To był Bohemy powrót wielki, czyli zimowe Bieszczady 4-8.01.2017


4.01.2017

Wrocław - Kraków - Jabłonki - baza Rabe

Pierwszy noworoczny wypad z dużymi aspiracjami w Bieszczady, sprowadził nas szybko na twardy grunt, życie bywa brutalne. Szyku zadałem wspólnie z Roncem, z którym mam przyjemność raz na trzy lata wyjechać tu i ówdzie, Beskidu Wyspowego na rakietach nie liczę, to był wypadek. Wysoki Dział w takim śniegu to nie rurki z kremem, powiadam Wam. W ramach zajaweczki, Przełęcz Żebrak, na którą po łokcie urobieni dotarliśmy na łyk herbaty. Na imprezę, ustaliliśmy, że jedziemy bez namiotów. Pierwotnie plan noclegów był taki, aby oprzeć temat o chatki, wiaty. Wyszła oczywiście klapa i w trakcie rozkminialiśmy plan awaryjny. Ilość śniegu nas po prostu przerosła.
W Krakowie Ronc mnie przechwytuje i sprawnie toczymy się w Bieszczady. Przejazdem wbijamy do Krosna, w "Roksanie" miałem potrzebę dokupienia pewnego czytadła i przy okazji miałem tę przyjemność poznania bardzo sympatycznej pani, z którą ubijałem interes przez telefon. Zakupiwszy to co miałem zakupić ruszamy do Jabłonek, gdzie na posesji PTSM-u parkujemy w opcji darmocha furmankę. Robimy też ostatni przepak :


Opuszczamy lokal i kierujemy się do bazy Rabe na pierwszy nocleg. Śnieg pada radośnie i nic nie wskazuje jeszcze na to, że zdziwimy się na bogato. W Kołonicach odbijamy w lewo na czarny szlak aby za chwil parę odbić na niebieski rowerowy, droga dobrze utrzymana i odśnieżona, nie ma potrzeby użycia rakiet. Taki stan rzeczy mamy do skrzyżowania z drogą na Huczwice. Na krzyżówce chwilę się motamy, nie zauważyliśmy odbicia na Przełęcz Żebrak, było nieodśnieżone. Po paru minutach łapiemy właściwy kurs, a śniegu przybywa w zastraszającym tempie. Końcówkę drogi mamy po kolana w śniegu i końcowym drogowskazem była "błękitna rapsodia", czyli wychodek, na którym zainstalowano odblask. Zmęczeni trasą i dojściem, wbijamy na pierwszy nocleg, baza Rabe. Rozkładamy klamoty, rozpalam w piecu i za chwil parę robi się przyjemnie. W chacie osiągamy nawet +10 stopni. Słów kilka o przybytku:

chata w okresie wakacyjnym jest zagospodarowana przez SKP "Czwórka", powiedzmy w okresie połowa września - kwiecień stoi otwarta dla wszystkich i można korzystać bezpłatnie z tego przepięknego przybytku. Ten lokal, który serwuje lepsze warunki niż niejedno schronisko PTTK, jest tu przede wszystkim. czysto, woda w zasięgu, drzewa przed chatą od groma. Na piętrze są materace i koce. Wielki szacunek dla Nadleśnictwa Baligród za taką inicjatywę. Jedna uwaga, "skończyła" się siekiera/dane z 4.01.2017 Chętni na nocleg w tych temperaturach muszą coś zorganizować.
A my zasiadamy do kolacji przy świecach. Bawimy długo, przed pierwszą w nocy lądujemy w puchach, jakże jest miło i ciepło. Śnieg padał całą noc.

5.01.2017

Baza Rabe - Bacówka pod Honem


Ranek w chacie rześki, w piecu zgasło. Wilgotne od potu ciuchy zdołaliśmy wysuszyć. Wystawiam japę na zewnątrz, jest pięknie, śnieg sypie nadal. Nasze ślady z wczoraj zasypane. Przeczuwamy z Roncem rzeźnię.


Poranny posiłek, pakowanko i ruszamy przyodziani w rakiety. Kierunek Przełęcz Żebrak 816 m npm.



Dojście tamże/ok. 2 km zajmuje nam ponad godzinę. Ilością śniegu jesteśmy porobieni, nieprawdopodobna rzecz. A śnieg pod rakiety niedobry. Docieramy na miejsce :


Wiata na Przełęczy Żebrak:


Oczywiście wtaczamy się do wiaty na garnucha gorącej herbaty. Lekko rozgrzani gorącym napojem opuszczamy lokal i atakujemy pierwszy szczyt, Jaworne 992 m npm. Pierwsze kroki i od razu ląduję po kolana w śniegu, nie wygląda to dobrze. Parę kroków i muszę odsapnąć. Mozolne podejście i częste lądowanie po kolana w śniegu. Inicjatywę przejmuje Ronc, mimo, że jest lżejszy również się zapada. Optymizm Ronca, że jak do Cisnej zajdziemy na 18-stą to stawia bigos, z biegiem czasu nie zostawia cienia wątpliwości, dzisiaj do Cisnej nie dojdziemy, choćby skały srały! Zbyt często się zapadamy, śnieg jest nieułożony a brodzenie po kolana wysysa z nas siły błyskawicznie. Tu muszę wspomnieć, że Ronc przeciera większą część trasy za co szacunek dla niego wielki. Pod Jawornem przy kolejnym odpoczynku mówię, że  powinniśmy stąd spieprzać i osobiście uważam, że do Cisnej dzisiaj nie dojdziemy, nie ma takiej możliwości. Roboty w takim waruneczku jest na dwa dni! Ronc nie protestuje a bliżej szczytu wręcz potwierdza moje obawy. Urządzenie Ronca wskazuje, że temperatura zaczyna spadać, mamy w okolicy -12 stopni i tendencję spadkową. Jaworne 992 m npm, czuję, że mój aparat mowy marznie :


Ze szczytu zwijamy się poniżej do odbicia czarnego szlaku, skąd schodzimy do Kołonic. Mimo zejścia doświadczamy kolejnej rzeźni, brodzimy po pas w śniegu! Zależy nam, aby do pewnego miejsca dotrzeć za dnia dla spokoju umysłu, udaje nam się osiągnąć owe miejsce. Otóż w pewnym miejscu jest strome zejście na szutrową drogę po czym podejście. Będąc właśnie na tej drodze żegnamy czarny szlak i odbijamy w lewo do Kołonic. Może nakładamy drogi, ale idziemy z górki co z kolei pozwala nam na zregenerowanie się. Przez noc napadało ok. 20 cm śniegu. Przemieszczamy się cały czas w rakietach, nawet drogą, którą wczoraj pokonaliśmy z buta na przełęcz. Przed Kołonicami jest akcja, jest już ciemno. Widzę cielsko! Mówię do Ronca, niedźwiedź!! I usuwam się na bok aby w razie czego paść w śnieg. Co się okazało, to był żubr brodzący w śniegu, a widząc tylko cielsko skojarzenie jest wiadome. Ufff, uspokoiwszy nieco emocje, nie dręcząc żubra, obserwowaliśmy z bezpiecznej odległości mam nadzieję jak się oddalał, po czym ruszyliśmy i my. Widząc pierwsze światła "wielkiego miasta", czyli Kołonice, wyskakujemy z rakiet, ależ ulga dalej stąpać po twardym gruncie. Idziemy do Jabłonek, do furmanki skąd dajemy dyla do Cisnej, do Bacówki pod Honem. W Cisnej odrobinę motanka mamy w poszukiwaniu parkingu, a na dworze -17 stopni. Koło "ośrodka" "Wołosań" zostawiamy furmankę w opcji darmocha i z papcia ostatni etap do bacówki, zimno telepie mnie, mam nerwa, bo w aucie było cieplutko a tu iść jeszcze każą. Pod Honem instalujemy się w pokoju po czym schodzimy do bufetu na pyszny bigos. Nowi najemcy robią na mnie pozytywny odbiór. Siedzimy przy bigosie nad mapą i radzimy co dalej...

6.01.2017

Bacówka pod Honem - Przełęcz Wyżna - Chatka Puchatka


Odpuszczamy Przełęcz nad Roztokami i wiatę pod nią. Ogromna ilość śniegu może sprawić problemy logistyczne a idziemy bez namiotu, z kolei przy obecnie panujących temperaturach, zdrowia a nawet życia nie ma co narażać. Decydujemy, że jedziemy do Wetliny, furmankę udaje się zaparkować za darmo przy Domu Wycieczkowym PTTK, idziemy na Przełęcz Wyżną i do Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Opuszczamy bacówkę w jakże pięknej scenerii, na dworze -17 stopni.


Przed nami trochę asfaltu, długo się nim jednak nie cieszymy, nadjeżdżający busik na nasz gest się zatrzymuje i pakujemy szanowne 4 litery. Na przełęczy ruch, są chętni na zimowe przechadzki. Warunem jesteśmy wzruszeni :

 To teraz w górę serca:

Trasa do Chatki dobrze przetarta, nawiewy w okolicach granicy lasu. Jeszcze chwilę cieszymy się chwilą :

 Wychodząc z lasu zaczyna się festiwal. Silny wiatr przy dużym mrozie od razu daje po twarzy. Później się dowiemy, że co niektórzy śmiałkowie nie dali rady dojść na Tarnicę, podobnież powyżej lasu wiał tak silny wiatr, że chętni na Tarnicę zawracali. Dotaczamy się do Chatki Puchatka :

 W Chatce ruch i gwar, jako, że zostajemy tu na noc, wbijamy na pokoje a następnie instalujemy się na sali dla gości noclegowych, kompletuje się sympatyczna ekipa. Jak wiadomo prądu tu nie ma, wszyscy wyskakujemy ze świeczek, nowy najemca wrzuca polano do pieca, później mamy z tego/polanko/ niezłą bekę. Idę do kibelka:


Podczas nocnych rozmów dochodzimy do wspólnych wniosków, że chętnego na dłuższe posiedzenie w kibelku przy 28 stopniowym mrozie nie ma. Bawimy  do późnej nocy. Jako, że jedna para przyszła na lekko, nawet bez śpiworów, wzruszyłem się tak bardzo, że przykryłem Anetę swoją kurtką. Koleżanka mówiła mi później, że noc z Yetim będzie długo pamiętać...

7.01.2017

Chatka Puchatka - Przełęcz Wyżna - Smerek 1222 m npm - Dom Wycieczkowy PTTK Wetlina


Zajęliśmy pokój chłodniejszy, czyli od wejścia w prawo. Ronc o poranku informuje, że w pokoju mamy 1 stopień powyżej zera. Lecą komentarze, że temperatura wynika z tego, iż zajął miejsce przy oknie. O poranku idę zyrknąć na zewnątrz. Wieje nadal okrutnie, obcinam na termometr w zaułku gdzie nie wieje, plomby z zębów wypadają, jest -26 stopni :


Skrajną nieodpowiedzialnością by było nasze zachowanie gdybyśmy się zdecydowali na przejście do Przełęczy Orłowicza grzbietem. Przy takim mrozie bez wiatru można się pokusić, ale przenikliwy wiatr, tęgi mróz i brak widoczności może spowodować nawet zagrożenie życia, dlatego powiedzieliśmy PAS. Jeszcze raz Chatka na do widzewa :


Schodzimy do przełęczy:


Lans focia:


I wkraczamy w bajkową krainę, chwilo trwaj :


Tu już jest znacznie cieplej, -21 stopni, ale nie wieje. Na przełęczy jesteśmy odrobinę zblazowani, robi się ocet..


W drodze do Wetliny łapiemy ponownie busa, tego samego co wczoraj. Z Wetliny w ramach ostatniej wycieczki wbijamy na Smerek 1222 m npm via Przełęcz Orłowicza 1099 m npm. Ponowna sytuacja, wychodzimy z lasu i zaczyna wiać na bogato. Z Przełęczy Orłowicza widok nas zachęcający :


W drodze na Smerek 1222 m npm:


Twarze mamy zmarznięte, pojawiają się białe plamy, oznaki odmrożenia. Docieramy na szczyt. Usiłuję zrobić pamiątkowe foto, niestety. Aparat z zimna nie działa. Ronc wobec tego wyciąga swój z plecaka i widzimy jak zbliża się do szczytu turysta. Kolo ledwo zipie, pytam czy zrobi nam fotkę?
- Ok, spróbuję! Słyszymy. Ronc już mu zakłada opaskę z aparatem na głowę.

Zdjęcie z archiwum Ronca

I krzyczę do Ronca,spadamy, bo zamarzniemy! Odwrót i aby do przełęczy a następnie do lasu. W lesie odtajamy, w wiatuni mamy -20 stopni i czujemy ogromną różnicę bez wiatru. Po garnuchu gorącej herbaty i w pięknym warunie już na spokojnie schodzimy do Wetliny:


Instalujemy się w Domu Wycieczkowym PTTK. Zamawiamy bigos & rosół następnie po gorącej herbacie i czas na pokoje. W pokoju 7 stopni, wracając z kibelka mówię do Ronca, może w kiblu się zainstalujemy? Tam jest cieplej i woda ze spłuczki ciepła leci. No kino, panie! PośmialyMy trochę,posiedzieliśmy, pogadaliśmy i cóż pora w kimono, jutro wracamy.

8.01.2017

Dom Wycieczkowy PTTK Wetlina - Rzeszów - Wrocław



Rano szybko się zwijamy, po garnuchu gorącej herbaty i w nogi! Śniadanie zjemy gdzieś po drodze. Ronc odstawia mnie do Rzesza skąd do Wro zapodaję IC "Mehoffer" relacji Przemyśl - Jelenia Góra.

Pierwotnie chcieliśmy sprawę oprzeć o wiaty i chatki, szliśmy bez namiotu. Plany pokrzyżował śnieg w ilości ogromnej. Kolejnym tematem, który położył nasze plany to paskudny wiatr na grzbiecie + temperatura. Uznaliśmy, że nie ma co stawiać na szali zdrowia a nawet życia, tylko cieszyć się tym co dało się zrobić. Podziękowania dla Ronca za kolejną wspólną imprezę, ważne wspólne decyzje na szlaku, kupę śmiechu w Chatce Puchatka. Jak znam życie, kolejna wspólna impreza z Cycem pewnie za 3 lata, chyba, że znowu wydarzy się jakiś wypadek np. Beskid Wyspowy rakietowo.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze