Brałem udział w tej beznadziei...


Od czasu do czasu spotykamy się z Satanem w ramach wcześniej ustalonych, jako Spotkanie na Szczycie. Nie jest to impreza cykliczna, nie o to zresztą chodzi. Jest to nasze trzecie wspólne spotkanie i z rocznym wyprzedzeniem padło m.in. na Pieniny.
Trudno, stało się. Pierwsza dekada piździernika nie napawała optymizmem, ale cóż zrobić, trza jechać.

14.10.2019

Wrocław - Niedzica Zamek - Polana pod Macelakiem 856 m npm


Ustawkę robimy w niedzickiej karczmie "Hajduk". Z Wrocławia jadę PKS-em do Nowego Targu, tamże mam farta bo bus w kierunku Sromowiec Wyżnych się spóźnił i na miejsce spotkania dotarłem w zadowalającym czasie, czyli po godzinie 14-stej. Mając chwilę, zapodałem pod bramę wejściową zamku "Dunajec". Chwilkę się krzątając i widokami sycąc wracam do karczmy. Widok Satana wtaczającego się z szafą na plecach poprawia mi humor. Witamy się i rozsiadamy pod parasolem karczmy.


Jest tak, że karczma rzeczona jest mi dosyć dobrze znana, zatem nie kombinuję z zamówieniem. Leci kwaśnica z pieczywem i placek kasztelański. Podczas obiadu powitalnego odrobina śmichów, krótki acz treściwy plan na nocleg i trza się powoli zbierać. Na nocleg zamierzamy dotrzeć wariantem pozaszlakowym.


Dochodzimy do bacówki i łoimy na szagę. Chcemy się dostać do drogi w kierunku Czorsztyna. Mijając bacówkę nie zwracamy uwagi na tabliczkę z informacją o terenie prywatnym i dochodząc do szczytu polany dochodzi do spotkania z dwoma owczarkami podhalańskimi, które na klatę przyjął Satan. Doszło też do wymiany zdań z właścicielem gruntu, oczywiście bez wybielania się, daliśmy dupy. Ale cóż, stało się, schodzimy do drogi. Po drodze jak już emocje po spotkaniu z psami opadły, komentujemy zdarzenie. Początek imprezy nerwowy. Docieramy do asfaltu. Kurz otrzepawszy obieramy kurs na Przełęcz Sańba 695 m npm, jako miejsce naszego pierwszego noclegu. Odbijamy w drogę "dla wtajemniczonych". Z mapy wynika, że wszystko jest proste i łatwe... Pierwsze zdziwienie maluje się na naszych japach, gdy ukazuje nam się poważnych rozmiarów posesja, która jest ogrodzona i zakończona bramą na trasie naszego przejścia. O powrocie nie ma mowy, zatem bierzemy temat bokiem. W zdrowiu udało się ominąć posesję. Znajdujemy się na malowniczej polance i popełniamy kolejny "mylny błąd", robimy obejście skrajem lasu w kierunku południowym i brniemy w wyraźną leśną dróżkę. Docieramy do skrzyżowania ścieżek, odbijamy w prawo. To nie był dobry pomysł, wracamy do skrzyżowania i obieramy kierunek tym razem w lewo. Zaczyna się ściemniać, a my jesteśmy w czarnym...lesie. Jeszcze chwila stresu i słyszę, że jest jakaś polana. Pech to pech. Trza się rozbić, po nocach nie będziemy się szwendać. Namioty rozbite, analizujemy nasze położenie stwierdzając, że rano się zastanowimy jak żyć i gdzie iść. Stresować się przed snem to nie jest dobry pomysł. Jedynym pozytywnym akcentem polany tejże był jakiś marny widok na Tatry. W naszych wieczornych rozważaniach doszliśmy do wspólnego wniosku, kto nam k***a kazał?! I tym miłym akcentem kończymy rozważania przy herbacie i kruchym ciasteczku,następnie telefony do domu, że nam się wiedzie i takie tam. Odpadamy, sen. Należy nam się.

15.10.2019

Polana pod Macelakiem 856 m npm - Schronisko PTTK "Orlica"


Zwlekając się przed wschodem słońca kapkę, absolutnie nie mam żalu do nikogo odnośnie naszej lokalizacji. Za chwilę Satan wynurza się z namiotu. Okazuje się, że przypadkiem znaleźliśmy się w jednym z bardziej ciekawych miejsc na dziki biwak w Pieninach, biednemu to zawsze wiatr w oczy... i tak dalej.


Widok na Tatry zachwyca, ale nie można nie wspomnieć o Rabsztynie 691 m npm, którego nazwa prawdopodobnie pochodzi od staroniemieckiego Rabenstein => krucza skała, czarna skała, na który łapczywie obcinamy, niczym komornik na szafę. Zabieramy się za śniadanie, w namiotach dokonujemy przeglądu spiżarni i korzystając z waruneczków zastanych zasiadamy do wspólnego posiłku jak normalni biali ludzie:


Po śniadaniu pochylamy się nad mapą, znajdujemy się pod Macelakiem, do grzbietu widzimy niewielką ścieżkę. Pakujemy bajzel i w drogę.


Szlak niebieski osiągamy bardzo sprawnie i uspokojeni nieco kręcimy na Trzy Korony 982 m npm. Po drodze często będzie nam towarzyszył widok na Lubań 1211 m npm:


Docieramy do kolejnej polany, widząc Satana rozmawiającego ze spotkanym starszym małżeństwem, zapodałem do pewnej chatynki, która nie dawała mnie spokoju.


Dokonując szybkiego przeglądu sytuacji stwierdzam, że dół lokalu można sobie darować, natomiast stryszek to taak, jest możliwość spania w opcji spanie na sianie. To taki awaryjny lokal, który może się przydać na przykład zimą, a licho jak wiadomo nie śpi. Docieramy do Przełęczy Chwała Bogu/Szopka 780 m npm. O dziwo, jest parę osób. Zrzucamy bagaż i mamy chwilę na wyrównanie oddechu. Widząc zbliżającą się grupę zorganizowaną dajemy nogę. Docieramy do punktu kasowego, klamoty zostawiamy na ławkach i z wykupionym biletem wstępu wchodzimy na taras widokowy:


Na platformie jest parę osób, ale nie ma tłoku. Nagle nad nami przelatuje ogromne ptaszysko, to prawdopodobnie Orzeł przedni:


Pierwszy raz w życiu mam okazję spotkania takiego drapieżnika, jestem pod ogromnym wrażeniem. Jeszcze chwilę poświęcamy na widoki, widoczność nie jest najlepsza. Widok na Tatry słaby, na Gorce dużo lepszy:


I na odchodne widok na m.in. Nową Górę 902 m npm i w oddali Rabsztyn 691 m npm z gustowną polaną, w pobliżu której biwakowaliśmy:


Kontynuujemy szlak niebieski. Przed nami zejście na przełęcz, polanę Kosarzyska, po czym mijamy Ostry Wierch 851 m npm i z liścia dostajemy przy Górze Zamkowej 779 m npm. Wejście do Zamku Pienińskiego zamknięte z powodu awarii. Schodzimy zatem przez malownicze łąki:


"Duże 10" robimy przy Pienińskim Potoku, znajduje się tutaj wodopój, muszę coś trącić na ciepło. Poza tym Pieniński Potok wyznacza granicę między Pieninami Właściwymi a Pieninkami, na które za chwil parę się wtoczymy. Pogoda trzyma poziom, z niedowierzaniem patrzymy na tę, tą, taką "nędzę". Posilony zwijam bałagan i ruszamy dalej. Mijamy Bańków Gronik 716 m npm, niniejszym łoimy Sokolą Percią, odbijamy na Białe Skały 749 m npm, Ociemny Wierch 724 m npm by po chwili dotrzeć na Przełęcz Burzana. Znajduje się tutaj wiata oraz polana o tej samej nazwie z ograniczonym widokiem na Szczawnicę. Przed nami bardzo atrakcyjna część szlaku. Wchodzimy na Czerteż 774 m npm, najwyższy w paśmie Pieninek. Uwielbiam to niewielkie a bardzo malownicze pasmo. Przemieszczamy się wąską granią, która jest oporęczowana. Schodzimy do przełączki aby zaatakować Czertezik 772 m npm. Schodzimy do kolejnej przełęczy /Sosnów/ i ostatnie podejście na Sokolicę. Jako, że mieliśmy wykupiony bilet na Trzy Korony, mamy również wolny wjazd na Sokolicę w ramach tego biletu, co nas miło zaskoczyło. Meldujemy się na Sokolicy 747 m npm. Symbol Pienin w proszku:


Zyrknąć należy na jutrzejszą część naszej wędrówki, czyli Małe Pieniny. Jest moc!


Gęby nacieszywszy, zatem pora się zwijać, przeprawa do godziny 17-stej. Spojrzenie na Szczawnicę:


I za chwilę schodzimy do przystani. Na szczęście nie czekamy na transport. Sprawnie się logujemy i za chwilę jesteśmy na drugim brzegu Dunajca. Idziemy do schroniska na obiad. W "Orlicy" jestem drugi raz i po raz kolejny jestem pozytywnie zaskoczony tym przybytkiem:


Po drodze ustalamy z Satanem, że zostajemy na nocleg. Logistycznie tak będzie lepiej. Kołujemy do recepcji. "Bierzemy" dwójkę męską w cenie 90 pln/pokój. Zrzuciwszy klamoty a chwilę odsapnąwszy schodzimy na obiad.


Po tak miłym dniu jakże miło upodlić się napojem "bogów", czyli Kofolą, mmmmmmm. Po posiłku poszliśmy do "city" uzupełnić nasze spiżarnie. Wracając z zakupów uwaliliśmy się w sali na pogaduchy, po czym udaliśmy się w objęcia Morfeusza.

16.10.2019

Schronisko PTTK "Orlica" - Veterný vrch 1111 m npm


Dzisiejszy dzień to kolejna odsłona pienińskich atrakcji, czyli Małe Pieniny. Wcześniej naturalnie pakujemy bajzel i schodzimy na śniadanie. Satan tworzy swoją wersję posiłku, ja natomiast oznajmiam kompanowi, że bez jajecznicy nigdzie nie wyjdę. Posileni opuszczamy schronisko, przed nami dosyć męczące podejście, kierujemy się na Szafranówkę.


Za chwilę znajdziemy się na ciekawym "tarasie widokowym", miejsce bardzo przyzwoite na biwak z widokiem na Czertezik z Kurnikową Skałą, Sokolicę, Pasmo Lubania i Krościenko n/D pod nim:


Natomiast parę minut później meldujemy się na malowniczym siodełku, widok na Jarmutę794 m npm na tyle nas wzrusza, że zrzucamy klamoty:


Czas dla drużyny:


Wypoczęci a w dobrych humorach ruszamy dalej. Daleko jednak nie uszliśmy, jasny szlag trafił, złota polska jesień to temat o nieograniczonych możliwościach plenerowych. Ponownie padliśmy w trawę:


Zachodzi obawa, że na Wysoką nie dojdziemy dzisiaj, o ile co 500 metrów będziemy padać w trawę. Ruszamy, pasiemy się przy okazji piękną jesienią w równie pięknych Małych Pieninach. Zbliżamy się do bacówki pod Wysokim Wierchem, przy wodopoju widzimy dwóch plecaków, wbijamy i my. Uzupełniając wodę chwilę gawędzimy, a aparat sam w łapy się pcha:


Żegnamy sympatycznych kolesi, oni planują dłużej poleżeć, bo kuchenki poszły w ruch. My kręcimy na Durbaszkę, tam ponownie padamy w trawę. Nie da się inaczej:


Przed nami ostatnia raczej pienińska atrakcja, czyli podjazd na Wysoką 1050 m npm, która jest najwyższym szczytem Pienin. Pod szczytem zostawiamy plecaki i meldujemy się na Wysokiej 1050 m npm:


Jest parę osób, widoki na Tatry marniutkie, pogoda klęka. Widoczność się psuje i chmur przybywa. Pamiątkowa foteczka na zachodnią stronę mocy:


I schodzimy na stronę słowacką. Przyznać trzeba, zejście jest bardzo strome, do tego trochę ważące szafy życia nie ułatwiają. Wysoka w jesiennych barwach:


I jeszcze taki widoczek:


Docieramy do szlakowskazu i odbijamy na słowacką ziemię.


Idziemy na Straňanské sedlo 730 m npm. Niniejszym żegnamy Pieniny i witamy się z Magurą Spiską.


Przed atakiem na Horbáľovą 1010 m npm należy się posilić, dobre miejsce mamy nad przełęczą:


Przed nami mozolne podejście. Idziemy zielonym szlakiem, trąca trochę nudą. W pewnym momencie docieramy do polanki, na której stoi przyczepa campingowa. Kierujemy się ku niej i dalej polanką. Popełniamy błąd, bo odbicie szlaku zielonego akuratnie przesłania drzewo i ponad pół godziny poszło... jak krew w piach. Jedyny plus tej zmyłki to woda, a raczej lichy wyciek, pół litra "uzbierałem". Docieramy w końcu na Horbáľovą z lekką obsuwą, zalesiony szczyt niczym szczególnym nie zachwyca, poza znajdującym się "kawałkiem trawy" na awaryjny nocleg. Nie zatrzymujemy się, schodzimy do urokliwego miejsca Na Poľane 950 m npm.


Miejsce piękne na biwak, jednak przy takim warunku na jaki my trafiliśmy, rzeczone miejsce niczego w życie nie wnosi. Warto się spiąć na ok. godzinę i zaatakować Vv. Od tego malowniczego terenu są dwie możliwości dotarcia na Veterný vrch:
- szlak żółty, prowadzi dołem przez zwornik szlaków/przełęcz Pod Grúňom 980 m npm, wariant dłuższy
- grzbietówka, krótszy wariant, biało-żółty kwadrat
Satan poszedł grzbietówką, ja zapodałem normalną trasą z nadzieją, że spotkam jakieś ujęcie wody. I jest tu pozytywne info, są dwa miejsca na uzupełnienie wody, mimo, że trasa kapkę dłuższa. Zadowolony, że z wodą stoję dobrze, ruszam do góry. Na żółtym szlaku znajduje się posesja wyglądająca na opuszczoną, biały budynek. Docieram do zwornika szlaków na przełęczy Pod Grúňom. Do szczytu prowadzą szlaki żółty i czerwony. Cały czas rzeźbię podejście w lesie. Zaczyna się ściemniać. Przede mną ostatni zakręt i słyszę głos Satana, znaczy jest dobrze. Jestem na miejscu, tzn. w strefie podszczytowej. Znajduje się tutaj chatka myśliwska jakiegoś koła łowieckiego. Jest zamknięta na cztery spusty, ale... zawiera od wiatru chroniącą werandę, na której to spędziliśmy z Satanem "pół nocy". Jestem pod chatką, namiot Satana już stoi, zrzucam klamota i muszę odsapnąć chwilkę. Miejsce wydaje się być raczej średnie i kolokwialnie rzecz po imieniu nazywając dupy nie urywa. Zabieram się za rozstawienie namiotu. Instaluję się przed chatką wzdłuż werandy, która znakomicie mnie osłania przed wiatrem. "Dom " stoi, wrzucam bałagan do środka, a tu kropić zaczyna. Zabieram "kuchnię" i pod werandę na kolację i pogaduchy. Na kolację dałem se kaszankę z cebulką na masełku + pieczywo i gorąca herba. Po posiłku posiedzieliśmy z Satanem na werandzie, która robi genialną robotę. Przestaje kropić, ale obserwujemy przelewającą się mgłę i ze śmiechem kwitujemy, że ileż można w słońcu chodzić. Idziemy w kimę, zmęczenie daje znać o sobie.

17.10.2019

Veterný vrch 1111 m npm - Sromowce Wyżne, agro


W nocy wstawałem za potrzebą i warunek klękł po całości, teren zasnuty mgłą. Tłumaczę sobie, że i tak gorzej bywało i wbiłem w puch mając wypanierowane na wszystko. Natomiast gdy obudziłem się po szóstej srana i wyjrzałem na zewnątrz to mowę mnie odebrało. Okazuje się, że mam "pokój" z widokiem na Góry Lewockie/Levočské vrchy.


Ale to nie wszystko, znów te Tatry:  ;)


Kręcę się po okolicy i mam wyrzuty sumienia, że określiłem to miejsce jako średnie. Ale wiecie jak to jest, ciemno było i zmęczenie też swoje robi. :)) Wschód słoneczka wyczekiwany pilnie:


Satan się budzi i pyta, jak jest? Odpowiadam:

- beznadzieja, sam zobacz.

Wczorajsze przejście Satana grzbietówką skutkowało tym, że widział polską stronę, m.in. Masyw Trzech Koron. Polazłem zatem "na zakręt" i masz...


Zbliżenie Na Wysoki Wierch, Rabsztyn, Jarmutę:


Drę się do Satana aby tu przybiegł, jakby coś się miało skończyć. Takich Pienin w takiej scenerii to jeszcze nie widziałem. Podziwiamy szczyty wyłaniające się z morza mgieł. Schodzimy do obozu bardzo zadowoleni.


Po śniadanku pakujemy się, ale atrakcji za chwilę będzie dalszy ciąg. Ruszamy na szczyt Wietrznego lub Wiaternego Wierchu, druga nazwa używana przez Józefa Nykę.


Meldujemy się na szczycie. Veterný vrch 1111 m npm, jest najwyższym szczytem wschodniej części Magury Spiskiej. W listopadzie 2004 roku przeszła ogromna wichura, powalając ogromne połacie lasu na grzbiecie Magury Spiskiej. Nie ominęło to Veternego vrchu. Skutek wichury jest taki, że ze szczytu można podziwiać panoramę obejmującą 360°, można się sycić od Mogielicy po Niżne Tatry.


Nie omieszkałem zapodać miejsca naszego biwaku:


I Kráľova hoľa 1946 m npm, Niżne Tatry:


Nadziwić się nie możemy, jak fenomenalnym szczytem jest Veterný vrch, który na pierwszy rzut oka sprawia średnie wrażenie. Z uśmiechami do ósemki schodzimy do Wielkiego Lipnika.


Zanim ruszymy na Lesnické sedlo 720 m npm, krótki popas w sklepie. Organizmy nawodniwszy, ruszamy. Aura idealna na przechadzkę grzbietową, widokowo jest dżilet. Operujemy na szlaku czerwonym. Przed nami przepiękne podejście, na przełęczy swojski akcent:


W bufecie jest Kofola, zakupiłem flakon i drugi wody mineralnej. Mimo, że wg kalendarza piździernik, waruneczki typowo letnie. Przed nami kolejna porcja widoków, idziemy grzbietem w kierunku Aksamitki:


Za chwilę osiągniemy trawiastą kulminację 749 m npm, Rabsztyn i Wysoki Wierch aż się proszą :


Wysoka również ma się wybornie:


Przed nami zalesiony szczyt, to Haligowczyk nazywany także Aksamitką 833 m npm. Na skraju łąki miejsce odpoczynku, zadaszona ławka. Nie godzi się tego ominąć. Dla zdrowia widok na Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim:


Wkraczamy w las. Przed nami północny trawers Aksamitki, dalej przez Płaśnię. Droga przez las zaczyna robić się nużąca. Docieramy w końcu na sedlo Cerla. Miło się uwalić na trawce z widokiem na Klejową 579 m npm:


Schodzimy do Czerwonego Klasztoru. Głód zagląda nam w oczy. Na późny obiad idziemy do restauracji znajdującej się tuż przy kładce do Sromowiec Wyżnych. Dałem sobie pierogi z bryndzą i słoninką + duży garnuch Kofoli. Sprawa oparła się również o dwa talerze rosołu, bo bez tego ani rusz. Na nocleg wbijemy do agro, Satan kończy bieg i jutro zwija się do domu. Opuszczamy Słowację "bez kładkę" i kołujemy do apartamentu. Bez problemu się instalujemy, Satan ma chody u szefowej, zaczynając imprezę w Pieninach tu się zatrzymał, reszta to kwestia "formalności". Zeszliśmy pod wieczór do sklepu po drobne zakupy, następnie kolacja, chwila gawędy przy posiłku i hop do wyra, sen.

18.10.2019

Sromowce Wyżne, agro - Eliaszówka 1024 m npm - Piwniczna Zdrój - Kraków - Wrocław


Pierwszy nocleg "w dolinach". Doświadczamy jesiennej szarzyzny. Po śniadaniu opuszczamy lokal. Satan zanim da dyla do Gdańska podwozi mnie do Jaworek =>Białej Wody pod wrota rezerwatu. Żegnamy się, ja kontynuuję dalszą część uknutego planu, na Eliaszówce nie byłem.


Wąwóz Białej Wody tworzy niesamowite wrażenie, tym bardziej, że jestem sam na szlaku. Teren obecnego rezerwatu stanowił kiedyś centrum poważnej wsi BIała Woda, która liczyła ponad 100 gospodarstw. Idące terenem rezerwatu można dostrzec pozostałości dawnych zabudowań, klimat miażdży.

Czerwona Skałka/Sfinks fot. 06.2011

Docieram do odbicia żółtego szlaku przy Kociubylskiej Skale. Kieruję się w kierunku Przełęczy Rozdziela i przy bacówce należy się chwila odpoczynku. W bacówce nie ma nikogo poza stróżem, czyli psem. Przepiękny psiak, łypnął na mnie średnio zainteresowany, po czym rozłożył się w szeroko na podeście. A ja korzystając z okazji, rozpakowałem plecak. Podczas porannego pakowanka zgubiłem pokrowczyk na ręcznik i we łbie siedział mnie cały czas ten dylemat. Pokrowiec się znalazł, a ja obciąłem na okolicę z Kociubylską i Smolegową Skałą w tle. To miejsce dodaje mocy:


Za chwilę dotrę do grzbietu. Ostatnie spojrzenie na Trzy Korony:


Rządzę w Beskidzie Sądeckim, który też dodaje otuchy:


Po drodze mijam turystę. Jako, że polska strona szlaku prowadzi lasem a słowacka piękną, rozległą halą, wybór jest prosty.


Docieram do Przełęczy Gromadzkiej. Uzupełnię wodę i przestwiam się na szlak zielony, koniec imprezy się zbliża. Usiądę na chwilę, z okolic Górnych Stacji 930 m npm/północne stoki Okrúhli 958 m np, widok na Rogacze, Radziejową, Niemcową:


Końcówka trasy, opierniczam się na maksa. W końcu wjeżdżam na Eliaszówkę 1023 m npm:


Obok wieży widokowej znajduje się wiata, wbijam do niej. Zaczynam wątpić w sens nocowania tutaj, a taki plan miałem wcześniej. Pora wczesnoobiadowa, pogoda zaczyna się zmieniać, wieje i zaczyna się psuć widoczność. Widoki z wieży średnie, Tatry zamglone i przysłonięte drzewami, Pieniny również. Poza tym, przez te parę dni trochę widziałem i niniejsza wieża, a raczej widoki z niej dupy nie urywają. Po słowackiej stronie miejsce na odpoczynek z placem na ognisko. Odbezpieczam kuchnię, trza coś zjeść. Nie, nie... schodzę. Nie jestem fanem biwaków na siłę, szkoda czasu. Kończę imprezę i schodzę do Piwnicznej. Podczas zejścia przy odbiciu do Chaty na Magórach jeszcze się wahałem, ale odpuściłem. Trasa zejściowa bardzo fajna, zbliżam się do Piwowarówki:


Na uwagę zasługuje kamienna kaplica, która wybudowali w 1908 roku Stanisław i Wiktor Piwowarowie:


Jeszcze trochę potu :


Imprezę kończę przy stacji kolejowej Piwniczna-Zdrój:


Po godzinie 18-stej jadę "Szwagrem" do Krakowa, z którego wyjeżdżam o 0:40 i we Wro jestem o 4:30. Jesienne Pieniny z szafą na plecach zawsze mnie się marzyły. Pogoda w jaką przyszło nam się szwendać przerosła wszelkie oczekiwania i uznaję ten wypad jako jeden z najbardziej udanych. Pieniny okazały nam ogromnie dużo co mają do zaoferowania, dawno nie pławiłem się w takim luksusie. Ciekawe, co przyniesie kolejne spotkanie na szczycie? Może Ukraina? Wariant pieniński trudno będzie przeskoczyć.


Z podziękowaniem dla Satana za kapitalną turę i towarzystwo.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Wypas, nieźle tam porządziliście. A biwaki w takich okolicznościach przyrody wspomina się długo. Co to ten placek kasztelański? Gdybym tam zawitał, to odmiana od schabowego się przyda. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dave, to dwa osobne placki ziemniaczane większego rozmiaru przełożone gulaszem, na placku łyżka gęstej śmietany. :)) Polecam. Drugi zacny temat to Dukla. Restauracja/Pub Browar Dukla w Rynku. Placek po cygańsku za 24 zyle - dla mnie wyborny. Jak słusznie zauważasz, czasem odmiana od schabowego jest warta grzechu.

      Usuń
    2. Aaa. Uraczyli mnie kiedyś czymś takim w schronisku na Stogu Izerskim, faktycznie dobre to było.

      Usuń
  2. Praktycznie w tym samym okresie byliśmy w Pieninach. U nas trasa była inna: start-Tymbark-Mogielica-Rzeki-Ochotnica-Lubań-Sromowce-Czerwony Klasztor-Szczawnica. Pieniny były finałem tej układanki. Było 100% jesieni. Relacja na blogu Bartka: Dasieda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra trasa. Pieniny zaoferowały nam wyjątkowo dużo, wam chyba również. Rzadko się zdarza, że wyjazd daje tyle radochy. Pim, gorąco polecam Veterný vrch, bawiliśmy na nim ponad godzinę z "uśmiechami do ósemki", których notabene już nie posiadamy. :))

      Usuń
    2. Cały rejon składający się z polskiej części Spiszu, Magury Spiskiej i Małych Pienin uważam, za rewelacyjny. W sumie u nas znajduje się po za zbiorową turystyczną świadomością, jest gdzieś na uboczu i to jest jego wielka zaleta. Na słowo Spisz, Kacwin, Osturnia ludzie robią oczy jak spodki. I dobrze.

      Usuń
    3. Jesteś kolejną osobą, która wymienia Osturnię. Nie wykluczone, że kolejna wizyta będzie oparta o tę słyszaną z opowieści...piękną wieś.

      Usuń
    4. Dla mnie Osturnia jest "wstrąsająca" , przede wszystkim dlatego, że pokazuje jak dobrowolnie zdemolowany został krajobraz górski w naszym kraju. Osturnia jest wioską w środku gór. Ale na moje oko dużo domów, to typowe dacze. Tylko, że są to pieczołowicie odnowione stare spiskie chałupy. Koszmarków praktycznie nie ma. Nie robi to wrażenia przymusu administracyjnego. Tylko raczej szacunku dla własnych korzeni. Podobnie jest w Zdziarze.
      No i do Osturni na swoją pierwszą wizytę wybrał prezydent Słowacji (poprzedni). Wspominał na pikniku jak w dzieciństwie (miał tam dziadków) spał na sianie i pasał krowy. Za to m.in. bardzo lubię ten kraj.

      Usuń
  3. No Magura Spiska od kiedy Pim mnie oświecił ciągnie mnie nieodparcie.
    Fajna tura...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. A tak przy okazji, witaj w moich skromnych progach. :)

      Usuń
  4. Wielkie dzięki. A jako, że sam się nie popisałem to i ja w moich przywitać pragnę...

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedzieć, że na Veternym mieliście bajeczne warunki, to nic nie powiedzieć!

    Fajnie, że ta wiatka, choć zamknięta, daje jakąś możliwość zaczepienia. Na tej werandzie dałoby się chyba solo przekimać?

    Fotka z zarysem wiaty (i zapewne Twojego kompana), wykonana jeszcze przed wschodem słońca, jest genialna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weranda jest trochę zdezelowana i wąska, dla jednej osoby w wyjątkowej sytuacji nada się na nocleg. Chatka znakomicie chroni przed wiatrem, zatem stołowaliśmy się i oczywiście pogaduchy przy kubanie herbaty na jej werandzie, to było to.

      Usuń
  6. Ech...co to byl za wypad...wlasnie se wspominam w robocie ;-)

    Pozdro,

    Satan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Satan, można coś pomyśleć nad imprezą jesień 2020, mam tam parę dni urlopu :))

      Usuń

Prześlij komentarz