Główny Grzbiet Wielkiej Fatry rakietowo 27.02 - 3.03.2009


Sięgam głębiej do swojego archiwum wyjazdowego. Czas na 2009 rok, były to czasy zupełnie nieodległe, kiedy to w zimie była zima...
Już od jakiegoś czasu dojrzewałem do zimowego przejścia Głównego Grzbietu Wielkiej Fatry. Pomimo początkowych problemów z urlopem, udało się wydębić parę dni i coś z tym wolnym czasem trza było zrobić. Ze zmontowaniem "delikwentów" na wyjazd nie było problemu. No co by nie pisać, szczerze przyznać muszę, mam tych kolegów. Naobiecywali, nakłamali, miało być tak pięknie; dziewczynki, hotele, pokoje z TV, basen, sauna, SPA....mmmmmmmmm. Tradycyjnie mnie oszukali a i tak dobrze, że nie przepłaciliśmy tego zdrowiem, bowiem Michun "dybał" na nasze i tak już wynędzniałe życie, innymi słowy "chciał nas otruć".  No cóż, kolegów się nie wybiera. :)) Przedstawię listę "pasażerów":
- Malinowski
- menel
- Michun
- Wolf
Zrobiliśmy następującą trasę:

Ružomberok - Vlkolínske lúky - Šiprúnske sedla - Malá Smrekovica 1485 m - Skalná Alpa - Rakytovské sedla - Minčol/Kračkov 1398 m - Sedlo Ploskej 1396 m - Ploská 1532 m - Salaš pod Suchým vrchom - Suchý vrch 1550 m - Ostredok 1592 m - Krížna 1574 m

Poznaniak z Wolfem odbili z Krzyżnej niebieskim, a ja z Malinowskim zapodaliśmy przez Rybovské sedlo do Prašnicy => Horný Jelenec, dalej asfaltem na Motyćky i ichniejszym pękaesem do Rużomberka i do domu. Aby jednak nie uprzedzać faktów toczymy się na Słowację via Zwardoń. W drodze do Katowic co niektórzy zajęli się "przyprawianiem":


Nadmiar przyprawy niesie za sobą pewne skutki, co niektórzy "widzieli wszystko do góry nogami". Lądujemy w Rużomberku i kulamy na pierwszy nocleg, czyli Ružomberok Hrabovo:


Instalujemy się na werandzie budynku z wypożyczalnią sprzętu zimowego. Jest ciemno i zimno. Wieczorem odwiedza nas patrol policji. Nie zrobiono nam koło pióra, zadeklarowaliśmy się, że zachowamy ciszę i porządek, a bladym świtem nie będzie po nas śladu. Rankiem zwijamy się, problemy nie są nam potrzebne. Ruszamy:


Vlkolínske lúky, kwadrans na herbatę. Za Vtacnikiem "kręcimy" na Šiprúnske sedla.


W chmurach majaczy Wielki Chocz:


Nižné Šiprúnske sedlo tuż, tuż:


Rezerwat przyrody Jánošíkova kolkáreň i "Rewia Mody", czyli rakietowa gwiazda:


Malinowski sprawdza bicepsy:


Wolf niczym nie wzruszony zajęty opalaniem "bladej twarzy":


Następnie zejście do hotelu celem sie ogrzania, potem naturalnie na pokoje:


Miejsce na nocleg wybraliśmy przy iglakach, zawsze to trochę osłony przed wiatrem:


O świcie zbiórka:


Skalną Alpę przeszliśmy we mgle:


Dopiero trawersując Rakytov pojawiła się nadzieja na widoki. Wcześniej Južné Rakytovské sedlo i czas na "duże 10":


Chwila z naturą, Rakytov 1567 m się ukazał nawet:


Piękni, Młodzi, Przystojni... a jakże:


Z lewej Čierny kameň 1479 m i Ploská 1532 m uznawany za najbardziej lawinowy szczyt Słowacji :


Przejście grzbietem Ploski we mgle :


I dalej i dalej, w oddali wyłania się Kriżna :


Ploská 1532 m - robi na mnie piorunujące wrażenie:


Borisov 1509 m także:


I upragniony "szałas" pod Suchym Vrchem - kolejny nocleg :


Ekipa w komplecie:


Skuszeni poczęstunkiem Michuna nie spodziewaliśmy się problemów żołądkowych w nocy. Nie tknę podejrzanego salami w życiu, a już na pewno nie tknę kupionego w promocji. :) Mnie problem żołądkowy ominął, ale  co mnie po tym, skoro przez kolejne dwa dni lałem dupą na zielono. O świcie nieco osłabieni ruszamy na podbój Ostredoka 1592 m, najwyższego w Wielkiej Fatrze:


No i na Kriżnej 1574 m:


Wszyscy wrócili cali i zdrowi. Na tym szczycie nasze drogi się rozchodzą. Michun/sprawy rodzinne/ z Wolfem schodzą na Stare Hory, ja z Malinowskim do Praśnicy => Rużomberok.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Ech czemu w tym roku nie ma takiej zimy?! 😩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w przyszłym roku będzie śniegu... po szyję. :)

      Usuń
    2. Starczy mi po pas! Byle też na płaskim, a nie tylko w górach. :D
      A ja liczyłem, w oparciu o cykliczność zim w cyklu dziesięcioletnim, że tegoroczna będzie taka jak dekadę temu. W okolicach Folusza i Bartnego pierwszy ciężki mokry październikowy opad połamał mnóstwo drzew. Nota bene, leżą tam do dzisiaj i niektóre są nadal żywe. Połamały się jak zielone gałązki bez przerwania ciągłości pnia i dalej ciągną soki z korzeni.

      Usuń
  2. Ach, to ten słynny wyjazd, o którym tyle słyszałem? :) Zima dopisała, ekipa też, czego chcieć więcej. Czas, tak jak piszesz, nieodległy, ale... wagonów przedziałowych wykończonych dyktą i skajem nie widziałem już dawno, ostatnia dekada na polskiej kolei to niemal lata świetlne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za przypomnienie o standardach polskich kolei, czyli "dykta i skaj". Zupełnie o tym zapomniałem, a przecież to XXI w. :))

      Usuń
  3. Pożyczam fotki, oczywiście z adnotacją o Szanownym Autorze ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz