Zimowe ostatki w Beskidzie Niskim



Jestem świeżo po imprezie w Beskidzie Niskim. To jakże zacne pasmo zamiata również zimą. Dawno nie odwiedzałem Beskidu Niskiego. Jednak jedna rzecz jest nadal i wciąż aktualna, powrót do domu pozostawia ogromny niedosyt wrażeń i żal,  że można było tu jeszcze zajrzeć, tam wdepnąć. Niestety, nie da się wszystkiego. Na jakiś czas musi wystarczyć. Niniejsza relacja jest moim debiutem na blogu, do którego przymierzam się od jakiegoś czasu. Trzeba jakoś zacząć..







11.02.2019 

Wrocław - Dukla, schronisko PTSM

Jadę sprawdzonym zestawem. NeoBus-em do Miejsca Piastowego, z dużym lękiem czy wyrobię na busa do Dukli o 20.19. Z Krakowa wyjeżdżam z ok. 20 minutową obsuwą, spowodowaną korkami.
Na uwadze trzeba mieć jeszcze przesiadkę na parkingu siedziby firmy w  Niebylcu. Na szczęście wszystko jest OK i o 20.19 wiozę się do Dukli. Po 20.30 ląduję w miasteczku i toczę się do ryneczku na nocleg, który mam zaklepany. Do właściciela prowadzącego ten przybytek mam zaufanie. Ze 3 lub 4 lata temu "zamawiałem" nocleg telefonicznie z autobusu do Krosna, gdzie na dworcu była akcja "z ręki do ręki", on mnie klucze, a ja jemu należność. Wracałem wówczas ze szlajanka po Pogórzu Przemyskim. Wbijam na posesję, szef mnie lokuje w pokoju wieloosobowym na piętrze. Jestem sam. Załatwiam sprawy formalne, pierdzę 15 pln-ów i wracam "na pokoje". Warunki noclegowe są dla mnie fantastyczne, jest skromnie, ale czysto i przede wszystkim ciepło. Długo nie marudzę, kolacja, kąpiel, salto na tapczan i kima. Podczas kolacji dzwoni do mnie Ronc z informacją, że dołączy na melanż.

Dobranoc..

12.02.2019 
Dukla, schronisko PTSM - Pole namiotowe Drymak, Tylawa

Spałem dobrze. Zwlekam zwłoki z wyra, zaczynam się krzątać po pokoju. Łypię przez okno i jestem zdegustowany, śniegu można rzec, zero. Zastanawiam się nad ekwipunkiem, rakiety, łopata, namiot, na kiego mi to było targać? Pierwsza myśl, u Ronca w wozie bojowym przechowam. Nic, czekam na łotra i w spokoju konsumuję śniadanko. W końcu zjawia się Ronc, następuje witanko, zapraszam w "moje skromne progi", wcześniej oczywiście uprzedziłem właściciela, że dotrze jeden pasażer. Wbijamy na górę celem się przepakowania i w drogę.

Ratusz w Dukli ze wschodnią basztą
 
Ruszamy szlakiem żółtym na Cergową 716 m npm. Będąc w Dukli i nie wejść na Cergową to popelina wysokich lotów, nas na to nie stać. Tym bardziej, że trza "poświęcić" niedawno postawioną wieżę widokową. Ze śniegiem bida, po drodze komentujemy, że coś za szybko stopniało..



Idziemy, spokojnie nabieramy wysokości. Podczas podejścia gawęda, dosyć długo się nie widzieliśmy. Pierwszy odpoczynek robimy przy ołtarzu polowym przy Złotej Studzience :


Złota Studzienka

 Wraz z wysokością poprawia się waruneczek śniegowy. Zakładam raczki, bowiem podejście jest oblodzone kapkę i kulamy do szczytu. Byłem "ze dwa razy" na Cergowej, teraz jakoś inaczej..



Wieża widokowa, Cergowa 716 m npm




 Na szczycie robimy "duże 10" . 


 
Ekipa w komplecie, Cergowa 716 m npm



 Obcinka z wieży. To wiosną trąca:




Gorąca herbata z termosu to temat też wielce ważny. Kontynuujemy szlak żółty, schodzimy do Zawadki Rymanowskiej. Robi się miło, śniegu jest na tyle, że w rakietach już można iść. Jednakże po co sprzęt niszczyć? Do Zawadki Rymanowskiej dojdziemy. Mijamy cerkiew pw. Opieki Matki Boskiej /Pokrow/ od 1947 roku jako  kościół rzymskokatolicki. Na odpoczynek kierujemy się do bazy SKPB Lublin. Jako, że jest dosyć wietrznie znajdujemy wyjście z sytuacji :



 Ganek jest w miarę dobrym pomysłem, wtaczamy się:



czas dla drużyny

 Kolejnym celem podczas naszego szlajanka to Piotruś 728 m npm. Szczyt bardzo honorny. Mimo, że bez widoków ale wielce kameralny. Podreperowani spożytymi kaloriami ruszamy szlakiem żółtym. Mijamy stary cmentarz i za chwilę przekraczamy Biały Potok :



klasyka Beskidu Niskiego, Biały Potok

Niebawem podejście na Piotrusia da się nam we znaki. Pokaże nam zimowy pazur.



W drodze na Piotrusia 728 m npm


Dalej idziemy bez rakiet. Im wyżej tym śniegu więcej. Na grzbiecie /do szczytu jest jeszcze kawałek/ zaczynam się zapadać coraz częściej i głębiej. Idę po śladach Ronca. Docieramy do przełączki, od której odbijając w bok możemy dojść do Świętej Studni. My ten wariant odpuszczamy i zapodajemy na ostatni etap, czyli przechadzką urwiskiem. Dla mnie bardzo uciążliwy odcinek ze względu na częste zapadanie się. Do szczytu docieram  dosyć zmachany. Gorący garnuch herbaty działa mobilizująco. Do tego Ronc częstuje mnie przepysznym frykasem rodem z Kirgistanu, który zapiwszy gorącą herbatą powoduje efekt mmmmmmm..


Piotruś 728 m npm

Chwilę odpoczęliśmy, pora schodzić. Ja wskakuję w rakiety. Teraz mogę fikać. Doświadczam potęgi tego ustrojstwa, wszelakie manewry między drzewami, stabilny krok i brak zapadalności to niewątpliwe zalety rakiet śnieżnych. Rozważamy o noclegu na miejscu biwakowym w Stasianem. Jesteśmy już na tyle nisko, że śniegu pod rakiety brakuje i zaczynam szorować o kamienie. Wyskakuję ze sprzętu i do Stasianego zapodajemy z lacza. Jesteśmy na miejscu, w wiacie rozkładamy mapę i rozważamy gdzie nocujemy. Decydujemy, że podklepiemy na pole namiotowe Drymak 2 km dalej. Jako, że ten zacny przybytek prowadzi genialny gospodarz postanawiamy zapytać o nocleg. 


Nasza kwatera, Drymak w Tylawie

Właściciel pola namiotowego kolejny raz nie zawodzi. Udostępnia nam "kwadrat" i do tego przynosi 10 l wody. Gospodarz nie chciał od nas pieniędzy z racji, że pokój nieogrzewany, prawie na niego "nakrzyczeliśmy". W chatce ok. 2 stopni, woda w środku nie zamarza, jest dobrze. Podczas gotowania temperatura podnosi się o kolejne 4 stopnie, czyli  w okolicy 6 stopni powyżej zera, prawie Karaiby! Do dyspozycji mamy dwie wersalki, naprędce klecimy barłogi i za chwil parę pławimy się w luksusie. Puchowe wynalazki to samo dobro. Najedzeni a zarazem opici jak bąki udajemy się w objęcia Morfeusza, wcześniej oczywiście wysyłając kilka esów do rodziny i znajomych. To był dobry dzień, 
dobranoc..

13.02.2019

Pole namiotowe Drymak, Tylawa - Jaśliśka "Zaścianek"


Cergowa 716 m npm

Noc była dosyć ciepła. Podjęliśmy dobrą decyzję aby nie rozbijać namiotów i przejść się kawałek dalej, aby uwalić w miejscu, które  okazuje się być bardzo pewnym. Na dzień dobry Cergowa nas wita. Zaraz rozpoczniemy pakowanko, wcześniej oczywiście śniadanko. Wracamy do Stasianego i przeskakujemy na drugą stronę mocy, czyli przez Ostrą 687 m npm. szlakiem zielonym. Podejście daje się we znaki, my oczywiście rakiety przytroczone do plecaka. Klnąc w żywy kamień obiecuję sobie, że na szczycie wskakuję w skrzypce. Lenistwo ludzkie nie zna granic. Tutaj śniegu jest jeszcze więcej. Na szczycie godnie jesteśmy przyodziani w skrzypce. 


Ostra 687 m npm
Jestem tutaj pierwszy raz. Szczyt jest pierwszorzędny na zimowy biwak pod namiotem. Zaraz się ogarniemy :






Kierunek Zyndranowa. Szlak prowadzi przez Czerwony Horb 618 m npm, gdzieś poniżej sprawdzamy ilość śniegu :


na trasie ponad  metr śniegu

Waruneczki na rakiety wyborne. Wcześniejsza odwilż ułożyła warstwę odpowiednio, przy kolejnym ochłodzeniu dosypało trochę i trafiliśmy w idealne podłoże.



Znad Zyndranowej Pasmo Graniczne

W lesie wycinka ma się dobrze, bliżej wioski musimy wyskoczyć z rakiet, rozpierdak jest ogromny, że głowa boli. Wchodzimy:



Zyndranowa
Mijamy cmentarz, ale nie wchodzimy. Logujemy się za to w wiacie przystankowej. 


Zyndranowa, czas na "małe 5"


Możemy zrzucić klamoty, od wiatru jesteśmy osłonięci, trzeba to wykorzystać. Zrobiłem rekonesans, pewna sprawa nie dawała mi spokoju. Ustalamy, że przerwę na obiad zrobimy pod dachem budynku SKPB Rzeszów. Ogarnąwszy pewne sprawy ruszamy do schroniska SKPB Rzeszów.


weranda schroniska SKPB Rzeszów

Czas mamy raczej marny. Do tego zejdzie nam ok. godzinna przerwa na obiad. Okazuje się jednak, że nie jest tak źle z nami. Otóż, jest poprowadzony nowy szlak /biało-niebieski kwadrat/ ze schroniska do Jaślisk. Ściecha oznaczona bezbłędnie. Daje to nam tę przewagę, że nie musimy dymać do grzbietu granicznego. Jest to bardzo dobry skrót, co skutkowało tym, że do Jaślisk dotarliśmy jeszcze za dnia!  


schronisko SKPB Rzeszów

Posileni zwijamy bajzel i w drogę. Atakujemy nowym wariantem :



W drodze do Jaślisk

W znakomitym czasie docieramy do przecinki szlaku żółtego i końskiego w okolicy Tokarni 692 m npm., co daje nam półmetek drogi. Na skrzyżowaniu chwila oddechu i łoimy dalej, kierunek Kamarka 680 m npm, szlak  trawersuje szczyt, zaraz wkraczamy w miejsce, które dodaje otuchy:




Beskid Niski jest w pyte, mówię wam! Jeszcze chwilę i wychodzimy z lasu i rakietujemy przez pola. 
Jaśliska jak na dłoni. Kręcimy na szagę, na budynek kościoła .



W Beskidzie Niskim, z szafą na plecach


Łoimy "od linijki" polami, ten odcinek do Jaślisk to po prostu majstersztyk,  przestrzeń nas powaliła. 
Mijamy pierwsze zabudowania miasteczka, mijamy kościół i wbijamy do sklepu roztrwonić parę groszy. Obkupieni  idziemy do "Zaścianka", zaczyna się ściemniać, zaczyna padać deszcz. Do Jaślisk przyszliśmy w zimie, a wyjdziemy  wiosną. Zmęczenie jednak nas nie oszczędziło, przechodzimy obok "mety" nie zauważając, że to tu. No cóż, w tył zwrot i ostatnie podejście do "bazy". W "Zaścianku" ciepło, od razu zwróciliśmy uwagę, że ciepłem bije z tego domu. Instalujemy się w pokoju wieloosobowym, ale jesteśmy sami. W dalszej części budynku jest grupa osób niepełnosprawnych, z którą gawędzimy w kuchni podczas przygotowania posiłków. Miło jest wyskoczyć z przemoczonego obuwia, zażyć gorącej kąpieli i uwalić się na starej, ale za to bardzo wygodnej pryczy.. i odpłynąć. Jutro z Roncem się żegnam.



14.02.2019


 "Zaścianek" Jaśliska - Wola Niżna - Wrocław

Wczoraj w sklepie trwoniąc monetę, Ronc ugadał się z lokalsem, że zabierze się do Dukli. Z samego rańca zapodaliśmy jeszcze do piekarni po bułki i się żegnamy. Na dworze obrzydliwie, w nocy mocno padało, wszystko zaczyna płynąć.


"Zaścianek" Jaśliska


 Około godziny dziewiątej opuszczam lokal. Żegnam się z szefową, grupą osób i kieruję się do Rymanowa. Czeka mnie ze 3 km asfaltu, jakoś dam radę. Mijam historyczne pomniki :




I dalej się toczę. Obserwuję jednak co mnie czeka i zaczynam wątpić powoli. Docieram do Woli Niżnej pod wiatę przystanku PKS.  Sądzę, że są ogromne możliwości na rajd bagienny. Mam 1,5 godziny na podjęcie decyzji, czy wchodzę w taki wariant przechadzki:






 Mówię pas. Wiata przystankowa w Woli Niżnej, tu kończę pieszą wędrówkę :



O 12.05 mam busa do Krosna i tego wariantu się trzymam. Wzgórza Rymanowskie zapodam z przyjemnością w zdecydowanie lepszej aurze. O 21.30 ląduję we Wrocławiu. Z Roncem znamy się trochę z forum NPM. Mamy taki niepisany zwyczaj, że co ok. 3 lata robimy sobie wspólny melanż. Jako, że to niezły herbatnik do spraw górskich, możemy sobie czasami pozwolić na małe co nieco. No cóż, to by było na tyle, 

relację kończę menelskim telemarkiem i

dziękuję za uwagę. 


Suplement do relacji.


Jadąc w Beskid Niski frapowała mnie pewna sprawa. Mianowicie, chodzi o pomnik w Zyndranowej, który znajduje na terenie Muzeum Kultury Łemkowskiej:








Sprawa tego pomnika sięga roku 1975. Otóż, ten pomnik jest drugim. Pierwszy, który został wzniesiony w latach 1975-1976 przez grupę ludzi pełnych szczerych intencji. Pisząc w skrócie, chcieli uszanować poległych na przedpolach Przełęczy Dukielskiej żołnierzy radzieckich i czechosłowackich.  Odsłonięcie pomnika miało nastąpić 6.10.1976 roku, w 32 rocznicę  wyzwolenia Zyndranowej. Z racji, że to była inicjatywa obywatelska a ówczesny aparat władzy położył na tym łapę, z odsłonięcia pomnika wyszła klapa, ba! 1.12.1976 roku ów pomnik został wysadzony.

Poza tym, pomnik w Zyndranowej jest chyba jedynym pomnikiem Armii Radzieckiej, który powstał w III RP. I na koniec:

W 2015 roku IPN wypuszcza  monografię  "Pomniki wdzięczności" Armii Czerwonej w Polsce Ludowej i III Rzeczypospolitej pani Dominiki Czarneckiej i jest ten.. tego, mały zonk.. w sporządzonej liście 476 monumentów, na pomnik z Zyndranowej brakło miejsca.



                                                                           

Komentarze

  1. Witam nowego w tym blogowym świecie! :) Teraz tylko życzę wytrwałości i chęci, ale myślę, że o to nie powinno być trudno, bo już od kilku lat piszesz w innych miejscach, więc i tu jakoś sobie poradzisz ;)

    Rakiety były jednak w użyciu, a jak namiot? Targałeś, czy w aucie został? Bo widzę, że noclegi takie cywilizowane były uskuteczniane. Beskid niski na mnie też zrobił wrażenie, pozytywne oczywiście. Można powiedzieć, że pierwsze poważne odwiedziny "u niego" miałem jesienią zeszłego roku, ale na pewno nie ostatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Red, dzięki za powitanie.

      Co do namiotu, dzielnie się sprawdził.. w plecaku. Mieliśmy spać w Stasianem pod namiotem, tam jest pole biwakowe. Nie było sensu, temperatura "na dole" w okolicy zera. Worki by dostały, na dodatek 2 km dalej sprawdzona mimo wszystko placówka. Red, Drymak w Tylawie - miejsce na nocleg wyśmienity, do tego fantastyczny gospodarz.

      Usuń

Prześlij komentarz