Gorce po wodzie 12-14.07.2013


Dawno mnie nie było w Gorcach. Tak się też złożyło, że z Rajlim było wcześniej gadane o giętej na Lubaniu, to czemu nie??
Prognozy pogody były bardziej niż marne, do tego jeszcze Red szydził z nas biednych, proponując zabranie pontonu itp. Na dodatek dało się załatwić wolny w piąteczek w robocie. Nie ma możliwości skorzystania z "wachlarza wykrętów", trza jechać.

12.07.2013

Wrocław - Klikuszowa - Schronisko PTTK "Na Turbaczu"


Z Wro ruszam o 6.11 "Strzałą Południa" do Kraka. W Katowicach mam przesiadkę w zastępczy autobus i jakoś po godzinie 11.00 przesiadam w bus-a do Klikuszowej. Ląduję parę minut po trzynastej. Siedzę w wiacie przystankowej przeczekując zlewę. Piąteczek był o tyle łaskawy, że po opadzie następowało przejaśnienie i było całkiem miło. Także przemieszczam się asfalcikiem, obejście cmentarza i już jestem na pierwszych wzniesieniach, którymi się zachwycam.


Idę w kierunku Bukowiny Obidowskiej, mijam jakże ciekawy bonusik, przydrożną kapliczkę:


Mam w planie odwiedzić zaznaczoną na mapie nieczynną kolibę. Wcześniej mijam kilka pięknych miejsc. Na jednej z polan:


Nieczynną kolibą okazała dawna filia schroniska na Turbaczu, którą odkupił nowotarski MPEC i stworzył coś na wzór ośrodka pracowniczego.


W chacie Łapsowa wczasują się "sami swoi". Poprosiłem o wodę i na dodatek ugoszczono mnie gorącą herbatą przy której pogadaliśmy sobie trochę. Dziękując za gościnę, ruszam dalej, zaczyna kropić.


W okolicach Hrubego 1036 m npm serce moje rośnie, otóż widzę ambonkę:


Jako, że zaczyna lać robię wjazd do niej. Okazuje się, że jest tam wersalka, są także koce. Gdyby było TV, normalnie żyć nie umierać. Znakomity poziom utrzymania. Koło godziny mi w niej schodzi:


PO obfitym opadzie wychodzi słońce, zbieram się na Bukowinę Miejską. Pod szczytem, przy skrzyżowaniu szlaków czarnego i żółtego znajduje się myśliwski ołtarz polowy.


Na trasie między Bukowiną Miejską a Turbaczem znajduje się ciąg widokowych polan gorczańskich. Następnie wizyta w Kaplicy Matki Boskiej Królowej Gorców na Polanie Rusnakowej:


Po drodze mijam krzyż postawiony w hołdzie partyzantom walczącym z niemieckim i sowieckim okupantem, jeszcze podejście i schronisko "Na Turbaczu" :


Zachodzę do środka i oczom nie wierzę. Tam Ci po remoncie! Dawno mnie tu nie było. W restauracji zarzuciłem "bee gees" z pieczywem, odsapnąwszy zbieram się do wyjścia, niestety nadal leje. Jako, że rozpadało się na dobre instaluję się w pokoju wieloosobowym nr 7 za 26 pln-ów. Nie w smak mnie to jak diabli. Ale jak to się mówi, raz w roku i księdzu nie zaszkodzi. Okaże się, że kimając z dwoma współlokatorami spotkamy się w dniu następnym na biwaczku na Lubaniu. Muszę przyznać, że:
-miałem pościel w pakiecie więc skorzystałem
-woda pod prysznicem była gorąca!!!
Mnie się to w głowie nie mieści, co się na tym świecie wyprawia, żeby takie rzeczy miały miejsce w lokalach PTTK.

13.07.2013

Schronisko PTTK "Na Turbaczu" - SBN na Lubaniu


Lało całą noc. Ranek mam obrzydliwy. Z "kultowego" widoku na Tatry sprzed schroniska guzik:


Jestem umówiony z Rajlim i jego kumplami w stacji turystycznej "Studzionki" ok. godziny 15.00 więc mam czas. Korzystam z przerwy w opadach i usiłuję zapodać na Kudłoń 1276 m npm. Udaje mnie się dotrzeć jedynie do Szałasowego Ołtarza na Hali Turbacza:


Robię wycof do schroniska. Znowu leje.W schronisku łapię się na darmową herbatę z gara pewnej grupy, z którymi będę się widział na Długiej Hali. Także chwila gawędy. Przebimbałem ze dwie godziny zanim wyruszyłem. Na Długiej Hali, to ta ekipa, która mnie poczęstowała herbatą:


Czas mam dobry, nie zawadzi zawadzić o Jaworzynę Kamienicką 1288 m npm, kiedyś odważę się tu zanocować, przysięgam:


Opad mam regularny, aparat chowam do plecaka, nie będzie mnie już potrzebny. Na Przełęcz Knurowską docieram przemoczony do majtek. Po drodze mija mnie biegaczka górska. Za przełęczą czuję, że wkraczam w Pasmo Lubania, stromo i na dodatek ślisko, moje Asolacze bez bieżnika więc mam cytując Rajliego, ostateczne rozwiązanie kwestii gorczańskiej, innymi słowy taniec na błocie. Dochodzę do Studzionek,w ferworze walki mijam miejsce spotkania z Rajlim, tracąc jakie 20 minut. W drodze powrotnej do stacji turystycznej widzę trzech "zbirów", myślę to pewnie oni, nikt normalny w taką pogodę w góry nie chodzi. Powitanie i proszę chłopaków o powrót do Pensjonatu. Stacja Turystyczna "Studzionki" proszę Państwa oferuje pyszną paszę:
- za 15 pln-ów zanabyłem zacny bigos , ogórkową, herbatę z cytryną i naciągnąłem szefową na dwa garnuchy kompociku z truskawek... mmmmmm rewelacja, polecam każdemu. Zbieramy się. Na Lubań już idziemy w komplecie:
- Darek
- Mariusz
- Menel
- Rajli
Po drodze mam dachowanie, lewa strona upierdolona. Nadal leje. Docieramy na Lubań 1211 m npm:


Instalujemy się w bazie namiotowej:


Po czym do "biura" na harce:


Dwóch współziomów z Turbacza się suszy/robią GSB/, piecyk daje dobrze, przychodzi Gosia z Agatą, które zawiadują bazą namiotową. Atmosfera wyborna, pomimo fatalnych waruneczków czynnik ludzki na medal."W drodze losowania" na męską część padł zaszczyt dostarczenia wody. W nagrodę dziewczyny przyrządził racuchy z bananami! Ależ to był posiłek, mmmmmmm. Po racuchach przystąpiliśmy do pieczenia giętej... w piekarniku. Przed 23.00 poszliśmy w kimę, lało całą noc.

14.07.2013

SBN na Lubaniu - Krościenko n/D - Wrocław


Ranek paskudny. Pokręciłem się tu i ówdzie. Zapodałem na szczyt i odżyłem, ten "zestaw chmur" ma swoją nazwę, niestety z racji wieku... nie pamiętam:


Studencka Baza Namiotowa na Lubaniu jest moją ulubioną bazą :


Wracam na bazę, ekipa już na nogach. Szykujemy się do wymarszu. Po "wymianie koszulek" żegnamy się z Gosią i Agatą i robimy wymarsz do Krościenka n/D, wcześniej pamiątkowe zdjęcie:


Do Krościenka schodzimy w pięknej pogodzie. Jest ciepło, robi się słonecznie. Po drodze łapczywie obcinam na Pieniny:


U bram Krościenka "foteczka zbiorcza":


W Krościenku żegnam się z ekipą, za kwadrans mam busa do Kraka. Rajli, Maniek, Darek idą jeszcze na Trzy Korony, skąd dostaję esa od Rajliego z informacją, że niejaki Ronc pławi się na Sokolicy. Ta impreza na długo mnie utkwi w pamięci. Pomimo fatalnych waruneczków, atmosfera zarówno wędrówki jak i biwaku na Lubaniu była fantastyczna. Pierwszy raz w życiu miałem przyjemność - tę, tą, taką - skosztować giętą z "piekarnika",racuchy z bananami będę pamiętał, że ho,ho. Jeszcze dziękując za wspólne trudy Rajliemu, Mariuszowi, Darkowi, wierzę, że jeszcze się spotkamy na szlaku.


Dziękuję za uwagę.






Komentarze

Prześlij komentarz