Ponitrianska magistrála 2023 by menel

Temat Magistrali Nitrzańskiej czekał na realizację kilka lat. Faktem jest, że nic poważnego w tym kierunku nie robiłem. Tłumaczenie było banalne. Z racji dosyć krótkiego przebiegu tego szlaku, zawsze wyszukiwałem coś innego. I to był błąd. Majowy urlop przeznaczam na przejście szlaku tegowoż. Wyjazd opóźniam o dwa dni, bo pada. Zaczynam zgrzytać zębami, ale jak to mówią, cierpliwy to i palcem dół wykopie. W końcu warunki pogodowe mają ulec poprawie. Wiadomix, pakowanko! Przede mną ok. 106 km pieszej wędrówki. Nazwa szlaku nawiązuje do przebiegu grzbietami, które stanowią w większej części wschodnią granicę dorzecza Nitry. Oznakowane szlaki turystyczne w Zoborze i Trybeczu powstały po 1918 roku dzięki działaczom Klubu Czechosłowackich Turystów w Nitrze i Zlatych Moravcach. Zobor, ruiny Gýmeša, Veľký Tribeč i ruiny Hrušova były jednymi z pierwszych oznaczonych tras. Stopniowo te cele połączyły się i stworzyły dzisiejszą sieć brandingową. Od 1981 roku używa się nazwy „Ponitrianska magistrála”.

18.05.2023 

Wrocław - Zwardoń - Nitra, hotel "De Luxe"

Do strefy zrzutu kulam stałym traktem, czyli via Zwardoń do Skalite - Serafinov. O 7.35 mam "Ślązaka" do Katowic. Wcześniej na "berzie" wbijam na herbatę. Chwila nieuwagi i masz!
Za "dwa łyki" napitku musiałem wysupłać 12,50 pln. Żeż, ja pie****e! Jak tak dalej pójdzie, to zanim wyjadę z Polski, mam szansę zostać bankrutem. Ale nic to, zbieram się na peron i loguję na swoim miejscu:
Wszystko idzie prawie dobrze. "Prawie", bo do Katowic dojeżdżam z opóźnieniem. Zatem odjazd z Katowic o 9.47 odpada. Pojadę o 11.25, który do Zwardonia dotrze również z opóźnieniem. To z kolei przekłada się na wyjazd ze Skalite Serafinova z obsuwą. Trudno, będąc już i tak opóźniony w Zwardoniu, wbijam do "Halki" na kotleta:
W Zwardoniu mokro, świeżo po opadzie. Posilony, a mając trochę czasu, kulam na Dworzec Beskidzki, schronisko PTTK. Lokal nieczynny:
Wspomnienia wracają. Kimałem w tym schronisku przed atakiem na zimową Małą Fatrę "100 lat temu". Waruneczki chwilowo beznadziejne. "Okiem" rzuciwszy w kierunku Beskidu Śląskiego spod schroniska:
Wolnym krokiem ruszam do Skalite-Serafinov-a, jest trochę zmian:
Pierwsza słowacka "chałupka":
Zapewne znacie ten "kwadrat", dosyć długo stał, stał...i znikł:
Naprzeciwko schroniska "Sneżenka" powstała wiata, ale jaka?!
To nie koniec luksusów wiaty tejże. Lokal oferuje kominek, światło i...prąd, można podładować telefon :). Natomiast ściecha do stacji kolejowej została wyasfaltowana:
Docieram na stację Skalite Serafinov:
Ruszam o 16.17. Trasa do Nitry będzie bogata. Bilet nabywam u konduktorki. Pierwsza przesiadka w Czadcy. Do Żiliny docieram z obsuwą, leci kolejna godzina na dworcu kolejowym. Ruszam do Trenczyna, docieram w czasie:

Przede mną ostatnia przesiadka w Leopoldovie, muszę zagęszczać ruchy, "vlak" do Nitry właśnie podjeżdża, żeby tylko nie odjechał. Wybiegam z pociągu, sprawdzam się na 100 metrów z przeszkodami :). Zdążyłem! Ostatnia przesiadka. Ok. 21.15 ląduję w Nitrze. Na nocleg udaję się do "ubytowni" "Nitran". Klapa, wszystko zajęte. Noclegu szukam już po "ćmoku". Hotel "Oko" zajęty, wbijam do Agro instytutu, też brak wolnych miejsc. Dostaję wskaz na Agro kompleks, ale tam zero życia, nikogo nie ma. Udaję się w kierunku centrum. Przyzwyczajam się, że dzisiejszy nocleg będzie w przysłowiowym rowie. Trafiam na ostatni hotel, dzwonię i...otwiera recepcjonistka, mam nocleg! Rządzę w Hotelu "De Luxe". Za spanko z "ranajką" wypierdziałem 50 €. Zbliża się godzina 23.00. Rzucam nura, salto na tapczan i sen. Dobranoc.

19.05.2023 

Nitra, hotel "De Luxe" - Polanka Petríková

Po wczorajszym dniu bogatym w przesiadki budzę się w białej pościeli. Spokojnie ogarniam bajzel, schodzę na śniadanko i po obfitym posiłku opuszczam hotel. Okazuje się, że moja noclegownia znajduje się niecały kilometr od kropki startowej w moim wypadku. Ostatnie spojrzenie na Nitrę, a konkretnie Zamek Nitrzański:
Jestem przy rondzie. Filuję na Zobor 587 m n.p.m.:
Nie jest dobrze, szczyt tonie w chmurach, a niedawno przelotnie padało. Jeszcze przeskok na drugą stronę ulicy i melduję się przy kropie startowej Nitra, Kasárne 140 m:
Obok miejsca startu znajduje się zatoka. Podjeżdża cywilna "Oktawka", wysiadają z niej dwoje policjantów i zaczynają służbę, czyli kontrola prędkości + stan trzeźwości. Jako, że słowacka policjantka jest piękną, wysportowaną kobietą, zbytnio mnie się nie spieszy i kątem oka postanowiłem się ponapawać pięknem, skoro szczyty toną we mgle :)). I robi się wesoło. Ustawiam statyw, przy nim "kombinując", do zatoki wjeżdża "hojny" i jest "dmuchane". Okazuje się, że coś tam musiało wykazać, bo kolo zarzeka się na wszystkie świętości, prawie krzyczy z rozpaczy, ja z kolei wygłupiam się przy szlakowskazie pozując do zdjęcia. Cały czas jest dyskusja kierowcy z policją. Składam statyw i ruszam przed siebie. Jeszcze w Nitrze:
Melduję się na północnej rubieży Nitry, za chwilę wkroczę w dzicz. Nitra na "do widzewa":
Nie da się ukryć, imprezę zaczynam od płd.-zch. krańca pasma Trybecz:
Spokojnie nabieram wysokości, docieram na wypłaszczenie. Nie zaszkodzi odpoczynku kapkę:
Za chwilę dotrę na Sedlo pod Zoborom 535 m n.p.m.:
Plecak zostawię pod drzewem i przejdę się na Pyramidę 556 m n.p.m. Szczyt rzeczony jest znakomitym punktem widokowym...a także noclegowym. Niestety, smakami widokowymi muszę się obejść. Gdzieś czytałem, że widoki przy sprzyjających warunkach sięgają aż po austraickie szczyty Alp w rejonie Schneeberg, co daje odległość w linii prostej ok. 200 km. Ja nie załapałem się nawet na obcinkę Małych Karpat, trudno się mówi :)). Zatem w drogę:
Na dzień dobry mam 2 w 1, czyli wieża telekomunikacyjna i fragment pomnika milenijnego z 1896 roku zbudowanego z 344 bloków granitowych, który to Słowacy wysadzili w 1921 roku:
Mimo wszystko jestem pod wrażeniem, część biwakowa szczytu:
No i rzecz, która w pył mnie rozbiła:
Jak wcześniej wspomniałem z widoków klapa, Nitra tylko fragmentarycznie :))
Znalazł się mimo wszystko chętny na biwak:
Usiłowałem zagadnąć gościa, myśląc że to Słowak. Ale ten mnie coś po francusku, więc dałem se spokój. Wracam do siebie i czas na wizytę - Zobor 588 m n.p.m.
Obowiązkowa obcinka na Piramidę:
Szczyt oferuje wiatunię. Poza tym, pozostałości grodziska. W terenie zachowany jest wał obronny. Podobno szczyt Zobor-u był akropolem zarezerwowanym dla najwyższej klasy społeczeństwa. Pochodzenie grodziska datuje się na późną epokę brązu, natomiast jego osadnictwo do początku wczesnej epoki żelaza:
Opuszczam Zobor. Szkoda, że z widoków klapa. Kulam na Žibricę. Wcześniej jednak bawię w takim klimacie:
Docieram na rozdroże Trojchotár 448 m:
Jest bardzo mokro. Wcześniej musiało tutaj lać na bogato. Melduję się na Sedlo pod Žibricou 400 m n.p.m.:

Robię przerwę, bo:

a - nie mam wody

b - w lesie dostrzegam chatynkę:

Klamota zostawiam na werandzie i udaję się po wodę do źródełka Gaborka:
Opity jak bąk wracam do "obozu". Miejsce oferuje niezły warunek na nocleg. Ruszam bogatszy o 2l wody. Szafa ciąży, tradycyjnie zabrałem więcej paszy. Niebawem wyjdę z lasu. Pasmo Trybecz zaczyna okazywać swoje walory. wychodzę na przepiękną łąkę, widok na Žibricę gratis :)
Filuję za siebie, Zobor i Pyramida mają się dobrze. Wieś Podhorany:
I zasapany docieram na Žibricę 617 m n.p.m.:
Musiałem chwilę odpocząć, dokonać pamiątkowego wpisu do książki, no bo jak inaczej? Przy okazji trąciłem co nieco, aby na "czczo" nie schodzić. Za chwilę będę się witać z urokliwą wioską Žirany. Wcześniej jednak nie mogę się powstrzymać. Jest huśtawka, można się pohuśtać z widokiem na Zobor i Pyramidę, tu wszystko można :))
Zanim dotrę do asfaltu, nade mną powabu dodają wagoniki kolejki kamieniołomu. Ostatnia prosta:
Rządzę na Nizinie Naddunajskiej. Melduję się w "centrum":
W Žiranach doświadczam zmiany pogody. Słoneczko zaczyna smalić, robi się miło. Uwalę się na "duże 10" naprzeciwko kościoła na ławce pod drzewem. Przy marnej pogodzie jest możliwość odpoczynku w takim zestawie :))
Ochłonąwszy nieco, ruszam dalej. Opuszczam Żirany:
Pławię się w luksusie. Ruiny zamku Gýmeš:
Nie dotrę tam. Zostawię ten temat na kolejną wizytę w tym paśmie. Mam nawet jakiś pomysł. Także dogrywka na wzgórzach Trybecza to temat obowiązkowy. Łypie na mnie Wielki Trybecz 829 m n.p.m., ale to z kolei temat na jutro:
A ja docieram do ośrodka Remitaż:
Ośrodek był otwarty, ale jakoś nie czułem tego miejsca, zatem odpuszczam. Kulam przed siebie. Nieco dalej jest staw hodowlany. Fajne miejsce, ale nie ma żadnej wiaty żeby się uwalić na posiłek. Kostoľany pod Tríbečom, tam odpocznę, tam coś przekąszę :)). Docieram na miejsce. Tuż przy szosie znajdują się dwie wiaty:
Uwaliłem się w drugiej wiacie, z takim widokiem:
Pora na obiad, kuchnia wydała białą fosolę w sosie pomidorowym, sałatka z pomidorów, jabłko. Zawinąłem to we wrapa:
Po posiłku ruszam w drogę. Przede mną około 2 km odcinek drogi. Przy tabliczce Horáreň Jedliny mowę mnie odbiera:
Popełniłem "zły błąd". Nie uzupełniłem wody przed wymarszem. Z duszą na ramieniu kręcę na Babovą dolinę:
a powyżej jest zaznaczony "plemnik" na mapie, Nemecká studňa. Ufff, uratowany. Z uzupełnionymi zapasami wody ruszam na nocleg. Trafia się polanka pod Wielkim Trybeczem, na której zostaję. Pora na noclegowe kombinacje jest nie ten teges. Rozbijam się jak normalny biały człowiek, czas na odpoczynek:

Po kolacji dobrze się uwalić w puchu. Nie wiem kiedy odpadłem. Dobranoc.

20.05.2023

 Polanka Petríková - Lukačov Štál 470 m

Spałem dobrze, bladym świtem na nogi stawia mnie "ptasi budzik". To rzecz nie do przecenienia, relaksacja najwyższych lotów "zdarma". Wyskakuję z namiotu jak z procy :)). Szwendanko, śniadanko i barłogu zwijanko. Pilno mnie do szczytu. Gotowy do wymarszu opuszczam polankę. Niebawem będę podziwiał wczorajszą trasę, która jest już miłym wspomnieniem:
Melduję się na szczycie, Wielki Trybecz 829 m n.p.m.:
Chwilę krzątając się po szczycie, wpisuję tenże na listę noclegową. W dobrym tonie będzie się na WT uwalić pod namiotem. Teraz aby do Zlatna. Ruszać czas:
Jestem jakieś trzy kwadranse przed Zlatnem, Horáreň Kľačany:
Bardzo urokliwy przysiółek, ale jakby opuszczony. Chwilę przed miejscem docelowym, odbijając kawałek od szlaku:
No i melduję się na miejscu, Zlatno wita:
Muszę do sklepu, bo uschnę :)) Przed sklepem jest ławeczka, zrzucam klamota. Smaki na mleko i banana mam jak diabli:
Za chwilę dosiądzie się trzech "lokalsów" i tak sobie siedzimy pod sklepem delektując się przerwą :)). Litr mleka "wywaliwszy", bananami się nasyciwszy pora kończyć relaks pod sklepem. Jeszcze o tym nie wiem, ale okaże się niebawem, że zaczyna się bardzo urokliwa część szlaku. Zatem w drogę:
Podążam w kierunku Wilczego Kąta/Vlčí kút/. Mijam taki cymesik:
I na szagę do lasu:
Wielki Trybecz zostawiam w spokoju:
No i docieram w zdrowiu do miejsca, w którym należy odtrąbić przerwę na obiad, czyli Vlčí kút:
Jest to dobre miejsce na odpoczynek, a nawet nocleg. Miejsce oferuje wszystko co trzeba, czyli wodę, dach nad głową, miejsce na ognisko. Podreperowany moralnie zbieram się i ruszam. Przechadzki lasem oferują w większości lasy dębowo-grabowe z domieszkami buka, do tego zamiast ściółki są trawiaste dywany, wygląda to bardzo efektownie. Wychodzę na polną ściechę. Nie będę tego ukrywał, obcinam niczym komornik na szafę na wzruszające mnie pasmo Hrońskiego Inowca /Pohronský Inovec/, grzbietem którego przebiega Rudná magistrála:
Jeszcze chwila skrajem lasu:
I wtaczam się do lasu, dębowego naturalnie:
Za chwilę dotrę do kaplicy przydrożnej św. Cyryla i Metodego, na ławeczce przycupnę i golnę wody pomocnej:
Siedząc na ławeczce, nade mną śpiewają skowronki, w oddali pasmo HI, a w mojej biednej głowie się kotłuje. Może by se dać Rudną Magistralę ponownie za czas jakiś? No jest to jakiś pomysł, zobaczymy. No nic, czas rozprostować kości, ruszam. Mijam Vodná nádrž Žikava, zaś miejsce odpoczynku. No trudno:
Do ruin zamku Hrušov mam ok. 1.30 godz., teraz mam trochę asfaltu. Po lewej stronie mijam stadninę koni Breziny i za chwilę odbiję w las:
Zamek Hrušov coraz bliżej. Pozwolę sobie obciąć w kierunku Javorské vŕšky. Już pieję z zachwytu:
Ale to gra wstępna. Ruiny zamku Hrušov, jestem na miejscu. Z racji soboty i pięknej pogody jest trochę ludzi. Na zamek nie wchodzę:
Obszerna wiata dostępna 24 h:
No dobra, zbieram się na kulminację. Kulam na miejsce wręcz magiczne, czyli lúky pod Kruhom 456 m n.p.m.:
Przy szlakowskazie zrzucam klamota. Ten odcinek szlaku mnie niszczy, majowa zieleń dopełnia sprawy. Nacieszywszy duszę, zarzucam szafę na plecy i w drogę:
W pył mnie rozbija widok na grzbiet Hrońskiego Inowca:
Ponitrianska magistrála w pełnej krasie, brak mnie słów:
Nieco dalej po wejściu w las musiałem wyskoczyć z obuwia celem przeprawienia się na drugi brzeg, stan wody był dosyć wysoki, a nurt wartki. W zdrowiu docieram do wsi Jedľové Kostoľany:
Schodzę do baru uzupełnić pety i czas rozglądać się za noclegiem. Za chwilę będę u celu. Końcowy akord dzisiejszego dnia:
No i jestem u celu, Lukačov Štál. Tu będzie dobrze, z widokiem na miasto :))

Nie ma na co czekać, rozbijam namiot, ogarniam chaos. Dom stoi, na kolację "Słodka chwila" i cóż, pokój mam z widokiem na Hroński Inowiec. Racząc się "posiłkiem" jestem ciekaw, co tam na Rudnej Magistrali? Zmęczon jestem, snu mnie trzeba. Dobranoc.

21.05.2023

 Lukačov Štál 470 m - Vtáčnik 1346 m n.p.m.

Noc minęła spokojnie. Bladym świtem się budzę. Wylegam na zewnątrz celem sprawdzenia warunków i wygląda na to, że mam kolejny dzień lampy. Czas zatem na śniadanko:
Miłym zaskoczeniem był brak kondensacji w namiocie. Po posiłku zwijam obóz. Trochę się guzdram, w końcu spakowany ruszam. Za chwilę dotrę do osady Bresovo lub Brezov štál. Moja trasa w pigułce:
Po drodze mijam piękny krzyż przydrożny:
A przy kapliczce chwila na wyrównanie oddechu:
Docieram do pięknej osady. Można odnieść wrażenie, że czas w tym przepięknym zakątku stanął w miejscu. Ląduję w "centrum":
Musiałem się rozgościć na krótką chwilę. Przy okazji zatankowałem pety z "tego tu" wodopoju:
Posiedziałem jeszcze chwilę przy kubku wody, po czym zbieram się do wymarszu. Za chwilę pożegnam się z tym przepięknym zakątkiem. To wg mojego mniemania jedno z najbardziej kameralnych miejsc na szlaku. Normalnie nie mogę, pieję z zachwytu. Wbijam do lasu:
I oczywiście Brezov štál na do widzenia:
Przemieszczam się lasem, upał mnie nie straszny:
Na tym odcinku mam chwilę z mokradłami. Zastanawiam się, czy to po ostatnich opadach, czy może taki teren? Nie wiem. Docieram na Krížne cesty 613 m n.p.m.:
Cały czas bawię w lesie. Przede mną kolejna osada, Penhýbel:
Melduję się przy szlakowskazie:
Do wioski Veľké Pole mam 3 km, czyli ok. 45 minut asfaltem. Trudno się mówi, zwieram poślady i ruchy! No i proszę, witamy w krainie, w której obcy ginie :))
Tutaj też żegnam pasmo Trybecza. Wiata przystankowa w zasięgu wzroku, obcinam na nią jak sroka w gnat. Zawinę do niej na obiad, w której to kuchnia wyda grzybową z makaronem + herbatę z cukrem!
Do końca imprezy zostaje niecałe 9 godzin. Przed atakiem na Ptacznik muszę się posilić. Przede mną 4 godziny do szczytu z podejściem ponad 800 metrów:
Koniec leniuchowania, czas ruszać. Zaczyna się stromo i asfaltem. Mijam pomnik poległych w I wojnie światowej:
Teraz będzie miło i widokowo. Veľké Pole na do widzenia:
Słońce zaczyna palić. Jest niebiańsko :))
Niebawem nadciągną ołowiane chmury i nawet zagrzmi. Na szczęście opuszczam otwarty teren, duszno jest jak diabli. Mija pierwsza godzina, mijam sedlo pod Rajtokom 750 m n.p.m.:
Pot po dupie się leje. Suchá hora 879 m n.p.m. będzie dobrym miejscem na łyk wody:
Docieram na rozdroże Tatra 957 m n.p.m.:
Nieco dalej minę szczyt Tatra 1014,6 m n.p.m., niniejszym to pierwszy szczyt powyżej 1000 m n.p.m. Nade mną szaro, zaraz lunie! Mijam Rúbany vrch 1097 m n.p.m.:
Dostąpiłem zaszczytu przelotnego opadu deszczu. Na moje szczęście tylko pokropiło i za chwilę będę dalej się cieszyć słoneczną aurą. Docieram do pierwszych skałek, z mapy wynika, że kulam przez Kamenne vráta:
Po dłuższym spacerze piękną bukową aleją docieram do szczytu Kláštorská skala 1279 m n.p.m.:
Vtáčnik 1346 m n.p.m. w zasięgu wzroku. Nie ukrywam, odczuwam zmęczenie. Ruszam na ostatnią prostą. Dobrze się składa, pod Ptacznikiem jest odbicie do źródełka:
Przy źródełku wlałem w siebie ze dwa garnuchy wody, po czym powrót do szlaku i co? Ostatnie 10 minut przede mną :). Wielce uradowany melduję się na szczycie Ptacznika. Nawet się nie spodziewałem, że szczyt rzeczony oferuje tak wspaniałe warunki noclegowe. Dostrzegając "kawałek" miejsca pod namiot w jakiejś odległości od krzyża podejmuję decyzję, że ta ostatnia noc niech będzie na szczycie:
Vtáčnik 1346 m n.p.m.:
Czas zakończyć dzisiejszą wędrówkę:

Załapałem się nawet na dogasające ognisko, zatem dorzuciłem ze dwa pniaczki i posiedziałem chwilę. Zmęczenie jednak wzięło górę i zaszyty w namiocie odpadłem niebawem. Dobranoc.

22.05.2023 

Vtáčnik 1346 m n.p.m. - Handlová - Žilina - Zwardoń

Bladym świtem się budzę. Dzisiaj kończę imprezę. Zanim ruszę na ostatnie 4 godziny, należy się śniadanie. Polazłem wobec tego do "kuchni":
Podczas gdy szykowałem poranny posiłek okazało się, że ostał się jeszcze jeden pomarańcz. No coż, trudno się mówi :)
Po posiłku stały fragment wędrówki, czyli pakowanko. Wczoraj było bogate podejście, a dzisiaj bogate zejście. Jak nie popatrzysz, dupa z przodu :). No ale dobra, trza ruchy zagęszczać. Pierwszy odpoczynek to Kanie studne 1165 m n.p.m. Miałem nawet pomysł na spanie w tym miejscu, ale bym się wpędził w kabałę :)), byłoby spanie w lesie. Źródełka też nie znalazłem, było tylko mokradło, czy raczej błotnisko. Raczej bym się nie odważył na picie wody z tego miejsca. Kolejne miejsce aby odsapnąć to Jaraba skala 1169 m n.p.m.:
Doświadczyłem w tym rejonie odrobinę koszmaru. Szlak był okropnie poryty przez leśników, normalnie masakra. Na szczęscie przebrnąłem ten odcinek w zdrowiu. Było nawet miło, szczególnie z widokiem na Biely kameň 1135 m n.p.m.:
Przegapiłem odbicie na punkt widokowy, sądząc że będzie nieco niżej. No nic, zostaje jeszcze Veľký Grič :)). A ja już jestem przy rozdrożu:
Ponownie bukowa aleja:
I docieram do pięknie usytuowanej kapliczki. Czas na garnucha:
Jest stół, są ławeczki i miejsce na ogień, po prostu mmmmmm. Końcówka zawsze jest najgorsza. Upocony docieram na upragniony Veľký Grič 971 m n.p.m.:
Widok na Biely Kameň i Vtáčnik bezcenny:
Podejdę jeszcze na punkt widokowy. Z przyjemnością obetnę na Handlovą, Kremnické vrchy a także Wielką Fatrę:
Schodzę. Po drodze jeszcze zatrzymam się przy źródełku, z przyjemnością się nawodnię. Docieram do betonki. Veľký Grič na do widzenia:
A ja powoli witam się z Handlovą i Górami Kremnickimi w tle:
W "city":
Wbijam jeszcze do markietu po frykasy na drogę i mowę mnie odbiera. Tuż przy kropie końcowej takie cudeńko:
Uprzejmie donoszę, że ok. godziny 13.30 kończę przejście Magistrali Nitrzańskiej:
Zanim cofnę się do stacji kolejowej, rozgoszczę się pod parasolem i zamówię 3 gałki lodów, należy mnie się :)). Oczywiście zadzwoniłem na pogaduchy do Krzysztofa z bloga I gdzieś tam się idzie celem podzielnia się wrażeniami. Po odpoczynku kulam do stacji:
W zanadrzu mam jeszcze ze cztery dni wolnego. Myślałem nawet aby wstąpić w Małą Fatrę, ale niebo nade mną zaczęło się chmurzyć, do tego upał. Idzie na burzę! Nie, nie, wracam do domu. W Małą Fatrę chętnie się wproszę, ale innym razem:). Uwalony w pociągu nie mam wątpliwości, że to był dobry wybór:
Do Zwardonia jadę via Zilina, Czadca, Skalite Srefinov. Odwiedzam oczywiście wiatunię wspomnianą na początku relacji w wariancie "high-end", która może być bardzo pomocna w razie nieoczekiwanego noclegu:
No i już w kraju, Zwardoń wita:

Na powrót do Katowic już szans nie mam. Kieruję się do "Halki" w sprawie noclegu. Lokal oczywiście zamknięty, ale na drzwiach wejściowych do pensjonatu wiszą dwa numery telefonów. Dzwonię. Odbiera właściciel i byłem przekonany, że oleje temat. Gdzie jedna osoba na jeden nocleg? Przecież to tylko problem :). Ale dzieje się rzecz niebywała. Słyszę w słuchawce, że będzie za ok. pół godziny, musi dojechać, itd. Przed godziną 21.00 pojawia się właściciel. Rozmowa krótka acz treściwa kończy się tym, że za chwilę ląduję w pokoju. Z ogromną przyjemnością idę pod prysznic, po czym z jeszcze większą przyjemnością salto na tapczan, gorąca herbatka w ramach kolacji i ląduję w białej pościeli. Jestem padnięty. Dobranoc.

23.05.2023 

Zwardoń, Gościniec "Halka" - Katowice - Wrocław

O świcie pobudka. Śniadanko i jeszcze na chwilę ląduję pod kołderką. Trza się powoli zbierać. O 5.55 zabieram się do Katowic, aby stamtąd o 9.13 zapodać do Wro. W okolicy południa jestem w domu. W Pasmo Trybecza wrócę za jakiś czas. Są smaki na szlajanko w okolicy Magistrali Nitrzańskiej. Łąki pod szczytem Kruh, to też będzie wjazd specjalny, aby tam ze dwa dni pobłądzić :)). Zbliża się połowa czerwca, kończę pisanie relacji, i tak mnie naszło...na widok z Bresova:

Rzucić się w trawę...i zalec na noc :). W ramach podsumowania tego szlaku, cóż mogę napisać? O, mam! Ten szlak ma jednak wadę i to ogromną. Jest za krótki.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Niewiele brakowało, a bym sobie zafundował tę ściechę w rejonie weekendu bożocielnego, ale padło na co innego. Widzę, że jest czego żałować, Trybecz zwłaszcza wydaje się być perełką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trybecz nie ucieknie :)), ale mnie też bardzo miło zaskoczył.

    OdpowiedzUsuń
  3. De Luxe ****, taaa, kolejne wyjazdy niby to z... "namiotem", co i rusz windują standard pobytu, czekam na inaugurację w lokalu 5* :))

    Ps.
    Menel, czy mnie się wydaje, czy nie było jeszcze 'okazji' do relacji z turnusu na wieży widokowej na Modyni? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lapetti, życie bywa straszne :)). Jeżeli masz na myśli lokal 5*, to wiata w Skalite Serafinov-ie spełnia ten warunek, w niej nawet telefon podładujesz i gazetę w nocy poczytasz, gdyż jest oświetlenie "led" :)). Co do Modyni, jest to jakiś pomysł. Beskid Wyspowy u mnie chwilowo w stanie uśpienia.

      Usuń
  4. Przeczytałem! Kawał fajnej wędrówki przez zupełnie nieznane mi tereny. Krętą drogę dojazdową miałeś. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. A toś mi przypomniał (także majową) wędrówkę przez Trybecz! Mam podobne ujęcia łąk z trasy pod Zibricą. I przy tym żółtym domku w lesie spaliśmy w namiocie. I widok na ruiny zamku z tej polnej drogi taki sam. Ech... fajnie tam, choć tereny mało popularne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeglądałem relacje u Ciebie z tego pasma. Skorzystam jeszcze przy ponownym pobycie tamże. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Kompletnie nieznajome tematy dla mnie, już zerkam na mapę gdzie to/co to...bardzo zacnie powłóczone było widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W planie była Mała Fatra Luczańska na dobitkę. Niestety, zaciągnęło burzowo :)

      Usuń
  7. W końcu doczytałem do końca...piękne tereny, choć dla mnie nieco dziwne.
    Pogoda się udała, choć czasem aż mnie piekło słońce gdy tą relację czytałem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, z pogodą trafiłem w dyszkie. Pasmo Trybecza piękne pod względem krajobrazowym, a także dające duże możliwości wyboru trasy.

      Usuń
  8. Łąka, lasek, łąka, urokliwa osada... i znowu łąka, lasek... można by tak wędrować bez końca :) Kusząco zfocone i opisane, choć początkowo moja wyobraźnia nieco ''zboczyła'' w kierunku policjantki ;) No i jeszcze na koniec ten biwaczek na Ptaczniku odbieram wręcz metafizycznie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, pod wrażeniem policjantki byłem ogromnym :)), usiłowałem zrobić jakieś zdjęcie, ale odpuściłem. Szukanie problemów na początku szlaku to byłby dobry pomysł. Ptacznik jako plac na nocleg zrobił na mnie ogromne wrażenie, nie mogłem się oprzeć :)

      Usuń
  9. Teren wydaje mi się fajną opcją na wiosenne lub jesienne wędrowanie. Dla mnie wtedy by się nadał. Ma parę interesujących fragmentów patrząc po relacji.

    Jednak bym poszukał innej opcji dojazdu. Wydaje mi się, że da się szybciej tam dostać, ale teraz sprawdzać mi się nie chce ;) Jest to jednak prawdopodobne ;)

    Ta wiata koło Sneżenki to nie za blisko "cywilizacji" na nocleg? Udogodnienia ma wszystkie, ale wydaje mi się zbyt łatwo dostępna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dojazdem pewnie da się szybciej dostać, nie jestem pewien czy taniej :)) Obcinałem nawet na Flixa do Nitry i się poddałem. Zapodałem starym traktem. Co do wiaty, kilka razy kimałem na stacji Skalite Serafinov, w tej chwili jest wybór. Red, "w oczekiwaniu" na pociąg gazetę poczytasz bo jest światło :)) i telefon podładujesz bo jest prąd, można i giętą upiec bo jest piec. Ja to doceniam :)

      Usuń
  10. Witam.
    Jak zwykle dobrze się ogląda i jeszcze lepiej czyta. Tereny mnie kompletnie nieznane...:-(
    Jak Słowacja, to widomix...Fatry, Niżne, Taterki, Wyhorlat, a tu..?! Proszę jakie cacko. Ta zieleń majowa zaje[...]ta.
    Pierwsza fotka...z klimatem szlajanka :-)

    Pozdro z Północy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko przez najpiękniejszy miesiąc, czyli maj :))

      ps. Satan, odbierasz czasami telefon? :))

      Usuń

Prześlij komentarz