Kolejne wagary w Beskidzie Niskim 6-10.11.2014


Okazje są po to, aby z nich korzystać. Szkoda tylko, że Ronc odpada w ostatniej chwili. Jadę sam, nikt i nic mnie nie przeszkodzi przed kolejnym szlajankiem w Beskidzie Niskim. Prognozy pogody nie były najciekawsze. Okazało się jednak, że w listopadzie miałem "lato". Tyle tytułem wstępu i zapraszam do fotorelacji.

6.11.2014

Wrocław - Sanok - Lesko



Z Wrocławia klasycznie PB turlam się do Kraka, tam przesiadka w Bus-a do Sanoka. Robi się problem, bus wypakowany po sufit i na kurs się nie zabiorę. Usiłuję się dogadać z kierowcą, że z Sanoka mam jedyny autobus do Nowego Łupkowa o 17.50 i takie tam bla, bla. Widzę, że nic z tego nie będzie. Kierowca mnie mówi, że za moment będzie bus do Krosna, sprawnie ogarniam zmianę peronu i kwadrans później jestem uwalony w busie, zająłem miejsce leżące czyli podłogę. Jadę do Krosna! Jest już ciemno, przed wjazdem do miasta na przystanku czeka na mnie kierowca busa na Sanok, ten z krakowskiego dworca. Okazuje się, że to kumple i byli na łączach. Jest szybka akcja na przystanku i za chwil parę turlam się do Sanoka. Chłopakom z busów tychże składam najszczersze podziękowania, za sprawną i skuteczną akcję logistyczną. Mimo wsparcia jakie otrzymałem, do Sanoka docieram z 10-cio minutowym opóźnieniem. Jest pozamiatane, autobus do Nowego Łupkowa odjechał niemal sprzed nosa. W tym niefarcie mam farta! Podjeżdża PKS do Leska, wsiadam. Tam będę się martwił co dalej... w tym miejscu pozwolę sobie na przerywnik, ze względu na dobro pewnej osoby, która udzieliła mnie fachowej pomocy. Podróż prawie jak na Ukrainie, przygoda panie na 102! Noc mija rewelacyjnie, nawet Policja nic do mnie nie ma. To wersja jaką zapodałem na forum NPM. Rozwinę jednak wątek noclegowy. Otóż, wyjazd z Leska był już niemożliwy. Podszedłem do pani, która ogarniała poczekalnię dworca autobusowego przed zamknięciem i zapytałem, czy mógłbym przekimać w poczekalni, bo i tak do jutra mam czas. Na początku pani z obsługi była zdecydowanie nieufna, później chyba coś ją ruszyło. Po chwili rozmowy mówi do mnie, "nie wie kim ja jestem, że może i by się zgodziła, ale ludzie są różni i celem się upewnienia, mówi, że zadzwoni po Policję i jeżeli się okaże, że nie jestem poszukiwany", czy coś w ten deseń, to się coś wymyśli. Policja oczywiście przyjechała w trybie dosyć szybkim. Standardowa procedura, czyli dokumenty, 100 pytań do... itp. W pewnym momencie policjant zachęca mnie do noclegu w jakimś hotelu. Jakoś sensownie wymigałem się i stanęło na tym, że Policja nic do mnie nie ma, co bardzo uspokoiło panią z obsługi. Policjanci odjechali, a moja dobrodziejka otworzyła mnie "pakamerkę" i prosiła, abym się w nocy nie "wychylał". Stanęło na tym, że nocleg dostałem, nad ranem "szefowa" mnie otworzyła i pięknie dziękując za użyczoną pomoc czekam na autobus do Cisnej.

7.11.2014

Lesko - Nowy Łupków - Jasiel



Przed siódmą mam autobus do Cisnej, ja już w gotowości bojowej. Dotarłem na miejsce i siedzę na ławeczce  czekając na kolejny autobus do Nowego Łupkowa. Z nudów rozmyślam nad rozlanym mlekiem, chodzi o te wczorajsze pieprzone dziesięć minut. Uspokajam się, zaraz mam ostatni kurs do celu. O 9.17 wyjeżdżam z Cisnej, to już ostatnia męka w strefę zrzutu i około godzi 10-tej "orzeł" ląduje w Nowym Łupkowie. Na chwil parę wbijam pod wiatę przystankową ogarnąć się nieco. Zarzucam szafę na grzbiet i zaczynam imprezę. Idę do Dukli, a co mi tam, nikt nie może biednemu zabronić wystawnej wędrówki. Szkoda, że Ronca nie ma, startowaliśmy stąd w Pasmo Graniczne i dalej na wschód w łyk-end majowy AD 2012, teraz zapodaję na zachód dla odmiany. Czas najwyższy zacząć imprezę, Nowy Łupków - start :


Idę szlakiem niebieskim i na dzień dobry piłka - zmyłka. Okazuje się, że Siwakowska Dolina 701 m to szczyt!! Niezły absurd.


Ledwo wlazłem w las i już umoczyłem, znaczy utytłałem się w błocie, chciałem to mam.


Przebrnąłem dosyć sprawnie pierwszy błotnisty leśny odcinek i w nagrodę otrzymuję porcję pierwszych widoczków.


Jestem w rejonie wzgórza Horodki 680 m. Ponownie wkraczam w las, Siwakowską Dolinę nieświadomie przeszedłem, ale dobra nasza, idę granicą. Zanim dotrę do Przełęczy Beskid nad Radoszycami, staję jak wryty, co ja widzę?! Widzę poważny a przede wszystkim darmowy pensjonat "Utulnia namiot", tak, tak. Tak się zwie, a darczyńcą jest słowacki Klub Biathlonistów z Medzilaborców :

Wnętrze "gościńca" :
Zrobiłem sobie kwadrans na słodycza, korzystając z tak zacnej miejscówki. Zaskoczony jednak jestem, że coś takiego na takim zadupiu? Zbieram się, idę na przełęcz. Wita mnie słup graniczny między Galicją a Królestwem Węgierskim:
W wiacie, która się znajduje na przełęczy, nie zasiadam, przewiew w niej jak diabli, szkoda.
Dalsza trasa to las. Nie, nie uwłacza mnie to, mijam Średni Horb 822 m, Danova 840 m, docieram na wyniosły szczyt w grzbiecie granicznym Pasika 848 m, znany również jako Wielki Bukowiec czy też Wysoki Horb. Przy żelaznej wieży obserwacyjnej, wybudowanej pod koniec lat 30-tych XX wieku, a odnowionej w 2014 uwalam się na kwadrans :
Do Jasiela coraz bliżej, po drodze na Kanasiówkę /823 m/ spotykam łaziora, "człowieka lasu", wnioskuję po ubiorze, zamieniamy dwa słowa i idziemy każdy w swoim kierunku. Wcześniej mijam przełęcz na której jest pomnik ku pamięci Armii Czerwonej, która w tym miejscu 20.09.1944 roku po raz pierwszy przekroczyła granicę Czechosłowacji:
Docieram na Kanasiówkę, jestem przy węźle szlaków:
Kanasiówka 823 m - dawni mieszkańcy Wisłoka nazywali ją Baba, pewnie stąd na mapie jest także i ta nazwa, natomiast ci z Jasiela, Hrabyna. Na stokach Kanasiówki znajdują się źródła dwóch głównych rzek Beskidu Niskiego : Wisłok/stok wschodni, dł. rzeki 205 km, który swoimi wodami zasila San => Wisłę/ i Jasiołka/ stok zachodni, długość 76 km, który zasila swoimi wodami Wisłokę => Wisłę. Do Jasiela mam 4 km. Ok. godziny 17-stej docieram na pole namiotowe, którym jestem zachwycony, coś nieprawdopodobnego, a ja uwalony w największym rezerwacie polskich Karpat - Rezerwat Żródliska Jasiołki:
Rządzę w Jasielu /łemk. Jasył/, nazwa pochodzi od rzeki Jasiołki i oznacza jasną, czystą wodę - nieistniejącej wsi, obecnie ogromna polana u źródeł Jasiołki, byczę się w obecnie niezamieszkanej dolinie Jasiela. Wieś powstała w 1559 roku na prawie wołoskim i była własnością królewską. Jasiel jest wspominany z pewnego procederu, a mianowicie przez Jasiel prowadziła droga, którą kupcy jadący z Węgier usiłowali ominąć urząd celny w Jaśliskach, a jaśliccy mieszkańcy robili na nich zasadzki i sprowadzali do miasta. Jakie 2 kilometry na wschód od Jasiela znajduje się Żołnierska Polana, obecnie zarośnięta, zimą 1914-15 roku podczas przerw w walkach, na tejże polanie podobnież spotykali się rosyjscy i austro-węgierscy żołnierze na... kolokwialnie rzecz nazywając, "przyprawianiu ćmagi". Przed wybuchem II wojny światowej, żyło w Jasielu 369 osób, istniała drewniana cerkiew wybudowana w 1825 roku oraz posterunek straży granicznej. 20.III. 1946 roku, Jasiel był areną makabrycznych wydarzeń: - zagrożona załoga strażnicy dostała rozkaz wycofania się do Komańczy. Gdy nad ranem zaczęli wychodzić ze wsi, zostali zaatakowani przez połączone siły UPA "Bira", "Chrina" i "Myrona" w sile podobno ok. 1000 ludzi. Polacy skapitulowali z powodu braku amunicji, tracąc dwóch żołnierzy i kilkunastu rannych. Jeńców przeprowadzono do Moszczańca. Po przesłuchaniach podzielono na kilka grup, jedną z nich liczącą 36 osób/oficerowie i podoficerowie/ poprowadzono pod Górę Berdo nad Wisłokiem. Tam żołnierzy rozstrzelano, jednemu żołnierzowi udało się zbiec. Część żołnierzy zaginęło bez wieści, część banderowcy wypuścili. Mieszkańców Jasiela wysiedlono do Związku Sowieckiego w latach 1945 lub 1946. Na miejscu spalonej strażnicy WOP w 1946 roku, stoi obecnie pomnik pomordowanych WOP-istów :

Nieopodal arcypiękne pole namiotowe, DARMOWE!!!! Namiocik już rozbiłem, na kolację poszedłem pod wiatę, na takiej przestrzeni jestem sam, niesamowite. Pogoda zaczyna się kiepścić, wieczorem popada, będzie to jedyna noc z opadem. Ja tymczasem idę do namiotu, to był piękny dzień.. Odpływam. 

8.11.2014 

 Jasiel - Zyndranowa

W nocy mam przelotny opad deszczu, mimo listopada i tak jest "lato". Ranek miło mnie wita, jest ciepło, niebo się przeciera. Wylegam z namiotu i idę po wodę. Przygotowuję posiłek, zwijam bajzel i wyruszam dalej. Podziwiam Beskid Niski w całej okazałości:
Wcześniej jednak odwiedzam pomnik a raczej głaz ku czci kurierów beskidzkich, w czasie okupacji hitlerowskiej przez Jasiel wiodła jedna z tras. Tablicę odsłonił pan Jan Łożański w 1981 roku, podczas II Rajdu Szlakiem Kurierów Beskidzkich, który ponad 40 razy przebył drogę Budapeszt - Warszawa:
Idę dalej w kierunku północnym, jestem przed zrujnowanym budynkiem dawnej strażnicy, którą wybudowano po 1946 roku:
Po likwidacji placówki budynek służył jako schronisko PTTK, następnie jako najlepsza opcja-nieformalny schron-by wreszcie paść ofiarą owczarni podczas sezonowych wypasów. Wyczytałem gdzieś również, że podstawowy walor tego rejonu, to okalający źródła Jasiołki i Wisłoka las o charakterze pierwotnym z dominującą buczyną karpacką oraz łąki dawnych wsi łemkowskich podlegające wtórnemu zdziczeniu. I faktycznie, okolica miażdży. Ja tymczasem docieram na miejsce pamięci żołnierzy sowieckich biorących udział w operacji dukielsko-preszowskiej:
Znajdują się tutaj również dwa krzyże, drewniany i żeliwny. Ten żeliwny to pozostałość po jasielskiej cerkwi:
Odwiedzam przycerkiewny cmentarz z zachowanym jednym piaskowcowym nagrobkiem:
Miejsce po cerkwi znajduje się na południe od cmentarza. Opuszczam to magiczne miejsce, Dolina Jasiołki wiedzie dalej w kierunku płn-zch, ja odbijam szlakiem niebieskim w kierunku płd-zch. Oczywiście wzruszający mnie mostek :
Ostatnie spojrzenie w klimacie Beskidu Niskiego i kieruję się w las, do szlaku granicznego.
Kieruję się na Kamień 857 m. Po drodze mijam mokradła, słowacki rezerwat przyrody Haburské rašelinisko, utworzony w 1981 roku. W drodze na Kamień "bukową aleją":
Osiągam najwyższy punkt trasy, słupek graniczny 135/9, południowa część kopuły szczytowej Kamienia nad Jaśliskami, zasiadam naturalnie na "małe 10":
Popełniam też "mylny błąd" podczas zejścia. Dużo lepszym rozwiązaniem, tak mnie się wydaje, byłoby zejście żółtym szlakiem do Lipowca i stamtąd do Czeremchy :
Ja jednak kontynuuję zejście szlakiem niebieskim, gdzie na obiad wbijam do wiaty:
Naturalnie dołączam do fan klubu:
Niniejszym rządzę w Beskidzie Dukielskim. Posilony, a raczej upodlony pomidorową z Amino ruszam na ostatni etap, na Kiczerę Jałową 578 m do czarnego łącznika. Pozostawiam za sobą piękny modrzewiowy widok:

Docieram do łącznika ok. godziny 16-stej. Robię przerwę na słodycza i mogę śmiało odtrąbić : minęła 16-sta - idę do miasta! Schodzę czarnym szlakiem łącznikowym do Zyndranowej, a że zaczyna się ściemniać, idę zerknąć do studenckiego schroniska SKPS Rzeszów, które jest otwarte!! Wbijam do środka nieco zziębnięty, pierwsza izba w której "nachajcowane" na bogato. Pytam się, czy jest coś bez ogrzewania? Zostałem wprowadzony do drugiej izby, w której zimno jak diabli, ale w niej zostałem. W pokoju była koza i drzewo, którą po rozpakowaniu bajzlu się zaopiekowałem. Tak w niej napaliłem, że za 1,5 godziny chodziłem w samych gaciach i koszulce. Polazłem jeszcze do kuchni na gawędę. Uiściwszy 10 zł za nocleg ok. godziny 20.00 polazłem w kimę. Późnym wieczorem dokooptowała jeszcze jakaś grupa do "mojego"pokoju, ale to tak "bez mgłę" pamiętam. A za schroniskiem jest wybudowana wiata, w sytuacji kiedy lokal jest nieczynny można się tam zainstalować, innymi słowy Zyndranowa to raczej pewny punkt na nocleg w opcji dziad. 

9.11.2014

 Zyndranowa - Tylawa /pole campingowe Drymak/

Taaa, pogoda klękła po całości. Z widoków dzisiaj "amba fatima", trochę mnie to martwi, bowiem w planie jest atak na Baranie 754 m. Śniadanko, pakowanko, gawęda na werandzie i... wynocha! Grzecznie się żegnam i mam nadzieję tu wpaść jeszcze:
Początkowo waruneczkami byłem trochę przygnębiony. Jednakże idąc do Muzeum Kultury Łemkowskiej:
Zaczęło mnie to bardzo, ale to baaaardzo odpowiadać. Muzeum nieczynne, w kwestii umówienia się na zwiedzanie jest podany nr telefonu. Ale można wejść i chwilkę się pokrzątać tu i tam. Bardzo dobre wrażenie zrobiło na mnie to miejsce:
Opuszczam Zyndranową, do Barwinka idę szlakiem zielonym, przepiękny odcinek. Barwinek już tuż, tuż. Jeszcze 10 km i Baranie!
W Barwinku chciałem delikatnie spiżarnie uzupełnić, niestety, sklep oznaczony na mapie nieaktualny. Tymczasem opuszczam Barwinek i ponownie wkraczam na niebieski kolor szlaku. Jestem na ścieżce zwaną Dworska Aleja, mijam kapliczkę ufundowaną przez mieszkańca Tylawy, który zimą 1968 roku uniknął śmierci podczas zwózki drzewa:
Jestem na granicznym grzbiecie. Za Siniakiem zachodzę do wiaty :
Jeszcze trochę potu i jestem. Baranie 754 m npm, jeden z najlepszych punktów widokowych Beskidu Niskiego oraz bardzo ciekawy punkt darmowego noclegu. Zasiadam tu na dobrą godzinę. Wieżę widokową zupełnie inaczej sobie wyobrażałem:
Wiata tutejsza, która chyba niedawno została postawiona to majstersztyk. Wnioskuję że niedawno, bo hołota jeszcze jej nie popisała. Klasyczny styl magurski, tylko zdecydowanie większa i z okienkiem! W środku podłoga w drzewie, drzwi zamykane od wewnątrz, cudo!!
Jako, że dalsze widoki zamglone, ale przy dobrej widoczności efekty są piorunujące. Zapodawszy focinę z widokiem na Cergową:
Na szczycie spotkałem liczną grupę turystów, czym trochę byłem zaskoczony.Przede mną kolejne zejście, tym razem odbijam na żółty szlak do Olchowca.
Wchodzę do przepięknej malutkiej wioseczki, położonej nad potokiem Wilsznia:
Nie mogę odpuścić cerkwi greckokatolickiej p.w. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja, którą wspólnie użytkuje parafia rzymskokatolicka z Polan i greckokatolicka z Zyndranowej:
Wewnątrz:
Warto zajrzeć na przycerkiewny cmentarz. Jak będziecie, zwróćcie uwagę na nazwiska. Polski akcent, grób Marii Szczepańskiej z 1875 roku :
Uznany za zabytek architektury, kamienny mostek prowadzący do cerkwi, podobnież osobliwość na Łemkowszczyźnie:
Ponadto uwagę moją zwróciły te oto napisy na kamieniach fundacyjnych cerkwi, które zostały odnalezione w latach 70-tych XX wieku:
Tłumaczenie z pierwszego kamienia: "Ten chram chroni sługa Boży Grzegorz". Tłumaczenie z drugiego: "Roku Bożego 1683 miesiąca maja dnia 21". Wygląda na to, że kamienie fundacyjne są świadectwem budowy cerkwi w 1683 roku. W jednym z przewodników po Beskidzie Niskim figuruje data budowy pierwszej cerkwi w 1792 roku. A ja stoję i nikogo się nie boję, drapię się po łbie i myślę co robić?
Z czasem stoję licho. Rozważany przeze mnie biwak w Wilszni nie będzie zbyt dobrym pomysłem. Jest godzina 15.30. Zaraz zacznie się ściemniać, w rejonie Wilszni będę po ciemaczu, czyli klapa. Po drodze mijam kamienny krzyż. Wilsznię witam przy czołówki blasku. Droga błotnista jak diabli. Wychodzę na piękną polankę, widok wbija mnie w ziemię. Warto by wrócić kiedyś w to miejsce, ot, dla samego rozbicia namiotu w tym rejonie i Kermeszu Łemkowskiego. Od tych rozważań gubię szlak, a łąka nasiąknięta wodą niczym gąbka... Po ok. 30 minutach ogarniam temat. Idąc skrajem lasu, widzę tabliczkę "Chatka", zacieszam!! Okazuje się jednak, że to wskazówka do "Chatki Malucha"... w Ropiance, a tam mnie nie po drodze. w związku z tym, że jestem w czarnej d...e, aczkolwiek bardzo pięknie położonej, decyduję, że idę do Tylawy celem uwalenia się gdzieś w agro lub wiacie przystankowej. Ostanie wspomnienie ze Smerecznego:

Odcinek Wilsznia - Tylawa będę długo pamiętał. Ciemno, straszno i lęki, aby nie nadepnąć na łapę niedźwiedziowi. Widoczne z oddali światła "wielkiego miasta" wręcz mnie relaksują, na spotkanej ławeczce zasiadam na chwilę odpoczynku, z peta zgarniam ostanie dwa łyki wody i wkraczam do Tylawy. Pewien odcineczek mam asfaltem/DK 9/, a widząc otwarty Bar, zachodzę, na schabowego mam takie smaki, że zęby bolą. W oczekiwaniu na posiłek, filuję w mapę. Po suto zastawionym stole nie ma śladu, posilony i napity opuszczam lokal, w sklepie obok uzupełniam odrobinę spiżarnię i lansu zadaję na drogę 897. W zajeździe "Bartnik" ciemno na szczęście, zaczynam się martwić gdzie spędzę nocleg, bo jakby oferta licha. Ale, ale, widzę baner z napisem "Pole Campingowe". Nie,nie.. wbijam, nic mnie nie zatrzyma. Camping oczywiście nieczynny, jest jakby po sezonie/nie dla wszystkich/, widzę już kontury budyneczku, ale pies niedaleko posesji ujada jakbym robił włam, jestem na miejscu. Rozbijam się się na stole pod zadaszeniem budynku. Bardzo przyzwoite miejsce, pies wcześniej wspomniany ujada cały czas, myślę sobie, na bank będzie afera. Po kwadransie wjeżdża syn właściciela, też Darek, mówię wam, Darki to fajne chłopaki. Widzi, że jestem "rozbity" na ławie, pyta mnie co ja tu robię? Grzecznie zeznaję bez krzty lania wody, Darek/syn właściciela, nie ja/ drapie się po głowie i nagle wyciąga klucze i "otwiera wrota do raju", mówi do mnie, że nie ma sumienia abym "spał na dworze" i zaprasza mnie na pokój. W środku chwilę rozmawiamy o widocznym tu w blasku księżyca Piotrusiu i atmosfera się bardzo rozluźniła. Pytam Darka: -słuchaj, żebyś nie myślał, że jestem dziadem i naciągaczem, ale ile jestem należny za ten jakże zacny nocleg? Słyszę: - nie, nie. Zaraz przyjdzie mój tato, z nim to załatwisz, ja się w to nie mieszam. Faktycznie, po ok. 20 minutach przychodzi prawowity właściciel Campingu. Właścicielowi tłumaczę ponownie co i jak. Gość widzę, drapie się po głowie i mówi do mnie: - a masz wodę? - mam, 1,5 litra. /uzupełniłem w barze./ Poczekaj, zaraz przyjdę. Po pół godzinie właściciel przychodzi z 5 litrową bańką wody. Patrzę z uznaniem na gościa, chwilę rozmawiamy i w końcu przechodzę do rzeczy: - niech mnie pan powie, ile płacę za ten luxus i pańską dobroć? - A, ile dasz tyle będzie .. Wyciągam 20 zł i pytam czy będzie OK? - nie, nie.. to się 10 zł należy. Ja chyba śnię, ale właściciel wydaje mnie resztę. Dla mnie właśnie takie imprezy mają swoją magię, w takich warunkach poznaję ludzi i miejsca, które warte są odwiedzin. Właściciel zostawia mnie "z problemem" życząc dobrej nocy, a ja się rozkładam na wersalce, następnie bogata kolacja i idę w kimę. 

10.11.2014 

Tylawa pole namiotowe "Drymak" - Piotruś 728 m - Dukla - Wrocław

Dzisiaj ostatni dzień imprezy w Beskidzie Niskim. Wytaczam się na zewnątrz, waruneczki średnie, jest mglisto. Jeszcze wczoraj widziałem w świetle księżyca masywny grzbiet Piotrusia, naturalnie piejąc z zachwytu do księżyca. Poranne czynności, ogarniam pokój przed wyjściem, klucz zostawiam na stole tak jak się umawiałem wczorajszej nocy. Wychodzę, miejscówkę rzeczoną mam w pamięci, przy nadarzającej się okazji będzie bardzo mocno brana pod uwagę. Kierunek Piotruś, ok. 2-kilometrowy odcinek idę asfaltem. Stasiane, kolejne miejsce na darmowy biwak:
Cieszy fakt, że są miejsca na biwak dla "plecaków". Ja tymczasem odbijam w lewo /szlak żółty/ i rozpoczynam naprawdę godne podejście na Piotrusia 728 m - najwyższy we wschodniej części Beskidu Dukielskiego.
Idąc skalistym grzbietem, obserwuję piękny bukowy starodrzew. Bardzo dobrze, nie przeszkadza mnie nawet to, że Piotruś nie oferuje widoków. Na szczycie:
Jeszcze tylko wycieczka do Świętej Wody. Niestety, studnia sucha:
I odpoczynek przy kapliczce, powstałej z inicjatywy jaśliskiego proboszcza w 2005 roku:
I tak dałem ciała, bo zapomniałem zupełnie o Murowanej Studni. Schodzę do Zawadki Rymanowskiej. Po drodze gdybym chciał zbierać grzyby, na dobry obiad bym naciął:
Jestem w Zawadce Rymanowskiej:
I naturalnie coś dla fanów Beskidu Niskiego, cudnie prezentuje się zarówno Cergowa jak i cerkiew na jej tle:
Przy cerkwi chwilkę odpoczywam, mały rekonesans, do chaty nie idę, nie mam motywacji. Ja tymczasem, że pozwolę sobie Satana sparafrazować: "łoję Cergową od południa". Jestem na szczycie, Cergowa 716 m:
Zejście do Złotej Studzienki, golnąć zdroju naturalnie:
I kończę moją kolejną przygodę w Beskidzie Niskim. W Dukli jestem około godziny 14.30:
Ustanawiam chyba rekord w powrocie do domu transportem publicznym. Otóż, ledwo wylazłem ze sklepu z bananami w siatce już czeka bus do Krosna, w Krośnie w biegu wskakuję do busa do Kraka, bez rezerwacji! W Kraku pierdzę 30 na PB do Wro. Również nie ma problemu i ok. 23.00 jestem we Wrocławiu. Coś Wam powiem, Beskid Niski jest w pyte!
Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Uwielbiam te niskobeskidzkie klimaty. Dzięki za następną perełkę , pozdrawiam Dynidor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie te klimaty również pasują. Chociaż przyznaję, że BN późno odkryłem. Odpozdrawiam :)

      Usuń
  2. Coś mi zniknął komentarz (albo ktoś go skasował :P). Patrząc na zdjęcia z cmentarza wojskowego w Jasielu to widzę, że obecnie jego forma jest ciut inna, bo po remoncie pojawiły się płyty z czerwonymi gwiazdami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pudelek, to impreza z 2014 roku. Może coś później było robione.

      ps. Ja nic nie kasowałem :))

      Usuń
  3. Ależ się rozczuliłem przy tej relacji, i to nie tylko spoglądając na stary mostek w Jasielu.

    Darek, prawdziwe skarby masz w tym swoim archiwum :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcie znaku z napisem "Babadag....km" mam w telefonie od kilku lat. Raz na jakiś czas je oglądam i sięgam po Stasiuka. Rewers jak rozumiem to "Nordkapp.....km" ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalnie, widzę kolega "otrzaskany" w temacie :))

      Usuń

Prześlij komentarz