Z głodem nie wygrasz..

Z Frankiem gadane było dużo wcześniej odnośnie tego wyjazdu.

Marzec niestety zapowiadał się u mnie fatalnie z wyjazdami. Powodem tego stanu był grafik w robocie na miesiąc rzeczony. Innymi słowy, miałem ciach na wyjazdy. Jedyny łyk-end wypadł podczas urlopu, na którym byliśmy z Dagą na termach. Trudno, muszę z tym jakoś żyć. Kwiecień się zbliża, pierwszy łyk-end tego miesiąca stoi wyjazdem i nic mnie nie powstrzyma od tego kroku, nawet pogoda! Ponownie wykonuję telefon do Franka celem ustawki na wyjazd. Jedziemy!

1.04.2023

Wrocław - Janowice Wielkie - Przełęcz Komarnicka 662 m n.p.m.

Po ok. 1,5 miesiąca posuchy nadchodzi wiekopomna chwila, wbijamy na szlajanko. Magowie od pogody twierdzą, że ma być pogodowa załamka. Jest coś na rzeczy, bo nawet Red się wystraszył i postanowił przepękać łyk - end w domu :). Ja jednak się nie poddaję, ustawiony jestem z Frankiem na dworcu. Jestem pogodzony z faktem, że od bladego świtu pada. Kulamy do Janowic Wielkich, a celem naszych "rozważań" będą poważane i szanowane Góry Kaczawskie. Trasa przebiega bez problemu, dojeżdżamy do celu. W Janowicach Wielkich pociąg kończy bieg, chętni do Jeleniej Góry przesiadają się w komunikację zastępczą, czyli do autobusu. O dziwo, opad deszczu ustał, nie zmienia to jednak stanu rzeczy, jest paskudnie. Opuszczamy "wehikuł czasu":
Z Janowic Wielkich "ze dwa razy" już startowałem, teraz jednak będzie zmiana kierunku, wbijamy w Góry Kaczawskie i imprezę zaczniemy od Gór Ołowianych, czyli niewielkiego grzbietu należącego do tego pasma. Bez zbędnego pitolenia opuszczamy stację kolejową, ogarniamy przejazd kolejowy i krokiem równym zbliżamy się do betonowego mostu. Przekroczywszy Bóbr wtaczamy się w Góry Kaczawskie. Kulamy szlakiem zielonym, fragmentem Szlaku Zamków Piastowskich. Niebawem opuścimy drogę asfaltową i do grzbietu dotrzemy po błocie:
Docieramy na Różankę 628 m n.p.m. Odbijamy z tego miejsca na szlak czarny. Warto zajrzeć na punkt widokowy, z którego rozpościerają się piękne widoki. Nie jest nam dane w pełni skorzystać z tego waloru, zatem obcinka na Sokoliki:
Karkonosze niestety toną w chmurach. Łypiemy również w kierunku dalszej naszej trasy, czyli Góry Kaczawskie z Połomem 667 m n.p.m. w roli głównej:
Wracamy do szlaku zielonego:
Na szczycie Różanki znajdowało się schronisko Rosenbaude, oddane do użytku w 1903 roku jako budynek gospody górskiej. Baron Aleksander von Humboldt, niemiecki podróżnik i przyrodnik twierdził, że z Różanki rozpościerał się jeden z siedmiu najpiękniejszych widoków świata. Dzisiaj już tego nie doświadczymy, wszystko zarosło świerkowym lasem. W maju 1945 roku oddziały sowieckie zajęły i splądrowały schronisko. 23.03.1946 roku zostało podpalone. Po schronisku również niewiele zostało:
Ruszamy. Niebawem wyjdziemy na urocze miejsce. Nocleg pod namiotem tutaj trąciłby klasą. Jako, że zamierzam ruszyć SzZP, to miejsce na nocleg będzie brane pod uwagę:
Mijamy Ołowianą. Niebawem odbijemy ze szlaku. Zajrzymy do źródeł Kaczawy:
Do drogi ne 328 zejdziemy na szagę i do szlaku zielonego asfaltu kapkę dla zdrowotności. Na "właściwych torach":
Dla odmiany do Świdnika łoimy polami. Zamek Niesytno pięknie się prezentuje, a my bawimy w szczerym polu. "I gdzieś tam się idzie":
Wspominam Świdnik ponieważ "źle" poszliśmy i trochę nas zniosło :)). Nie żebyśmy narzekali, bowiem wypełzliśmy do wiaty przystanku autobusowego. Trudno, znak to wiadomy aby odpocząć i naturalnie coś przekąsić. Mamy czas i nigdzie nam się nie spieszy:
W ramach posiłku Franek mnie zdenerwował, bo poszczuł mnie...tortillą. Przecież nie odmówię tak zacnego posiłku, tym bardziej, że owa potrawa ma szansę stać się hitem na wyjazdach:
Podreperowani moralnie zbieramy się i na do widzewa jakże piękny apel :)) W Płoninie przerzucimy się na szlak żółty:
Przed nami Płonina i zamek Niesytno, który mijamy:
Płonina to nie tylko rzeczony zamek, to także cmentarz ewangelicki z 1825 roku wraz z ruiną kaplicy cmentarnej/szlak żółty/. Mimo, że obiekt jest wpisany do rejestru zabytków, to niestety jest zarośnięty i opuszczony:
Za chwilę opuścimy to jakże piękne a zapomniane miejsce zarazem. Zamek Niesytno na odchodne:
Przed nami kolejna atrakcja na szlaku, czyli ruina wiatraka. Po raz kolejny Góry Kaczawskie robią piorunujące wrażenie. Miejsce na którym się znajdujemy to jedna wielka miejscówka na nocleg pod namiotem. Czad nad czady!
Przed nami zejście do "krajowej Trójki", kręcimy do Mysłowa na odpoczynek i atakujemy Radzimowice, obecnie niewielka osada na wierzchowinie Grzbietu Wschodniego Gór Kaczawskich, a w przeszłości okresowo odgrywający istotną rolę ośrodek górniczy:
Odwiedzamy szyb wydobywczy Arnold, który w 1908 roku był szczytowym rokiem osiągnięć produkcyjnych w całej historii górnictwa w Radzimowicach, osiągając głębokość 104 m. Głównie wydobywano tutaj arsen i miedź, w mniejszym stopniu złoto i srebro:
Schodzimy do Wojcieszowa. Głodni wyjazdu, z wilczym apetytem wbijamy do Pizzo Manii, nam się to po prostu należy :))
Posileni rozważamy co nam jeszcze zostało do odwiedzenia. Okazuje się, że koniecznie musimy wbić do Dino... po kaszankę. Na głodnego nie będziemy siedzieć w pensjonacie. Zatem szast, prast i lądujemy w "markiecie" dokonując zakupu, łoimy na Przełęcz Komarnicką celem uwalenia się przed snem. Już prawie u celu:
Niebawem ukazuje się naszym oczom pensjonat, w końcu będzie nam dane wyspać się w nim jak normalnym białym ludziom:
Wbijamy na salony. Rozpakowujemy nasz bajzel. W miłej atmosferze zainstalowani pod dachem:
Nie ma mowy o dalszej wędrówce, swoje przeszliśmy, więc czas szykować się do...wieczerzy :)) Chwilę później wpadła na grilla ekipa na dwie furmanki, w przyjemnej atmosferze pogadaliśmy chwilę. Chłopaki zajęli się grillem, ja zabrałem się za żużel z cebulką później poleciała zupka z worka minestrone, Franek w wolnej chwili postawił na herbatę i tak pławiliśmy się w nieróbstwie. Było wytwornie! Posileni i wzmocnieni zarazem zabraliśmy się za barłóg. Uwaliliśmy się na stryszku, nie wypada marnować klasy tego lokalu :) Niebawem ekipa kończy grilla, żegnamy się w zgodzie i na kolację mamy dodatkowy bonus. Franek zaserwował tortillę, nie potrafiłem odmówić:

Nasyceni a opici jak bąki udaliśmy się w objęcia Morfeusza. Polegliśmy szybko. Dobranoc.

2.04.2023

 Przełęcz Komarnicka - Janowice Wielkie - Wrocław

Spaliśmy "jak zabici". Bladym świtem przecieramy "ślipia" i nie jest dobrze. Warunki klękły, zrobiło się paskudnie. Opad śniegu, śniegu z deszczem, do tego mgła na nastrajały do żartów. Podczas śniadania ustalamy, że do Janowic Wielkich ewakuujemy się drogą najszybszą. Zatem ostatni kadr z wiaty:
Dajemy dyla przez Komarno, Radomierz w opcji asfalt. Nie będziemy się oszukiwać :). W Janowicach Wielkich jesteśmy w dobrym czasie, łapiemy się na pociąg do Wro o 9.51. Wcześniej jednak przeprawa "bez most":
I wehikuł czasu już czeka:

Miło uwalić się w ciepłym wagonie. Kończymy wycieczkę z zadowoleniem. Góry Kaczawskie wciągają, na pewno wrócę w to pasmo. Z Frankiem mamy już coś namotane na kolejną imprezę. Zgodnie stwierdziliśmy, że preferujemy zadupia...bo są fajne. 

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Ech mieć tak blisko w ten rejon. Ja panie to mam pół dnia jazdy...ale powoli zaczynają mi się kurczyć pasma górskie do poznania, więc i na Kaczawskie przyjdzie czas.
    Niemniej z wielką przyjemnością przeczytałem, pooglądałem i żałuje, że z drugiego dnia widoków ni ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi dzień to jawna kpina :)) Co się zaś tyczy Gór Kaczawskich, będzie Pan zadowolony ;))

      Usuń
    2. Trasę obczaiłem. Zobaczymy kiedy się uda coś wygospodarować z czasem.

      Usuń
  2. A w niedzielę Kasia się mnie pytała, czy chata na Przeł. Komarnickiej jeszcze stoi ;) Widzę, że ma się bardzo dobrze.
    Ja tortille jako jedzenie turystyczne zobaczyłem w marcu w Tatrach. Nie powiem, też mnie ten pomysł zaciekawił.
    W niedzielę widzę bardzo szybka ewakuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu doczekałem się noclegu na Przeł. Komarnickiej. Lokal jest w pyte. Tortilla - przecież znam temat od wieków :)), a tu masz. Franek trafił z daniem w dyszkie, Niedziela poszła na straty, ale braliśmy to pod uwagę.

      Usuń
  3. Skoro Red się wystraszył, to musiało być paskudnie :P Kurde, fajna ta wiata, podoba mi się. Tylko czy jest szansa że spotka się tam morderców zwierząt, znaczy się myśliwych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest taka szansa :)). W końcu to lokal KŁ "Darz Bór" :))

      Usuń
  4. O Kaczawskie tylko się otarłem ongi, do poprawy mam ten temat zdecydowanie. Klimat tam pierwsza klasa, nie da się ukryć, apetyt zaostrzyłeś troszkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Górach Kaczawskich bywam za rzadko. I tu mam temat do poprawy :))

      Usuń
  5. Ja się wybieram w te Kaczawskie wybieram... i jeszcze nigdy nie byłem... W końcu muszę to zmienić, chciałbym tam pokręcić się z plecakiem kilka dni i właśnie taka wiatka jak z Twojej relacji mogłaby mi się przydać. :)
    Fajna wycieczka, trochę ciekawostek po drodze było, więc apetyt by w końcu tam zawitać rośnie ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam z całego serca to pasmo. Nie każdemu jest po drodze w Góry Kaczawskie, na tym zyskują. Powtórzę się, że zbyt rzadko tam zaglądam, podobnie jak z Twoim matecznikiem, czyli Góry Opawskie.

      Usuń
  6. Menel, wrap z 'żużlem', to by było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tiaaaa!! :)) Pasza prosta w przygotowaniu, a radochy co niemiara!

      ps. Lapetti, kiedy do człona raczymy się spotkać przy ogniu w BN, hę?! :))

      Usuń
  7. Witam Panicza! :-)
    Na same tylko Kaczawskie w sumie było by mi szkoda turlać się z Gdana, ale jako deser po Rudawach, to już...gra warta świeczki jak swego czasu podczas Spotkania na Szczycie ;-)
    Dla mnie wówczas hitami pasma okazały się: Okole, Ostrzyca Proboszczowicka, Organy Wielisławskie, Wąwóz Myśliborski czy wieża Radogost, a także te wioseczki kameralne, jak np: Grobla
    Trochę tam podjeżdżałem stopem, bo nie raz trudno było o rozsądny szlak miedzy poszczególnymi punktami.

    Pozdro [również dla Franka] z Północy

    OdpowiedzUsuń
  8. Witać :)

    Satan, jako że w Góry Kaczawskie mam zdecydowanie bliżej, będę poważniej myślał o tym paśmie.

    Wrocław pozdrawia :))


    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje wpisy poprawiaja humor:)dziekuje

    OdpowiedzUsuń
  10. Barsus na naszych wyjazdach wprowadził tortille/wrapy kilka lat temu i na prawdę jest to bardzo skuteczne rozwiązanie. Z chlebem zawsze jest problem (jedyny nie problematyczny, to niemiecki - woskowy z puszki, albo wypieczenie własnego...w puszce po kawie - co na to samo wychodzi). A tortille ładnie się transportuje no i można na słodko, ostro, mięsnie itp...itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej! Wrap/tortilla, toż to znam od "stuleci". Niestety, dopiero Franek przypomniał mnie, że jest to zacny zamiennik pieczywa i do tego się nie kruszy! Doznałem olśnienia, jakbym pierwszy raz widział wrapa :))

      Usuń

Prześlij komentarz