Magistrala Wielkofatrzańska 19-22.12.2014




Nastał długo oczekiwany długi łyk-end. Wspólnie z Franciszkiem postanowiliśmy zapodać przed świętami na małe co nieco na południe. Uznaliśmy, że dobrym wyborem będzie Wielka Fatra, której jak wiadomo  nigdy za wiele.
Żeby było ciekawiej, lansu zadaliśmy na Magistralę Wielkofatrzańską/Veľkofatranská Magistrála/, czyli turczańską stronę mocy i na dokładkę ruszyliśmy nasze dupska z północy. Nie wiem, na kiego nam to było, trza było słuchać mądrzejszych i siedzieć w domciu, że nie wspomnę o neciku. Nie musielibyśmy się czołgać w śniegu, nie dostalibyśmy lania już podczas podejścia na Kopę. Nie wiem, na jaką cholerę nam to było. Cóż, podróże nie tylko kosztują, ale również i uczą.

19.12.2014

Wrocław - Zwardoń

Pojawiła się okazja zapodania w Wielką Fatrę, jako że dawno mnie tam nie było, dzwonię do Franka celem zrobienia mu koło pióra. Temat obgadany, jedziemy 19.12 po robocie. Waruneczki są gorzej niż fatalne, całą drogę do Zwardonia pada, żeby nie rzec, że leje. Odwiedzamy jeszcze Cylona w Rajczy, celem przechwycenia precjozów. Ten żegna nas i pociesza życząc pogody inna niż ta zastana. Około północy stawiamy się w Zwardoniu. Kimamy w furmance, na trzy godziny nie będziemy robić wygłupów z namiotami, tym bardziej, że deszcz zacinał na bogato.

20.12.2014

Zwardoń - Lubochnia - Koliba Prislop

Po godzinie "trzeciej w nocy" wytaczamy się z wozu bojowego i turlamy wora zaspani na stały odcinek "słowackiego traktu", czyli Przełęcz Zwardońska => Skalite Serafinov dojściowym szlakiem żółtym, który zajmuje nam ponad kwadrans, w ramach porannego cucenia. Pociąg do Żyliny już stał, dlatego pół godziny do odjazdu spędziliśmy jak biali ludzie, w cieple i jasności słowackiego przedziału. Równo o godzinie trzeciej minut pięćdziesiąt "srana" ruszyliśmy. Po drodze nic ciekawego się nie dzieje, ucinamy sobie jeszcze drzemkę, klasycznie przesiadka w Żylinie i lądujemy w Lubochni, miejscowości której rozpoczyna się/kończy Magistrala Wielkofatrzańska /Lubochnia-Krzyżna, szlak czerwony/ Jest też znakomitym punktem wypadowym w Szypską Fatrę. Dla lubiących wędrówki niskobudżetowe wskazać należy, że znajdujący się tutaj zespół obiektów sportowo-rekreacyjnych oferuje kwatery dla VIP-ów, innymi słowy, ławki loży stadionu, gdzie kiedyś kimaliśmy z takim jednym. Zresztą Michun też ma w tej materii coś do powiedzenia. Tymczasem wytaczamy się ze "strzały południa" i idziemy do baru "Pod Lipami", którego klameczkę całujemy, jesteśmy za wcześnie. Jajecznica poszła się paść!! Obieramy wariant B, czyli idziemy na ławki przyrządzić śniadanko, jest o tyle dobrze, że nie pada. Uczestnicy imprezy na śniadanku w Lubochni :


Wzmocnieni porannym posiłkiem i co najważniejsze gorącą herbą z termosa, zaczynamy imprezę od podejścia na Kopę 1187 m npm, najwyższy szczyt Szypskiej Fatry, jako jedyny w paśmie, który wznosi się z lewej strony Wagu. Na dzień dobry mamy w gratisie piękny widok na najeżony skałkami Szyp 1170 m npm :


I przed nami pierwsze podejście. Niestety, wiatrołomy są tak ogromne, że musimy trawersować Kopę, mało nas "szlak" nie trafił. W końcu udało nam się przebrnąć przez "piekło".


Jeszcze na Gruniu mamy chwilę motanka, łapiemy w końcu właściwą ściechę i dalej już zdecydowanie lepiej. Gdzieś tam w drodze, przy jakiś skałkach widać co nieco, Małą Fatrę :


Na Przełęczy Lubochniańskiej długo nie siedzimy, wieje jak diabli, na gorącą herbatę idziemy w las. Uwalamy się w dobrym miejscu. Okazuje się, że nawet jest awaryjny pensjonat :


Z pensjonatu rzeczonego a raczej polany, mamy piękny widok na Małą Fatrę. Zdecydowanie podładowani kontynuujemy imprezę przez Tlsty Diel 990 m npm.


Osiągamy Vyšné Rudno, tutaj trochę marudzimy. Widok na Stoh-a w Małej Fatrze dodaje otuchy :


Duszę nacieszywszy, idziemy dalej. Po drodze uzupełniamy wodę, potem się okaże, że niepotrzebnie. I tu koń by się uśmiał, mamy 20.12 i zimę za pasem :


Przed nami ostatnie zejście. Pora miejsca na spanko szukać, zaraz zacznie się ściemniać. Okazuje się, że sedlo Prislop to extra klasa w tej materii. Baaaaardzo dużo się zmieniło od mojej pierwszej wizyty w łyk-end majowy 2006 roku i potem chyba kolejnej, jesienią 2009 roku. Wbijamy do koliby ze śpiewem na ustach: "..w siną dal..." Instalujemy się w pensjonacie. Temat jest przedni, nie brak nam niczego. Jeszcze cuchnie w niej nowością. W pobliżu wody od groma, "odbezpieczamy" nasze spiżarnie, następnie trochę gawędy i z uśmiechami do ósemki odpływamy.

21.12.2014

Koliba Prislop - Polany pod Łyścem 1380 m npm


No i masz, w nocy klękło. Sypnęło śniegiem, temperatura spadła, woda w pecie zamarzła. Aż nie do wiary, wczoraj mieliśmy "jesienną orgię kolorów", a dzisiaj waruneczki w pełni zimowe.
Poranne śniadanie, pakowanko bajzlu i robimy wymarsz :


Idziemy na Kľak 1394 m npm., najwyższy w paśmie Łyśca i turczańskiego grzbietu. Widoki, jak z żurnala:


Podejście na Chladkove 1240 m npm zacne, na grzbiecie poezja :


Zacna panorama na Šiprúň (1461 m n.p.m.) wybitny szczyt Wielkiej Fatry :


Jeszcze Kľak, Franek za chwilkę dotrze :


Na szczycie przed nami ktoś był, podczas wejścia słyszeliśmy rozmowy, poza tym, nikogo. Jako, że szlak zasypało, chwilkę straciliśmy na odszukaniu zejścia, a poniżej powtórka z rozrywki czyli wiatrołomy. Przebrnęliśmy utytłani w śniegu. W ramach nagrody za trudy, coś z widokiem na Martin :


Czasem tak bywa. Z widoku na Kľak, guzik :


Przed nami jeszcze jedno czołganko:


I podejście na Jarzębinę 1314 m npm. Piękną panoramę ze szczytu oferuje zdjęcie niniejsze:


Odcinek z Jarzębiny na Mały Łysiec 1297 m npm też bogaty, po drodze robimy przerwę na łyk gorącej herbaty. Na MŁ docieramy już niestety po ciemaczu :


Z Małego Łyśca schodzimy na szlak niebieski, za rozstajem szlaków idziemy na sedlo Zlebina lub Zrubina, coś w ten deseń. Tam odbijamy na polany celem odszukania pewnej chatynki. Owszem, znaleźliśmy, ale zgliszcza. Niestety, trza się ogarnąć tej nocy w namiot. Jeszcze Franciszek "pokręcił" po okolicy czy aby nie ma czegoś do spania. Namiot zdecydowanie wygrywa tej nocy. Rozbijamy klamoty, Franciszek jeszcze gotuje zupinę, ja się opatulam w puch, a jak się już zagrzałem, nie miałem sumienia z niego wyjść. Polegliśmy szybko snem sprawiedliwych.

22.12.2014

Polany pod Łyścem - Bela - Martin - Żylina - Zwardoń - Wrocław


W nocy nawet ciepło było, ba, nawet o odwilży mogę śmiało wspomnieć. W tej materii trafiliśmy w sam środek gówna nosem. Nad ranem śnieg już się lepił do laczy, w namiocie kondensacja po zbóju, ściany namiotu "zapocone". Wylegamy na zewnątrz, postawiliśmy na herbatę. Po śniadanku, zwijanko bajzlu. Kończymy imprezę. Na dworze ciepło, okolice zera stopni, pada śnieg. Schodzimy poza szlakiem Doliną Górnojasieńską do Beli.


Po drodze mijamy pensjonat, w tych warunkach pełna klapa, wszystko zamoknięte od środka :


W Beli mamy farta. Jesteśmy parę minut po godzinie 11-stej. Czyli, minęła 11-sta, wtaczamy się do miasta. Franek zdołał zakupić jeszcze 2 litry Kofoli, którą wychlaliśmy w drodze do Martina. W Martinie mieliśmy 1,5 godziny to poszliśmy na zakupy, co by z pustymi łapami nie wracać, następnie do "Baru u Petra" na smaczne acz niedrogie żarełko. No i uwaleni w pociągu do Żyliny, w pełni zasłużony odpoczynek :


Jeszcze tylko przesiadka w Żylinie i ostatni etap, czyli Skalite Serafinov - Przełęcz Zwardońska => Zwardoń:


I na parking pod kościół... do wozu bojowego. Wracamy do domu z myślą, że Wielka Fatra to zacne pasmo Karpat Zachodnich w które i tak wrócimy. Co prawda nie daliśmy rady przejść całej magistrali, ale to pikuś. Latem damy radę. Ważniejsze dla mnie co ujrzeliśmy na Przełęczy Prislop, ba! i z czego korzystaliśmy. Tradycyjnie dziękuję Frankowi za towarzystwo we wspólnej tułaczce i do następnej razy.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Impreza z cyklu "zima zaskoczyła drogowców", praktycznie dwie pory roku na jednym wyjeździe. Przynajmniej pod dostatkiem wody na herbatę mieliście. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Waruneczek dla twardzieli, ale jak patrzę na fotografie, to widzę, że było warto. Świetne te zdjęcia z jesiennej części, takie rozświetlone popołudniowym słońcem. Zimowy widok w stronę Martina niczego sobie. Przy takiej pogodzie ewakuacja w doliny jest dobrym pomysłem. Wróciłeś potem na ten szlak?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz