Pewnego razu w Bieszczadach 26-29.04.2008

Okres wiosenny w mojej działalności górskiej jest zdecydowanie słabszy, powód wiadomy - warunki atmosferyczne.

Kilku szczegółów tej/takiej imprezy niestety już nie pamiętam. Od wyjazdu mija 13 lat. Mimo wszystko zapodam  relację. Dokopałem się do wiosennego wypadu w Bieszczady z Łysym. Z sentymentem wspominam ten wyjazd. Jesteśmy umówieni we Wrocławiu. 

26.04.2008 

Wrocław - Komańcza - Duszatyn

Na Dworcu Głównym dołączam do Łysego. Nie pamiętam gdzie wówczas jechaliśmy, Kraków czy Rzeszów? Faktem jest, że wylądowaliśmy w Sanoku celem dostania się do Komańczy. Jedno z nielicznych zdjęć jakie posiadam z dworca autobusowego w Sanoku:

Dotarliśmy do Komańczy. Na pierwszy nocleg udajemy się do Duszatyna na pole biwakowe. Po drodze Prełuki:
Meldujemy się w Duszatynie. Kimaliśmy w namiocie Łysego, którego kutewstwo nie zna granic. Z tym namiotem tak "zamotał", że w ramach zamiany sprzętu poprzedni właściciel jeszcze dopłacił do transakcji. Były to czasy, kiedy marka HiMountain coś znaczyła na rodzimym rynku outdoor. Notabene, gdybym miał chociaż ze 30% procent jego kutewstwa, to w domu miałbym "złote klamki". Zaraz lądujemy w namiocie:

W wiacie szybka kolacja i odpadamy. Podróż jednak odczuwaliśmy. 

27.04.2008 

Duszatyn - Cisna

Noc z przymrozkiem, ale "srana" widok dodaje otuchy. Przed nami piękny dzień:
Na śniadanie logujemy się w wiacie, miejsca jest sporo. Wywieszamy śpiwory celem przewietrzenia i podsuszenia. Byłem w owym czasie "userem" pewnego forum górskiego. Jak wiadomo rozprawy o sprzęcie to standard. Dyskusje czasami - a w późniejszym czasie przeważnie - przybierały rozmiary kłótni. Były wytaczane przeróżne "dowody", kto ma lepsze :)) Pech chciał, że znaleźliśmy na polu biwakowym worek trocin:
Podłapaliśmy z Łysym temat do "beki". Chodzi oczywiście o rozprężalność puchu i wyjechaliśmy później na forum z "poważnym wykładem" popartym "znalezionymi dowodami", że najlepiej wypełnić śpiwór trocinami i nie trza będzie się martwić o wilgoć, która jak wiadomo puchowi nie służy:
Naturalnie niektórzy forumowi uczeni się obrazili. Z uśmiechami do ósemek zasiedliśmy na poranny posiłek, po czym pakowanko. Pierwszy postój robimy w Rezerwacie "Zwiezło". Jeziorka Duszatyńskie robią wrażenie, logujemy na dolnym:
Wiosna w Bieszczadach pełną gębą:
Oczywiście kult Jana Pawła II ma się dobrze:
Docieramy do jeziorka górnego:
Jest czas na kolejną przerwę i wypoczęci nieco kulamy na Chryszczatą 997 m, policyjną górą zwaną. Chwila na otarcie potu:
Opuszczamy szczyt:
Schodzimy do Przełęczy Żebrak. Znalazłem zdjęcie starej wiaty. Z lat wcześniejszych dwukrotnie w niej odpoczywałem. Niestety zdjęcia w pełnej okazałości tej wiaty nie posiadam. Obecnie pozostały po niej zgliszcza:

Przed nami podejście na Jaworne 992 m, następnie Wołosań 1071 m i przemieszczamy się do Cisnej. Z przejścia tego odcinka nie posiadam żadnego zdjęcia. Dotarliśmy do Cisnej przed zachodem słońca, albo trochę później. Nie pamiętam, czy zrezygnowaliśmy z noclegu w Bacówce pod Honem bo była zamknięta, czy może Łysy wyjechał z fraszką, że nie po to namiot nosi aby kimać w "hotelach", co jest prawdopodobne:). W każdym razie rozbiliśmy się za torami na czerwonym szlaku/GSB/. Zasłużyliśmy na  kolację potem trochę gawędy i lulu.

28.04.2008

 Cisna - Chatka Puchatka

O świcie długo nie marudzimy. Zdajemy sobie sprawę, że biwakujemy na szlaku. Trasa może nie jest popularna, ale na kiego grzyba nam sensacje? Marudzenie ograniczamy do minimum. Bez zbędnych ceregieli zwijamy barłóg i w drogę. Pogoda nas rozpieszcza. Idziemy w kierunku Jasła 1153 m. W rejonie Worwosoki uwalamy się, bo i popatrzeć można:
Przyjmujemy wiosenne słońce podczas relaksu:
Po odpoczynku zarzucamy klamoty i w drogę. Jasło w zasięgu wzroku:
W 2006 roku kimaliśmy na Jaśle z Czisem. Tymczasem z Łysym schodzimy do Strzebowisk na dziko. Udało się uchwycić niezapomniany widok na Połoniny:
Trzeba nam się dostać do drogi nr 897. Pamiętam, że z jakiejś posesji wybiegł do nas owczarek niemiecki, okazał się psem bardzo dobrze ułożonym. Mimo wszystko stracha nam napędził. Skróciliśmy trasę na Połoniny odpulając Okrąglik. W Smereku z tyłu sklepu zrobiliśmy przerwę na obiad. Gięta na gorąco postawiła mnie na nogi. Po posiłku atakujemy Smerek 1222 m:
Na szczycie uwaliliśmy się. Mogę sobie pozwolić na prawdziwie męski relaks w wiosennym słoneczku i osłonięty od wiatru, to jeszcze nikomu nie zaszkodziło:
Rozważamy miejsce na nocleg, udało mnie się Łysego nakłonić na Chatkę Puchatka. Ruszamy. Roh, Osadzki, Hnatowe Berdo motywują jak diabli:
Trza ruchy zagęszczać, słońce zachodzi:
Do chatki docieramy już po ciemku. Łysy rzuca jeszcze propozycję, aby zejść na parking i tam rozbić namiot. Odpowiadam kompanowi: 

- Łysy, ty mnie tu nie fisiuj! 

Wtaczamy się do chatki. Jest dobrze. Smerek na dobranoc:

29.04.2008 

Chatka Puchatka - Mała Rawka 1272 m - Wetlina

Niestety, pogoda klękła. Mgła opanowała Bieszczady. Zwijamy bajzel i dajemy dyla:
Nasz cel to Połonina Caryńska, schodzimy do Berehów Górnych. Po krótkiej przerwie ruszamy. Przed nami podejście na Caryńską. Drogę umila salamandra plamista:
Wychodzimy z lasu. Partię szczytową "robimy" we mgle:
Schodzimy i przestawiamy się na szlak zielony:
Podziwiamy Rawki spod grzbietu Caryńskiej:
Schodzimy do Przełęczy Wyżniańskiej 855 m i mozolnie podchodzimy na Małą Rawkę. Jesteśmy na miejscu. Mała Rawka 1272 m, obcinka na Wielką Rawkę 1307 m:
Warunki mamy marne raczej, podejmujemy decyzję i kończymy imprezę zejściem zielonym szlakiem przez Dział do Wetliny:
Na otarcie łez dane nam jest spojrzeć na Połoninę Wetlińską:
Będąc na granicy lasu ostatnie zdjęcie, które posiadam w albumie z tej wycieczki:

Pamięć mnie zawodzi, nie pamiętam powrotu do domu. Nie pamiętam nawet, czy w Wetlinie zostaliśmy na nocleg, a może z marszu ruszyliśmy do domu? Zostawię to w takiej wersji. Wspomnieć muszę, że przez pasmo Działu szedłem tylko raz, podczas tej imprezy, a rajd po zachodzie słońca przez Połoniny... tak, to trzeba powtórzyć. 

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Takie historyczne foty to skarb! Rozczulające jest nawet ujęcie z sanockiego dworca z wówczas jeszcze kursującą Veolią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubolewam nad brakiem zdjęcia starej wiaty na Przełęczy Żebrak. Kiedyś padł mnie twardy dysk i kilka albumów ze starych czasów poszło w powietrze. Co do zdjęcia dworca autobusowego w Sanoku, to jedyne jakie posiadam po awarii "twardziela". I na koniec drobiazg, droga do wsi Prełuki jest wyasfaltowana.

      Usuń
    2. Zalane asfaltem szutrówki to niewątpliwie ten rodzaj drobiazgu, który uderza w moje najczulsze struny. Właśnie niedawno, przy okazji składania na nowo filmu ze szlaku granicznego 2016 'płakałem' nad wyasfaltowaną Przełęczą Hutniańską.
      Taka awaria twardziela to naprawdę trudna do powetowania strata!

      Usuń
    3. Ja też kiedyś, dawno temu już, straciłem kilka albumów ze zdjęciami po awarii dysku twardego. Całe szczęście nie było tego aż tak dużo. I przynajmniej część z tego ocalała w formie "miniaturek" z Picasy, ale szkoda i tam było. Od tamtej pory ograniczyłem to ryzyko, bo wszystkie moje zdjęcia mam na kompie oraz na dysku zewnętrznym. Więc awaria jednego nie będzie aż tak bolesna, bo skopiuję i będą znowu w dwóch lokalizacjach :)

      Usuń
    4. Po tamtej awarii też do tego doszedłem.

      Usuń
  2. Bardzo fajna perełka , trochę się uśmiałem jak napisałeś że byłeś ,,userem'' pewnego forum ( słowo to oznacza też pasożyta haha). W temacie trocin mam wtrącenie : uwielbiam zwykłe lokalne gazety - nadają się do czytania w Veoliach i Szwagropolach a w nocy wyciągają wilgoć z butów i robią za rozpałkę do ogniska. Pozdrawiam Dynidor

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz