Na pograniczu polsko - słowackim

 

Jesienny urlop stoi pod znakiem zapytania. Nie wiem gdzie jechać, pogoda fatalna. Długoterminowe prognozy również nie napawają optymizmem. Tegoroczny "piździernik" to nie to co w ubiegłym roku.

Nie ma co biadolić, trza pakować szafę. "Na brudno" myślałem o Tatrach Zachodnich, ale z powodu obfitych opadów deszczu zmuszony jestem zmienić plany. Jadę do Muszyny. 

14.10.2020

 Wrocław - Muszyna Zdrój 

Studiując rozkład jazdy pociągów, okazuje się, że mam bezpośrednie połączenie. Kulam "Pogórzem", do strefy zrzutu wyjeżdżam z Wro o 23.28. Droga mija spokojnie, rozprawiać nie ma nad czym. 

15.10.2020 

Muszyna Zdrój - Kráľova studňa

Na miejscu jestem planowo, o dziwo! Wytaczam się z pociągu zajechany jak kucyk fotografa. Zmęczenie daje znać o sobie nieprzespaną nocą. Pogoda dopisuje, jest słonecznie! Na chwilę loguję się w wiacie stacji, a raczej przystanku kolejowego celem ogarnięcia sytuacji. Muszę dostać się do rynku, który obecnie jest w proszku. Chwila motanka i obieram kurs na ul. Ogrodową, co skutkuje, że jestem już na żółtym szlaku.
Poznaję trasę, która prowadzi m.in. przez cmentarz żydowski. Podczas ostatniej wizyty było coś na nim robione, teraz mogę zajrzeć:
Groby są pozostałością po Żydach, którzy zamieszkiwali Muszynę od czasów rozbiorów. Wcześniej był zakaz osiedlania się innowierców wydany przez biskupów krakowskich, jako właścicieli Muszyny. Cmentarz usytuowany jest tuż pod lasem, za chwilę opuszczam Muszynę i mogę zdecydowanie stwierdzić, że "w głębi ciemnego znalazłem się lasu". Wychodząc z niego przechodzę przez uroczo położoną osadę, gdzie muszę chwilę odsapnąć. Pora ruszać, za chwilę osiągnę Malnik 725 m. Jako, że znam ten szczyt z pobytu w lipcu 2016 roku, Tatr jednak nie widziałem:
Kontynuuję szlak żółty, tym razem kręcę do Wojkowej. Nic mnie nie powstrzyma, do trzech razy sztuka. Wcześniej mijam Czarne Garby 830 m:
Docieram do rozstaju dróg, w 2016 roku brany był pod uwagę szlak niebieski, teraz wkraczam w nowe tereny żółtego szlaku, czyli droga do Wojkowej:
Jeszcze chwila, po drodze nabieram wody z potoku i wychodzę z lasu. Moim oczom ukazuje się widok, który powoduje, że zapominam o nieprzespanej nocy w pociągu. Wojkowa wita na bogato:
Schodzę do centrum, w wiatuni przysiadłem na chwilę:
Klamoty w niej zostawiwszy poszedłem do cerkwi p.w. św. Kosmy i Damiana z 1792 roku:
Pokręciłem się po okolicy:
Zajrzałem również do kapliczki z przełomu XVIII i XIX wieku, która stoi w towarzystwie 300-letniego jesiona wyniosłego liczącego sobie 5,5 m w obwodzie, jest rzecz jasna pomnikiem przyrody:
Legenda głosi, że z figurą Matki Bożej znajdującej się w kapliczce związane są wydarzenia z I połowy XIX wieku, miały to być bliżej nieznane objawienia Matki Bożej. Na pamiątkę wybudowano kapliczkę i umieszczono w niej figurę MB. Zajrzałem jeszcze do sklepu, zakupiłem puszkę imperialistycznego chłamu od niebieskich i ponownie wbiłem na przystanek do wiatki, celem upodlenia się napitkiem. Przede mną ostatni odcinek dnia, na nocleg idę do studni "Trzech Króli". Po drodze nie mogę narzekać:
Docieram na miejsce. Jestem trochę zdziwiony, ale może po kolei. Byliśmy w tym miejscu z Michunem w grudniu 2012 roku, schodząc do Muszyny z powodu jego choroby. Wówczas KS tak się prezentowała:
I taki stan wiaty ostał się w mojej pamięci. Obecnie sprawa przerosła moje oczekiwania. Otóż, słowaccy myśliwi dokonali w 2019 roku "drobnej" przeróbki obiektu. Do wiaty dobudowali porządną chatę i teraz tak się to przedstawia:
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, a ja nie marnowałbym czasu nad klawiaturą gdyby nie pewien niuans. Na mój biedny menelski łeb słowacka kultura górska jest lotów najwyższych, zadbali nie tylko o kąt dla siebie, ale i również dla strudzonych wędrowców z poddasza urządzając utulnię:
Wtaczam się na salony przeszczęśliwy:
Lokal nówka w boazerii z sensownie wyposażoną biblioteczką, były pozycje w języku polskim, z których chętnie skorzystałem. Urządzony schodzę do wiaty. Obcinka na okolicę, sycę się widokiem na Jaworzynę:
Pusta Wielka nadal nie daje mnie spokoju, łypiąc na mnie chyłkiem. Po "szybkim posiłku" posiedziałem jeszcze chwilę w wiacie. Sen mnie zaczął łamać, zrobiłem sobie garnucha herbaty i poszedłem na górę. Leżąc na materacu utulony w puchu zacząłem "odjeżdżać", nie zdążyłem nawet dopić herbaty, bo "film mnie się potargał". Dobranoc. 

16-17.10.2020 

Útulňa Chatka OZ Kráľova studňa

Spałem jak "zabity". Rankiem słyszę, że na dachu się dzieje. Ani chybi, pada! Wywlekam się z worka i patrzę co na zewnątrz. Nie, to nie może być, nie pada, leje! Ani myślę opuszczać tak zacnej miejscówki w taką aurę. Czas na jakiś posiłek, nie przyjechałem tu głodować:
Jako danie główne fasolka biała w/s pomidorowym:

Po śniadaniu pada nadal i końca nie widać. Czas zatem na decyzję, zostaję w utulni na noc. Z biegiem czasu obserwuję jak grzbiet zamienia się w grzęzawisko. Mając dużo czasu, zerknąłem na znajdującą się obok wiaty ławkę Trzech Króli. Wykonano ją podczas pleneru rzeźbiarskiego w dniach 13-18.06.2016 roku. Przedstawia podobizny królów, którzy w 1471 roku spotkali się na tutejszym terenie, a są to Maciej Korwin, Kazimierz IV Jagiellończyk i jego syn św. Kazimierz:

Krzątając się po okolicy, korzystając z chwili przerwy w opadach polazłem po wodę:
Powyżej źródełka znajduje się kapliczka:
No i dzień jakoś przepękałem. Do wieży widokowej podklepałem, korzystając z przerwy w opadzie:
W wiacie przy herbacie studiuję mapę. W Beskid Niski pójdę! Czas się szykować do spania, tyle mnie zostało :) Leje.
W nocy budziłem się kilka razy, a raczej budziły mnie krople deszczu o dach tłukące, z nadzieją czekam ranka, który niczego dobrego nie wróży. Na śniadanie serwuję sobie "żużel z cebulką". Mając dużo czasu na głupoty, opracowałem nowy sposób na przygotowanie mojego przysmaku. Niestety, decyduję się na kolejny dzień pobytu w utulni. Zasiadam do stołu:
Podczas konsumpcji wpadam na pomysł. Skoro nic nie robię, to zejdę do sklepu podładować telefon i baterie aparatu. Po śniadaniu schodzę, okazuje się, że jestem za wcześnie. Sklep czynny od 12-stej jak informuje mnie mieszkaniec Wojkowej. Trudno, dwóch godzin nie spędzę w wiacie przystankowej, wracam do utulni. Przed 12-stą druga próba, tym razem w opadzie schodzę:
Około dwóch godzin bawię na dole. Sklep w Wojkowej okazuje się bardzo pomocny nie tylko przy zakupach:
Po godzinie 14-stej wracam ponownie na grzbiet do utulni, rozpadało się na dobre. Instaluję się w pokoju. Z racji całkiem nieźle wyposażonej biblioteczki wziąłem się za czytanie Almanachu Muszyny. Do lektury zapodałem sobie czarne kakao i słodycza:

Kolejny dzień zleciał. Z obawą czekam na jutrzejszy dzień, pada non stop. Dobranoc.

18.10.2020 

 Útulňa Chatka OZ Kráľova studňa - Izby

Bladym świtem otwieram oko i nasłuchuję. Cisza. Zwlekam z "wyra zwłoki" i wychodzę na zewnątrz celem się upewnienia. Jest dobrze, nie pada! Nie wiem jak zniosłaby moja psychika trzeci dzień kiblowania. Z przyjemnością się pakuję, robię śniadanie. Ostatnie spojrzenie na lokal, czy aby czegoś nie zostawiłem i w końcu ruszam. Widok na Pasmo Jaworzyny zdecydowanie poprawia mnie nastrój:
Przez jakiś czas będę szedł Pasmem Granicznym. Zawsze mnie intrygował odcinek z Beskidu Sądeckiego w Beskid Niski. Czyżby warto było czekać?
Za chwilę wkraczam w las, co wiąże się z przechadzką po grzęzawisku. Mijam Kamienny Horb 826 m:
Przede mną niezwykle atrakcyjna część trasy:
Melduję się na Pustej 867 m:
Za chwilę dotrę na polankę, z której Busov/1002 m/ się wyłania:
Kulam do Przełęczy Tylickiej. Mijam odbicie szlaku żółtego, z którego poniżej zaczynaliśmy z Michunem imprezę rakietową w 2012 roku. Jeszcze trochę wysiłku i jestem na miejscu, Przełęcz Tylicka 683 m przez którą słowaccy geografowie przeprowadzają granicę między Karpatami Zachodnimi i Wschodnimi:
Zrzucam klamota, korzystając z wiaty robię dłuższy odpoczynek. Wyskoczyłem z laczy, leci herbata z termosu i rozważam swoje możliwości z mapą w ręku. Intrygował mnie odcinek graniczny na Lackową. Za chwilę zaspokoję swoją ciekawość. Pora się zbierać, pamiątka z przełęczy i w drogę:
Szlak z Przełęczy Tylickiej niewinnie prowadzi do lasu by po chwili wyprowadzić na piękne polany. Wcześniej jednak spotykam sympatycznego jegomościa, z którym ucinamy ponad godzinne pogaduchy. Kończąc gawędę, przyjmuję na klatę, że dzisiaj Lackowa będzie poza moim zasięgiem możliwości. Ruszam, znajduję się na przepięknym i rozległym grzbiecie Cigánky, nasz "Compass mówi" Cigarky, trzymam się nazwy z mapy VKU:
Za chwilę wkroczę w strefę mroku:
I wyjdę na jeden z najpiękniejszych punktów widokowych Beskidu Niskiego. To tutaj doświadczam potęgi tego pasma, Lackowa z przyległościami niszczą system:
Widok na Busov, najwyższy w BN wprawia mnie w zachwyt:
Kulam przepięknym odcinkiem, za chwilę z widokami przerzucam się na polską stronę, obcinam na Muszynkę:
Jak i na Tylicz z Jaworzyną na ostatnim planie:
Terenem jestem wstrząśnięty i zarazem przekonany, że wrócę tutaj w swoim czasie na jakiś biwak. Przed odbiciem na Polankę 726 m krótka pauza na herbatę. Ruszam, po drodze znajduję rydze, przydadzą się na kolację. A przede mną Polanka 726 m. Ostatni widok na Lackową, do której mam niecałe 3 godziny:
Nie mam złudzeń, na nocleg zejdę z grzbietu. Na Dzielcu jestem w dobrym czasie. Zszedłem z niego szlakiem zielonym w kierunku Mochnaczki, co było bez sensu. Ubzdurał mnie się biwak na widokowych polanach, które okazały się grzęzawiskiem. Wracam ponownie na grzbiet, do skrzyżowania szlaków:
Na Czerteż mam ok. 20 minut, z Przełęczy Beskid schodzę do Izb. W Izbach jestem już po ciemku. Zatrzymuję się przy budynku leśnictwa Izby, widząc dosyć płaski teren ze stołem, pytam o możliwość rozbicia namiotu. Uzyskałem zgodę, czas zatem dom postawić, zapas wody przynieść. Pora na kolację, dzisiaj kuchnia serwuje rydze:

Po kolacji z przyjemnością ląduję w namiocie, wskakuję do "worka"i pora spać. Dobranoc. 

19.10.2020 

Izby - Prístrešok, Sedlo Vyšný Tvarožec 651 m

Spodziewałem się dużej kondensacji w namiocie nad ranem. Z niedowierzaniem dotykam ścian sypialni i stwierdzam, że jest dobrze. Za to tropik jest trochę wilgotny, ale i tak jest akceptowalnie, w sensie, nie muszę suszyć namiotu. Wylegam na zewnątrz. Śniadanie z widokiem na Lackową przyjmuję z godnością. Dzisiejszy dzień wprowadzi trochę zmian w mojej marszrucie. Odpuszczam Czertyżne, odpuszczam również powrót do Przeł. Beskid, celem zdobycia Lackowej zachodnią ścianą płaczu. Wybieram inny, nowy wariant. Skupiam się na śniadaniu następnie toaleta i pakowanko. W międzyczasie pracownik leśnictwa pyta mnie czy potrzebuję czegoś, dziękując za pamięć i miejsce na nocleg, upewniwszy się, że niczego nie zostawiłem żegnam się i ruszam do Bielicznej:
Już martwiłem się, że kapliczki nie ma, ale nie...jest:
Za chwilę jestem na miejscu. Bieliczna, nieistniejąca wieś łemkowska wita:
Cerkiew p.w. św. Michała Archanioła z 1796 roku, warto zaznaczyć, że jest to jedyna cerkiew w Beskidzie Niskim, która stoi otworem całą dobę. Parkuję z drugiej strony. Znajduje się tutaj stół, ława, a nawet sławojka:
Zrobiłem tutaj dłuższy postój. Miejsce jest jak dla mnie bardzo urokliwe i pośpiech nie jest wskazany. Zajrzałem na cmentarz, który od ostatniej wizyty w 2014 roku jest w zdecydowanie  lepszym stanie:
Dla porównania stan z maja 2014 roku:
Szwendam się tu i tam, z podziwu wyjść nie mogę, dlaczego jeszcze tu nie spałem? Czas się zbierać. Ruszam do Przełęczy Pułaskiego a raczej do grzbietu wzdłuż Białej:
Jestem na tym odcinku pierwszy raz. Z taką ilością brodów spotkałem się chyba tylko na Przysłupiance. Rzecz fantastyczna i godna polecenia. Po drodze "produkt finalny" bobrów:
Kilkakrotnie przekroczyłem Białą w bród, docieram do rozwidlenia ścieżek. Jedna z nich wiedzie nadal wzdłuż Białej, druga którą wybrałem, wyprowadza pod górę na piękną polanę w kierunku lasu. Po jakimś czasie docieram do kolejnego rozwidlenia ścieżek. I wariant oferuje trasę prosto po poziomicy, II opcja którą wybrałem, do góry. I kulam tak do grzbietu. Na miejscu okazuje się, że jestem sporo nad Przełęczą Pułaskiego, wariant który wybrałem wyprowadził mnie do słupka granicznego 246/12. Niniejszym jestem już na podejściu na Lackową:
Podchodzę wschodnią ścianą, która jest zdecydowanie łagodniejsza. I tak zasapany docieram na szczyt. Lackowa 997 m, najwyższy szczyt polskiej części Beskidu Niskiego:
Na szczycie spotykam 4 osoby. Z jednym gościem gawędzę trochę dłużej. Będąc już sam na szczycie, chciałem jeszcze się nacieszyć chwilą:
Tak rozmyślam nad możliwościami dojścia w okolice Przełęczy Pułaskiego i dochodzę do wniosku, że trza będzie wziąć pod uwagę jeden z wyjazdów w BN z bazą wypadową w Bielicznej. Na mnie czas, kontynuuję Pasmo Graniczne, przede mną głębokie zejście do opisywanej przełęczy i za chwil parę..."wiadro potu" mnie czeka. Podejście do skrzyżowania z żółtym szlakiem, który odbija na Ostry Wierch, ten szczyt odpuszczam, ale złapać drugi oddech muszę:) Przede mną dosyć długi i w końcówce monotonny odcinek grzbietowy. Z przyjemnością oddech wyrównuję na Przełęczy Cigelka:
Siedząc w wiacie zeruję wodę i herbatę z termosu. Ruszam na ostatni odcinek. Za chwilę będę na Jaworze/723 m/:
Przed podejściem na szczyt uzupełniam wodę, do "łemkowskiego Lourdes" nie idę. Podejście jak i szczyt góry Jawor bardzo mnie się podoba. Do przejścia pozostaje jeszcze Hrb/764 m/ i zbliżam się do sedla Vyšný Tvarožec. Podczas wizyty w lipcu 2013 roku odpoczywałem przy mało rzucającej się w oczy wiatce:
Obecnie  to bardzo przyzwoite miejsce biwakowo-noclegowe. Idąc do wiaty polana jest "wyłożona" kaniami, pięknie to wygląda, a jak smakowicie! Pogoda zaczyna się psuć. Nie jest dobrze:
Miejscem jestem oczarowany. Lokal uległ rozbudowie, do wiaty dobudowana została weranda, stan zastany:
Wnętrze wyłożone jest kwadratowymi płytami, jest stół, trzy ławy. Wiata "robi" za aneks kuchenny. Są półki, wyposażenie to tacki, kubki + to, co zostawi turysta. Wybór jest dobry. Mnie mowę odjęło, bo "załapałem" się na :
Warto wspomnieć, że ogórki to wyrób własny, nakrętka słoika z opisem 08.2019. Jestem przeciwnikiem marnotrawstwa żywności więc ogórki padły "na czczo". Zalogowany rozejrzałem się, Masyw Busova:
Póki jeszcze coś widzę, biorę się za przygotowanie noclegu łącząc dwie ławy. Spanie zabezpieczone, należy zadbać o ognisko. Przy okazji znajduje się gięta pod ławką, żyć nie umierać. Za czas jakiś pławię się w luksusie:

Lokal jest zadbany, opału nie brakuje. Dopilnowałem, aby ognisko płonęło całą noc. Czas na giętą, kolację mam na bogato. Najedzony, na noc przygotowałem kilka pniaczków, zasypiam przy blasku i cieple ogniska, jest bosko. Dobranoc. 

20.10.2020 

 Sedlo Vyšný Tvarožec 651 m - Zdynia

W nocy wstawałem dorzucić "do pieca". Ranek wita mnie mgłą, waruneczki klękły. Powoli budzę się do życia:
Po śniadanku pakowanko. Ostatnie wspomnienie po noclegu:
Opuszczam miejscówkę, mam zagwozdkę, lokal położony po stronie słowackiej, tabliczka informacyjna widnieje w języku polskim, lokal jest zadbany, z pewnością posiada gospodarza. Niestety, nie mam pojęcia kto dorabiał werandę? Miejsce będzie przeze mnie odwiedzane. Docieram do granicy, idę w "mleku". Na szlaku granicznym:
Osiągam Płaziny/Staviska 806 m, inne mapy wskazują wys. 825 m:
Od słupka granicznego jest zejście. Powiadam Wam, północny stok oferuje niezłą atrakcję, sam nie wiem co lepsze, wejście czy zejście? Mnie przypada zejście. Schodzę bardzo ostrożnie, jest ślisko. Pot z czoła ogarniam na Przełęczy Wysowskiej:
Po przerwie zarzucam szafę na plecy i ruszam. Niebawem kończę z Pasmem Granicznym, osiągam Obycz 788 m:
Na Przełęczy Regetowskiej "małe 5" wskazane:
Po czym przerzucę się na żółty szlak => Regetów. Jest możliwość nacieszenia się naturalnym Beskidem Niskim:
Docieram do kapliczki z dzwonem:
A za chwilę odpocznę na cmentarzu łemkowskiej wsi Regietów Wyżny:
Czasownia i krzyż z datami 1947-1997 upamiętniający 50 rocznicę wysiedleń w ramach Akcji "Wisła", po której wieś zupełnie opustoszała :
Na cmentarzu były dwie panie, które sprzątały groby. A na mnie czas, kieruję się do bazy namiotowej. Po drodze podziwiam tamę wykonaną przez bobry:
Melduję się w miejscu, którym Regetówkę można przekroczyć na trzy sposoby, w bród, małym betonowym mostkiem, drzewnianą kładką:
Jeszcze trochę asfaltu i jestem na miejscu, SBN w Regietowie:
Czas mam dobry, zatem korzystając z dobrej, znanej, a przede wszystkim lubianej lokalizacji, wbijam do wiaty i pora odtrąbić przerwę na obiad. Przebiegająca obok droga, która była niedawno modernizowana nie jest wylana asfaltem, jak to swojego czasu różne osoby różne opinie kreśliły:
Dodatkowo, droga jest zamykana szlabanem, a więc nie jest ogólnie dostępna. Rozkładam kuchnię, na obiad serwuję sobie liofa. Głód odczuwam, muszę mieć później siłę aby podejść na Rotundę, zarzucam podwójną porcję :)). Korzystając z dłuższego postoju i odrobiny słońca, rozwijam namiot celem podsuszenia. Po posiłku zwijam bałagan na ostatni odcinek. Ruszam na Rotundę i obowiązkowa wizyta na cmentarzu wojennym nr 51, który projektował Dušan Jurkovič. Spoczywają na nim żołnierze armii austro-węgierskiej i rosyjskiej. Docieram na miejsce, widok wież robi na mnie ogromne wrażenie:
Od ostatniej wizyty w 2017 roku podczas przejścia GSB zauważam, że kamienne ogrodzenie cmentarza jest już doprowadzone do porządku:
Przede mną ostatni odcinek, kulam do Zdyni z nadzieją, że wykąpię się u pani Zosi w Ośrodku. Już prawie:
I w sklepie spiżarnię uzupełnię, schodzę. Myśl o gorącej kąpieli powoduje szybsze bicie serca, od początku imprezy nie było kiedy się wykąpać, taki był zapierdol :). Stały fragment trasy:
Zbliżam się do asfaltu, widzę gospodarza z którym chwilę rozmawiam. Opowiada mi, jak to niedawno dziewczyny z Tarnowa spały na belach słomy. Oczy mnie się zaświeciły i odpowiadam, że następną razą wbijam do niego na nocleg. Żegnamy się w dobrych humorach, do ośrodka mam "dwa kroki", wtaczam się i...zamknięte! W sklepiku robiąc zakupy pytam co jest grane. Pandemia i wszystko jasne. Pytam o inne możliwości, dostaję dwa namiary, żółty domek również mam w pamięci. Zależy mi na czasie, chciałbym się zalogować "za widnego". Idę w stronę Koniecznej. W żółtym domku nie przyjmują, pozostałe dwa adresy to także pudło. Schodząc doznaję olśnienia, zapytam wcześniej spotkanego gospodarza czy przyjmie do stodoły, zadaję szyku! Zaczyna się ściemniać, jak z tego namiaru wyjdzie klapa, uwalę się na łąkach z namiotem. Podbijam do obory. Jest dobrze, gospodarz zajęty dojeniem krów. Przez myśl przebiega zajawka, może uda się kupić "literka prosto od krowy". Kręcę się koło obory aby gospodarz mnie zauważył. Za chwilę rozmawiam z nim, czy przyjmie na "bele słomy". Przyjmie! Nieśmiało pytam o litr mleka prosto od krowy, i tu sprawa załatwiona. Nie mam słów! Uradowany idę się zalogować. W stodole kimałem w sumie niedawno, ale mleko od krowy piłem ostatnio ok. 15 lat temu. Dla mnie Zdynia odkrywa nowe :)). Rozliczyłem się z gospodarzem, w dobrych humorach się żegnamy. Udaję się na pokoje:

21.10.2020

 Zdynia - Schronisko PTTK "Na Magurze Małastowskiej" - Kraków - Wrocław

Kimałem w pokoju z widokiem na Popowe Wierchy. O świcie raczę się się mlekiem w ramach śniadania. Z wiadomych względów, użycie kuchenki gazowej jest raczej niewskazane. Czas zatem się pakować. Po drodze nie mogę się oprzeć ciekawskim krówkom:
Opuszczam Zdynię. Cały czas łoję asfaltem. Dawna cerkiew greckokatolicka p.w. św. Michała Archanioła, obecnie kościół katolicki:
W Smerekowcu:
Muszę odpocząć, kołuję do wiaty przystankowej:
Muszę coś przekąsić. Będzie po staropolsku, plaster salami, bułka z przedwczoraj i mleko od krowy:
Opuszczam wiatę przystanku autobusowego, po drodze mijam kapliczki przydrożne. Jedna z ostatnich bardzo mnie się podoba, figura św. Rodziny, 1902 rok:
I zaraz odbijam w prawo do szlaku zielonego przez prywatną posesję. Jestem na podejściu:
Przed wejściem do lasu robię krótką przerwę. Jest pięknie, dawno nie widziałem tylu pasących się krówek. Przede mną monotonny odcinek przez las. Docieram do szlaku żółtego, który prowadzi na Wierch => Oderne:
Magura Małastowska już w zasięgu wzroku:
Ruszam przed siebie żwawo. Jest dużo wody, w pewnym momencie noga odjeżdża, tracę równowagę i dachuję. Wypierdoliłem się tak niefortunnie, że doznałem kontuzji kości ramiennej. Z obolałym ramieniem docieram do schroniska Magura Małastowska. Nie wierzę w to co widzę:
Obecny stan schroniska to ruina. Ten chlew odziedziczył po poprzedniku. Sytuację ratuje chatkowy Lubosz, gość komunikatywny i przede wszystkim wie co ma w kuchni. Wcześniej był na Otrycie, spotkałem się z nim, a raczej z jego przemiłą psiną Bryndzą w 2015 roku podczas przejścia Niebieskiego Szlaku Karpackiego:
Przed Luboszem ogromne wyzwanie. Dobrze mu życzę, ale osobiście nadal uważam, że ten lokal należy zburzyć i postawić nowy. Będąc w schronisku zamówiłem coś na ciepło, w planie mam zostać na noc i rano wracać do domu. Fart mnie jednak nie opuszcza, na sali była sympatyczna para, która jak się okazało jedzie do Krakowa i mogą mnie zabrać. Skorzystałem z okazji. Wcześniej poszli się przejść i umówiliśmy się na dole przy ich samochodzie. Doczłapałem na miejsce zbiórki i ok. godziny 18-tej ruszamy do Kraka:
W zdrowiu zostaję odstawiony na stację benzynową, niebawem przyjeżdża Dagmara i wracamy do Wrocławia. W dniu następnym ląduję na ostrym dyżurze, chirurg "wrzuca" mnie w ortezę i chwilowo mam przerwę w wyjazdach. Nie wiem jak to się stało, że Przełęcz Tylicka nie była wcześniej brana pod uwagę. Kolejny wyjazd w Beskid Niski i kolejny zachwyt. W niektórych miejscach byłem i z pewnością będę ponownie, na myśli mam Bieliczną. To przepiękne miejsce, jako baza wypadowa będzie okazją na kolejny wyjazd. No cóż, wróciłem z kontuzją, ale co tam. Zagoi się.
Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Kolejna niezła wyprawa. Kilka miejsc noclegowych warto sobie zanotować na przyszłość! Dwa pytanie: czy na pierwszym noclegu był prąd? Bo widać gniazdka. A drugie - co to za puszka imperialistycznego chłamu od niebieskich? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Prąd jest w opcji :) Niestety, za mojego pobytu nie miałem tego luksusu. Myślę, że mają jakiś agregat.
      2. W tym przypadku chodzi o markę pepsi. Lubię się upodlić na koniec dnia, zakończenie jakiegoś przejścia napitkiem w puszce, gustuję w coca-coli - czerwoni:))

      Usuń
  2. świetna wędrówka! :) Klimat jest, nawet nocleg na sianie z mlekiem prosto od krowy się trafił. Ciekawe są te wiaty i widać, że Słowacy je rozbudowują :) Ta pierwsza, w której spędziłeś dwa dni full wypas! :D
    Ogólnie Beskid Niski to zupełnie nieznany mi rejon, czytam ciągle relacje z wędrówek stamtąd i muszę w końcu się tam wybrać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Opawski. Zachęcam do wizyty w BN. Mimo tego, że to pasmo się zmienia, nadal oczarowuje. Dzięki twojemu komentarzowi muszę coś sprostować i poprawić. Chodzi o nocleg na belach słomy, a nie siana :)

      Usuń
  3. Cholera Menel zdawało mi się że o BN wiem wszystko a Ty mnie ciągle zaskakujesz. Pozdrawiam Dynidor

    OdpowiedzUsuń
  4. No i te obiecane perełki wyciągaj. Dynidor

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowiej!

    Mnie najbardziej lokale noclegowe zaciekawiły. Zarówno ten pierwszy, full wypas, jak i na sedlo Vyšný Tvarožec. Będę musiał się zainteresować tematem na mapach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Królewska Studnia mną wstrząsnęła, tego się nie spodziewałem. Vyšný Tvarožec to już klasa sama w sobie, wspomnę tylko, że w pobliżu jest woda. Idąc czerwonym szlakiem =>Przeł. Wysowska, w niedalekiej odległości przepływa strumyk.

      Usuń
  6. Jakoś Niski pasuje mi właśnie do takiej mglisto-wodnej aury. Kilka miejscówek bardzo mi wpadło w oko, tą trasą z Bielicznej wzdłuż Białej chętnie bym się przeszedł. Widzę że stan schroniska na Magurze Małastowskiej niewiele się zmienił od czasu mojej ostatniej wizyty tamże. ;)

    Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczna część trasy odkrytym grzbietem to grzęzawisko, za to miejsca noclegowe dopisały. Temat wzdłuż Białej też uznaję za obowiązkowy dla siebie. Z przyjemnością zwiedzę ścieżki prowadzące do grzbietu/jest parę opcji/. Co do schroniska na MM, Dave, to efekt zrzutki dla poprzedniego najemcy-flejtucha. Na mój gust ten lokal się nie dźwignie. Zburzyć nie wolno, bo ponoć zabytek. Zostaje ...pożar. O mały włos byłbym zmuszony zostać tam na noc :).

      Usuń
  7. Sporo czasu w górach spędziłeś, szkoda tylko, że pogoda taka średnia. Tym Malnikiem i Lackową przypomniałeś mi moje wypady sprzed lat w Góry Leluchowskie i upalną Lackową:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do kompletu brakuje mnie Lackowej w wariancie zimowym.

      Usuń
  8. Mam ogromny sentyment do Kráľovej studňi - tam bowiem wypadło moje pierwsze wiatowanko ;). Rozbudowa to dobry pretekst do ponownych odwiedzin tej zacnej miejscówki. Nawiasem pisząc, trzy nocki w jednym miejscu to rzecz wydaje się nie do pomyślenia, ale akurat tam nie miałbym nic 'naprzeciwko' :)

    Nie jestem teraz do końca pewien, ale nocując zeszłej jesieni na Vysnym Tvarozcu (już po rozbudowie) odniosłem czytając różne tamtejsze zapiski wrażenie, że opiekują się tym miejscem nie Słowacy, a ktoś z Blechnarki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informacje. Jest tak, że mam już plan na kolejną wizytę w Beskidzie Niskim, zakres działania poszerzam o Blechnarkę, trudno :))

      Usuń
  9. Rany! Człowiek nie ma pojęcia, że na świecie takie miejsca noclegowe występują, a jak przeczekiwać zlewy, to tylko na takich kwadratach... ;-)
    Jak zwykle trochę z niczego stworzyłeś kolejne epickie przejście ;-)
    Widoki na Lackową i Busov dużej urody, szczególnie ta Lackowa pięknie wyszła.

    PS - jej zachodnia ściana w wersji winter warta jest fatygi...:-)

    Pozdro,

    Satan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cze Satan :))

      Właśnie "organizuję urlop 2021". Wychodzi mnie, że są szanse w lutym na jakieś zimowisko w Beskidzie Niskim.

      Usuń
    2. Już teraz organizacja urlopu zimowego?! A ze mnie miałeś otwartą polewkę swego czasu na Forumie... ;-)

      Mnie wychodzi, że zimową porą wbiję na sernik do Zygmuntówki...

      Usuń
    3. Kiedyś pewne rzeczy nie mieściły mnie się w głowie, no i masz :))

      Usuń
  10. Ponownie wspaniała wyprawa i relacja i to z Rejonów Granicznych BS i BN. Kapliczki 'toże ' piękne. Choć TE 3 spod Lachawy z pasma Przemyśl-Sanok wg mnie są na szczycie podium jak już pisałem.
    Podziwiam Kolegę, siłę i forme i świetne opisy chyba już od 8 lat, od czasów forum npm.
    Może by to wydać drukiem w formie quasi przewodnika po Polszczyźnie ?? 😁

    W każdym razie ukłony i zdrowia ponownie życzę.

    Dawid z Lublina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo "Stary i Stały" Czytelniku :))

      Wrocław Lublin pozdrawia!

      Usuń
  11. Przypominają mi wspólne imprezy. Co wielce dziwne, w tym roku również nasze ścieżki się często przeplatały: w lecie odwiedziłem również okolice Muszyny i Tylicza, brodziliśmy w błocie pod Dzielcem, szedłem przez Czereż, zahaczyłem o Izby i oczywiście Bieliczną, wylazłem też na Lackową...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Bieliczna wymaga powrotu do niej, koniecznie :))

      Usuń
  12. Serce mi pękło na widok utulni Kralova Stuna. Dlaczego? Rok temu z Barsusem byliśmy na wieży i potem zeszliśmy do Lenartova. A tak blisko było do tak fajnego adresu....
    Pim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, też by mi pękło :). Ja z kolei przez chwilę nie dawałem wiary temu co widzę.

      Usuń
    2. Menelu! Jestem obecnie "zarobiony w pracy" i nie mam perspektywy na wyjazd. I aż mi się marzy konieczność takiego "kiblowania". Ku pokrzepieniu serc tekst właśnie o kiblowaniu:
      http://pieczeniewdupie.blogspot.com/2018/01/trudna-sztuka-kiblowania.html

      Usuń
    3. Pim, nazwa bloga urocza. Liczyłem chyba na coś więcej :)

      Usuń
    4. Ma powab, to fakt. Poczytaj całość!

      Usuń

Prześlij komentarz