Jesienny powiew w Beskidzie Niskim

W ramach drugiej części urlopu miałem być w Bieszczadach. Niestety, po przylocie z Bułgarii nie chciało mnie się pakować, aby w dniu następnym kulać do Sanoka, itd. Uwalony w fotelu "kołami do góry" zaczynam rozważać na co mnie stać.

Dzień ucieka z racji mojego lenistwa. Muszę się tak zorganizować aby...mam! Będąc na przejściu Niebieskiego Szlaku Karpackiego w 2015 roku obcinałem na pewien temat spod szczytu Flasza 610 m. Mam na myśli szczyt w Górach Grybowskich, czyli Jaworze 882 m. Dodatkową atrakcją tego szczytu jest wieża widokowa, na którą się zakodowałem w celach biwakowo-ogniskowych. Posiłkuję się mapą Pogórza Rożnowskiego i Beskidu Sądeckiego, bo /mapa/ Beskid Niski nie obejmuje tego fragmentu. Wystartuję zatem z najdalej wysuniętego na zachód pasma Beskidu Niskiego. Trudno, jakoś to będzie. Pakuję szafę, nie ma na co czekać.

26.09.2021

 Wrocław - Ptaszkowa - Jaworze 882 m

Na Dworzec Główny we Wro docieram z ponad pół godzinnym zapasem. Uwalam się na ławce peronu, odpalam smartfona i łypię na bilet. K***a, nie wierzę! Bilet mam kupiony, ale na poniedziałek. Na czole wystąpiły krople potu, w bani chaos. Odpalam stronę, na której dokonałem kupna biletu. Jest opcja zamiany, sprężam się. Jest ok, jeszcze raz obcinam na bilet, czy aby na pewno mam bilet z dobrą datą. Oddech wyrównuję, na peron wjeżdża "Ślązak", wtaczam się do wagonu 21. Kurz otrzepawszy, z Wrocławia wyruszam o 7.40. Droga przebiega bez incydentów. Pierwszą przesiadkę mam w Tarnowie, na miejsce docieram planowo:
Mając godzinę do kolejnego pociągu, idę na stację benzynową trącić kanapkę w ramach obiadu, po czym wracam na tarnowski dworzec kolejowy i ruszam do strefy zrzutu. Obserwuję trasę z wielkim sentymentem. Po drodze mijam miejscowości Siedliska k/Tuchowa, Grybów, Stróże, z których ruszałem na piesze wędrówki. Docieram do kolejnej, to Ptaszkowa. Kwadrans po 15-tej "orzeł wylądował":
Wcześniej wymienione miejscowości mają m.in. tę cechę wspólną, że wysiadając na stacji już jesteśmy na szlaku. Tak jest również w Ptaszkowej:
Opuszczam stację kolejową. Mam nadzieję, że to dobry omen:
Przede mną dwie godziny do szczytu. Jaworze serwuje wieżę widokową, zamierzam tam "odpocząć" w ramach dnia pierwszego. Odpuszczam zatem wizytę w drewnianym kościele pw. Wszystkich Świętych, mając ten obiekt w pamięci przy kolejnej wizycie. Kulam przez chwilę asfaltem, następnie odbijam w prawo i przy ostatniej posesji proszę właścicielkę o wodę. Może nie zginę w nocy z pragnienia. Czas na "atak" szczytowy. Wkraczam w las, krokiem równym i tempem miarowym nabieram wysokości. Po drodze mijam dosyć spore grupy turystów. Niebawem docieram spocony na szczyt. Poniżej wieży widokowej koło wiaty, lokalna młodzież pali ognisko i kończą konsumpcję giętej z niego, wieża widokowa okupowana. Poczekam, mam czas. Bagaż zrzucam przy krzyżu na ławce, trza oddech wyrównać. Po pewnym czasie przerzedziło się na wieży, dałem se zatem odrobinę luksusu. Ubolewam z powodu średnich widoków, łypnąłem na Grybów:
Nieco lepiej przedstawia się widok na grzbiet Maślanej Góry oraz Chełm:
O widoku na Tatry mogłem niestety zapomnieć, nie tym razem. Pora schodzić, trza barłóg wyklepać, drwa na ognisko przynieść. Niebawem zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Zostałem sam. Wieża widokowa na Jaworzu 882 m:
Noc zanosi się ciepła, szeroka ławka przy pomniku JP II oferuje przyzwoite miejsce na nocleg, wobec tego namiot posłuży za podgłówek. Ja już ogarnięty:

Noc bezchmurna, będąc już uwalony na ławce w worku podziwiam gwieździste niebo. Ognisko, które płonęło całą noc dopełniało klimatu. Dobranoc. 

27.09.2021 

Jaworze 882 m - Klimkówka

Nocą dwukrotnie wstawałem celem dołożenia "do pieca". Bladym świtem postanowiłem zajrzeć na wieżę. Załapałem się na poranne mgły. Widoki może nie przebiły porannych Trzech Koron ze wspólnej imprezy z Satanem, ale i tak było miło:
Widok na Tatry wypadł dosyć blado, nad czym ubolewam:
Po porannym spektaklu czas na śniadanie i pakowanie bałaganu. Kulam do Florynki, kontynuując szlak niebieski. Schodzę na Przełęcz nad Bacówką. Po stromym zejściu zostaje wspomnienie, przed przełęczą obcinam na Góry Grybowskie:
Okolice kapliczki mogą być ciekawym miejscem na biwak:
Z Przełęczy Nad Bacówką spoglądam na Jaworze 882 m:
A przede mną podejście na grzbiet przez Wojenną 790 m. Jako, że idę lasem, więc nie ma nad czym się rozwodzić. Przed skrzyżowaniem ze szlakiem żółtym - na który odbiję - robię krótką przerwę:
Dalsza trasa wiedzie lasem. Niebawem docieram do pierwszych zabudowań. Florynka, jak się zdaje, wcale nie jest taka mała. W drodze do "city":
Upocony docieram do skrzyżowania z drogą 981, na którym znajduje się stacja benzynowa i "markiet". Zrzucę na chwilę bagaż, uraczę się w ramach przerwy. Po dłuższym odpoczynku pora się szykować do dalszej tułaczki. Docieram do murowanej cerkwii pw św. Michała Archanioła z 1875 roku, obecnie kościół:
Mam pretekst do kolejnej, krótkiej tym razem przerwy:
Bardzo lubię odpoczynki przy cerkwiach, serwują ciszę i spokój. Po przerwie zbieram się. Niczego nie podejrzewając radośnie opuszczam cerkiew i docieram do krzyżówki. Moim oczom ukazuje się przepiękny mostek nad potokiem Mostysza, który jest dopływem Białej:
Popełniam "mylny błąd", o którym przekonam się trochę później. Przed mostkiem powinienem skręcić w lewo, asfaltem. Ale co tam, brnę dalej. Przechodząc "bez mostek" docieram na prywatną posesję. Akurat właścicielka przyjechała samochodem. Chwila gawędy i okazuje się, że owszem teren prywatny, ale turyści tędy chodzą, więc nie ma problemu. Pięknie dziękując, dalsza trasa tą ściechą wyprowadza mnie na manowce, cudne zresztą. Do Wawrzki to ja tędy nie dojdę :)). Docieram do przełęczy, jestem między Małą Kiczerką 545 m:
a Kiczerą Wielką 694 m. Rzeczona przełęcz wg mapy to Przełęcz Medweże. Przyjmuję z godnością gafę jaką popełniłem. Skoro niechcący jestem tu gdzie jestem, należy to uszanować. Do Wawrzki nie dotrę, więc "za karę" pójdę do Brunar, bo mam "rzut kamieniem" i będzie komplet :)). W związku z tym, że okolica piękna i widokowa, stać mnie na kolejną przerwę. Kto biednemu zabroni?
Odpalam telefon i za chwilę dzwoni Red. Sapię mu w słuchawkę, że w Beskidzie Niskim rządzę. Oczywiście, nie przyznaję się, że "zabłądziłem" :)). Po rozmowie zarzucam klamota i schodzę do Brunar, zajrzę do cerkwy pw św. Michała Archanioła z 1797 roku, która jest wpisana na listę UNESCO. Poza tym, wpada mnie fajny skrót z Florynki, a nowości z pomyłki zawsze mile widziane. Docieram do drogi:
I za chwilę melduję się na miejscu:
Uwalam się w zaciszu:
Ciszą się nacieszywszy postanowiłem łypnąć okiem po okolicy i masz...dzisiaj poniedziałek. Okazuje się, że cerkiew w poniedziałek i wtorek zamknięta. Biednemu to zawsze wiatr w oczy, a bogatemu to się nawet byk ocieli, w mordę misia. Filuję w mapkie, rozważam swoje szanse. Muszę asfaltem dokulać w rejon Taniej Góry 576 m i tryknę się do Klimkówki, tam będę się martwić o nocleg. Ruszam. Niebawem docieram do szlaku niebieskiego, w okolice Taniej Góry. Trochę się zmieniło od 2015 roku, jakby "ograniczyli" pole widzenia:
Zasapany docieram pod Flaszę 610 m. Znajduje się tutaj odbicie czarnego szlaku do Klimkówki, którym zaraz się udam. Wcześniej jednak muszę "zyrknąć". Jak mnie się zdaje Dział 842 m i za nim Jaworze 882m:
Zdjęcie z 2015 roku - przejście Niebieskiego Szlaku Karpackiego - lepiej oddaje miejsce z którego idę. Środkowa część kadru, zalesiony pagór to Mała Kiczerka 545 m i Przeł. Medweże w lewą stronę kadru, fragment Kiczery Wielkiej i poniżej maszt przekaźnikowy:
Z przyjemnością odbijam na szlak czarny, mknę do Klimkówki. Wcześniej jednak wita mnie przysiółek Flasza:
Na mapie jest zaznaczona chyża. Dobrze trafiam, właściciele są w domu. Zatankowali mnie wodę do peta, przy okazji chwila gawędy. Na odchodne:
Szlak odbija w las. Za chwilę melduję się w Klimkówce. Uwagę moją przykuwa kościół:

Okazuje się, że to uboga wersja dawnej murowanej cerkwii p.w. Zaśnięcia Bogarodzicy z 1914 roku, którą wysadzono 27.05.1983 roku w powietrze w ramach niwelowania dna powstającego zalewu. Cerkiew miała być niespotykaną budowlą na Łemkowszczyźnie, zwieńczoną pięcioma smukłymi wieżyczkami zakończonymi baniami. Obecna "wierna rekonstrukcja" wysadzonej cerkwi posiada tylko dwie wieżyczki. Przy kościele młoda para ma sesję foto, więc aby się nie pchać ze swoją japą w kadry, kołuję do sklepu. Pora coś golnąć. Z szafy wyciągnąłem czekoladę i orzechy laskowe, a zanabywszy puszkę imperialistycznego chłamu, zasiadłem do stołu jak normalny biały człowiek. Racząc się luksusem, subiektywnie patrząc na warunek zastany wnioskuję, że z namiotem nie ma się co wygłupiać. Postanowiłem zagaić szefową, czy nie zna jakiejś sensownej miejscówki. Moim zdaniem, najlepszym punktem informacyjnym w tym temacie jest kompetentna pani w sklepie, o czym parę razy się przekonałem. Dostałem namiar. Czas zatem się pożegnać i udać pod wskazany adres. Wszystko byłoby ok, gdyby nie mały niuans. Szefowa mnie wskazała żółty dom. Jak się okazuje tam wszystkie domy w kolorze żółtym, i co teraz?! Widzę w oddali panią spacerującą koło posesji, co mnie szkodzi zapytać? Okazuje się, że trafiam na właścicielkę domu, u której dostałem nocleg. Z wielką przyjemnością instaluję się w pokoju z widokiem na jezioro. Gorąca kąpiel, kolacja i sen. 

28.09.2021 

Klimkówka - Ropica Górna

Bladym świtem zwlekam się z tapczanu, spod poduchy wyciągnąłem czołówkę. Wyglądam "bez balkon" i oczom nie wierzę, mgła jak diabli. Dobrze, że odpuściłem namiot. Dałem se jeszcze dwa kwadranse na dojście do siebie. Gdy już zaczęło świtać, zacząłem ogarniać chaos jaki miałem w pokoju. Na śniadanko pękł "żużel z cebulką", po którym zacząłem się pakować. Ślęcząc nad mapą stwierdzam, że w dobrym tonie byłoby odwiedzić Łosie. Żegnam się z szefową i w drogę. Zbliżam się do zapory:
Wejście niestety zamknięte. Jezioro zaporowe w Klimkówce uważane jest za jedną z największych atrakcji krajobrazowych Beskidu Niskiego. Zalew liczy ok. 4,5 km długości:
Budowę zapory rozpoczęto w latach 70-tych XX wieku i ukończona została w 1994 roku. Woda zgromadzona w zbiorniku wykorzystywana jest do celów energetycznych, jak i również jest źródłem wody pitnej i przemysłowej dla Gorlic i Jasła. Oczywiście zbiornik posiada znaczenie przeciwpowodziowe. Z racji, że przejścia nie ma, muszę się cofnąć do lasu i zboczem kontynuuję trasę do Łosia:
Przekraczam Ropę:
I jestem w Łosiu:
Wieś Łosie znana z handlu mazią drzewną, który był intratnym interesem. Maziarze z Łosia handlowali tym towarem na szeroką skalę co sprawiło, że Łosie stało się bardzo zamożną wsią. W późniejszych czasach zaprzestali wytwarzać maż i przestawili się na fabryczne przetwory naftowe, które odpowiednio uszlachetniali. Podobnież ostatni maziarze uprawiali swój proceder jeszcze w latach 60-tych XX wieku. Docieram do centrum wsi. Pod sklepem zrzucam klamota i idę się "nawodnić". Nie mogę sobie odmówić wizyty w Zagrodzie Maziarskiej, która została otwarta w 2009 roku:
Z zagrodą sąsiaduje cerkiew greckokatolicka p.w. Najświętszej Marii Panny z 1810 roku:
Całość robi na mnie ogromne wrażenie. Poszwendałem się jeszcze tu i ówdzie, po czym na "do widzewa" dzwonnica parawanowa:
Czeka mnie asfalt do Bielanki, muszę to jakoś znieść. Mijam kawterę wojskową z I wojny światowej, która znajduje się na cmentarzu parafialnym i jest oddzielona murkiem. Nieco dalej kapliczka przydrożna:
Docieram do skrzyżowania i odbijam w lewo. Niebawem ujrzę cerkiew greckokatolicką p.w. Opieki Bogarodzicy prawdopodobnie z 1773 roku:
Na odpoczynek jednak udam się do nowej cerkwi prawosławnej p.w. Opieki Matki Bożej i Poczajowskiej Ikony Matki Bożej:
Usiadłem na ławce i niebawem przyjeżdża rowerzysta, z którym ucinam dłuższą pogawędkę. Okazuje się, że to wielbiciel Beskidu Niskiego. Zapytany dokąd zmierzam, nakreśliłem z grubsza cel mojej wizyty. Zazznaczyłem oczywiście, że liczę się z porażką, ponieważ zawsze tam nie byłem. Mój rozmówca również nie znał miejsca, o którym wspomniałem. Za to rozbudził moje emocje informacją o innym miejscu, za które jestem mu wdzięczny. Kończąc naszą "rozprawę", żegnamy się w dobrych humorach i może do zobaczenia gdzieś, kiedyś? Kto wie, zobaczymy. Kulam do szlaków żółtego i zielonego, którym odbiję do przełęczy. Niebawem zasapany docieram na miejsce, Przełęcz Żdżar 550 m:
Przerzucam się na szlak żółty. Po leśnych atrakcjach docieram do cmentarza wojennego nr 76 w Siarach, który usytuowany jest pod Wierzchowiną 515 m:
Niżej kapkę robi się wręcz kameralnie, Gorlice już w zasięgu wzroku:
I jeszcze taka perełka:
Docieram do kolejnego skrzyżowania, szlak żółty kieruje w lewo do Gorlic:
Kieruję się na Siary, w wiacie przystankowej robię "małe 5" i "lecę" do Sękowej. Muszę zobaczyć drewniany kościół p.w. śś. Filipa i Jakuba, który w 2003 roku został wpisany na listę UNESCO:
Jest to jeden z najcenniejszych drewnianych kościołów Małopolski. Wzniesiony w 1520 roku z ręcznie ciosanych bierwion modrzewiowych. W XVIII wieku dostawiono wieżę i soboty. Powierzchnie pokryte gontem tworzą niesamowity efekt:
Zachwycony budowlą szykuję się do końcowego etapu imprezy. Decyduję, że do Ropicy Górnej dojadę PęKaeSem. Idę na przystanek. Po ok. 40 minutach wiozę się do miejsca przeznaczenia i wysiadam na przystanku Ropica Górna III, czyli "parę metrów" przed cerkwią. "Kołuję" na miejsce:

Przede mną cerkiew greckokatolicka p.w. św. Michała Archanioła z 1813 roku. Ja jednak szykuję się do wycieczki na wzgórze Piwane 551 m. Cerkiew zamknięta, plecak zostawiam na ławce przy wejściu do cerkwi i udaję się na rekonesans. Czasu mam niewiele, zaraz zacznie się ściemniać. Ale muszę, po prostu muszę...pierwsza próba zakończona klapą. Schodząc ze wzgórza zamyślony docieram ponownie pod cerkiew, stoi jakiś samochód. Mam farta, to "furmanka" proboszcza! Podchodzę z zapytaniem, czy zdążę zwiedzić wnętrze świątyni. 

- wewnątrz jest kościelny, proszę zapytać, odpowiada proboszcz. 

Wchodzę do środka, kościelny wyraża zgodę, mam chwilę. Ikonostas po renowacji, wnętrzem jest zachwycony:

Kościelny twierdzi, że zachował się oryginalny krzyż misyjny lub procesyjny/nie pamiętam dokładnie/:

Nieco ochłonąwszy, opuszczam cerkiew i zaczynam się głowić nad spaniem. Wracając ze wzgórza widziałem fajne miejsce na namiot. Widząc nadchodzącego mieszkańca zagadnąłem o właściciela pola, na którym chciałem się rozbić i polazłem pod wskazany adres. Właściciel nie robił żadnego problemu, zatem pora się rozłożyć. W trakcie przygotowania kolacji rozważam gdzie popełniłem błąd podczas rekonesansu. Nie nękany przez nikogo, po kolacji udałem się w objęcia Morfeusza. Dobranoc.

29.09.2021 

Ropica Górna - Tarnów - Wrocław

Dzisiaj kończę imprezę. Zostawiam jeden temat na koniec. Otóż na Piwanem są ciekawostki. Po śniadaniu zabieram aparat i udaję się na drugą próbę. Spędzając trochę czasu w rejonie szczytu Piwane, docieram w końcu do interesujących mnie rzeczy. Tzw. zegara słonecznego nie znalazłem, ale do Tryzuba dotarłem:
Z boku tego samego kamienia wyryta jest również postać w kapeluszu:
Nieco dalej kolejna ciekawostka, "ХАИ ЖИЄ УКРАІНА", co można przetłumaczyć jako "Niech żyje Ukraina":
Nie dotarłem do wszystkich ciekawostek, ale obiecuję sobie zajrzeć tutaj w stosownym czasie "po resztę". Z zadowoleniem opuszczam Piwane. Wracam do obozowiska:
Pakuję bajzel i idę na przystanek. I cmentarz odwiedzę następną razą, bo zapomniałem z tych nerwów :)
Autobus będzie za ok. godzinę. Mam czas. Można w końcu odpocząć i golnąć "zdroju" za "cudowne ocalenie":
Powrót do domu mam z przesiadkami w Gorlicach, Bobowej, Tarnowie. Na dworcu kolejowym w Tarnowie dreszczyk emocji. Odbywał się jakiś mecz piłkarski i kibice otrzymali służbową ochronę. Z boku się przyglądałem z zaciekawieniem, obyło się bez rękoczynów :)
Z Beskidu Niskiego wracam z dozą niedosytu. Dla mnie znak, że to szacowne pasmo nadal na mnie działa:

Mam już uknuty pewien pomysł na kolejne szwendanie. Póki co wracam do domu i na szczęście, mam jeszcze jeden dzień urlopu na powrót do rzeczywistości.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Beskid Niski to temat, na którym nie można wyjść źle. Miałem być w tym roku, ale nie pykło, teraz żałuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, dobrze prawisz. Polać mu ! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę że wybrałeś jedyny słuszny kierunek na wyskok. Majówkę 2018 kończyłem na Jaworzu miałem tam dobry widok na ośnieżone szczyty Tatr (szczena mi opadła - wogóle się nie spodziewałem). W czerwcu tegoż roku robiłem z kolegą B Nisko-Sądecki . Zaczęliśmy od Ptaszkowej ale widoki były marne . Za to spotkaliśmy sympatycznego autochtona który uraczył nas ciekawymi historiami. Że Ptaszkowa swoje bogactwo zawdzięcza obrotnemu dziedzicowi który załatwił zmianę przebiegu szlaku kolejowego (miał być z drugiej strony Jaworza - a ten dziedzic to taki XIX-wieczny lobbysta). Że wszystkie lasy po stronie Ptaszkowej są prywatne w odróżnieniu od reszty . Lasy i pastwiska wspomniany dziedzic przekazał wspólnocie wiejskiej
    oczywiście komuna (PKWN) wszystko znacjonalizacjował . Ale miejscowy proboszcz siedział w KL Auschwitz razem z towarzyszem Wiesławem i po podróży do W-wy dało radę odkręcić wszystko. Jak zwykle zaskakujesz mnie czymś nowym - chodzi o te kamieniem z tryzubem i zegar słoneczny . Mam nadzieję zobaczyć to jeszcze w październiku- jakbym miał problemy z trafieniem poproszę na maila o wskazówki . Oczywiście włóczęgi zazdraszczam . Pozdrawiam Dynidor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, jakby co, to pisz. W tym roku już chyba się nie wyrwę w BN. Z kolei Beskid Sądecki chyba z 15-sty raz przekładam. Muszę to zmienić :))

      Usuń
  4. Słabo znam BN, ale nie mam żadnych wątpliwości do co tego, że tam zawsze da się coś nowego wykombinować. Fajnie, że sporo dobrego ze strony miejscowych Cię spotkało - tu woda, tam nocleg w terenie prywatnym, itp. Takie rzeczy zawsze w cenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dave, w przyszłym roku planuję wrócić "po swoje", bo coś tam się urodziło w mojej biednej głowie. Oczywiście zapraszam :)

      Usuń
  5. Świetna relacja z włóczęgi po Beskidzie Niskim, trochę historii, zabytkowe cerkwie i gościnność miejscowych. :) Ja zaś dwa tygodnie temu wróciłem z B. Sądeckiego po 3 dniowej wędrówce, więc idę coraz bardziej na wschód i jestem coraz bliżej B. Niskiego, na razie oglądałem go tylko z daleka. :) Byliśmy w pobliżu w tym samym terminie (ja od 26.09 do wieczora 28.09)! :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Co do Beskidu Sądeckiego to mam wyrzuty sumienia, bo po raz kolejny przełożyłem wyjazd. Myślę, że jest kwestią czasu, kiedy dotrzesz i w Beskid Niski, który gorąco polecam.

      Usuń
  6. Jednym z moich głównych planów na obecny rok był właśnie powrót w Sądecki. We wrześniu nawet zaliczka mi przepadła w schronisku, a z drugiego, gdzie zapomniałem zadzwonić, że jednak nie pojadę, miałem nieprzyjemny telefon (i słusznie, za brak pamięci się płaci). Jednak kolega w piątek wieczorem musiał zrezygnować, a samemu mi się nie chciało jechać taki kawał, jeszcze w niemrawą pogodę.
    A zaś nieobecność w BN i w Sudetach sobie odbiłem w drugi raz odwiedzonych Biesach. Zresztą jeszcze jest listopad, planów jakiś nie mam, może właśnie w Niski zajrzę?
    Początek trasy kiedyś obczajałem, właśnie z tą wieżą na Jaworzu, z dwa lata temu próbowałem jakąś pętle zrobić, jednak chyba wolałbym jadąc, trafić jeszcze bardziej na wschód...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda pora jest dobra na górski melanż. Co do BN - będzie pan zadowolony, a przynajmniej powinien ;)

      Usuń
  7. I jeszcze Beskid Niski wykroił! ;-) Mało mu było Bałkanów...;-)
    Ja coś tam w Niskim też urobiłem w latach minionych, ale te tereny poza okolicami Sękowej i Ropicy, to dla mnie zupełna nowość. Cerkiew w środku piękna, fajnie, że udało się wejść.

    Ten "ukraiński kamień" to wiedza przewodnikowa-książkowa, czy przekaz ustny?

    Pozdro z Północy

    Satan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yoł Satan!

      Przewodnik o tym milczy. Niebawem o tym pogadamy. Zdrów!

      Usuń
    2. O takie szczegóły, jak te kamienie, a jest ich w BN sporo, pytać nijakiego Kulczyka.

      Usuń
    3. Poradzę sobie, nawet bez "nijakiego" Kulczyka. Pozdrawiam was... czule :)

      Usuń
  8. Trzeba patrzeć na datę przy zakupie biletu, bo możesz się zdziwić ;)

    Widzę, że druga część urlopu wypadła w niższym paśmie. Ale kilka ciekawostek zobaczyłeś. Ten kamień interesujący.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że Jaworze to oferuje łoże nawet ze stolikiem. Po prostu luksusy :).
    Smuci, że między Flaszą, a Tanią Górą nie da się już pospacerować łąkami. Normalnie nam ten Szlak Karpacki zjedzą :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaworze jest gościnne :). Na Szlaku Karpackim zmienili miejsce startu z Białej k/Rzeszowa, łąki ogrodzili, wiaty pod Truszówką już nie ma, co jeszcze?? Chyba się odważę na "powtórkie" tego szlaku.

      Usuń

Prześlij komentarz