Z Rzepedzi na Chryszczatą 2-6.11.2016

Nie wiem jakim cudem, ale relacja z tego wyjazdu umknęła mojej uwadze na byłym forum NPM.

W ten rejon wracam ponownie po dwóch miesiącach i nie sądzę, aby to była ostatnia wizyta w te jakże zacne okolice. Nie wiem, czy wspominałem o tym fakcie, ale Rzepedź jako miejsce startu to pozycja dla mnie znakomita. Miałem cichą nadzieję, że zdążę wbić na cmentarz "po ćmoku" celem zrobienia kilku zdjęć. Niestety, po drodze wybiłem sobie z głowy ten patent. 

2.11.2016 

Wrocław - Rzepedź, agro

Przed godziną 20-stą ląduję w Rzepedzi. Jest ciemno, zimno i...straszno. Nie bawię w kombinacje z noclegiem. Widząc tablicę informacyjną z noclegiem, szyku zadaję do miejsca przeznaczenia. Po drodze spotykam mieszkańca Rzepedzi, który jedzie na rowerze. Chwilę rozmawiamy i do agro kulamy razem. Jestem na miejscu, "kompan wprowadza" mnie w "objęcia" właściciela i niebawem upragnione salto na tapczan. Szybkie logowanko i odpadam snem sprawiedliwego. Dobranoc.

 3.11.2016

 Rzepedź, agro - Jawornik

Budzę się bladym świtem. Nie mam ciśnienia, zatem gniję na pryczy jak normalny biały człowiek, przeciągając się i przewracając z boku na bok. Stać mnie! Listopadowe wędrówki z racji krótkiego dnia mają tę, taką zaletę, że pośpiechem nic tu nie wskóram. Pogodzony z tym faktem powoli zwlekam się z łoża. Szybkie śniadanko i spakowany opuszczam miejsce pierwszego noclegu. Odwiedzę cerkiew p.w. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja, którą wybudowano w 1824 roku, a konsekrowano 1826:
Zajrzałem również na cmentarz:
Nagrobek z polskim akcentem:
Na mnie pora. Opuszczam cerkiew i poza szlakiem kulam w stronę Jawornika. Chętnie bym się wykąpał, ale tego, no...jest jakby listopad i się trochę boję:
Będę miał nawet chwilę ze słońcem. "I gdzieś tam się idzie":
Za chwilę chmury "pójdą precz", robi się mmmmmmm...
Jestem na odludziu, dodatkowego zachwytu dodają takie klimaty:
Niebawem wkroczę w las, w którym się zgubię. Dojście do Jawornika zajmuje mnie trochę czasu. Nieco uspokojony jestem na dobrej drodze do celu:
W mojej głowie reset, Jawornik wita:
Natrafiam na resztki cywilizacji:
Da takiej studni wpadłem, będąc w Jaworniku z Frankiem w 06.2015 roku:
Obowiązkowa wizyta na cmentarzu:
No i pora do domu. "Kwadrat" ma się dobrze. Z przyjemnością się w nim loguję:
Listopadowe wieczory do ciepłych nie należą. Należy zaopatrzyć się w opał na wieczór. Chwilo trwaj!
Zagrzawszy się poszedłem "do kuchni":

A po posiłku udałem się "na górę" do sypialni. Ognisko dogasa, leżę utulony w puchu. Ciekawi mnie, czy przyjdzie w gości jakiś zwierz? Nie, nie... zmęczenie bierze górę, odpadam. Sen. 

4.11.2016 

Jawornik - Baza studencka "Rabe"

Spałem dobrze. Bladym świtem się budzę, ognisko wygasło. Listopad w pełnej krasie, nocą przymroziło. Jest rześko. Przygotowuję śniadanko. Po posiłku pakowanko, ostatni rzut oka na...piwniczkę Jarka i hotel w którym bawiłem:
Spakowany ruszam. Zawijam się do Turzańska via Rzepedź Osiedle:
Jestem na miejscu. Wbijam do sklepu uzupełnić zapasy. Nie robię długiej przerwy, bo jest zimno i telepie mną "lumbago". Przekroczywszy Osławę, Beskid Niski zostawiam za sobą i wbijam w Bieszczady, żartów nie ma :)
Obowiązkowo kulam do cerkwi p.w. Michała archanioła zbudowana w latach 1801 - 03. Od 2013 roku wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, obecnie użytkowana jako prawosławna. Wcześniej jednak:
Jeszcze przez Osławkę...pyk:
I jestem na miejscu:
Obok cerkwi drewniana dzwonnica, najwyższa w polskich Karpatach. Naturalnie spędzam tutaj dłuższą chwilę:
Nie mogłem się oprzeć:
Pora mnie się zbierać. Do Przełęczy pod Suliłą mógłbym doczłapać asfaltem, uznałem to jednak za pomysł słaby i uwłaczający ludzkiej godności. Dlatego "pyknąłem" się górą. Krokiem równym, tempem miarowym:
Wybrałem wariant "bez Wysoki Wierch", którego widoki mnie urzekły:
Kołuję do cmentarza wojennego, który znajduje się na polnej drodze na tzw. Zaworotcynie - w obniżeniu pomiędzy wzniesieniami Hora i Lachówka w paśmie Wysokiego Wierchu:
Kulam na grzbiet Wysokiego Wierchu, widokami jestem porobiony:
Kiedyś tam trafię:
A przede mną Suliła 759 m n.pm.:
Ostatnie akordy "delicji" Wysokiego Wierchu:
Wbijam do lasu. Niebawem oprę się o triangula. Niniejszym Suliła 759 m n.p.m. wita:
Przechadzka strefą szczytową Suliły:
Jako, że kapkę zgłodniałem, to przerwę na posiłek zrobię na przełęczy. Będzie to również ostatnia chwila ze słońcem. Melduję się na Przełęczy pod Suliłą 609 m n.p.m. Czas na chwilę relaksu:
Droga do Kalnicy, niestety nie tym razem:
Posilony zwijam bajzel, czas na mnie. W drodze na kolejny szczyt:
No i jestem, Chryszczata 997 m n.p.m.:

Długo nie bawię, powodem jest zimno. Schodzę do bazy studenckiej "Rabe", pilnuję żółtej ściechy, aby nie nadrzucać drogi przez Przełęcz Żebrak, bo zmęczenie daje znać o sobie. Zejście żółtą daje w kość, na miejsce przybywam "po ćmoku". Instaluję się w chacie na stryszku. Ufff, jest dobrze. Po drodze uzupełniłem wodę. Postawiłem na herbatę, napaliłem w piecu, po czym odpadłem w głęboki sen. Dobranoc.

5.11.2016 

Baza Studencka "Rabe" - Żubracze "Połoniny"

Chata bazy studenckiej poza sezonem to jedno z najlepszych darmowych miejsc noclegowych w Bieszczadach. Bladym świtem dorzuciłem do pieca i wyległem z barłogu:
Ale co ja widzę? Na polu namiotowym dzieje się. Okazuje się, że chłopaki ze szkoły przetrwania wpadli na "piknik":
Wypada podejść się przywitać. Chwilę pogadaliśmy, po czym obowiązkowa wizyta w "sułtanacie":
Organizm odtruwszy, czas na poranny posiłek, po czym pakowanko i "wypad z baru". Na Przełęczy Żebrak chwila na wyrównanie oddechu:
Po czym spokojne podejście na grzbiet. Melduję się na Jawornem 992 m n.p.m.:
Ok. pół godziny później jestem na Wołosani 1071 m n.p.m.:
Do Żubraczego mam ponad godzinę szlakiem niebieskim:
Jako, że relację przerzucam po 6 latach, nie pamiętam, czy ten żółty szlak - to chyba prywatna inicjatywa przed wyznakowaniem niebieskiego szlaku - wiedzie z niebieskim do Żubraczego?
W każdym razie zbliżam się do celu:
Ostatnia przerwa na szlaku:

I nieco zmarznięty melduję się w Żubraczem. Rozważam o noclegu. Podklepię do Ośrodka Górskiej Turystyki Konnej "Połoniny" zadać pytanie. O dziwo gospodarze przyjmują mnie na nocleg. Dostaję pokoik 1-osobowy, ku mojej uciesze pod wieczór zaczyna padać. Leżę kołami do góry, mam wypanierowane. W puchu utulony odpływam wsłuchany jak krople deszczu tłuką o parapet. Dobranoc.

6.11.2016 

Żubracze, "Połoniny" - Cisna - Wrocław

Całą noc padało. Otwieram oko świtem bladym, pada nadal i wciąż. Imprezę kończę, zatem nigdzie mnie się spieszy. Na spokojnie ogarniam chaos w pokoju i po posiłku opuszczam lokal dziękując za gościnę. Nie jest dobrze:
Docieram do przystanku. Albo PęKaeS, albo autostop, zbytniego wyboru nie mam:

Niebawem przyjeżdża autobus, wiozę się do Cisnej. Warunki klękły po całości. Ja i tak dzisiaj wracam do domu, także żalu nie mam do nikogo. Pada nadal.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze