Siwy Dym w Beskidzie Niskim 3-4.05.2013


Schodząc ze Snińskiego Kamienia do furmanki Franciszka na Rovienkach, przy blasku czołówek zasiedliśmy do tacki szprotów wędzonych na rozkminę, co dalej. Mieliśmy w planie uderzyć na Ukrainę, stwierdziliśmy jednak, że za mało czasu. Padło na Beskid Niski.
Zanim dotrzemy do Regetowa/wiata na polu namiotowym SKPB Warszawa/, usiłujemy
zanabyć "napój bogów", okazuje się, że po 23.00 kupić Kofolę to nielada wyczyn. W końcu koło 1.00 w nocy docieramy do Regetowa z Kofolą pod pachą na zasłużony nocleg.
Instalujemy się w klasycznym jak na dziadów apartamencie. Trafiamy w dobrym momencie gdyż zaczyna się błyskać, a po chwili łapiemy się na zlewę. Absolutnie nas to nie wzrusza gdyż dach naszego spa pokryty jest papą, poza tym raczymy się Kofolą .. i jest dobrze.
Usiłuję dotrzymać kroku Frankowi w gawędzie, niestety jestem tak zmęczony, że przepraszając Franciszka za niedyspozycję.. odpływam w objęcia Morfeusza.

3.05.2013

SBN Regetów - Jasionka k/Gładyszowa


Ranek 3 maja wita Nas lampą. Z niedowierzaniem patrzymy, co jest grane. Podbudowani dzień zaczynamy od kąpieli w Regetówce. Następnie jemy śniadanie i pakujemy bajzel. W kwestii planu zdaję się na Franka, ten tu był kilka razy, ja jestem pierwszy
raz, więc trzymam twarz krótko. Mój kamrat twierdzi, że Rotunda /771 mnpm/ będzie dobrym tematem. Wymarsz robimy po godz. 11.00, stać nas. Idziemy na Rotundę 771 mnpm.

Na szczycie podziwiamy cmentarz wojskowy projektu Duszana Jurkowicza:


Spoczywają tu żołnierze wszystkich walczących armii czyli austriackiej, niemieckiej i rosyjskiej.
W centrum cmentarza wznosiło się pięć wież. Do 2011 roku zostały zrekonstuowane dwie wieże. Ten cmentarz uchodzi za jeden z najpiękniejszych cmentarzy wojskowych. Duże wrażenie na mnie zrobił napis na tablicy inskrypcyjnej.
Kontynuujemy marsz do Zdyni szlakiem czerwonym. Nad Zdynią grzechem by było się nie uwalić na dwa kwadranse na jakże przepięknej łące:

najtwardsi z twardych ;-))

Zaczyna się chmurzyć i grzmieć. Robimy z Frankiem zrywkę monterską,do miasteczka mimo wszystko jest kawałeczek. Zachodzimy na obiad do Ośrodka szkoleniowo Wypoczynkowego:


Na terenie tegoż ośrodka znajduje się sklep w którym serwują zacną oranżadę."Wysowianeczkę" można zanabyć za 0,60 zł w 4 smakach!
Poza tym obiad domowy, nie ma w tym ani krzty przesady, stoi w tym jakże cudnym ośrodku 18 pln.,czyli waza zupy, drugie danie + zapojka. To mnie się podoba! Obsługa również zasługuje na dobre słowo. Zlewę przeczekujemy w jadalni.
Po ponad godzinie ulewa ustaje, niestety, to była zmyłka. Posileni zawijamy się na Popowe Wierchy, łypnięcie w masyw Rotundy przed kolejną zlewą:


Do odbicia mamy kawałeczek asfaltu, po drodze spotykamy turystę, który nam odradza ze względu na obfite błoto na szlaku, ale co tam, my "tffardziele". A trza było posłuchać, to nieeee, mądrzejsi. Ponownie podejście całkiem słuszne i ostatnia foteczka z Popowych Wierchów:


Ledwo zdążyliśmy wleźć w las zaczęła się jazda bez trzymanki. Burza, zlewa.. w kwadrans zmokliśmy do majtek. Narzuciliśmy tempo, nad głowami waliło i różowiło się, że głowa mała. Po pół godzinie nawałnica ustaje, wychodzę z lasu i jestem na przecince.
Myślałem, że najgorsze za mną, jak się okazuje, najlepsze przede mną. Parę minut później znowu wichura, drzewa się gną niemiłosiernie, postanawiam się sprawdzić na "500 m" i daję dyla. Teraz nerwowo patrzę na drzewa, aby nie spadło na łeb..
Po blisko godzinnej traumie, docieram na dół. Jako, że jestem przed Frankiem, idę do Jasionki zyrknąć co da się zrobić w kwestii noclegu, a także marsz mnie dobrze zrobi aby się nie wychłodzić. Schodzę z powrotem na dół i widzę Franciszka.
Rzeczę do Franka:
-Chodźmy do Jasionki, tam Ci wiata i kilka domów..
W wiacie radzimy, że na nasze morale to już tylko stodoła pełna sianka pozytywnie wpłynie, becalujemy do pierwszego domu, którego gospodarz bez żadnego problemu udostępnia nam spanie na sianie. Lepiej być nie mogło.
Jasionka k/Gładyszowa to dawna wieś na wschód od Gładyszowa. Kilka domów i powojenne budynki byłego PGR. Administracyjnie należy do sąsiedniej Krzywej. PKS naturalnie tylko w dni nauki szkolnej.


4.05.2013

Jasionka k/Gładyszowa - Zdynia - Wrocław


Okazało się, że całą noc padało. Ranek witamy w pozytywnych nastrojach:


Pakujemy się i pytamy gospodarza co jesteśmy należni za tak zacną gościnę, okazało się, że spaliśmy za darmo. Podziękowaliśmy i poszliśmy dalej. Trasę do Wołowca odpuściliśmy.
Taaaa.. ten lokal, ten nocleg, mmmmmm...


Przed nami jakie 14 km? asfalcikiem,a co tam, stać nas. Po drodze:


Przewodnik "mówi", że do ZSRS w 1945 roku wyjechało 10 rodzin, pozostałe 40 rodzin wysiedlono w 1947 roku na polskie Ziemie Zachodnie i nikt z dawnych mieszkańców już tu nie powrócił...
zachodzimy do Cerkwi św. Kosmy i Damiana,która jest w remocie, obecnie filialny kościół rzymskokatolicki NMP Niepokalanie Poczętej:


W Banicy przy Pomniku Lotników mamy czas na "małe 5":


W Gładyszowie zachodzimy do sklepu na napój "bogów" i raczymy się landrynkami:


Następnie w Smerekowcu chwila zadumy na cmentarzu wojskowym nr 56 :


i dajemy kroka do furmanki, do Regetowa tuż,tuż. Rotunda w chmurach:


Jako, że do Zdyni mamy kawałeczek, postanawiamy zajechać tam na obiad, po kiego mamy się truć fast foodem, skoro możemy skosztować ponownie kuchni lokalnej. Jako,że zajeżdżamy grubo przed 14-stą, łapiemy się na wazę rosołu za jedyne 10 pln-ów.
Coś nieprawdopodobnego,jakie życie jest piękne. Po pożywnej strawie pyknęliśmy się do sklepu na "Wysowianeczkę" gdzie spotykamy jak się okazuje Cthulhu i jego kumpla, których zgarniamy do Tarnowa. W Tarnowie się żegnamy i przed nami jeszcze ponad 300 km.

W Beskid Niski wrócę bankowo,wyczuwam tam tak zadżebiasty klimat na wędrówkę z plecakiem, jest tam coś czego nie ma gdzie indziej. To była moja pierwsza wizyta w Beskidzie Niskim i na pewno nie ostatnia.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze