Wagary w Beskidzie Niskim 8-13.05.2014



Beskidu Niskiego nie mogłem ot tak sobie odpuścić. Zadałem kroka, smaki miałem jak diabli. Już kiedyś wspominałem, że lepszego pasma niż Beskid Niski na wędrówkę z szafą na plecach i namiotem pod pachą, jak na mój menelski gust... po prostu nie ma. Tę tezę tą podtrzymuję nadal i wciąż.

Nie ma to większego znaczenia czy wybieramy się w grupie znajomych tudzież samotnie, jedno jest pewne, będzie w pyte. Nie wiem czego nie spotkamy, natomiast śmiało mogę stwierdzić na co możemy liczyć :
- wytworny klimat wędrówki z plecakiem
- życzliwość miejscowej ludności
- bogatą historię, fenomenalne miejsca
- "czasem" można poznać zacne osoby.

Jako, że GSB jestem zmuszony przełożyć na inną razę to w ramach pocieszenia szlajanko po Beskidzie Niskim będzie słuszną rekompensatą. Jak wiadomo, maj to najpiękniejszy miesiąc w roku, postanowiłem zatem zyrknąć, jak się mają buczki w tej pięknej krainie.

8.05.2014

Wrocław - Krynica Zdrój - Mochnaczka Niżna

Czwartek 8.05.,zanim wyruszę do Krakowa to jeszcze ustawka z Roncem celem wymiany fantów.
W "Kraku" ląduję po godz. 13.00. O 14.00 mam wehikuł czasu do Krynicy Zdr. i ok. godziny 17.00 jestem na miejscu. Jak to się mówiło przed wojną, "kogo nie stać na Krynicę, ten wyjeżdża za granicę."
Niedawno miałem tu wspólny start z Rajlim, zimowe przejście w Góry Leluchowskie z Michunem, Krynica fajna jest. Bez zbędnej zwłoki kręcę na Huzary :


Po drodze dokonuję drobnych zakupów i kierunek Mochnaczka Niżna. Sprawnie osiągam szczyt Huzarów 865 m, wcześniej zwanym Czerteżem.


Dalej czerwony szlak sprowadza przez las, a następnie pięknymi łąkami do Mochnaczki Niżnej.

Mochnaczka Niżna, najlepsza od 1648 roku

Lackowa już w zasięgu, jest dobrze:


Jeszcze tylko przekroczę Mochnaczkę :


I łypię pazernie za miejscem na pierwszy biwak. Aż mnie zatkało, co ja widzę?!


Nawet powieka mnie nie drgnęła, uwalam się w altanie. Zainstalowany, po wodę zapodałem do najbliżej napotkanego gospodarstwa. Wróciwszy do "obozu" postawiłem na herbatę a następnie
zabrałem się za klecenie "łoża" łącząc dwie ławki. Posilony, a zarazem zadowolony z miejsca pierwszego noclegu wpadłem w puch i wsłuchując się w szczekające w oddali psy, odpadłem..

9.05.2014

Mochnaczka Niżna - wiata bazy namiotowej SKPB Warszawa w Regietowie

Koło 3.00 nad ranem budzą mnie ptasie trele, taki budzik to rozumiem. Wystawiam nos z worka i mglisto na maxa, zewnętrzna warstwa worka mokra kapkę, nie zraża mnie to, aby śpiwór puchowy przemoczyć też trza się postarać. Niewzruszony zalegam jeszcze na parę godzinek.
Ranek mam przedni, mgła się zdecydowanie przerzedza, aż się boję pomyśleć ale chyba waruneczki będą dzisiaj mmmmmm. Mochnaczka Niżna Camp :


Kontynuuję szlajanko czerwonym szlakiem. W centrum Mochnaczki Niżnej znajduje się piękna, dawna cerkiew greckokatolicka pod wezwaniem Św. Michała Archanioła z 1846 roku.


Nie było mnie dane zajrzeć do środka, zamknięte. Nie zrażam się, będę tu miał przyjemność jeszcze być. Tymczasem oddalam się grzbietem Mizarnego 770 m w kierunku Banicy. Piękna rzecz, drewniany mostek w MN, kręcą mnie takie rzeczy :


Na grzbiecie Mizarnego, Jaworzyna Krynicka ma się dobrze, przy dobrej widoczności jest widok na fragment Tatr :


W Banicy odbijam ze szlaku, kroki kieruję w stronę "Domu na Łąkach" => Izby.  Takie cudeńko dostrzegłem :


Izby, wieś o bogatej historii, w chmurach Lackowa :


W Izbach również jest drewniany most, nie mogę się oprzeć :


Tymczasem zachodzę do murowanej cerkwi z 1886 roku, kiedyś ośrodek kultu maryjnego :


Jako, że pogoda piękna, trza się zrelaksować odrobinę, przy okazji śpiwór podsuszę. Znalazłem co nieco na ukojenie :


Mój kolejny cel to Bieliczna. Do II wojny światowej wieś łemkowska licząca 34 gospodarstwa. Obecnie pusta dolina u źródeł Białej znajdująca się u północnego podnóża Lackowej.
Znajduje się tutaj murowana greckokatolicka cerkiew z 1796 r., zrekonstruowana w 1985 roku.


Tutaj też chwilę posiedziałem, piękna i malownicza okolica. W sąsiedztwie cerkiewki cmentarz, bacówka, miejsce odpoczynku. Nacieszywszy duszę zacnościami oddalam się na przełęcz Perehyba, ostatnie spojrzenie na Lackową :


Na przełęczy :


Jestem na żółtym szlaku, schodzę przez Ropki do Hańczowej. Ropki :


W Hańczowej piękna cerkiew p.w. Opieki Matki Bożej :


Zwróciłem też uwagę na obelisk postawiony z okazji 950 rocznicy chrztu Rusi z pięknie się komponującym nieczynnym sklepem GS :


i jeszcze takie cudeńka :


nieopodal cerkwi:



Pozostaje jeszcze wbić do sklepu na maślankę i słodkiego bułacza, następnie atak na Kozie Żebro 847 m :


Gorąco polecam to "wzniesienie" :


Na szczycie wyrównując oddech, dochodzę do wniosku, że kąpiel mnie się należy jak .. chłopu rola. W związku z tym schodzę do Regietowa do wiaty bazy namiotowej SKPB Warszawa,
a że jest to miejsce znane i lubiane, walę jak w dym :


Kąpiel w potoku ma to do siebie, że moce wracają z siłą wodospadu. Odświeżony wracam do wiaty, stać mnie nawet na kolację przy ognisku, przy którym bawiłem do północy. Pora udać się w kimę, jutro znowu trza iść..

10.05.2014

Wiata bazy namiotowej SKPB w Regietowie - Wołowiec


Ptasi budzik to przepiękna sprawa. Po raz kolejny doświadczam tego fantastycznego zjawiska. Leżąc sobie w śpiworku jak basza na drewnianym podeście w wiatuni, wsłuchuję się w poranny ptasi koncert. Jakże niewiele brakuje do bycia szczęśliwym. Dzisiaj idę do Wołowca. Robię śniadanko, między czasie mijają mnie dwie osoby, biegacze, czyżby zaprawa przed"'Rzeźnikiem"? Nie wiem, nie pytałem. Tylko wymieniamy gest na zasadzie cześć! Oni na Rotundę ja do stołu. Spakowany, postanawiam odpulić Rotundę bo byłem tam niedawno, kroki kieruję na Skwirtne. Wprawdzie asfalcikiem, ale 3 km zniosę jakoś. Na rozstaju dróg Smerekowiec - Skwirtne buduje się nowy obiekt sakralny. Rzucam okiem na Kozie Żebro :


Skwirtne, mała, pięknie położona wioseczka na południe od Uścia Gorlickiego przy drodze do Regietowa.


I pomyśleć, że pod koniec XIX w. mieszkało tu ok. 400 osób. W Skwirtnem znaleziono ślady obozowiska łowiecko sprzed ok. 9 tyś. lat p.n.e. Całą ludność łemkowską wysiedlono w 1947 roku, jej miejsce zajęli polscy osadnicy. Ujmująca przydrożna kapliczka w Skwirtnem :


W wioseczce rzeczonej postawili zadaszenie, przydało się, trafił się przelotny opad, pod którym przeczekałem chwilę. Byłoby grzechem nie zyrknąć na perełkę Skwirtnego czyli świątynię zbudowaną w 1837 roku a odnowioną w 1993 r. Cudeńko, całe w goncie :


Przycerkiewny cmentarz pilnuje ta przemiła psina :


Od Skwirtnego idę szlakiem zielonym, zanim dojdę na Banne 583 m, klasycznie chwila relaksu na łące :


To jest to :


Jeszcze tylko pokonać Zdynię i jestem w Smerekowcu :


W Smerekowcu szlak w pewnym momencie odbija w lewo /znak na słupie wys. napięcia/ między dwoma gospodarstwami wiedzie w górę, wita mnie "szczekający breloczek", ujada skubaniec, że miałem go ochotę poczęstować kopem. Jestem ponad gospodarstwami, ponownie piękne łąki następnie wkraczam w las, mijam skrzyżowanie szlaków żółty, zielony i do Magury Małastowskiej mam rzut kamieniem. Odbijam na szlak cmentarny, południowym stokiem Magury Małastowskiej. Docieram na cmentarz nr 59 projektu Dušana Jurkoviča :
Przyznaję uczciwie, Magura Małastowska nie robi na mnie żadnego wrażenia. Od cmentarza 59 do szczytu wykopki, na szczycie wyciąg, ludzie!! W schronisku trzoda od paintball-a drąca mordy, nachlani w trzy dupy, którzy bez kurwy zdania złożyć nie potrafią.


Mimo wszystko wbijam na bigos, cena 10 zyla. Osobiście Magurę Małastowską gościłem dwa razy : pierwszy i ostatni. Najemca schroniska robi na mnie fatalne wrażenie, za syf jaki panuje w i przed schroniskiem. Dwie rzeczy jednak mnie ujęły :

- bigos, bardzo smaczny

- kiciusie :


W lokalu tymże nie ma co siedzieć, trza spieprzać na przełęcz Małastowską, na której znajduje się również cmentarz wojskowy nr 60 projektu Dušana Jurkoviča :


Kontynuuję wędrówkę na mój gust nieciekawym odcinkiem niebieskiego szlaku przez Wierch Wirchne do Banicy k/Gładyszowa. W Banicy już wypas, wszystko wraca do normy :


Podchodzę kawałek do żółtego szlaku, jeszcze ok. 5 km i jestem w Wołowcu. Na uwagę zasługuje Gościniec "Banica", mijam piękny przybytek na odludziu, bawię się dalej. Na tym odcinku należy baczniej przyglądać się przebiegowi szlaku. Zdecydowanie wrócę tu jeszcze.

Tymczasem docieram do Wołowca, muszę zyrknąć na kunszt łemkowskich mistrzów :


Uwaliłem się, nie ma się gdzie spieszyć. I pomyśleć, że przybyli tutaj "bacowie" z Podhala w latach 40-tych XX w. zamienili tę cerkiew i inne np. w Bielicznej w stajnię dla owiec i bydła. Już po łbie krążyły mnie myśli żeby się rozbić wyżej kapkę z namiotem, postanowiłem jednak udać się na z góry upatrzone pozycje. Zachodzę w miejsce gdzie w ub. roku ugoszczono mnie podczas upałów, niestety zamknięte. Wybiegają nagle cztery psy, se myślę no to już mam ...
Na szczęście obszczekały mnie tylko i po komendzie właściciela zaś się uwaliły na drodze i dalej leniuchowały. Ja tymczasem uciąłem sobie dłuższą pogawędkę i uzyskawszy aprobatę rozbiłem się na pastwisku.



11.05.2014

Wołowiec - wiata na Przełęczy Hałbowskiej

Idzie zmiana pogody, czuję to w moczu. Nad ranem drobny opad, na szczęście trwa chwilę. Pitraszę szybko posiłek, ostatni kawałek giętej wchodzi mnie jak ta lala, pieczywo wyzerowane, trza będzie w stosownym momencie uzupełnić spiżarnię. Zwijam bajzel, nie ma się co rozczulać :


Wołowiec na do widzenia, wrócę tu, na pewno wrócę..


Żółty szlak mnie rozkłada, jak dla mnie jeden z cudów świata..


Temat jest zacny :


Opuszczam Wołowiec :



Pogoda cały czas niezdecydowana, chce lunąć ale nie może?? Ki diabeł? W Nieznajowej grubszy opad, przyodziewam "membrankie", plecak workiem p-d i krzątam się tu i ówdzie, pod chatką stoi furmanka, ktoś ma dyżur chyba, nie wchodzę. Mój umysł zaprzątają pierogi ruskie w Woryniu i pomidorowa..
Docieram do skrzyżowania z drogą do Krzywej, kapliczka ma się dobrze, w porównaniu z ub. rokiem jest nawet zmiana na plus, ktoś dorobił drzwiczki :


Docieram do hotelu Woryń :


Pytam o pierogi z kaszą gryczaną, nie ma, są za to pierogi ruskie, 12 pln-ów za 12 pierogów wielkości pięści! Naturalnie wyrób własny, żadne czary mary kuchni z kosmosu. Jadę po całości, na "przystawkie" leci pomidorowa. Siedzi się fajnie, ale komu w drogę temu.. wrotki.
To idę :


Dębowy krzyż z 1936 roku postawiony na miejscu wcześniejszego ku pamięci zniesienia pańszczyzny, żeliwna tabliczka z 1899 r. :


na szlaku :


Odbijam w lewo, do osuwiskowych jeziorek. O szlak/zielony/ zadbało Nadleśnictwo Gorlice, pociągnięty jest do Wyszowatki a nie jak "mówi" mapa, tylko do jeziorek.
Po drodze pięęęęęęęękna wiatunia, chyba Buba w ub. w niej rządziła, pensjonat zapewnia wszystko, nie ma się do czego przypieprzyć.


Po szczegółowych oględzinach zacnego obiektu, bez napinki kontynuuję przechadzkę ścieżką zdrowia do jeziorek :


To już najwyższy stopień wiatingu :


Chwilę później docieram nad jeziorka osuwiskowe, prawie jak w Rezerwacie "Zwiezło" :


Zbieram się do Wyszowatki szlakiem zielonym.


Wyszowadka - dawna wieś łemkowska, obecnie osiedle gospodarstwa rolnego. Od 1968 roku obowiązuje pisownia Wyszowatka. W latach 70-tych zatrudniano tu więźniów. Z dawnej wsi pozostały dwa przydrożne krzyże z 1904 r oraz murowana kapliczka. Jest również sklep spożywczy i przystanek PKS. Klimat nieziemski, póki co opuszczam Wyszowadkę i asfaltem napieram do Grabiu.


Mam do Ożennej asfalt, mijam Grab, w Ożennej wtaczam się do sklepu, sączę maślankę po terminie/innej szefowa nie miała/ do tego banany na chęć życia.
Z Ożennej kieruję się na Wysokie szlakiem zielonym, po drodze mijam profesjonalne wiaty :


Chwała dyrekcji Magurskiego Parku Narodowego za profechę. Wiaty rzeczone fenomenalnie się sprawdzają podczas zlewy, której miałem zaszczyt dostąpić. Przemieszczam się "puszczą bukową" :


Docieram na wzniesienie, Wysokie 657 m npm :


Wyśmienite miejsce na biwak, genialny punkt widokowy. W mojej 10 stopniowej skali zajebiaszczości daję 11. Ściecha do Żydowskiego ślicznie się prezentuje. Jako, że waruneczki klękają spadam do Krempnej:


Po drodze spotykam stado dzików. Nerw mnie puścił i dałem dyla. Kapkę niżej ponownie wiata styl Magurski. Mijam odbicie drogi na Żydowskie a chwilę później napieram asfaltem do centrum Krempnej:
Przed 18-stą melduję się w wiatuni przy Urzędzie Gminy celem przeczekania opadu. Po ok. 30 minutach zaczyna lać. Nie widzę sensu czekać dłużej bo zaciągnęło na dobre, przyodziewam membrankę, worek p-d na plecak i zapodaję na Przełęcz Hałbowską szlakiem żółtym. Mijam po drodze mogiłę 1250 żydów zamordowanych 7 lipca 1942 roku przez hitlerowców. Po ok. godzinie docieram na punkt noclegowy, mapa nie kłamała..


Zachodzę, w środku suchutko, zaszczycony takim obrotem sprawy wbijam do wiaty na nocleg. Szybko się przebrałem w wełnę, rozłożyłem barłóg i rozwalony na całą wiatę, zacząłem się przyglądać jak okoliczna trawa powoli zaczyna zmieniać się w grzęzawisko. Zlewa trwała całą noc.

12.05.2014

Wiata na Przełęczy Hałbowskiej - Agroturystyka pod "Pod Chyrową"

Dzień wita mnie zlewą, lało całą noc, leje i teraz. Odpalam telefon wysyłam kilka sms-ów, obserwuję waruneczki, z których wynika, że dzisiaj będzie stójka na bagnie.

Autor relacji w wiacie, z ogromną wiarą w poprawę waruneczków:


Po 10.00 opuszczam wiatę, przestało padać. Odcinek leśny przechodzę w ramach tańca na bagnie, nawet nie zachodzę Kamień 714 m npm, na który trza kawałek odbić. Lacze oblepione błotem dają mnie dodatkowy kilogram na nogę, do tego nierzadko wykonuję wszelakiej maści piruety, ze dwa razy miałem nawet szansę na podwójny Axel z Toe loopem.
Wszelakie wariacje spotykały mnie podczas zejścia. W końcu wychodzę na łąki, chwila ulgi.
Kamień 714 m npm :


Do Kątów mam już kawałek, przechadzka malowniczą łąką umila mi czas :


W Kątach przechodząc "bez most" obcinam na Wisłokę i nie wygląda to najlepiej :


Kawałek dalej jest drugi sklep z nieczynnym barem, wybrałem ten, bo mniejszy i kameralniejszy.. i sympatyczna ekspedientka, jest też gdzie się schronić w razie zlewy, no i ławeczka dla strudzonych wędrowców. Trącając zakupione w sklepie dobra, nawet słońce miałem!! Podreperowany moralnie udaję się do Hyrowej przez Rezerwat "Łysa Polana", piękny odcinek, który przemierzam w słonecznej aurze.


W drodze na Grzywacką Górę jest postawiony piękny obiekt widokowy :


Dodać należy, że przy sprzyjających waruneczkach można tu kimnąć w ciszy i spokoju. Zasiadłem na małe pięć, jak to mawiał niejaki Czis. Mój ulubiony, dużo ważący, a skórą wyprawiony lacz :


Grzywacką Górę /567 m npm/ zostawiam sobie na kolejną razę, nie wykluczam możliwości skromnego noclegu tamże, popartą przechadzką z Nowego Żmigrodu :


Ja za moment wkraczam w las i niniejszym znajduję się w Rezerwacie "Łysa Góra". Korzystam ze słonecznej aury, nawet mam chwilkę na opalanko, nie będzie to dobrze wyglądało jak wrócę z Beskidu Niskiego blady jak syn młynarza.


To była moja ostatnia chwila ze słońcem, nawiasem mówiąc.Ponownie wkraczam w las, czasami pojawia się jakieś cudne okienko widokowe, mijam po drodze jakiś oznakowany odcinek maratonu rowerowego i wjeżdżam do Hyrowej, w opadzie niestety.
Wita mnie pierwsze piękne agroturystyczne gospodarstwo, w tak zwanym międzyczasie zaczyna grzmieć, no ładnie , se myślę. Asfalcik pokonuję w tempie przyzwoitym, mijam wyczesany obiekt Chyrowa Ski i walę pod drzewo narzucić na siebie oraz plecak to i owo, bo zaczyna lać. Przyodziany stoję pod drzewem, "na zewnątrz" leje i zaczynam się wychładzać.
Na szczęście opad był przelotny i zaraz robi się pięknie. Ja tymczasem docieram do cerkwi p/w Opieki Matki Bożej z 1770 roku.


Jest to jedyna , która przetrwała cerkiew drewniana z murowanym prezbiterium. Przewodnik "mówi", że podobne istniały w Polanie, Mszanie, a także Olchowcu i Zawadce Rymanowskiej. Tymczasem przemieszczam się wzdłuż Iwielki, której nurt i stan nie napawa optymizmem. Do Hyrowej wrócę na klawo, ciekawi mnie przechadzka Doliną Śmierci /Iwla -Hyrów/, okolice również wyglądają na godne szlajanka. Docieram do rozwidlenia drogi do prywatnego schroniska turystycznego "Pod Chyrową". Tu też jest pewien mankament, szlak /fragment GSB!/ wiedzie prosto, nie wiadomo po kiego grzyba, stare mapy wskazują odbicie w lewo do góry, ściecha to stary przebieg szlaku/GSB/, są jeszcze ślady czerwonej farby :



Ten odcinek szlaku, wyglądający sielsko, po opadach sprawia nielichy problem, ze względu na stan Iwielki. Napotkany przeze mnie mieszkaniec rzeczowo mi wyłożył temat i do schronisko poszliśmy łąkami "na skróty".


W schronisku, które zrobiło na mnie niesłychane wrażenie, zamówiłem obiad./25 zł/ Jeszcze większe pozytywne wrażenie zrobił na mnie właściciel pan Andrzej Zatorski, po gawędzie z nim, twierdzę, że to pasjonat. Ulegając czarowi miejsca, decyduję się na nocleg tutaj. Do Komańczy i tak nie dojdę więc kalkuluję na szybko, że imprezę skończę w Dukli dnia następnego i też będzie dobrze. Wchodzę w temat! Dostaję luksusowy apartament za 20 zł :


Obok tarasik widokowy, w pokoju mieszczącym 5 osób mam do dyspozycji piec w którym postanawiam napalić bo pokój wychłodzony, po kwadransie w piecu się chajcuje aż miło, cała chata moja! W między czasie dwukrotnie przechodzi przelotna zlewa, w chwilach przejaśnień ucinamy pogawędkę z właścicielem na tarasie widokowym. Zapewne wybiorę się zimą w Beskid Niski, bo dlaczego nie? Owa placówka będzie bardzo mocno brana pod uwagę, zapewne pan Andrzej też udzieli kilku cennych wskazówek. Jedynym "mankamentem" jaki miałem to osobna łazienka.
Polazłem do budynku głównego rzucić nura, posiedziałem jeszcze na tarasie widokowym napawając się klimatem, delektowałem się ile wlezie. Zapodałem na pokoje, uwaliwszy się na koju i przykrywszy śpiworkiem, odpłynąłem w objęcia Morfeusza.



13.05.2014

Agroturystyka pod "Pod Chyrową" - Dukla - Kraków - Wrocław

Ranek wita mnie słoneczną aurą. Dzisiaj niestety kończę swoją przygodę z Beskidem Niskim, normalnie nie chcę, ale muszę!!
Pichcę jakiś posiłek i wyłażę na tarasik, najlepsze moje śniadanie! Spakowany, żegnam się z właścicielem i kierunek Dukla. Idę oczywiście starym przebiegiem szlaku czerwonego, nie będę się wygłupiał. Opuszczam schronisko, dróżką w dół, przekraczam "drzewniany" mostek i mozolnie nabieram wysokości, jakże bajeczna przechadzka widokową łąką, w łeb zachodzę po kiego grzyba było zmieniać przebieg szlaku? Po drodze można znaleźć w chaszczach nadwozie jakiejś furmany, jest też "zaryglowana willa", wiek której szacuję na wczesne lata 70-te.

Ostatnie spojrzenie :


Osiągnąwszy wierzchołek łąki dalej idę skrajem lasu, spotykam "drzewniany przybytek", który z 10-15 lat wcześniej mógłby stanowić nielichą atrakcję noclegową, następnie mijam ambonę należącą do tzw. myśliwych.
Dalsza trasa to las. Mijam przecinkę żółtego szlaku do/z Dukli i mam przed sobą ponad 4 km odcineczek do Pustelni Św. Jana.


Docieram na miejsce, kapliczka w stylu neogotyckim wybudowana w latach 1906-08. Pierwotną drewnianą strawił pożar w 1883 roku. Zaznaczyć należy, że poddasze tej budowli jest schronieniem kolonii rozrodczych dwóch chronionych gatunków nietoperzy:
- podkowca małego i nocka dużego.
Na mój gust obiekt położony malowniczo ale wrażenia średnie, żeby nie rzec marne. Nie wiem, może taras ze sztuczną grotą, z której można zdroju zaczerpnąć robi takie przygnębiające wrażenie?


Natomiast wyjątkowe wrażenie zrobiła na mnie pustelnia, tu się kimnąć, ależ byłby czad:



spotkałem też przedstawiciela niskobeskidzkiej fauny, jaszczurkę zwinkę :


Przede mną jeszcze Cergowa 716 m npm., zejście do Dukli i koniec.



Ok. godziny potrzebuję na bardzo fajne podejście na Cergową, na szczycie lansu kapkę i pamiątkowy wpis :


Jeszcze "dwa łyki" ze Złotej Studni :


Ostatni "kwadrans dla załogi" :


I schodzę do Dukli. Uwalam się w Ryneczku, chwilę później udaję się na przystanek autobusowy


skąd zapodaję do Krosna. W Krośnie kontaktuję się telefonicznie z przewoźnikiem "Barbara", rezerwując miejsce w busie do Krakowa. Wyjeżdżając z Krosna, nad miastem wiszą ołowiane chmury, kwestią czasu jest kiedy lunie.
Do Krakowa docieram ok. godz. 21.00. Mam dwie godziny na autobus do Wro. Na górnej płycie jestem umówiony z Roncem, z którym idziemy do na giętą z "Niebieskiej Nyski", muszę przyznać, że nielicha to atrakcja.


Po zacnym posiłku spadamy na MDA, tamże mamy jeszcze trochę czasu na śmiechy i gawędy.

Dziękując Roncowi za sympatyczne spotkanko, poparte smaczną giętą, uchachany wsiadam o 23.00 do "Albatrosa" i kończąc przygodę w Beskidzie Niskim spadam do Wrocławia.
To była moja trzecia odsłona w Beskidzie Niskim i już nie mogę się doczekać na kolejną, bo plany kolejnej imprezy już są.

Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Z ciekawości zapytam: jaką turę robiliście zimą w Górach Leluchowskich? Piękny zakątek po za zbiorową świadomością....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewiele urobiliśmy, Michuna złamała grypa. Start w Muszynce a koniec przez Obruczne do Leluchowa.

      Usuń
  2. To polecam kontynuację po Słowackiej stronie w Masywie Cergowa. Po naszej letniej turze Barsus zrobił duży wpis na swoim blogu. Potencjalnie piękny teren na zimę na nartach/rakietach. Chociaż dzikość terenu leśnego może wskazywać, że rakiety będą lepsze. No i kompletna pustka i bardzo skromna infrastruktura. Same plusy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz:
    "To polecam kontynuację po Słowackiej stronie w Masywie Cergowa. Po naszej letniej turze Barsus zrobił duży wpis na swoim blogu."

    Zajrzę na bloga Barsusa po przyjeździe, jutro wbijam w Beskid Niski. Masyw Cergowa usiłowaliśmy przejść również z Michunem, tym razem przed ulewami się ugięliśmy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz