Grzbiet Karkonoszy 5-7.02.2016

Nie liczę ile razy przechodziłem Grzbiet Karkonoszy. Ważne dla mnie jest, że trasa w warunkach zimowych nadal sprawia frajdę.

Jeżeli do tego mogę dołożyć nocleg oparty o wiatę, więcej do szczęścia niczego nie potrzebuję. Liczyłem po cichu na towarzystwo Reda i Franka. Taaa, liczyłem. Sam polazłem. 

5.02.2016

Wrocław - Jelenia Góra - Karpacz Biały Jar - wiata Budniki Centrum

Sprawy służbowe wywiały mnie do Jawora via Legnica czego skutkiem było lądowanie w Jeleniej Górze na parkingu /darmowym, rzecz jasna/ przy dworcu PKS. Odrobinę się zmieniło, przy dworcu stoi galeria handlowa. W trakcie oczekiwania na autobus, możemy zawsze wpaść na zakupy :). O 15.45 wyruszam do Karpacza Biały Jar. Startuję szlakiem zielonym => Budniki. Bardzo lubię ten szlak, mam z nim ogromnie dużo fantastycznych wspomnień, zarówno z licznych wędrówek z kolegami jak i samotnych imprez opartych o wiatę czy namiot. Po drodze mijam znaną mnie wiatę:
Przy Szerokim Moście 718 m się wzruszam, z "kultowej" wiaty został tylko murek!

Ludzka podłość nie zna granic, w zamian mamy drzewniane ławy i stoliczki na otwartym powietrzu. Jako punkt odpoczynku zbytniego wyboru nie ma, przy wietrze lub opadzie czegokolwiek nie ma mowy o jakimkolwiek odpoczynku, według mojego uznania to granda i sabotaż. Zniesmaczony toczę się dalej. Odpulając Ponurą Kaskadę schodzę do wiaty, miejsce pierwszego noclegu. Rozbijam się w wiatuni, z jednego stołu robię kojo, na drugim kuchnię. Zarzucam gorący posiłek i szykuję się do spania.

6.02.2016

 Wiata Budniki Centrum - wiata na Czarnej Przełęczy

Bezchmurna noc minęła bez zakłóceń. Bladym świtem wyległem na zewnątrz ogarnąć warunek zastany. Wczoraj zdziwienie malowało się na mojej japie, w końcu "dali" normalny mostek nad potokiem Malina:
Wcześniej mając niefarta, można było zaliczyć darmową kąpiel:
Skorzystawszy z wodopoju, postawiłem na herbatę i z wrodzonym spokojem zająłem się przygotowaniem posiłku, bowiem czeka mnie dzisiaj co nieco do przejścia:
Posilony ogarniam bajzel i ruszam. Droga z Budnik do Przełęczy Okraj nosi nazwę Tabaczana Ścieżka, od przemycanej tędy w XIX wieku austriackiej tabaki. Przechadzkę zapodaję bez raczków, nie ma potrzeby. Dobrze, że rakiety zostawiłem w wozie bojowym, śnieg na trasie dobrze ubity i były zbędne. Dochodzę do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim i przede mną pierwszy grzbiet, Grzbiet Kowarski. Sprawnie osiągam Czoło 1266 m i kroka zadaję na Skalny Stół 1281 m. Z racji, że GK jest rzadziej odwiedzany, nie wiedzieć czemu, przypomnę, że tenże grzbiet jest jednym z ciekawszych miejsc na namiocik. Śnieżka 1602 m ze Skalnego Stołu, mmmmmmmm...
Schodzę przyodziany w raczki sprawnie osiągając Sowią Przełęcz. Szansy na nową wiatę to ja tam nie widzę. Temat raczej zaorany. Przy czeskim schronisku "Jelenka" robię postój na łyk gorącej herbaty i słodycza. Do środka nie wchodzę z racji braku siana, oczywiście zapomniałem kupić koron, a Michuna, który przeważnie ratował w takich sytuacjach, nie ma. Długo nie siedzę, bo wieje. Przede mną podejście na Czarny Grzbiet. I już doceniam warunki "przedśnieżkowe", łba mało nie urwie, czasem dostaję po ryju kawałkami lodu, gogle skutecznie chornią i ułatwiają życie w takim warunku.
Mijam Czarną Kopę 1407 m, jestem na Czarnym Grzbiecie. Na północnym stoku Czarnej Kopy, na wysokości ok. 1280 m ukryta w gąszczu kosówki znajdowała się Chata Morgana. Jeszcze chwila i osiągnę Śnieżkę 1602 m:
Uwielbiam ten warun, na szczycie jest problem z zachowaniem równowagi, wczoraj ponoć zdecydowanie mocniej wiało. Melduję się na szczycie, Śnieżka 1602 m:
Chwila relaksu:
Nacieszywszy oczy widokami, schodzę. Trafiam na kapitalne widoki:
A ciut niżej jest jeszcze ciekawiej z tym, że na zakrętach ustać nie można:
Sprawnie schodzę do Domu Śląskiego. Instaluję się w pierwszej sali z własną paszą:
Około godziny biesiaduję. Jako, że w kielni mam dwie dychy, pomidorową zarzucę w Odrodzeniu. Od siedzenia drogi nie ubędzie, posilony opuszczam schronisko i ruszam w drogę. Niezapomniany widok na Śnieżkę:
I teraz trochę równiej, przy Słoneczniku 1423 m chwila przerwy:
Do Odrodzenia już niedaleko. Kulam krokiem równym, tempem miarowym:

Wbijam do schroniska. Zamawiam pomidorową, tę zupę mam w zwyczaju nazywać "zupą firmową". Rozglądam się po sali, czy nie ma aby kogoś przyodzianego w kołnierzu z lisa, a konkretnie Bonusa miałem na myśli. Na ostatni etap wychodzę już po "ćmoku". Przełęcz Karkonoska, Petrovka i odbijam na Kamienie. Mijam się z "naszymi" za Śląskimi Kamieniami, chwila rozmowy - z gawędy wynika, że z samotnego noclegu w wiacie guzik - zaraz będę w lokalu na Czarnej Przełęczy, w moim mniemaniu najlepszym darmowym noclegu w Karkonoszach. Na przełęczy wieje jak diabli, widzę, że wiata jest pozbawiona drzwi. Skubnęli, czy może jakiś młot zamek wyłamał?! Ale Czesi zasiadający w niej ogarnęli temat plandeką, także luz, wchodzę. Są trzy osoby. Szybka a sprawna ocena sytuacji i wbijam na stryszek, ale zanim się uwalę to kolacja, rozmowa, żeby na buca nie wyjść i dopiero udaję się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.

7.02.2016 

Wiata na Czarnej Przełęczy - Przełęcz Szklarska - Jelenia Góra - Wrocław

Ranek optymizmem nie napawa. Wiało całą noc, wieje nadal. Poza tym, z widoków guzik. Zwlekam się, śniadanko robię na dole i żegnając czeską brać, opuszczam lokal:
Idąc zimowym obejściem Wielkiego Szyszaka, zastanawiam się jak można skubnąć drzwi? A ja trafiam na karkonoski standard. Nic nie widzę. Odrobina się przejaśnia na Śnieżnymch Kotłach:
Kontynuując grzbietową przechadzkę nie może zabraknąć kontrastów:
Przy Twarożniku to już lato, obcinka na Szrenicę:
Grzbiet lekko "przykurzony", ujął mnie ten widok:
Na Hali Szrenickiej nie wchodzę do schroniska:
Odbijam na ostatni etap, czyli zielonym szlakiem do Przełęczy Szklarskiej:
Na Owczych Skałach robię chwilę na zdjęcie i schodzę na pociąg:
W zdrowiu docieram do Przełęczy Szklarskiej 886 m jako punktu końcowego Grzbietu Karkonoszy :
Dalej można kontynuować wędrówkę w Góry Izerskie. Ja kulam na pociąg, czas do domu. Przechadzkę zapewne powtórzę po raz "enty", nie doświadczam jeszcze efektu znużenia tą trasą. Póki jest radość i zabawa będę z niej korzystał, bo kto biednemu zabroni?
Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Widok zadymionych grzbietów, fajny, choć zdecydowanie fajniejszy, gdy go oglądam z kubkiem gorącej herbaty. Bardzo fajne zdjęcie drugie przed Śląskim Domem. Nie będę się powtarzał, że Karkonosze czekają na mój powrót w nie...bo nie wiem kiedy by to mogło być. Może z rodziną latem...może samemu zimą? Może...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimowe Karkonosze to temat godny uwagi i zdecydowanie bardziej wymagający. Odgrażałem się, że rzeczone pasmo latem mam wybite z głowy. Okazuje się, że chyba kłamałem. "Śniło" mnie się, że czeska część tego pasma czeka na mnie. Chyba się skuszę :)

      Usuń
  2. Klasyk :)

    Ja w Budnikach spałem dwukrotnie. Pamiętam, że jesienią warun był tak idealny, że przy ognisku przesiedzieliśmy ponad 7 godzin :)

    Warunki nie takie złe, ale wygląda, że śniegu było niewiele.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty i zielony mosteczek: jedyne kolorowe akcenty :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Budniki. Bywam a właściwie bywałem, bo w 2021 powitania słońca nie celebrowano. Zielony mosteczek - zwany kładką nad strumieniem Malina - wybudowało kowarskie nadleśnictwo. To było chyba w 2015 roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniejsza prowizorka stwarzała większą koncentrację podczas "przeprawy" przez Malinę :)

      Usuń
  5. Jeszcze w styczniu drzwi były na 100%, widziałem. Korony musisz obecnie zapewniać sobie wcześniej ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz