W czasach wcale nie tak dawnych, w dobrym tonie było w końcówce roku utytłać się Wysokim Jesionikiem.
Ze śniegiem w tamtym czasie nie było problemu, więc impreza bez rakiet byłaby "upadkiem moralnym". Na Szczepana postanowiłem się udać w jakże piękny zakątek Sudetów, a mianowicie w Wysoki Jesionik/Hrubý Jeseník. Z końcem roku byłem na urlopie, rakiety w szafie miały się wyśmienicie, a świątecznej degustacji potraw nie było końca. Postanowiłem zatem spakować szafę i ze łzami w oczach odejść od wigilijnego stołu. Wybyłem z domu z nadzieją że śniegu pod rakiety nie braknie, a jakiś skromny nocleg pod namiotem nie nastręczy problemów. Pojechałem sam, potrzebowałem spokoju, ciszy...26.12.2008
Kudowa - Zdrój - Bielice - Przełęcz Trzech Granic 1111 m
Wystartowałem z Bielic, do których bezpiecznie dostarczyła mnie Dagmara. Z Bielic kulam spokojnie szlakiem zielonym do chatki w Rezerwacie Puszcza Śnieżnej Białki, jest miło: Waruneczki jednak trudne, w powietrzu woda. Docieram na miejsce: W chatynce łyk herbaty z termosu dobrze mnie zrobi, "małe 5" się należy. Po krótkiej przerwie zbieram się. Ruszam, na Iwinkę 1076 m dotrę szlakiem zielonym: Docieram na miejsce, dalsza trasa przebiega słupkami granicznymi. Idę cały czas w dupówie. Rozważać nie ma nad czym. Zmachany docieram na pierwszy nocleg, Przełęcz Trzech Granic 1111 m: Rozbijam namiot, przebieram się w suche rzeczy i na kolację wbijam do wiaty:Długo nie bawię, przenikliwa wilgoć poparta silnym wiatrem robi swoje, uciekam do namiotu.
27.12.2008
Przełęcz Trzech Granic - Chata Jiřího na Šeráku
Nad ranem wiercę się i kręcę, wychylam łeb z namiotu i mam jasność dźwięku i umysłu, że dzisiaj kolejny dzień dupówy przede mną. Na domiar złego śpiwór przytulił dosyć dużą dawkę wilgoci, co zaczęło się objawiać spadkiem loftu worka, nie jest dobrze. Wytaczam swoje "zwłoki" z namiotu i na śniadanko loguję się w wiacie. Do Ramzovej poszedłem czerwonym szlakiem przez Smrek 1127 m. Trasa we mgle, więc nie ma o czym pisać. W Ramzovej przestawiam się na szlak zielony. Trasa na Obří skály 1081 m dodaje nadziei na poprawę waruneczków: Pod grupą skalną odpoczynek w wiacie: Podziwiam zapierające dech w piersiach panoramy. Obří skály 1081 m: Podbudowany ruszam na ostatni odcinek, pogoda dopisuje: Z wielką radością witam kontury schroniska Chata Jiřího na Šeráku: Decyduję się zostać tutaj na nocleg. Odpocznę, śpiwór dosuszę. Za nocleg należy się 100 pln-ów, w które wliczone mam śniadanie. Ręka mnie się trzęsła przy płatności, ale co tam, suchy śpiwór na dalszą wędrówkę jest ważniejszy. Poza tym, nocleg w schronisku przynosi przełom w pogodzie, następuje nieoczekiwany zwrot akcji.28.12.2008
Chata Jiřího na Šeráku - Vřesová studánka 1274 m
Nad ranem przywidziało mnie się, że widzę gwiazdy na niebie. Otwieram okno celem się upewnienia i jednak nic mnie się nie przywidziało, niebo pełne gwiazd, ani jednej chmury! Drzwi wejściowe zamknięte, "Wyskoczyłem" zatem oknem na zewnątrz. Nie wierzę w to co widzę, dwudniowa dupówa przynosi przełom. Morale zdecydowanie zwyżkuje: Nieco zmarznięty wracam na pokoje "bez okno" i ląduję ponownie w białej pościeli. Zupełnie inaczej się wstaje i pakuje bałagan z myślą o obecnej pogodzie. Idę na śniadanie. Po posiłku zwijam się i żegnam gospodarza, a dalsza trasa będzie pod znakiem czerwonego znaczka. Gęba się raduje: Na pożegnanie schronisko z kamienną dzwonnicą, którą wybudowano celem m.in. ostrzeżenia przed lawinami. Czasami warto się pomęczyć, aby dostąpić zaszczytu w postaci takiej aury, jest bosko! Przypuszczam atak na Keprnik 1423 m: Dalsze sprawy to już tylko cud, miód... i widoczki. Z przyjemnością patrzę na schronisko w którym nocowałem: Spojrzałem na Masyw Śnieżnika, który jest "na wyciągnięcie ręki": Karkonosze również miały się dobrze: Chłonę widoki, chciałbym być wszędzie i od razu! Jeszcze "coś takiego" wpadło mnie w obiektyw: Trzeba się powoli zbierać, kolejny punkt programu to Vozka 1377 m: Paraduję czerwonym szlakiem do miejsca Trojmezi 1316 m i odbijam na szlak żółty. Melduję się na szczytowej grupie skalnej: Skalisko szczytowe Vozky to wybitny punkt widokowy. Łapczywie obcinam w wiadomym kierunku, zwieńczenie mojej imprezy. Muszę zaznaczyć, że Wysoki Jesionik ugościł mnie na bogato: Od niniejszej imprezy mija 12 lat/1.01.2021/. Przez ten czas parę razy byłem w Jesenikach, zarówno latem jak i zimą. Stwierdzam, że na taką "żyletę" załapałem się tylko raz, podczas rzeczonej imprezy. Powoli zaczynam myśleć o noclegu, bo mnie noc zastanie :)). Wracam do czerwonego szlaku: Jeszcze trochę wysiłku, przede mną Červená hora 1337 m:Zabiwaczę na jej stoku, a konkretnie na wypłaszczeniu, na którym znajdowało się kiedyś schronisko. Poniżej znajduje się ujmująca kapliczka, w której jest wydajne źródełko. Sprawnie rozbiłem namiot, następnie przebrałem się w suche rzeczy i zarzuciwszy na siebie kurtkę puchową zszedłem do kapliczki "z kuchnią pod pachą". Mróz już chwycił na dobre...
29.12.2008
Vřesová studánka 1274 m - Głuchołazy
Poranek jak w normalnym zimowym warunie, już było ok. -15 stopni. "Srana" zszedłem do VS postawić na kawiankę, po czym dałem sobie trochę relaksu w takim pejzażu, wczorajszej wędrówki wspomnienia czar : Śniadanie trąciwszy i widokami się nasyciwszy, czas zatem się pakować. Pakowanie w takim mrozie zajmuje chwilę czasu i jest dobrą rozgrzewką przed dalszą trasą. Spakowany ruszam. Przede mną Červenohorské sedlo: Z racji dużego tłumu narciarzy mijam kompleks wypoczynkowo - gastronomiczny i "duże 10" zrobię w wiatuni Klinovec: Przede mną trasa do najstarszego schroniska w Wysokim Jesioniku, czyli Švýcárna. Wcześniej mój cel, czyli Pradziad 1491 m: Spojrzałem również za siebie. Widok na Vozkę, Červená hora, Keprnik robi na mnie wrażenie: Docieram w końcu do schroniska. Niestety, jest to bardzo popularne schronisko na równie popularnej trasie, więc nie może być inaczej: Mimo wszystko wbiłem na obiad, bo inaczej nie umiałem :). Niefart mnie nie opuszcza, obiadem podzieliłem się z psem. Chwila nieuwagi i psia morda ląduje w moim talerzu. Było trochę śmiechu, właściciel psa przeprosił za pupila. Machnąłem ręką, tłum nie maleje, zatem czas się ewakuować na "ostatnią prostą". Za chwilę dostąpię zaszczytu na najwyższym w m.in. Sudetach Wschodnich, Pradziad 1491 m: Zajrzałem naturalnie do restauracji na kofolę. Schodzę o zachodzie słońca: Po 12 latach od tej imprezy ten widok pamiętam do dzisiaj:Przestawiam się na szlak niebieski do Beli, tam kończę pieszą/rakietową wędrówkę. Z Beli kulam ichniejszym "PęKaeSem" do Jesenika, stamtąd pociągiem do Mikulovic i do Głuchołazów z bucika. Jakże tęskno mnie do takiego spaceru przy ok. 15-sto stopniowym mrozie, śnieżek pod butami chrupie, gile w nosie zamarzają i nawet mimo zmęczenia idę, bo dłuższy postój skutecznie wychładza. Docieram do Głuchołazów, jest ciemno...i straszno. Szwendając się co nieco po miasteczku dostaję info od przechodnia, abym udał się do szkoły. Na nocleg przygarnia mnie ekipa w szkole, mam na korytarzu szkolnym ławki, które mogę złączyć, rozkładam śpiwór, zmęczony i zmarznięty ląduję w 1000 gramach puchu, ufff jak dobrze. Odpadam!
30.12.2008
Głuchołazy - Wrocław
Nad ranem sprawnie się pakuję. Pięknie dziękując za "przechowanie" żegnam się jak mnie pamięć nie myli z osobą, która pełniła chyba funkcję kierownika lub wychowawcy. Chciałem zapłacić za nocleg i zostałem "kategorycznie zrugany" za ten pomysł. Opuszczam lokal zadowolony, w Głuchołazach mroźno. Dzwonię do Dagmary, po ok. trzech godzinach siedzę w wozie bojowym "mojej kierowniczki", która mnie w "bidzie nie opuszcza", co ja bym bez niej zrobił? Wracamy do domu.To była moja druga wizyta w Jesenikach. Pierwsza, inauguracyjna impreza w tym pasmie późną jesienią 2006 roku przyniosła bardzo cenną naukę. Po jednym z noclegów podjąłem decyzję o zmianie śpiwora na puchowy, po tym jak przez ok. 3 godziny nie zdołałem się zagrzać w syntetycznym worku marki Loap i model St.Laurent. Owe "strzelanie zębami" również mocno utkwiło w mojej pamięci, ale to może na opowieść w innym czasie. Bardzo sobie cenię Jeseniki. "Ślęczę" nad relacją 1.01.2021 roku i mam głęboką nadzieję, że do jesieni życie wróci do normy na tyle, żeby się wbić na jakieś szlajanko po tym zacnym pasmie bez obaw o kwarantannę...
Dziękuję za uwagę.
Ach serce się wyrywa do takiej imprezy. Tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńŻyję nadzieją, że liznę kapkę zimy tego sezonu...
UsuńŻyczę ci z całego serca takiej zimy, że od tego lizania aż ci język przymarznie do lizane go przedmiotu. 😉 Życzę ci dlatego, że wtedy tak rakiety jak i sanki pójdą w ruch.
OdpowiedzUsuńMagowie od pogody twierdzą, że nadchodzi "bestia ze wschodu". Straszą również, że może spaść w Polsce w krótkim czasie /17-25 stycznia/40 cm śniegu a temperatura w dolinach może mieć wartość nawet -30 stopni. Obym się nie osrał z zimna tej zimy :))
UsuńWłaściwie to nie wiadomo co gorsze. Czy leczyć obdarty język? Czy może prać osrane gacie? Chyba z dwojga złego to te gacie łatwiej wyprać? 😁
OdpowiedzUsuńPrać gacie z drachą? Zgroza!
UsuńRakietowa perełka (wyczekiwana). Życzę owocno wyjazdowego Nowego Roku . Dynidor
OdpowiedzUsuńDziękować Dynidor, ostrzę sobie zęby na pulki, może da się coś wykroić niebawem. Zacznę łyk-end-owo, bo "sanki" cały rok mają się dobrze w piwnicy a jakoś trza zacząć nowy rozdział :))
UsuńWyjazd ciekawy, pogoda wynagrodziła trud, bo widoki miałeś więcej niż dobre :) Mi już brakuje wypadu w takich klimatach, więc też mam nadzieję, że tegoroczna zima nie będzie taka zła.
OdpowiedzUsuńSyntetyczny śpiwór... Pamiętam jak ja spałem w takim, ale wystarczyły mi warunki jesienne, by zdecydować się o zmianie na puchowy. Kwestia termiki i wagi, to wiadomo. Ale i cieplej się robi dużo szybciej.
Red, obcinam na kamerki i widzę, że Karkonosze w śniegu. Jutro zabieram z piwnicy sanki. Zanosi się u mnie niebawem na inauguracje sezonu zimowego. Zacieram "kaprawe łapy" :)).
UsuńOglądając i czytając takie relacje, moje trzewia aż skręcają się z niepohamowanej zazdrości. Coś pięknego. Pomyśleć, ile to jeszcze cudnych szlaków jest do odkrycia, w tak różnorodnych okolicznościach przyrody. Oby tylko życia starczyło...
OdpowiedzUsuń"Oby tylko życia starczyło", dobra puenta :))
Usuń