie, nie, raczy "Pan" szydzić. ;)
      A na poważnie, Wambierzyce zwane Śląską Jerozlimą, nie trawię takich porównań, ale faktycznie tworzą swoisty klimat. Barsus, Kalwaria Wambierzycka tworzy ok. 150 kaplic, kapliczek, stacji i innych budowli wznoszących się we wsi i okolicznych wzgórzach, co tworzy niespotykany klimat, który mnie się po trosze udzielił.

      Usuń
    2. Szydzić? Od razu takie mocne stwierdzenia. Ewentualnie dworowałem sobie leciutko... !)

      Usuń
  3. W styczniu przed dwoma laty, gdy kręciłem się w okolicach Wambierzyc, mgła była podobna, a śniegu nawet płatka. Więc, jak dla mnie warunki miałeś nienajgorsze :). A miejsce urokliwe, rzeczywiście skłania do powrotów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzysiek, będziesz miał w planach "lądowanie w Sudetach", daj znać.

      Usuń
    2. Plany są i aż wstyd, że tak długo czekają. Któraś z fotek powyżej, pokazująca żółte znaki na Tłumaczów, przypomniała mi, iż już raz byłem prawie spakowany na zielony szlak graniczny na Przeł. Okraj. Wszystko przez zajawkę, którą kiedyś skopiowałem z forum npm (niestety już bez fotek): ''Z wielką radością bym wyściskał gościa, który był twórcą granicznego szlaku Tłumaczów - Przełęcz Okraj…'' :). Teraz z kolei celuję w maj/początek czerwca. Nie wiem , czy w ogóle rozważałbyś taki rejon, bo zdaje się masz to za sobą już dwukrotnie.

      Usuń
    3. Nie jest dla mnie ujmą bywanie w tych samych miejscach, nawet po wielokroć. Na całość nie dam rady, ale jaki łyk-end jeżeli spasi, z ogromną przyjemnością.

      Usuń
  4. Zacna trasa. W okolicach Wambierzyc jest gdzie chodzić, trochę nowych szlaków powstało w ostatnich czasach. Nawet nie wiedziałem, że tyle obiektów sakralnych tam jest. Menel, a to masło przywiozłeś do Wro czy "pękło" po drodze? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Okazuje się, ze byliśmy w łikęt bardzo blisko siebie - po dwóch stronach Gór Stołowych ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak blisko, a tak daleko. Operowaliśmy w różnych porach roku.

      Usuń

Prześlij komentarz