W objęciach zielonego szlaku granicznego

 

To się nie dzieje! W firmie dostałem dodatkowy dzień wolnego, co skutkuje 3-dniówką!

Wcześniej byłem na łączach z Redem, celem ogarnięcia wspólnego szlajanka. Niestety, nasze grafiki po raz kolejny się rozjeżdżają. Zatem rozważam co sobie zaaplikować. Powęszyłem kapkę w internetach i mam pomysł na ten nieco dłuższy łyk-end. Wyniuchałem żółty szlak relacji Pod Červeným vrchem w Czechach - przejście graniczne Golińsk-Starostín, co daje dystans ok. 52 km. Wchodzę w temat, nie ma na co czekać, pakuję szafę. 

22.08.2025 

Wrocław - Bartnica - Pod Červeným vrchem - Głuszyca, Kemping "Stawy Marcowe"

O 9.21 kulam wehikułem czasu do Wałbrzycha Głównego, tam przesiadam się na KD i chwilę po godzinie 11-tej "orzeł wylądował". Bartnica wita:
Pyknę się przez Świerki do zielonego szlaku granicznego. Na stacji spokojny przegląd, czy czegoś nie zapomniałem i w drogę. Na dzień dobry robi się, czyli jest krew!
Widok na Świerki z kamieniołomem melafiru robi robotę. Trawersuję Świerkową Kopę i docieram do miejsca znajomego:
W 2019 roku byliśmy tutaj z Redem, z tą, taką różnicą, że wówczas był to szlak czarny, obecnie jest czerwony. Okazuje się, że w Świerkach są dwa sklepy spożywcze. Jako, że czasu mam jak cygan gwoździ, wbijam na śniadanko:
Po posiłku ruszam. Docieram do szlaku żółtego, czyli tego którym będę się raczyć. Kulam do kropy początkowej. W zdrowiu docieram do celu. Pod Červeným vrchem 620 m n.p.m., stąd zaczynam, no to start!
Melduję się na Słonecznej Kopie 665 m n.p.m.:
Niniejszym znajduję się na zielonym szlaku granicznym relacji Słonecznik - Tłumaczów. Nieco dalej kimałem w tym miejscu w 2021 roku podczas przejścia szlaku tegowoż:
Schodzę do Świerków w ramach małego dubla. Widok na Włodzicką Górę widzi mnie się z tej perspektywy:
Jestem ponownie w Świerkach. Wbijam do drugiego sklepu na banana i kefir:
Po posiłku ruszam przed siebie. Mijam "wrota" kościoła pw św Mikołaja:
Obcinam na Świerkową Kopę 609 m n.p.m.:
Jeszcze Świerki Dolne:
I ruszam do Sierpnicy:
Chwilę odetchnę w wiatuni tuż koło kościoła Matki Bożej Śnieżnej:
Odpoczywamy z rowerzystą chwilę gawędząc. No ale cóż, komu w drogę temu...itd. Przede mną asfaltu kapkę i niebawem docieram do kompleksu "Osówka". Jest sporo turystów, zatem kręcę do wiaty na obiad, bowiem zaczyna mnie odcinać :)). Aby nie tracić zbyt dużo czasu "odpaliłem "liofila". Po obiedzie ruszam. Przede mną dosyć monotonny odcinek. Uznaję, że to dosyć lichy odcinek trasy. Mijam "siłownię":

Przede mną jeszcze kompleks Soboń i schodzę do Głuszycy. Bacznie rozglądam się za jakimś miejscem na namiot i nic. Sytuację ratuje Kemping "Stawy Marcowe" w Głuszycy. Wbijam, co mi tam. Miejsce robi na mnie kapitalne wrażenie. Ciepła woda 24 h to argument nie w kij dmuchał, do tego czysto. Wyskakuję z 35 zyla i rozbijam namiot. Długo nie marudzę, kąpiel, herbatę robię w kuchni i pogaduchy z trójką chłopaków. Gawęda do ok. 22.30 i pora na sen. Dobranoc. 

23.08.2025

 Głuszyca, Kemping "Stawy Marcowe" - Stożek Wielki 841 m n.p.m.

Spałem dobrze. Ranek rześki. Wytaczam się z namiotu celem ogarnięcia sytuacja. Na śniadanko idę do "biura". Na chęć życia kuchnia wydaje jajecznicę na boczku :)), do tego posypałem to koperkiem, bo nie było wczoraj w sklepie szczypiorku:
Posilony zwijam bajzel. Dzisiejszy dzień zanosi się na bardzo atrakcyjny. Opuszczam kemping i zmieniam pasmo górskie, przede mną Góry Kamienne, o yeah!! Na do widzewa Głuszyca i recepcja zacnego kempingu:
Opuszczam 'City":
W zdrowiu docieram do stacji kolejowej...w Głuszycy :))
I tu się zaczyna radykalna zmiana pogody, pach! Zachmurzyło się i za chwil parę kulam w opadzie deszczu. Do Grzmiącej muszę dotrwać. Srał pies, że kropi, ale asfalt mnie kiedyś wyniszczy. W Grzmiącej wbijam do wiaty autobusowej celem przeczekania opadu. Coś tam trąciłem i po paru minutach opad ustaje. Zatem daję dyla. Pot z czoła ogarniam przy kościele p.w. Narodzenia NMP, który pochodzi z ok. połowy XVI wieku:
Za chwilę kończę z asfaltem i zacznę podejście Na Rogowiec. Mogę śmiało stwierdzić, że zaczynam najciekawszą przgodę z tym szlakiem. Chwila odpoczynku z panoramą Gór Sowich i Głuszycą w tle:
Docieram na Rogowiec 870 m n.p.m. Klamota zrzuciwszy, małe 5 się należy:
Przy okazji miło jest obciąć na Borową i Chełmiec, honorne szczyty Gór Wałbrzyskich:
Po odpoczynku ruszam. Mijam Skalną Bramę i gdzieś tam po drodze towarzyszy mnie przez chwilę Ruprechticki Szpiczak:
W przednim klimacie schodzę do Andrzejówki:
W obawie, że mogę zasłabnąć podczas podejścia na Waligórę, wiadomix, że Góry Suche to nie rurki z kremem, a jak wcześniej wspomniałem w relacji, że czasu mam jak cygan gwoździ, wbijam do schroniska na bigos, co mnie szkodzi?
Wyskakuję z 32 pln-ów i zasiadam do uczty. Po obiedzie kołuję na Waligórę. Po takim bigosie, dla mnie to pestka. Melduję się na najwyższym punkcie trasy, Waligóra 936 m n.p.m.:
Schodząc ze szczytu, odbijam do ciekawostki tego miejsca. Otóż na płd.-wsch. stoku Waligóry znajdują się ruiny owczarni, wchodzącej w skład jednej z licznych rezydencji Hochbergów:
Nie wykluczam uwalenia się w tym miejscu na nocleg w przyszości, bo tak witać ranek bardzo mnie pasuje:
Docieram do Rozdroża pod Waligórą:
Bigos mnie trzyma, zatem nic tu po mnie. Przede mną ruiny zamku Radosno:
I schodzę do Sokołowska. Wbijam do spożywczego, smaki na serek wiejski mam jak diabli. Oczywiście nie ma, więc muszę się zadowlić jogurtem naturalnym i dwoma brzoskwiniami. Krótki przerywnik zrobię sobie nieopodal na ławce. Pogoda znowu się filcuje. Zbieram się do wiatki, może zdążę. Docieram w ostatniej chwili/zdj.04.2024/:
Opad przeczekuję pod dachem. Obserwując niebo odnoszę wrażenie, że na nic ciekawego się nie zanosi. Dobrze, że do celu niedaleko, ruszam. Niebo na chwilę się przeciera, grzechem by było nie uwiecznić na matrycy klasyka Gór Suchcych:
Za chwilę stawiam się na miejscu. Stożek Wielki 841 m n.p.m. wita mnie serdecznie:
Po punkcie widokowym na szczycie to już tylko wspomnienie, nie ma już nic:
Punkt widokowy z piździernika 2010 roku:
Loguję się w wiacie, tylko to mnie pozostało :))

Z ogniska nici, drzewo mokre i zanosi się na kolejny opad. Uwaliłem się w wiacie, niebawem zacznie się ściemniać...Dobranoc.

24.08.2025

 Stożek Wielki 841 m n.p.m. - Golińsk-Starostín - Wrocław

Spałem znakomicie. Dzisiaj kończę imprezę. Po raz kolejny doświadczam stanu, że łazęga bez presji czasu ma sens. Zwlekam się z wyra i czas na śniadanie:
Posilony czas na pakowanko i schodzę do Unisławia Śl. W związku z tym, że widoków ze szczytu Stożka Wlk. brak to gdzieś na zejściu jest rekompensata:
Melduję się na DK 35 w Unisławiu Dolnym, która jest w proszku. Jest pozytyw tego faktu:
Wpadłem na chwil parę odtruć organizm i dalsza trasa na Lesistą Wielką staje się fraszką:)). Od jakiegoś czasu miałem zagwozdkę na którym szlaku znajduje się źródło. No i rozwiązał się mój problem, źródło Zbyszko jest na żółtym szlaku:
Opity jak bąk ruszam przed siebie. Obcinka na Stożek Wielki, uwielbiam tę górę:
Za chwilę odbijam na podejście. Zziajany melduję się na Lesistej Małej 780 m n.p.m.:
Jeszcze chwila i docieram na Lesistą Wielką 851 m n.p.m.:
Schodzę do Mieroszowa. Ta ściecha zawsze robi na mnie wrażenie:
Zanim wkroczę do centrum wizyta na Parkowej Górze. Wcześniej "przelot" przez amfiteatr:
Wieża widokowa na Parkowej Górze ma się dobrze:
Kiedyś zasiądę przy stole Waligóry i Wyrwidęba:))
I teraz schodzę do centrum Mieroszowa:
Końcówka trasy kładzie się cieniem...
Około 4 km do celu...asfaltem! Kto mnie k...a kazał! Plus dodatni jest taki, że przy końcówce szlaku ponownie przecinam zielony szlak graniczny:
Po godzinie 13.30 kończę imprezę. Przy kropie końcowej:
Na koniec imprezy jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Docierając do celu widzę na parkingu gościa na motocyklu. Poprosiłem o zrobienie fotki przy kropie końcowej. Później chwilę pogadaliśmy i temat zszedł na pracę. Co się okazuje, robimy w tej samej firmie! Z tym, że ja za kółkiem, on na warsztacie. Ależ byliśmy zdziwieni :)) Andrzej czeka na dwóch kumpli również z firmy - znajomi kierowcy notabene - ja na Dagmarę. Żegnamy się:
Po chwili przyjeżdża Dagmara z ciepłym obiadem!
Wzmocniony i posilony pakuję się do wozu bojowego. Tak, teraz z przyjemnością wracamy do domu. Zadowolony jestem z treściwie spędzonego łyk-endu, a zakończenie szlaku mną zamiotło. Że spotkam się z kumplami z roboty w takim miejscu, to mnie się w mojej biednej głowie nie mieści.

 Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Kurcze śledziłem trasę na mapach. Część drogi znam świeżo, z przed roku. Fajne tereny, fajna impreza. Jajecznica ciekawa, ja ostatnio targałem cebulę i paprykę czerwoną - no ale mnie zdjęcie nie wyszło (awaria aparatu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie awarii aparatu, wszystko jak krew w piach :))

      Usuń
    2. Padło sterowanie wszystkim - więc robiłem zdjęcia na trybie automatycznym, znienawidzonym przeze mnie. Czekam obecnie na wycenę z serwisu. I rozglądam powoli się za nowym body...

      Usuń
    3. To jak piszesz poważniejsza sprawa

      Usuń
  2. Konsekwentne podejście do sprawy: od kropy do kropy. Szanuję. Też lubię takie zadania. Gdybym wiedział, że przechodzisz przez moje posiadłości, powitałbym Cię chlebem i solą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmmmmm, bułacze z paprykarzem szczecińskim, to jest to, ino jakby kapkię brak... cebuli ;)
    Menel, to zdaje się Łosoś, a zaś odważyłeś się skosztować 'panzera' z Carrefoura by Dega?

    Ps. 35 zyla za os./ w namiocie to rozbój, alle 'hot shower' + siła przy namiocie w pakiecie, no mus zabulić za luksusy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie post scriptum, dałem radę 😎 a Pan era z Carrefoura jeszcze nie kosztowałem, najlepsze przede mną 🤘

      Usuń
  4. Oo, jadasz czasem liofilizaty? Bo mnie się kojarzysz ze "zdrowym", przyrządzanym samodzielnie jedzonkiem :) 35 zł za nocleg w namiocie to i tak spoko. Niedawno na Mazurach za spanko z prysznicem wołali i koło 60 zł, więc grzecznie dziękowałam, śpiąc czasem na dziko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Termin przydatności minął w marcu, a wyrzucić szkoda... Co do ceny biwaku, kieszeni nie drenuje tym bardziej że w cenie praktycznie wszystko.

      Usuń
  5. Liof na takiej trasie, kto bogatemu zabroni ;)

    Trasa w dużej części mi znana, z przejść odcinkami przy okazji. Myślę, że w ten rejon jesienią się wybiorę.

    OdpowiedzUsuń
  6. czy ja dobrze widzę, ze ten cieply domowy obiad to w pudełu po lodach? :) Ja jeszcze zawijam w ściereczkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, wszystko się zgadza. Jak to Daga rzekła, "obiad dowieziony" i to nawet ciepły! 😎

      Usuń
  7. Fragment przy Mieroszowie prosi się o nocleg, takie otwarte przestrzenie to jest to.
    Widoki zacne, ale toi toi porusza serce.

    Pozdrowienia
    mikel

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz