Niżne Tatry zadusznie 2-6.11.2015


Niżne Tatry to temat, który nie trzeba zbytnio reklamować wszelakiej maści łaziorom, wielbicielom kolib, szałasów, namiotów i innych przybytków dobrej nadziei. Dodatkowym atutem wyjazdu były waruneczki, trafiliśmy niestety w temacik inwersyjny, co z kolei spowoodowało, że mowę nam odebrało.
Ogłoszenie duszpasterskie zapodał na forum Łowca, następnie należało wykonać do niego
telefon, skutecznie zamanipulować, nakłamać co-gdzie-kiedy, spakować szafy i ruszyć w teren.
Proste, nie? Tyle tytułem wstępu i bez dalszego lania wody przejdę do rzeczy..

2.11.2015

Wrocław - Zwardoń - Liptowski Gródek, Hotel "Smrek"

Tak to jest, jak na imprezę jadą "hotelarze". Do Katowic mamy zakupione bilety/ 21 zyla od sztuki/, jedziemy Polskim Busem, tamże przesiadka w Koleje Śląskie do Zwardonia za kolejne 2 dychy od twarzy, w którym bez większych problemów lądujemy około godziny czternastej minut trzydzieści. Klasyczny spacerek na stację kolejową Skalite Serafinov :


i o 15.44 zapodajemy nienerwowo via Żylina do Liptowskiego Mikułasza, tamże szybka przesiadka w autobus i o około 19.30 lądujemy na miejscu. Zimno jest jak diabli, decydujemy z Łowcą, że zostaniemy w hotelu na nocleg, nie będziemy się wygłupiać. Wbijamy naprzeciwko do Hotelu "Smrek", w którym za 16 i pół euro od twarzy instalujemy się w pokoju z widokiem na ulicę. W cenę noclegu mamy wliczone śniadanie mistrzów, co cieszy.

http://www.smrek.evroturizm.ru/pl.html

Zalogowani w hotelu, robimy jeszcze szybki wypad do Lidla uzupełnić ewentualnie to, czego nie zabraliśmy, zasadniczo zakupiliśmy trochę bzdetów, po czym powrót do hotelu, gorąca kąpiel i kima.


3.11.2015

Liptowski Gródek, Hotel "Smrek" - Grand Hotel Ohniszte

Bez ciśnienia zwlekamy się około godziny siódmej. Zbieramy bajzel i idziemy przekąsić smaczną jajecznicę z szyneczką, do tego przepyszne świeżutkie pieczywo. Wychodzimy na zewnątrz, pogoda piękna, słońce i mróz. Przejeżdżające samochody pokryte szadzią, za chwilę się okaże, że na górze lato! Nic to, startujemy :


Imprezę rozpoczynamy szlakiem czerwonym, powoli zostawiając miasteczko i Góry Choczańskie za sobą :


Znajdujemy się w Parku Narodowym Niżne Tatry :


Nabieramy sprawnie wysokość, zostawiamy ok. 4 kilometrową Brtkovičná Dolinę, docieramy do końca doliny, krótki łącznik szlaku niebieskiego, powyżej którego znajduje się przyzwoita chatka myśliwska, weranda ktrej serwuje możliwość noclegu, w pobliżu woda, miejsce na ognisko, fenomenalne miejsce. Dochodzimy do krzyżówki ze szlakiem zielonym, który prowadzi na Slemä 1514 m npm. Powyżej zaczyna się widowisko, Tatry Zachodnie, aż miło :


O Tatrach Wysokich też pamiętamy :


Przy zrekonstruowanym schronie partyzanckim robimy chwilę przerwy, naszym skromnym zdaniem można w nim spać :


Przed szczytem zasiadamy na ławeczce :


Ruszamy, ostatnie sapy i meldujemy się na szczycie, Slemä 1514 m npm. W czasie II wojny światowej uderzył w wierzchołek samolot transportowy Li-2, a cała załoga zaginęła. Miejsce nieszczęścia jest otoczone pamięcią. Przy szczątkach samolotu stoi pamiątkowa mogiła i tablica z nazwiskami ofiar.


Odpoczywamy na szczycie, pamiątkowe foto :


Po chwili na szczyt wchodzi trzech Słowaków, po chwili gawędy pytam, czy znają miejsce na nocleg, konkretnie pytam o pewien hotel. Słowacy twierdzą, że nic nie ma w rejonie Ohniszte, nie ukrywam, mina mnie rzednie. Mówię do Łowcy, że namiot może nam się przydać na ten nocleg. Dokonujemy pamiątkowego wpisu do książki, żegnamy słowacką brać i ruszamy na kolejny nas intrygujący szczyt, Ohnište 1538 m npm, Slemä już za nami :


Mijamy Michalovske sedlo, mniejszą łąkę, dochodzimy do odbicia na szczyt. Zanim tam wejdziemy, mówię do Łowcy z niedowierzaniem godnym Św.Tomasza :

- szukamy noclegu !!

Po około pół godzinnym rajdzie, na naszych mordach pojawia się szczęście, wbijamy na salony!! Hotel Ohniszte serwuje swoje walory :


Wewnątrz wersal:


Klamoty zostawiamy w hotelu, idziemy na "letko", ja z "lusterkiem" i statywem pod pachą. Na szczycie Ohnište 1538 m npm:


Aha, to na jutro, nie wszystko na raz:


Mając wspólne dobro na uwadze, w ramach relaksu zachodzę do Wielkiej Lodowej Jaskini 125 m głębokości, wejście zabronione, odgrodzone drzewnianym płotkiem:


Ze spaceru do okna klapa, po drodze mijałem dwóch Słowaków, od razu przyszło mi na myśl, nasze bagaże! nIe, nie.. robię wycof, trudno.


Mieliśmy iść jeszcze po wodę, w związku z zaistniałą sytuacją Łowca zapodał w poszukiwaniu wody, ja polazłem do koliby, zobaczyć jak się ma dobytek. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, to zabrałem się do rozpalenia ogniska. Dawno nie biwaczyłem w tak kameralnie położonym hotelu. Około godziny 21-szej, oznajmiam Łowcy, że sen mnie łamie i niestety, muszę zlec. Poległem szybko.


4.11.2015

Grand Hotel "Ohniszte" - Hotel Brenkus

Ranek boski, ani jednej chmury, jest ciepło. Nasz barłóg :


Wyjrzałem na zewnątrz, chata otoczona lasem, miejsce niszczy system :


Za chwil parę wylega i Łowca, szykujemy śniadanie, rozpalamy "mały ogień", jeszcze chwilę pławimy się w tym zacnym klimacie. Ruszamy, dzisiaj w planie mamy atak na Dziumbier 2043 m npm, najwyższy w Niżnych Tatrach. Na odchodne, coś co zapadło głęboko w mojej pamięci :


A my schodzimy na Svidovske sedlo, gdzie Łowca zalicza wywrotkę, co będzie miało skutek na dalsze plany wędrówki.


Robimy chwilę przerwy na przełęczy, powyżej znajduje się wydajne źródło, miejsce jest również genialne na nocleg. Z przełęczy tejże odbijamy do szlaku niebieskiego, po drodze obcinka na Ohnište :


Jesteśmy na Horareń Pred Bystrou, przy zworniku szlaków. Wybieramy opcję najkrótszą, czyli szlak niebieski do hotelu Brenkus. Jako, że jesteśmy w tym rejonie pierwszy raz, pod uwagę bierzemy możliwość noclegu pod namiotem po drodze. Nasze wątpliwości jednak są bezzasadne, po godzinie 12-stej jesteśmy w kolibie Brenkus, miejscóweczka ma się w pyte! Tutaj również klamoty zostawiamy, ale zanim pójdziemy na szczyt, raczymy się gorącym posiłkiem, z mojej strony leci makaron w sosie pieczarkowym, wcześniej herbata zielona z cytryną. Po obiedzie ruszamy, Łowca ewidentnie kuleje i mam obawy czy da radę podejść, kawałek przed nami dosyć poważny. W całkiem niezłym czasie meldujemy się w Stefaniku, należy golnąć kofoli puchar, wysłać kilka esów do takich jednych..W Stefaniku chyba zmieniła się ekipa, babcia w bufecie dosyć bezczelnie wyjeżdża z sugestią noclegu tutaj, co ona se myśli, że ja 16 euro w kosówce znalazłem?!! W życiu Romana, idziemy na Dziumbier. Łowca odstaje w drodze na szczyt, tam na niego poczekam.


Już prawie jestem!


Po około 20 minutach dociera Łowca, bawimy się!


Widoki aż po "Babcię" :


Góry Choczańskie, Małą Fatrę, Pasmo Kralovoholskie :


I na Tatry też zyrknąłem :


Na odchodne, niestety trza wracać do pokoju..


W drodze powrotnej również schodzimy do Stefanika golnąć Kofoli, szybko wlewam w siebie zawartość i po ciemaczu schodzimy do koliby Brenkus. Meldujemy się po godzinie 18-stej, stać na na kolejne ognisko, jako, że w kolibie jest piecyk, nie zaszkodzi napalić przed snem.. Na zewnątrz przy ognisku siedzimy chyba do północy, wsłuchani w trzask palonego drzewa podziwiamy gwiaździste niebo, ależ jest czadowo! Trza spać.. Dobranoc.


5.11.2015

Hotel Brenkus - Liptowski Jan - Wrocław


Wygląda na to, że przed nami kolejny piękny dzień. Zwlekamy nasze zwłoki :


Klasycznie, śniadanko pichcimy na zewnątrz. Pytam ŁOwcę, jak noga?

- nie dam rady, ja wracam, słyszę.
Wychodzę z założenia, razem pojechaliśmy to i razem wracamy, cóż, przejście grzbietem do Donowałów odpulamy, nie ucieknie. Skupiamy się na śniadaniu, potem pakowanko i schodzimy. Wracamy szlakiem niebieskim do Liptowskiego Jana.
I na pamiątkę moje okienko, do którego wrócę :


Imprezę kończymy pod Hotelem:


A przed nami 14 godzin drogi powrotnej. Niżne Tatry zawsze robiły na mnie wrażenie, jednym z ogromnych walorów tego pasma to miejscówki na nocleg, to jest po prostu majstersztyk. Kolejne pasmo, które warto przejść bokami. Łowcy podziękowania za trudy i towarzystwo. Relację kończę zachodem słońca na Dziumbierze 2043 m npm, najwyższym w Niżnych Tatrach:



Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. No, warun na wyjeździe konkretny. Nie można powiedzieć nawet złego słowa o nim. Aż chciałoby się ruszyć na taką wycieczkę od chatki do chatki. Ma to swój klimat. Szkoda, że noga skróciła wyjazd, ale bywa. Dobrze, że i tak to nie było nic poważnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta impreza wymaga powtórki. Red, moje marzenie to Niżne Tatry po całości w opcji dziad.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz