Zimowisko w Beskidzie Niskim 25-29.01.2017


Uprzejmie witam! /zamiast wstępu/

25.01.2017

Wrocław - Kraków - Jasło - Nowy Żmigród "Wichrowe Wzgórze"

Nie muszę chyba tłumaczyć, gdzie należy zapodać mając tak wyborne waruneczki zimowe. Jak dla mnie wybór był prosty jak włos Mongoła, czyli Beskid Niski. Jednym z powodów to doświadczyć prawdziwej zimy w tym jakże pięknym rejonie, naszego jakże pięknego kraju. Waruneczki dopisują wybitnie. Dłuższy czas prognozę pogody obcinam w internetach niczym komornik na szafę i wygląda na to, że będzie ocet. Następuje subtelne pakowanko, kupiłem bilet za dyszkie + 1 zł rezerwacja i PolskiBus wiezie mnie po taniości do Kraka. Czasowo trafiam idealnie, zbiegam na dolną płytę i "Barbara" czeka na mnie, jako ostatni pasażer wbijam na kurs do Jasła.


W Jaśle jestem kwadrans przed planowym przyjazdem! W związku z tym czekam ok. 20 minut na kurs do Nowego Żmigrodu. Docieram na miejsce, wysiadam w ryneczku. Filując łapczywie na pagór Trzy Krzyże, pomyślałem sobie, że warto będzie zacząć jakąś imprezę z Nowego Żmigrodu. No, i masz! Jestem. Ilość śniegu nie powala, kieruję się na ul. Mickiewicza do PTSM-u na pierwszy nocleg. Tutaj zdziwienie maluje się na mojej japie. Nie doczytałem, że PTSM czynny jest sezonowo, czyli VII-VIII. Wobec powyższego daję dyla z powrotem w stronę ryneczku i instaluję się w dumnie brzmiącym lokalu "Wichrowe Wzgórze". Na obiad zasłużyłem i po posiłku udaję się na pokoje. Pogoda fatalna, mglisto i wilgotno. Podobnież od jutra waruneczek ma być na cacy, zobaczymy.


26.01.2017

Nowy Żmigród "Wichrowe Wzgórze" - Świątkowa Wielka


Magowie od pogody nie kłamali, warun w pyte! Morale momentalnie zwyżkuje i osiąga wartość maksymalną. Po śniadanku, które mam wliczone w cenę noclegu, pakuję bałagan i wymarsz. I myślę sobie, kurcze, z tym śniegiem coś nie tak, czyżby stopniał? Niedawno z Roncem pławiliśmy się "po szyję", ki diabeł?


Moje wątpliwości rozwiewają się wprost proporcjonalnie do osiąganej wysokości. Ruszam na pierwszy punkt programu, czyli Grzywacka Góra 567 m npm. Na podejściu ogarniam jeszcze widok na Nowy Żmigród :


I za chwilę zostawię zabudowania, przy ostatnim gospodarstwie gospodarz mnie informuje, że będzie ciężko i mogę nie dojść, z rezygnacją kiwając głową. Chwilowo się nie poddaję widząc, że ściecha jest jakoś przetarta. W lesie ławeczka, "małe pięć" należy się jak psu zupa :


Ruszam, im wyżej tym szczena bardziej rozdziawiona. Trasa przetarta więc użycie rakiet jest chwilowo bez sensu. Okaże się, że do szczytu dojdę bez rakiet, co świadczy o dużej popularności pagóra. W partii szczytowej wyłania się Magiczna Cergowa:


Za chwilę będę u celu. No i jestem, kolejny widok z najwyższym na Pogórzu Ciężkowickim Liwoczem 562 m npm czesze moją biedną czapkę:


Osiągam szczyt, Grzywacka Góra 567 m npm i robię dłuższy postój. Jest "gorąco", muszę wyskoczyć z bluzy bo się ugotuję.


Bawiąc na szczycie zastanawiam się, czy może nie zmienić kursu na Chyrową? Nie, nie będę mącił wody, w myśl zasady, że "jak przerobimy, to większej nędzy narobimy". Wbijam na wieżę, Kamienia nie focę, nie wiem dlaczego. Uwagę moją zwraca taki niuans, otóż pomiędzy Kolaninem a Mareszką dostrzegam fragment Tatr, m.in. Łomnica odległa ok. 100 km :


A wieża pracuje i tu mała uwaga. Należy przemieszczać się spokojnie acz dostojnie, podczas gwałtownych ruchów na tarasie da się mocno wyczuć chybotanie, co może być dla osób z lękiem wysokości nieco kłopotliwe. Ostatnie spojrzenie z wieży i schodzę :


Ostatnie fragmencik lewej strony kadru to Jaworzyna Konieczniańska. A ja się pławię w luksusie, już na dole. Podczas zejścia śniegu przybywa, nawiewy. Miejscami wypoczynkowymi się gardzi, poza tym, Beskid Niski ma to do siebie, że nie należy się nigdzie spieszyć, takie pasmo, Panie...


W przepięknej scenerii schodzę do Kątów. W spożywczym drobne zakupy i korzystając ze słoneczka leci puszeczka imperialistycznego chłamu + 0,5 litra Nałęczowianki gazowanej. Rezygnuję z przejścia grzbietowego do Skalnika i wybieram wariant do Desznicy, asfaltem. W Desznicy parkuję przy zadaszeniu wejścia murowanej cerkwi p.w. św. Dymitra, zbudowanej w 1790 roku, obecnie kościół parafialny. Desznica położona nad swojsko brzmiącym potokiem Ryj, lewy dopływ Wisłoki. Do tej mieścinki wrócę w nieco innym, bardziej godnym wariancie. Poniżej cerkwi znajduje się również cmentarz z I wojny światowej projektu Duszana Jurkowicza. I oczywiście pięknie prezentujący się Kamień 714 m npm :


Dalszy odcinek mojej trasy to Świątkowa Wielka, z centrum Desznicy odbijam w lewo trasą rowerową. Po drodze swojsko jak w Beskidzie Niskim :


A te trawiaste kopuły będą z całą pewnością tematem na przyszłość, nie wyobrażam sobie tam nie być :


Po drodze w lesie znajduję ambonę mega wypasioną z werandą, niestety zamknięta na kłódkę więc nie ma nad czym rozprawiać. Moim celem to teraz dojście do przecięcia czerwonego szlaku na Kolanin/Przełęcz Hałbowską. Miejsce wypoczynku "Kolanin" zgodnie z oznaczeniem na mapie.


Dalej przemieszczam się drogą rowerową i za moment łapię kontakt z żółtym szlakiem :


Powoli myślę o noclegu, zacieram łapy bo mapa "mówi" o wiacie poniżej kapkę. Wcześniej jednak jest impreza :


Piękna sprawa, ja już jednak zaczynam myślami być w wiacie, jeszcze taki leśny motyw :


Docieram do odbicia trasy rowerowej/niebieskiej prowadzącej do Folusza, idąc w głąb tej trasy mamy wiatę, ale niestety słabizna :


Zajrzałem na garnucha herbaty, dla kurażu. Wracam do drogi do Świątkowej i za chwilę wkraczam w jakże piękne tereny :


Tu już nie ma co kombinować tylko trza szybko wbijać w zaspę, znaleźć odpowiednie miejsce, się okopać, dom postawić i cakaraka...

27.01.2017

Świątkowa Wielka - Bacówka Bartne


Nocleg w namiocie bez większych sensacji, temperatura w środku w okolicach -10 stopni. Jako, że mój namiot ma fatalną wentylację, żeby nie rzec, że nie ma jej wcale więc temperatura sprzyjała. Ścianki sypialni ładnie oszronione a w mojej zimowej kanapce milutko jak diabli. Nad ranem miałem dylemat, ojczyzna wzywała i musiałem wyskoczyć z wora, tfu... z dwóch worów, ponowny wskok w puch, to było to, mmmmm. Aha, przy takiej ilości śniegu łopata okazała się nieodzowna. Na wschód słońca lekko przysnąłem :


I jakże ważny element. Poranny widok na Mareszkę, bezcenny :


Zacząłem się pakować, ale:

- gorąca herbata do termosa, bez tego się nie ruszam
- gorący garnuch na chęć życia

Na śniadanko, dwa kromale swojskiego chlebka w wersji mrożonej i ostatni kotlet schabowy! Cebuli nie ruszyłem, była tak zmarznięta i pojawiły się obawy, że mi plomby wylecą. Za to chętnie zarzuciłem pół papryki mrożonej.


Składanie namiotu poszło zgrabnie, pakowanko plecaka i w drogę, miejsce po zimowym biwaku :


Pora ruszać. Dochodzę do skrzyżowania dróg i odbijam w prawo, po drodze :


Docieram na "jarmark". Dolna stacja wyciągu, jakiś bar i wbijam na bigos, paskudny zresztą. Szybko ogarniam talerz i ruszam w kierunku Bartnego, jak wiadomo jedyną słuszną opcją przez Świerzową Ruską.

Ta ponad 4 kilometrowa ściecha to wstrząsające przeżycie. Pierwsza sprawa to cmentarz :


Niezwykłe miejsce, odniosłem wrażenie w tej ciszy, jakbym nie był tu sam.


Droga w początkowym etapie nieźle przetarta, im dalej tym gorzej:


Inną bardzo uciążliwą sprawą to nachylone gałęzie:


Kolejna rzecz to powalone drzewa, chyba ze dwa razy ściągałem szafę i się czołgałem aby przejść włócząc za sobą plecak, co się upociłem to moje, nie bez znaczenia są również obejścia powalonych drzew, masakra. Tego dnia może z 10km przeszedłem. Przez moment lazłem z podwykonawcą MPN, który robił inwentaryzację drapieżników i się okazało, że były dobrze widoczne ślady rysia. Ja natomiast dochodzę do pięknej wiatuni, rozmiary jak na Baraniem, czyli z oknem na świat, zamykana na zasuwę, cudo! Jest też tutaj pieczątka, którą se dałem do kajetu ku pamięci.


Robię w niej odpoczynek. W wiatuni mrozem daje, wyskakuję z bluzy i za chwilę kostnieje. Nic to, kurteczkę puchową na postój zakładam, wlewam w siebie dwa garnuchy gorącej herbaty, w karmanie znajduję sezamki! Żyję! Kończę postój. Przebieram się, przyodziewam rakiety i przede mną najgorszy odcinek, co trochę "objazdy", kolejne czołganko, itd. Klnę w żywy kamień, im bliżej do szlaku czerwonego tym gorzej, zaraz mnie krew zaleje! Szlak żółty :


I nie myślcie sobie, że to takie, ho, ho, ho. Śniegu po szlaban!


Dotarłem do Przełęczy Majdan, teraz do bacówki przerzucam się na szlak czerwony, wcale łatwiej nie jest. Zima w Beskidzie Niskim :


Przygniecione lodem i śniegiem gałęzie, powalone drzewa co łączy się z obejściami, zdecydowanie wydłużają drogę i wysysają siły, ale powoli do przodu.


Przede mną upragniony widok bacówki cieszy jak diabli, wbijam. Jestem bardzo ciekawy czy ktoś będzie. Na herbatę przychodzi para turystów po czym opuszczają lokal, ja zanoszę klamoty do pokoju nr 4, po czym schodzę na pierogi łemkowskie i garnucha pepsi, poparte wcześniej dwoma herbatami. Jestem sam, czyli idealnie. Gospodarz mnie uprzedza, że pokój może być niedogrzany, ale za chwil parę się to zmieni. Posiedziałem trochę w jadalni po czym zawinąłem się na kwadrat. W pokoju +10 stopni, mając poprzedniej nocy -10 st, czyli 20 stopni różnicy, mogę śmiało mówić o tropikach!


Postanowiłem opróżnić co nieco spiżarnię i tak, wykończyłem mrożonego banana, niezły patent, jabłko mrożone to słaby pomysł, poczekałem do dnia następnego i tak trochę trocinowate było, ale zarzuciłem, witaminy są ważne. Gotuję kakao, cały gar! Uwielbiam ten napój po godnym wysiłku. Pławię się w luksusie sącząc gorący napój, uwalony w fotelu robię rachunek sumienia. Obcinam na odmarzającą bluzę, z rękawów kapie woda, ale co tam, w pokoju +10, gorące kakao, jest miło. Zaraz wbijam w puch. To był dobry dzień.

28.01.2017

Bacówka Bartne - Radocyna "Woryń"


Filuję przez okienko do połowy zasypane śniegiem, niebo bezchmurne, w warun trafiłem, a niech mnie. Pakuję bajzel z grubsza. Schodzę na śniadanie, zamawiam jajecznicę w pakiecie. Gospodarz zaprasza do siebie, "tu będzie cieplej" jak mówi. Siedzimy przy stole, gadka się klei. Gospodarz pyta mnie o plany gdzie zamierzam dzisiaj dojść, ruszam temat Świerzowej Ruskiej przed wyznakowaniem szlaku i tak sobie gawędzimy o tym i owym. Przemyślenie mam takie, że będę tu zachodził na nocleg będąc w rejonie tymże. Uiszczając pobyt pięknie dziękuję za gościnę i idę na górę po klamoty. Śniadaniem uraczonym zostałem po cesarsku. Szef nawet ze mną pogadał!


Po drodze wyskakuję z kurtki, jest mi za gorąco, obstaję przy plastikowej bieliźnie i bluzie z PowerStretchu. Z bacówki idę szlakiem niebieskim. Po drodze mam próbkę szlaku czerwonego, szlak nieruszony, musi być bardzo ciekawie:


Idę zboczem Magurycza Dużego, osiągam w końcu odbicie na osuwisko, nie idę tam. Teraz mam z górki, o ile nie miałem omamów, jest stąd widok na Tatry przez chwilę. Za chwilę dotrę do skrzyżowania z drogą do Wołowca/Krzywej.


W Banicy jest parę osób, narciarze. Do Jasionki idę asfaltem. Po drodze mijam pomnik polskich lotników poległych 28.08.1944r.


Za chwilę docieram do Krywej. Cerkiew p.w. śś. Kosmy i Damiana 1924 r.:


A na chwilę można wejść odsapnąć :


W Jasionce chlipnę czegoś gorącego, ta mieścinka zawsze mnie zaskakuje w sensie pozytywnym. Przecież tu naprawdę nic nie ma, a mimo to uważam Jasionkę za jedno z najpiękniejszych miejsc Beskidu Niskiego.


W wiacie uwalam się na duże 10. Wykorzystuję fakt, że słoneczko centralnie ogrzewa wnętrze wiaty. Za chwilę będę ruszał na najpiękniejszy fragment imprezy do Radocyny:


I wiecie co, wspomniałem wcześniej, że w Jasionce nic nie ma... nie, nie. Jest, rajd samochodowy! Chłopcy się sprawdzają na dystansie Jasionka - Czarne. Idę uważnie z koparą do ziemi i słysząc ryk silnika, hop w zaspę!


I jak tu nie kochać Jasionki? Kilka razy musiałem dać dyla w zaspę.


Powoli się zbliżam do Czarnego. Zaglądam na cmentarz wojskowy nr 53 projektu Duszana Jurkowicza, a także na przycerkiewny cmentarz:


Zanim wyjdę z cmentarzy, kolejny skok w zaspy :


Zbliżam się do znanego miejsca. Do Radocyny mam może z 1,5 kilometra.


I jestem na miejscu, Radocyna hotelik "Woryń". Pierwsze co to obiad, nawet powieka mnie nie pyknie. Pytam szefostwo, co dzisiaj w menu :
- zupa pomidorowa a na drugie sztuka mięsa + ziemniaki i surówka. Wszystko w cenie 21,70 zyla, wliczając w to jeszcze 0,5 l coli, w mordę misia. Głód zaspokoiwszy polazłem zobaczyć do wiaty SBN Radocyna. Otwieram wrota i pierwsze co zauważam to kilka mysz rozpierzchające się po izbie. Waruneczki noclegowe określam jako słabe. Nie ma żadnego wyra, no to jest skandal!


Pewnie inaczej bym nawijał, gdybym wcześniej nie usłyszał ceny za nocleg w "Woryniu" - 20 zł. To po pierwsze. Po drugie, ekipa, która swoje serce wkładała przez 16 lat jest do końca lutego. Tak Szanowni Państwo, kończy się era pysznego i niedrogiego jedzenia, dlatego opuszczam wiatę i wracam do hoteliku, to taka moja cegiełka dla najemców na koniec ich działalności. Mam tylko nadzieję, że gdzieś ich spotkam. Tak sobie myślę, gdyby tak na szybko ktoś mnie zapytał gdzie w Beskidzie Niskim można dobrze i niedrogo zjeść, to od razu z rękawa wypadają mnie dwa miejsca : Radocyna "Woryń" i Zdynia "Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy". Wracam, dostaję pokój nr 5 i oczywiście jestem sam w pokoju. Ufff, jakże jest dobrze. A jak cudownie jest pójść się wykąpać po 3 dniach.

29.01.2017

Radocyna "Woryń" - Grab - Krempna -Jasło - Kraków - Wrocław


Dzisiaj kończę imprezę. Daga mnie się pochorowała, podczas nawijki bez telefon nie miałem wątpliwości, trza wracać. Do Grabiu trasa krótka acz treściwa, zapodaję przez Długie i Wyszowatkę. Wcześniej bajzel spakowawszy żegnam się z załogą i liczę, że spotkam gdzieś ich pyszną kuchnię w jakimś zakątku Beskidu Niskiego. Kierunek Długie.


Z takim cieniem to ja mogę chodzić:


Poza tym, mój cień świadczy o dalszej zimie. :)) Impreza dobiega końca, jak to bywa wracając z Beskidu Niskiego, mam ogromny niedosyt. Byłem o krok od Huty Polańskiej, no cóż, inną razą. Pławię się w luksusie nadal :


Ta ściecha prowadzi do jeziorek osuwiskowych, do granicy lasu ładnie przetarta :


Do fantastycznej Wyszowatki już mam z górki :


I ostatnia prosta, kierunek Grab :


I cóż, zasadniczo tu się kończy moja zimowa przygoda w Beskidzie Niskim :


Mam teraz dylemat, jak się stąd wydostać? Zdawać by się mogło, że może być klops. Nie, dobrzy ludzie są jeszcze. Nawet dziesięciu minut nie czekałem, mam okazję do Krempnej. Sympatyczna a młoda kobieta zabiera mnie, za co pięknie dziękuję. Fart mnie nie opuszcza, z Krempnej podobnie, zabiera mnie do samego Jasła emerytowany nauczyciel. Cudowna sprawa, spotkać na koniec tak sympatycznych i pomocnych ludzi. Jak wcześniej wspomniałem, wracam z ogromnym niedosytem.
Zaczynam mieć obawy, że Beskid Niski to nałóg.

Garść info technicznych:

Dojazd:

- Wro - Krak : PolskiBus bilet 11 zł
- Krak - Jasło: 30 zł
- Jasło - Nowy Żmigród : 4,60 zł

Noclegi :

- Nowy Żmigród "Wichrowe Wzgórze": 75 zł/doba w cenę wliczone śniadanie
- Bacówka Bartne : 25 zł/doba
- Radocyna "Woryń" : 20 zł/doba


Wytrwałym dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Zima tamtego roku była naprawdę konkretna. ja zaliczyłem wypad do Rymanowa przy okazji długiego weekendu trzech króli razem z żoną i córką, A jakieś 2 tygodnie później z kolegą mikronem weszliśmy na baranie. Obydwa wyjazdy pozwoliły nasycić się zimą w zupełności.
    a opisane tereny to moje ulubione w Beskidzie niskim i najczęściej przeze mnie odwiedzane w tym paśmie. tego samego roku tyle że w grudniu dostąpił m podobnej łaski i zasiadłem z leninem w jego kuchni w bacówce na bartnem.😉 Było bardzo bardzo sympatycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bacówka w Bartnem ma u mnie swoje miejsce. Niebawem zamierzam zajrzeć w BN, nie wykluczam wizyty w Bartnem.

      Usuń
  2. Bardzo sobię cenię Bartne i chatara. Na początku stycznia 2017 tam byłem, wbiłem się w malownicze mrozy. Bacówka w środku tygodnia pusta, temperatura w pokoju nawet niższa. Posiad i dyskuske w kuchni obowiązkowe. Rewelacja. Hotelik w Radocynie zdaje się cały czas w remoncie. Wysoko w górze doliny pod samą granicą jest wiata. No ale to inny standard.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczonego hoteliku nie mogę przeboleć. Najemcy byli z Wyszowatki.

      Usuń
    2. Nieopodal miejsca gdzie biwakowałeś jest bardzo ładna Polana też doskonała do tego celu. Gdy ty skręciłłś w kierunku Świątkowej trzeba było iść w stronę Kotani. tam po prawej stronie z za drzew, gdy patrzeć uważnie, dostrzega się taką miejscówkę.

      https://3.bp.blogspot.com/-VfijzrumIqg/WE2rHmp9EjI/AAAAAAAABog/NOhRo_DqHUoLNYcaBByLq_OI8wOl_ipIACEw/s1600/IMG_5040.JPG

      Usuń
    3. Barsus, to zdjęcie to jesień czy tegoroczna zima? :))

      Usuń
    4. Nie, to wiosna bodaj 2015 r. U mnie na blogu jest relacja z z tą fotką "Wiosna w Beskidzie Niskim" To było troszke kryptoreklamy... :D

      A zima tego roku w zeszłą sobotę w okolicy Ciechani wyglądała tak:

      https://drive.google.com/open?id=1sNqagdlXKZ_qr3ljuNLrsfIuIHPPIy8K

      A tu masz link do strony gdzie podają dość regularnie warunki śniegowe zimą na terenie między Bartnem, Sękową, a Radocyną:

      http://www.snieznetrasy.pl/

      Usuń
    5. Dzięki za fotkę z Ciechani. Zapodajesz w miarę świeże info, zapytam zatem, na ile oceniasz pokrywę śnieżną, jest sens brać rakiety?

      Usuń
    6. Nasza dyskusja zmusiła mnie do ustalenia stanu prac przy hotelu w Radocynie. Jest wyremontowany, na razie bez mebli i zarządcy. Standard wizualnie podniesiony, ciekawie co z cenami?
      Zdjęcia z forum Beskid-Niski:

      https://images.tinypic.pl/i/00991/z7g3n2i65mc5.jpg
      https://images.tinypic.pl/i/00991/lcy7xqtnh9df.jpg
      stan na 10.2019.

      Usuń
    7. Menelu,
      byliśmy na nartach i nie badałem dokładnie pokrywy. Tyle, coby wiedzieć czy da się jechać. Jednak jadąc autem przez Przełęcz Hałbowską widzieliśmy, że jest powytapiane. Na nartach zrobiliśmy Dolinę Ciechani, Pasmo Graniczne, Przełęcz Mazgalica, Huta Polańska i starym przebiegiem niebieskiego szlaku z powrotem do Ciechani. Myślę, że średnio było tak do kostek. Ale były miejsca płytsze jak i takie do pół łydki. Generalnie w stronę Słowacji za Krempną śniegu było więcej. Ale szła odwilż i nie wiem ile z tego zjadła. Od tego czasu chyba tam nic nie sypało...
      Kolega dzwonił do schroniska w Hucie i dowiadywał się przed wyjazdem o warunki.

      Mam nadzieję, że pomogłem

      Usuń
  3. Część tej trasy przedreptałem jesienią ubiegłego roku, ale zimą to paaaanie, zupełnie inszy klimat. Piękne warunki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że takiej zimy nie zastanę tego sezonu. Kolejna zima, jak krew w piach.

      Usuń

Prześlij komentarz