Pierwszy dzień wakacji w Beskidzie Wyspowym 26-28.06.2015


To był pieruńsko duszny łyk-end. Na A-4 znowu korki, remonty, dachowania. Ta "autostrada" to jawna ściema. Nie nawalił tylko Ronc z pysznym bigosem.


26.06.2015

Wrocław - Kraków - Lubomierz - bacówka pod Jasieniem


Masakra! Z Wrocławia wyjeżdżam w samo południe, z myślą, że wdepnę jeszcze tu i ówdzie.. Nie,nie, te numery na A4 nie przejdą, mijam brameczkę poboru opłat w Karwianach i..... przy najbliższej wyjeżdżam, a raczej zdążyłem wyjechać, korek zaczął się tworzyć więc dałem dyla przez Strzelin => Brzeg. Już jestem czasowo w plecy, ale nie poddaję się, ponownie na A4 wjeżdżam i paru metrach kolejny postój. Jest 14.30 a ja nawet do Opola nie dojechałem, tym razem przyczyną jest dachowanie samochodu osobowego. Jak przystało na prawdziwych Polaków, "jedziemy" na wszystko i wszystkich do trzeciego pokolenia w dół, nie oszczędzając nikogo i niczego. Refleksja nasuwa się sama, w związku ze zwężkami czy też innymi utrudnieniami w kierunku Opola, płatna A4 to temat, który należy omijać szerokim łukiem, co też uczynię w drodze powrotnej. W Krakowie jestem ok. godziny 17.30, łapię kontakt telefoniczny z Roncem, który mnie wyśmiał. Zajeżdżam pod włości Roncewicza, który gości mnie przednim "bee gees'em" z ziemniaczkami, ratując tym posiłkiem moje nędzne morale. Chwilę jeszcze gawędzimy, trochę o Wiśle trochę o przemyśle i na drogę dostaję słoiczek pysznego mięsiwa własnej produkcji, który polegnie podczas śniadanka w chatce pod Jasieniem. Tymczasem zostaję odprawiony i poinstruowany odpowiednio na autobus 182, którym ok. godziny 19-stej ląduję na MDA i o 19.55 bez większych niespodzianek ruszam do Lubomierza. Na miejscu jestem parę minut po godzinie dwudziestej pierwszej. Ruszam czarnym szlakiem, upewniwszy się jeszcze na stacji benzynowej podczas zakupu wody, zapodaję do skrzyżowania ze szlakiem zielonym na Polanie Folwarcznej gdzie na zielonym szlaku, idąc w kierunku Jasienia znajduje się sympatyczne miejsce odpoczynku, smaczku dodaje "ławka bujana". Docieram na Jasień, schodzę do chatki, troszkę się motam, przeszedłem ściechę odbijającą do niej. Obiecałem sobie zimą, że warto tam się wyspać. Jestem w bacówce, pora dosyć późna, bowiem melduję się o 23.30. Nocna przechadzka to też nieliche przeżycie, dramaturgii dodawał blask księżyca, który przyświecał mi cel. Loguję się w mniejszym pomieszczeniu, cały "kwadrat" zwiedzę sobie jutro. "Skalne" serwuje wysoki komfort, wskakuję w wełnę i idę spać..


27.06.2015

Bacówka pod Jasieniem - biwak pod Dzielcem


Było o tyle miło, że noc była rześka. Z koja zwlekam się przed szóstą i idę zyrknąć co w trawie piszczy. Problem wody rozwiązany, znajduje się na ścieżce prowadzącej spod Jasienia do chatki, którą przeoczyłem. Na śniadanie polazłem do "pokoju gościnnego" :


Na "przystawkie" leci frykas, który dostałem od Ronca, czyli wcześniej wspomniany słoiczek mięsiwa swojskiego wyrobu. Zbieram się do wyjścia, zostawiając za sobą widok niczego sobie:


W drodze na Mogielicę, zahaczam o Polanę Wały, na której znajduje się SBN, należąca do SKPB Katowice. Tam już ruch jak w ulu, w ramach przygotowań do otwarcia, z tego co mnie powiedzieli, baza czynna jest od niedzieli 28.06.2015 r.


Idzie po mnie!


Jak się za chwilę okaże, ta przemiła psina to chodząca łagodność. Na Przełęczy Przysłopek :


Już mnie klimat niesie na Mogielicę. Zanim tam dotrę, zachwycam się na Polanie Przysłopek :


Ponownie wkraczam w las, by z Polany Stumorgowej zachwycić się widokiem na Mogielicę 1170 m n.p.m., najwyższą w Beskidzie Wyspowym.


Przed wejściem w las, przysiadam na ławce i wbijam na szczyt.


Przy odpowiednim warunie tu się kimnąć...mmmmmmmmm. Z wieży podziwiam Lubogoszcz, Ćwilin, Śnieżnicę. Pamiętnego zimowego łyk-endu, jakbyśmy trafili na Mogielicę... ale by było!!!
Jeszcze obcinam na polanę Stumorgową, przepiękną notabene. Zawijam się:


W Masyw Łopienia:


Przemieszczam się przepięknym odcinkiem, namierzając po drodze taką chatynkę, niestety to własność prywatna, żałuję, że nie jest udostępniona dla turystów, miejscówka na 10.. w skali "boforta" :


Zanim zejdę na Przełęcz Edwarda Rydza-Śmigłego, śmiało korzystam z widoku na Ćwilin i Śnieżnicę :


Na przełęczy robię przerwę na posiłek, duchota ma się w najlepsze. Raczę się ciszą uwalony na ławeczce i powoli myślę o wymarszu, Łopień 961 m n.p.m. na mnie czeka. Podejście wyciska ze mnie kolejne poty, za to szczyt oferuje wszystko co najlepsze, czyli: miejsce na odpoczynek na przepięknej łące :


Dalej kapkę znajduje się punkt widokowy, na którym możemy się zrelaksować, poobcinać niczym komornik na szafę m.in. na Ćwilin, Śnieżnicę, Lubogoszcz :


Nie można nie wspomnieć o miejscu na ognisko. Również przyznać należy, że Łopień to klasa vintage jeżeli chodzi o miejsce na spanie, wpieniają mnie tylko trzy krzyże przy punkcie widokowym, zdecydowanie lepiej by to wyglądało, gdyby krzyży było z sześć. Nacieszywszy duszę, ruszam do Tymbarka szlakiem czarnym, mijając po drodze takie przybytki tych, którzy mają glejt na strzelanie do zwierząt :


Po drodze łapie mnie opad deszczu, mam na wszystko wylane, idę gęstym lasem więc nawet worka P_D nie nakładam na plecak. Tymbark mnie wita. Pierwsze kroki kieruję do sklepu spożywczego, muszę coś golnąć, bowiem języka od podniebienia nie mogę odkleić. Uwagę moją zwraca piaskowcowa figura św. Floriana z 1870 roku, ufundowana przez mieszkańców, usytuowana od 1975 roku przy kościele parafialnym :


Przede mną kolejny punkt programu, restauracja "Pod Jodłową Górą", gdzie za dwie dychy pojadłem smacznie i na bogato. Oczywiście "mój czar" sprawił, że miałem możliwość na sympatyczną rozmowę z bardzo miłą kelnerką. Jest gdzie wracać. Ostatnia rzecz, która utkwiła mi w Tymbarku to ten most :


Jestem w drodze na Paproć 643 m n.p.m., na mapie mam również nazwę Rysia Góra, która notabene dała mnie popalić, takie niepozorne pieruństwo. Z tejże schodzę niebieskim szlakiem do Łososiny Górnej, do której asfaltem wchodzę ze znaną nutą Boby'ego Vintona "My Melody of Love" z polskim refrenem "Moja droga ja Cię kocham".. Pod sklepem sączę maślankę. Wziąłem litra, przecież można uschnąć. Zawijam się do ronda, odbijam w lewo następnie w prawo i koloejne podejście asfaltem, szlak mnie zaraz trafi.. Mijając jakieś gospodarstwo, proszę gospodarza o nabranie wody do peta, chwila rozmowy i muszę się powoli rozglądać za noclegiem, jest bowiem 20-sta, druga część się nie rymuje.
Wchodzę w las i ... przegapiam odbicie na Dzielec, nie ukrywam, jestem zmęczony, dochodzę do jedynego domu, prawdopodobnie jestem nad Pycówką, robię odwrót i schodzę do odbicia szlaku, uwalam się na napotkanej łące. Tu się loguje, nie będę się zbytnio przejmował, tu kimam.

28.06.2015

Biwak pod Dzielcem - Sałasz - Jaworz - Tęgoborze - Kraków - Wrocław


Noc mija spokojnie. Ranek zapowiada kolejny dzień zaduchu, masakra. Ogarniam bajzel i wyruszam na ostatni odcinek - Pasmo Łososińskie. Docieram do wczoraj przegapionego odbicia i wchodzę na Dzielec 628 m npm, idę lasem, szczytowa partia Dzielca oferuje całkiem przywoite widoczki, odpoczynek robię na grzbiecie przed Przełęczą pod Sałaszem, na mapie jako Sarczyn, bardzo mnie się tu podoba, mimo, że to szczery las :


Schodzę na wcześniej wspomnianą przełęcz, z której mam przyzwoite podejście na Sałasz Zachodni 863 m n.p.m.


I tutaj mała uwaga, na mapie Compass-a wydanie VII 2013 rok, jest babol. Otóż na mapie Sałasz Zch jest oznaczony z wysokością 763 m n.p.m. Podchodząc na ten szczyt, se myślę: ki czort karty daje?? Piękna sprawa, piękne widoki z Polany Stoły, w drodze na Sałasz => Jaworz, żenujący odcinek, płasko, brzydkim, zahaszczonym lasem. Sałasz 905 m n.p.m. przelatuję, Jaworz 918 m n.p.m. mnie wita kupą gruzu :


Pełnia szczęścia następuje pod Jaworzem :


Wieża widokowa z wiatunią, przy sprzyjającej aurze, fenomenalny plac na nocleg :


Zostawiam Jaworz z jego kameralną wieżą widokową :


i przede mną ostatnia "górka", Babia Góra 728 m n.p.m.


Od kościoła mam asfalcik aż do Tęgoborzy. Po drodze :


Odpoczynek robię w Rojówce, klamoty zostawiam w wiacie przystankowej, obok której znajduje się piękna przydrożna kapliczka i idę się nażreć czereśniami. Pensjonacik, który zapodał forumowy kolega ma się dobrze i jest to pozytywnie zapowiadający się lokal na wjazd w BW od wschodniej strony :


Ja tymczasem nażarty owocami jak bąk kontynuuję wędrówkę jakże ekologicznym asfaltem. Jednakże rezygnuję z zabójczego podejścia na Przeł. św. Justa i niczym ostatni patałach odbijam w prawo, przez Świdnik => Tęgoborze, skąd o 14.10 turlam się w spokoju "Szwagrem" do Krakowa, skąd poinstruowany przez Ronca wbijam po wóz bojowy i wracam do domu.


ps. Zdążyłem wsiąść do autobusu gdy zaczęło padać, opad całkiem przyzwoity trwał aż do Krakowa. Niestety, w Beskid Wyspowy wrócę, jest jeszcze co nieco do zobaczenia w tym zacnym paśmie, a tymczasem,


dziękuję za uwagę.

Komentarze