Wygląda na to, że mam na swoim koncie kolejny szlak długodystansowy. Tym razem miałem przyjemność z trzecim szlakiem w polskich Karpatach, dystans ok. 185 km, są źródła które podają 191 km, dla mnie nie ma to większego znaczenia, ponieważ należny dystans przebyłem, a dodatkowe zejścia, podejścia, odbicia, itd., zamykają sprawę w okolicę 200 km i tyle w kwestii formalnej.
Początki tego szlaku sięgają 1952 roku, kiedy to Józef Małecki, Józef Marcke i Adam Strugała w końcu września 1952 roku wytyczyli szlak z Tarnowa przez Trzemeską Górę, Tuchów, Brzankę, Rzepiennik, "Skamieniałe Miasto" z Ciężkowicami. Dalsza część tego szlaku z Ciężkowic przez Falkową i Żebraczkę do Bartkowej wyznaczona została w terenie kilka lat później w październiku 1958 roku, przez Józefa Bulagę i Stanisława Wyszkowskiego. Wyznaczający ten szlak popełnili dzieło, bowiem szlak jest arcywidokowy, a w latach 50-tych XX wieku trasa zapewne wiodła polnymi ścieżkami i szutrem, a nie asfaltem, o czym później. Tyle tytułem wstępu...
DZIEŃ I
19.08.2016
Wrocław - Tarnów - Tuchów
O 8.11 turlam się "Siemiradzkim" do Tarnowa, kupiony dzień wcześniej bilet bez gwarancji miejsca siedzącego od razu daje do myślenia. Na peron podjeżdża pociąg, mój skorumpowany wzrok szuka wagonu restauracyjnego "Wars", loguję się grzecznie i żeby nie być pasażerem na krzywy ryj, zamawiam paluszki i wodę mineralną gazowaną. Opływając w takie dostatki, do samego Tarnowa moja podróż przebiega planowo i bez stresu. Jestem na miejscu. Tarnów mnie wita 30-stopniowym upałem, aż nie mogę w to uwierzyć. Odrobina motanka musi być, w końcu łapię właściwy kierunek i człapię do starego cmentarza. Początek szlaku, niczym Polska w remoncie :
Wypada zapodać słowo w temacie przebiegu szlaku. Żeby był wszystko jasne i czytelne, należy się informacja, że szlak w 3/4/jak nie więcej/ swojego przebiegu jest.. wyasfaltowany. Tak, tak, to nie jest przesada, po prostu, ten szlak tak ma i trudno się mówi, trza to przeżyć. Obok szlaku początkowego znajduje się kapliczka św. Walentego :
Powstała w XVIII w., projektował ją tarnowski architekt Franciszek von Grottger, natomiast fundatorami kapliczki była rodzina Sanguszków i Mokronowskich, w dowód ufności łask św. Walentego, patrona epileptyków i osieroconych dzieci. No to w drogę. Idę do Zawady, ale wcześniej mijam głaz narzutowy postawiony w 1983 roku w miejscu przecięcia się południka 21 E i równoleżnika 50 N :
Następnie przejście nad A4 i już jestem pod Górą Św. Marcina 384 m npm :
Na szczycie wzgórza znajduje piękny drewniany kościół św. Marcina z XV w.
Zajrzałem do środka, ciekawostką jest łańcuch, który prawdopodobnie wykonał ślepy pasterz z jednego kawałka drewna :
Żegnam Tarnów, takie panoramy będą mnie towarzyszyć. Mówię wam, to jest dodatkowa porcja energii na dalsze trudy asfaltem :
Górę Św. Marcina również żegnam :
Szlak cały czas wiedzie asfaltem, upał ma się dobrze, od podeszw można pety odpalać. Ukojenie przynoszą przydrożne kapliczki :
Trzemeśna wita mnie kapliczką, która jest otwarta i w razie poważnej awarii służy schronieniem :
Na ławeczce zasiadam na łyk wody i przy okazji odkleić język od podniebienia, również cień odgrywa tu poważną rolę. Na dłuższy popas schodzę na pole biwakowe, darmocha naturalnie :
Chatka zamknięta na cztery spusty. Zrzucam klamota i wyskakuję z kapci, dłuższy postój należy się. Podczas przejścia szlaku eksperymentuję z onucami. Na dłuższą metę w moim przypadku ten temat nie zdaje egzaminu. Otóż po wchłonięciu przez onucę odpowiedniej ilości potu, na stopach pojawiają się zaczerwienienia i pieceznie. Pierwszy dzwonek przed obtarciem. Eksperymentując z onucami doceniłem jak genialnym wynalazkiem są... skarpety!
Zbióreczka na ostatni odcinek, na nocleg chciałbym dotrzeć w okolice Tuchowa, jakbym wyczuł. Wcześniej mam kawałeczek leśną drogą a następnie fragmencik tego co było kiedyś :
Wcześniej minąłem studnię i zamkniętą posesję, coś pięknego, a ja na ostatnim podejściu. Wychodzę na parking, który już chyba do Tuchowa należy :
Mało awangardowa wiata tuż przy ulicy, kosz pełny śmieci. Nie no, ja może jestem lumpem i dziadem, ale honorowym. Honor ratuje ścieżka dydaktyczna w Tuchowskim Lesie. Tablica informacyjna "mówi", że są wiaty do obserwacji ptactwa, z kolei mnie przeczucie "mówi", że chyba tam dotrę i nie będę miał już sił się wracać. Tak też czynię i z zaszczytem przyjmuję zaproszenie :
Jestem koło stawów, okazuje się, że nie jestem sam, po drugiej stronie brzegu bawi się młodzież, w końcu wakacje. Rozkładam swój barłóg, dwa litry wody do rana powinno starczyć. Kolacja, szwędanko wieczorne po okolicy i się zastanawiam, gdzie ja jestem? Nad jeziorami!! Jest pięknie.. Dobranoc.
DZIEŃ II
20.08.2016
Tuchów - Ciężkowice
Ranek wita mnie bardzo słonecznie. Po śniadaniu przechadzka po okolicy :
Szykuję się do wymarszu, przede mną Tuchów. Widok z Przedmieścia Górnego wprawia mnie w dobry nastrój :
Drogę do Sanktuarium NMP Tuchowskiej widocznej na zdjęciu odpuszczam. Przekraczam rzekę Białą, z turystycznego punktu widzenia, strategiczna rzeka :
I idę uwalić się do ryneczku, przy okazji w sklepie zakupię trochę płynów... i odpocznę :
Niebawem dostąpię zaszczytu zaatakować Jej Wysokość Brzankę. Wcześniej jednak taki patent :
Opuszczam Tuchów, sklepu spożywczego w następnej mieścinie nie popuszczę. Tamże chwila gawędy z lokalsami i następny odpoczynek zrobię sobie pod dębem trochę cienia dającym:
Ponownie jestem na odcinku bez asfaltu, wchodzę w las, będzie trochę chłodu i trochę potu. W okolicy szczytu muszę golnąć bo padnę, schodzę do przełączki między wierzchołkami Brzanki:
Przerwę obiadową zrobię w Jodłówce Tuchowskiej, do której schodząc widzę Maślaną Górę w Beskidzie Niskim, a z gorąca idzie oszaleć. Szukam cienia za sklepem, pauza. Instaluję się na "tyłach Jodełki":
Pora zabierać się do Ciężkowic. Asfalt oczywiście mam gwarantowany do końca. Kościół p.w. św. Michała Archanioła z 1871 r. :
Piękny odcinek, widok na Beskid Niski z Maślaną Górą, Chełmem w tle :
Zbliżam się do Rzepiennika Biskupiego, z kolejnym Sanktuarium p.w. Wniebowstąpienia NMP :
Jako, że most w remoncie, wkraczam na "ostatnią prostą" :
Robi się bardzo ciekawie :
Cmentarz partyzantów AK :
Po przeciwnej stronie cmentarza jest miejsce pierwotnego pochówku. Szutrowa droga się kończy, wbijam ponownie na asfalt, ale.. minęła 18-sta, wkraczam do miasta!
Stopy mnie palą po całym dniu asfaltu, jeszcze parę kilometrów. Przystaję na chwilę przy cmentarzu wojennym nr 141 Rakutowa /Ciężkowice/. Jeszcze odrobinę wysiłku i wjeżdżam do centrum. Dzisiaj kimam w agro "Pod Różami", instaluję się u pani Teresy Bigos, dostaję pokój nie byle jaki, w 2013 roku bawił tutaj Jarosław Kret. Na kolację zapodaję do karczmy "Galicja" w Rynku, totalny gnój, ale byłem tak głodny, że odgrzewane ziemniaki smakowały.
Po posiłku pokręciłem się po pięknym ryneczku, zaglądając w różne zakamary. Neogotyckie Sanktuarium Pana Jezusa Miłosiernego :
Wracam na pokoje, odświeżony i pachnący zaległem w "oleandrach".
DZIEŃ III
21.08.2016
Ciężkowice Agroturystyka "Pod Różami" - Gródek n/Dunajcem Agro
Bogato mam o poranku. Oczywiście kimałem przy otwartych wrotach na maksa, zapachy kwiatów koiły moje zmysły, pani Teresa wiedziała jak mnie uraczyć. Zabieram się za przygotowanie śniadania i wyjeżdżam na ogrody :
Następnie spakowawszy dobytek i pożegnawszy przemiłą właścicielkę wyjeżdżam z kwatery i kieruję się do rynku:
Pokręciwszy się przez chwilę odbijam do Rezerwatu "Skamieniałe Miasto". Ostatnie spojrzenie na Ciężkowice :
No i masz !
Znajduję się w największej atrakcji przyrodniczej, najbardziej znanej i popularnej w Ciężkowicko - Rożnowskim Parku Krajobrazowym. Zwiedzam grzecznie przeróżne formy skalne: Grzybek, Basztę Paderewskiego, Orzeł też się fajnie prezentuje.
Kończąc zwiedzanie rezerwatu, zapodałem do źródła "zdrowej wody" uzupełnić zapasy.
Za chwil parę żegnam Pogórze Ciężkowice. Przekroczywszy rzekę Białą jestem na Pogórzu Rożnowskim.
Ambitnie walę asfalcikiem do Dworu Ignacego Paderewskiego, gdzie na jego terenie robię postój.
Z tyłu dworu jest przyjemne miejsce odpoczynku. Trafiam na niewielki odcinek leśny, po czym znowu pier*****y asfalt, którego zaczynam mieć po dziurę w d***e. Pojawia mnie się na widoku wieża w Bruśniku :
Po drodze mijam odbicie na Diable Boisko, chyba popełniłem zły błąd odpuszczając ten temat, a póki co, nie wybieram się w te okolice. Docieram do wieży widokowej na wzniesieniu Styrki 420 m npm. Moje przemyślenie jest takie, że widząc po drodze to i owo, rzeczona wieża aż tak tyłka mnie nie urwała, bardziej mnie pociąga jako punkt orientacyjny. Spadam, nerwa na asfalt mam przeogromny. Do Bukowca muszę przetrwać, widząc zieloną ściechę do Bobowej, /tego odcinka nie wyasfaltowali, nie wiedzieć czemu?/ aż mnie strzykało z zawiści. Zachciało mnie się niebieskiego asfaltu, a tu obok pozaszlakowa piękna pogórzańska ściecha :
Docieram do najwyższego punktu trasy, uwalam się pod lipą :
I jakiś widok w kierunku północnym, z wieżą w Bruśniku w tle :
Schodzę do Bukowca, pod sklepem padam na twarz! Wlewam w siebie mineralną i imperialistyczny chłam, chwilę marudzę, sympatyczna sprzedawczyni zamyka sklep, prosi abym butelki zostawił pod drzwiami, co też czynię. Nieśmiało patrzę na dalszy przebieg trasy i aż się boję głośno myśleć, ale chyba asfaltu koniec! Idę do Przydonicy, to najpiękniejszy odcinek na trasie jak na razie. Odżywam, zamiast asfaltu piękna szutrowa dróżka, w drodze :
Zejście do miasteczka betonką, ale nie asfaltem! Standardem wbijam do sklepu uzupełnić płyny. Podziwiam kościół MB Różańcowej :
Obok kościoła znajduje się "kancelaria parafialna", podszedłem do księdza z zapytaniem o jakiś nocleg, odesłał mnie do Gródka n/D, "tam mają namioty". Ołowiane chmury wiszą nade mną i mam wątpliwości czy zdążę dojść na sucho. Ruszam, na pomoc od klechy nie mam co liczyć. Przede mną kolejne strome podejście asfaltem i na grzbiecie zaczyna kropić, szczęście mam, jestem nad Gródkiem n/Dunajcem :
Szybkie odbicie do miasteczka, opad przybiera na sile, zachodzę do pierwszego napotkanego pensjonatu ze skutkiem pozytywnym, czekając w środku na pokój widzę, że żartów nie ma, lało całą noc.
DZIEŃ IV
22.08.2016
Gródek n/Dunajcem - wiata pod Jaworzem
Budzę się i nasłuchuję czy pada, wychodzę na balkon i dzień witam szarzyzną. Przygnębiająca pogoda, o taniec na bagnie się nie martwię, dalsza trasa to asfalt. Poranny ceremoniał i opuszczam kwaterę, dzisiaj żegnam Pogórze Rożnowskie i będę bawił w Beskidzie Wyspowym.
Schodzę do Bartkowej-Posadowej. Ezeźbiąc nadal i wciąż w asfalcie kolejnym punktem dla mnie jest Rożnów. Zachodzę do kościoła św. Wojciecha :
Serwuję sobie należny odpoczynek, po czym ruszam dalej, notuję zdecydowanie lepsze waruneczki drogowe :
Docieram do kładki :
Przechodzę na drugą stronę mocy:
Do Przełęczy Św. Justa jeszcze ho,ho! Podejście na Ostrą Górę Płn 459 m npm betonką, a pod Ostrą Górą 483 m npm znajduje się bardzo przyjemne miejsce odpoczynku, o czym informacji w mapie brak :
Chatka zamknięta, ale ławy są, miejsce na ognisko jest, w razie awarii miejsce kameralne. Zbliżam się do Tabaszowej :
Odbijam ze szlaku do sklepu, wlewając w siebie co nieco. Na przekąskę stać mnie na "czapkę śliwek". Przerwę obiadową zrobię na przełęczy św. Justa. Zawistnie spoglądam na najwyższą na Pogórzu Rożnowskim Dąbrowską Górę 583 m npm :
Nieco umordowany docieram na przełęcz. Wita mnie drewniany kościółek pw Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Tęgoborzy. Kościółek tenże podobnież stoi w miejscu pustelni św. Justa, zakonnika z przełomu IX-X wieku. W kościółku tymże ślub brała Janina Lewandowska /1908-1940/, jedyna kobieta zamordowana w Katyniu.
A opatrzność nade mną czuwa. Na mapie mam zaznaczoną wiatę, której w rzeczywistości nie ma, pewnie chodzi o inne miejsce odpoczynku, w moim przypadku wbijam do kaplicy :
Zachowując szacunek dla miejsca, w którym odbywają się nabożeństwa wtaczam się w lewe oszklone skrzydło. Jest czysto, sucho i nie szczypie w oczy. W środku flakon wody niegazowanej, normalnie cud! Dla pewności poszedłem do gospodarstwa obok po dodatkową butelczynę wody na drogę i wracam na obiad :
Gdybym przybył tutaj w okolicę godziny 18-19 -stej, z całą pewnością zostałbym na nocleg, a tak... pakuję bajzel i w drogę, przede mną Jodłowiec Wielki 482 m npm. Niniejszym goszczę w Beskidzie Wyspowym, który zgotował mnie wybitne powitanie. W drodze na Jodłowiec Wielki z widokiem na grzbiet Chełmu :
Jestem przy pomniku pamięci powstania Szkoły Szybowcowej, która działała w latach 1933-1951. Do wybuchu II wojny światowej Szkoła Szybowcowa wyszkoliła 1155 osób, 21 tysięcy wykonanych lotów, które trwały ok. 3000 godzin, najdłuższy lot trwał ok. 13 godzin, dodam, że szybowce stąd startowały wystrzelone niczym z procy, wzloty za pomocą lin gumowych. Piękne miejsce, poza walorami widokowymi, jest przyzwoita wiata :
Czar niebawem pryska, wkraczam w strefę asfaltu i niemal pod Babią Górę mam przechlapane. Za chwilę szczyty Beskidu Wyspowego będą mnie wpadać do korony niczym śliwki w kompot. Póki co, zasapany docieram do murowanej kaplicy w Przysiółku Babia Góra. Dalsza trasa to poezja, im bliżej Jaworza 921 m npm, tym lepiej. Ostatnie moje podrygi :
W końcu mogę odtrąbić koniec dzisiejszej imprezy :
Instaluję się w wiacie, kolacja i ..... słyszę słuchacza karmiącego siebie i.. innych modlitwami z rozgłośni Radio Maryja. Dobranoc.
DZIEŃ V
23.08.2016
Wiata pod Jaworzem - Cisowy Dział
Nad ranem niewielki opad deszczu. Bimbam na to, wiatru nie ma, dach wiaty dzielni mnie osłania. Bawię w Beskidzie Wyspowym na całego. Zaczyna się przecierać co nieco, ten piękny obiekt jest już tylko wspomnieniem. Idę na szczyt. Szczyt Jaworza witam godnie i z należytym szacunkiem :
Przede mną Sałasze i spokojne przejście grzbietem, pogoda zaczyna się poprawiać. Zejście z Sałasza Zch we wczesnojesiennej aurze :
Z wielką przyjemnością korzystam z "wody pomocnej" :
Przede mną Limanowa, mijam kompleks pod Łysą Górą, "pierdy" z napisami, że piekielnie trudne podejście, że to miejsce na sporządzenie testamentu itp bzdety. Dodam tylko, że wejść po schodkach to każdy głupi potrafi, nawet dziunie w szpileczkach. Mijam również odbicie żółtego szlaku na Miejską Górę i za chwil parę Limanowa mnie wita :
W miasteczku tłoczno, w "Biedzie" uzupełniam spiżarnię i szukam restauracji z marnym skutkiem. Jako, że nie chce mnie się krążyć, wbijam na zapiekankę. Posilony udaję się w stronę rynku, odbijam w lewo i za chwil parę osiągam szlakowskaz przy Dworze Marsów. Z racji sporego tłoku nie zatrzymuję się, kręcę na Jabłoniec 560 m npm i przy cmentarzu robię postój. Do Korony Beskidu Wyspowego wpada mnie kolejny szczyt. A ja robię przechadzkę po jednym z największych i najciekawszych pod względem architektonicznym cmentarzy na terenie Galicji Zachodniej, projektu Gustawa Ludwiga. Wrażenie na mnie robi mauzoleum-kaplica pułkownika hr. Othmara Muhra :
Na cmentarzu spoczywa 409 żołnierzy :
Kamienny pomnik, którego napisy głoszą, że w dn. 11-12.XII.1914 zginął tutaj pułkownik Othmar Muhr wraz z huzarami 9 pułku :
Obok cmentarza pomnik, który został postawiony w miejscu śmierci rotmistrza 9 pułku huzarów, Leonarda hr. Thun Hohenstein, projektu Gustawa Ludwiga, a ufundowany przez rodzinę poległego.
Natomiast po lewej stronie ulicy znajduje się pomnik żołnierzy Armii Czerwonej, który został założony w 1948 roku. Dalszą wędrówkę kontynuuję asfaltem. Przede mną kolejna perełka Beskidu Wyspowego - Golców 752 m npm, samo podejście czesze beret, w partii podszczytowej nieopodal cmentarza wojennego nr 369:
Uwalam się bo normalnie nie mogę. Obcinka na Sałasze i Jaworz :
Tutaj przy okazji częstuję się jeżynami, kawałek dalej trafiam na grzyby kanie, w ilości ok. 10 szt.
Oczywiście znajduje się tutaj zacna polanka z pięknym "telewizorem", można usiąść, można namiot rozbić, wszystko można! Za moment wkraczam w partię szczytową i stwierdzam, że jednak partia podszczytowa daje dużo możliwości widokowych, historycznych, ba, nawet kulinarnych. Schodząc nie wiedzieć czemu myślałem, że to już Modyń będę atakował. Nie,nie, a Jeżowa Woda w Paśmie Ostrej? Ależ to pieruństwo strome! Uporawszy się z tym grzbietem mam kolejne zejście do Młyńczyska i ponownie podejście.
Widzę sporych rozmiarów krzyż na Cisowym Dziale. Jako, że jest to przy okazji znakomite miejsce widokowe, kończę bieg, wobec tego co widzę, atak na Modyń nie ma dla mnie żadnego sensu. Ostra by night :
W kierunku Gorców i Beskidu Sądeckiego :
DZIEŃ VI
24.08.2016
Cisowy Dział - Baza namiotowa na Lubaniu SKPG Kraków
W nocy miałem lęki, krzyż zaczął świecić! Dzisiaj pożegnanie z Beskidem Wyspowym. Ranek napawa obrzydzeniem, ostatni plan, ściecha na Jasieńczyk:
Przelotnym opadem witam dzień:
Powoli pakuję się w namiocie i w stosownym momencie robiąc wypad, kręcę na Modyń 1029 m npm. Podobnie jak Jaworz, Modyń witam z należnym szacunkiem :
Schodząc do Kamienicy via Zbludza znajduję kilka prawdziwków. W związku z planowanym noclegiem na Lubaniu, przelatuje mnie myśl, że duszone prawdziwe na kolację będą mmmmmmmm.. A powszechnie wiadomo, że prawdziwe spod Modyni są najlepsze:
Dochodzę do pamiętnej ściechy, którą schodziliśmy wspólnie z catty, miedziem i Marco. Pragnę uprzejmie donieść, że wodopój z którego czerpaliśmy już został zagospodarowany albo go przeoczyłem, w co wątpię. W każdym razie już go nie ma! Wobec tego kroka zadaję do Restauracji Dworskiej w Kamienicy. Ponad godzina przerwy i zaczynam się powoli ewakuować. Małymi krokami zbliżam się do najwyższego punktu wędrówki, jest nim szczyt Lubania 1211 m npm. Opuszczam Kamienicę wchodzę ponownie w las, Gorce już czuję, człapię do Ochotnicy Dolnej. Początek asfaltowy, ale w pewnym momencie...
I jest klimat z Gorcem w tle :
Schodzę do Ochotnicy Dolnej. Chwilę marudzę, uzupełniam wodę, przede mną bardzo zacne podejście.
Jego wysokość Lubań :
Upocony i wymęczony docieram na szczyt, jestem na miejscu, Lubań 1211 m npm :
Wieża widokowa obowiązkowo, stamtąd idę :
I tam zmierzam :
Oprócz mnie jest parę osób, przed zachodem słońca dotrze również jakiś obóz wędrowny, chwila rozmowy z bazowym i idę rozbić klamota. Zachód słońca na wieży z racji tłumu odpuszczam, prawdziwki ogarniam! Dwa duże robaczywe, poszły do suszenia, reszta do garnka, kolacją byłem wyjątkowo zachwycony.
DZIEŃ VII
25.08.2016
Baza namiotowa na Lubaniu SKPG Kraków - Schronisko "Pod Durbaszką"
Dzisja będzie smalić!
Pokręciłem się trochę, zajrzałem do ruin schroniska :
I zwijam bałagan, za chwil parę czeka mnie odcinek pieniński. Żegnam się i opuszczam bazę. Schodzę do Polany Wyrobki, jak to ładnie napisane w przewodniku, "pośród osik i wierzb drzemią ruiny schroniska..."
Ostatnie spojrzenie na Lubań :
I zacieram ręce, niebawem wkraczam w Pieniny. Taką "rynienką" sobie pozwolę :
Już widzę Wdżar 767 m npm :
Schodzę ponownie do asfaltu, i tu robię sobie obejście przez Wielkie Pole, tyle mojego :
Ląduję w Czorsztynie. Tak czy owak pora na paszę, wbijam "Pod Smreki" lokal wielokrotnie sprawdzony.
Wielce zmotywowany ruszam dalej, przekraczam wejście do Pienińskiego Parku Narodowego, w pawilonie widzę sympatyczną młodą panią, idę w końcu z kimś pogadać. Następnie przejście przepiękną Halą Majerz, wchodzę w "młyn" :
Jeszcze raz spoglądam z utęsknieniem na Pieniny Spiskie :
Przekraczam Przełęcz Osice, chłonę klimat, chłonę krajobrazy :
Na szlaku budzę podziw, to z racji wielkości szafy. Za moment pęknę z tego podziwu! :) Docieram na Przełęcz Szopka. I tu Szanowni Czytelnicy robi się naprawdę szopka, ba, tłumy. Już tu zdaję sobie sprawę, że na platformę widokową nie pójdę. Punkt kasowy mijam z wdziękiem i gracją i niestety, do ruin Zamku Pienińskiego nic nie zdziałam, cóż, odpocznę. Dawno nie widziałem tutaj takiego tłumu, ale co tam, Sokolą Percią nie każdy chodzi, tam odetchnę.. Przy Pienińskim Potoku uzupełniam wodę i za chwilę łoję Pieninki, mój ulubiony rejon w Pieninach.
Sokolica 747 m npm i Holica 824 m npm :
I jeszcze tylko przejście Czerteża , Czertezika, Przełęcz Sosnów i podejście na Sokolicę :
I zdjęcie najsłynniejszej sosny :
Od przełęczy kurna, wędruje ze mną kuna. Na szczycie udaje mnie się pstryknąć jej foteczkę :
Chwila zachwytów na Sokolicy i schodzę. Przy punkcie kasowym jest akcja. Tematem rozmowy jest rzeczona wcześniej kuna, pytam pracownika parkowego sprzedającego bilety wstępu czy coś wie na ten temat, gdy nagle zwraca się do mnie... i tutaj uważajcie, Minister Obrony Narodowej pan Antoni Macierewicz! Aż mnie zatkało, z niedowierzaniem pytam:
- przepraszam, czy pan Antoni Macierewicz?
Słyszę twierdzącą odpowiedź. Nagle do Ministra dzwoni telefon, odchodzi na bok, rozmowa służbowa, wobec tego rozkładam sprzęt foto i po zakończonej rozmowie zwracam się z prośbą o zdjęcie pamiątkowe. Jestem zaskoczony, nie ma żadnego problemu :
Po zdjęciu mówię:
- Panie Ministrze, ja z Tarnowa idę przez prawie tydzień i nie zawsze jest z kim pogadać, a tu proszę, pod Sokolicą ściskam prawicę Ministra Obrony Narodowej..
Do zdjęcia prosiło jeszcze kilka osób, a ja po wymianie uprzejmości schodzę do przeprawy na drugi brzeg Dunajca. Ochłonąć z wrażenia idę do schroniska PTTK 'Orlica", odpocząć i trącić kotleta przed "ostatnią prostą".
W schronisku trochę się zasiedziałem przy schabowym. W końcu robię zbiórkę, planuję dojść "Pod Durbaszkę". I na dobry wieczór mam oklep, podejście do grzbietu dało mnie tak popalić. Tu wejście w pionie i za cwilę zejście w pionie, żeż ja pier...ę! Takie numery na koniec dnia?
A macie!! ;-)
Ostatnie spojrzenie na Szczawnicę :
Za chwilę dopadają mnie ciemności. W okolicy Rabsztyna ujada pies, pewnie pasterski, nasza bacówka w ciszy i tak kręcę przez ok. 3 km, w pewnym momencie wychodzi mi na spotkanie baca, chwilę rozmawiamy i wiemy na czym stoimy. Żegnamy się, ja za chwilę odbijam ze szlaku do schroniska. Idąc do schroniska widzę, że z kierunku Wysokiej schodzą dwie osoby, spotkamy się dopiero rano. W schronisku właścieli nie ma, znaczy są, ale śpią. Jest też grupa militarystów oraz dwóch gości z namiotem, którzy mnie oświecili, po czym rozbiłem się koło nich na polu namiotowym. Z Andrzejem chwilę porozmawialiśmy po czym udaliśmy się na w pełni zasłużony odpoczynek. W nocy militaryści urządzili nam "kontrolowaną akcję" wcześniej nas prosząc, że jak usłyszymy huki i krzyki żeby nie włączać czołówek i nie wychodzić z namiotów, muszę przyznać, że chłopaki mają genialną zajawkę.
DZIEŃ VIII
26.08.2016
Schronisko "Pod Durbaszką" - Wielki Rogacz 1182 m npm - Niemcowa - Piwniczna Zdrój - Wrocław
Dzisiaj będzie prawdopodobnie lampa lamp! Już z namiotu widzę gdzie kończę wędrówkę. Wychodzę na zewnątrz na stoły, śniadanie w namiocie nie będzie dobrym pomysłem. Widzę, że przed wejściem na ławkach kima dwójka których widziałem wczorajszego wieczora. Zrobiłem im gorącą herbatę i zasiedliśmy wspólnie do stołu. Widzę również, że "dyrekcja" już jest, wypada się rozliczyć za nocleg. Nie wzięli ode mnie nawet grosza za nocleg pod namiotem.
Po śniadaniu na stołach zwijamy się, ja na Wysoką oni do Szczawnicy. Pod grzbietem spotykam bacę, z którym rozmawiam kilka minut, po czym do grzbietu i zachwycam się widokiem na Trzy Korony :
Kulam na Wysoką, najwyższy szczyt Pienin i wygląda na to, że na szczycie będę sam. W waruneczek trafiam jak nigdy, ho! Wysoka 1050 m npm, najwyższy szczyt Pienin i relaksujące widoki z niej :
Samotność długodystansowca, mam bekę z tej fraszki :))
Po około kwadransie wchodzi Słowak, również nie wierzy w to co widzi.. :mrgreen: Ale nic to, przede mną kolejny odcinek na Przełęcz Rozdziela, schodzę. Już za chwilę, już za moment będę w Beskidzie Sądeckim :
Muszę w końcu tam zajrzeć, przecież ta ruinka aż się prosi...
Od Przełęczy Gromadzkiej 931 m npm odbijam w stronę bacówki, idę na pierogi z jagodami w jakimś przybytku wcześniej, po czym wracam na szlak niebieski na jego ostatki, gubiąc odbicie w prawo. Niestety, trza się wrócić :
Przed Małym Rogaczem jest punkt widokowy na Tatry, ale to co widziałem z Wysokiej wystarcza mnie zupełnie:
O 14.28 kończę przejście trzeciego co do długości szlaku w polskich Karpatach relacji Tarnów => Wielki Rogacz 1182 m npm i z przyjemnością wychylę za to garnucha :
No i cóż, teraz to już luzik i kompletna wylewka. Schodzę czerwonym szlakiem przez Niemcową, jednakże do chatki nie zachodzę.
Z Niemcowej przerzucam się na szlak żółty do Piwnicznej Zdroju, robiąć małe pięć w miejscu odpoczynku przy kapliczce :
Oczywiście nie może zabraknąć foteczki z cyklu "samotność długodystansowca." :)) No przecież można pęc.
Piwniczna Zdrój tuż, tuż...
Imprezę kończę w Piwnicznej Zdroju :
Za chwilę mam busa do Nowego Sącza następnie Kraków, no i PB do Wro.
Garść refleksji:
- szlak jest w 3/4 - piszę optymistycznie - swojego przebiegu wyasfaltowany, co powoduje, że nie tknę tego szlaku nawet kijem z trzech metrów
- przez Pogórza w tej wersji szlak jest genialny na rower
- trasa poprowadzona przez Pogórza jest przepiękna widokowo, niestety, asfalt psuje cały klimat
- Golców w Beskidzie Wyspowym położył mnie, wyśmienita góra
- pozytywne zaskoczenie odcinkiem Kamienica - Ochotnica Dolna
- Pieniny czad
- Gorce również
Wytrwałym dziękuję za uwagę.
Część gorczańsko-pienińską zdeptałem w upale tegorocznego lipca, tam ci dopiero wrażeń! Cieszę się, że z Lubania do Ochotnicy schodziłem, bo podejście jest na zacności. Gites relacja z tłustego przejścia ;)
OdpowiedzUsuńCzęścią gorczańsko-pienińską również byłem wzruszony.
UsuńWiata przy wieży pod Jaworzem, gdzie spałeś; jakieś dziesięć minut jest agro "Hubertus" czy jakoś tak. Świetne żarcie, byłem tam dwa razy, pierwszy bo mnie wody brakło na noc, kuchnię polecam. Spać śpię zawsze w swoim, więc o warunkach się nie wypowiadam, wygląda na luksus. Jak będziesz robił GSBW, to będziesz tam.
UsuńDziękować, sprawdzę temat. Dobrą kuchnią nie pogardzę.
Usuń