Magura Orawska 27-30.12.2015


Zanim przejdę do rzeczy złożę życzenia noworoczne: Wszelkiej pomyślności oraz łagodnego wyroku w nowym nadchodzącym 2016 roku :)).
Tak się złożyło, że corocznie po świętach należało gdzieś zapodać. I tak w niedzielne, poświąteczne, późne popołudnie, mkniemy wozem bojowym do Zwardonia...

27.12.2015

WROCŁAW - ZWARDOŃ

Tiaaaa, to nasza ostatnia impreza AD 2015. Padło na Magurę Orawską z kilku powodów, jednym z nich to kilkuletnie gawędy z Michunem o tym pasmie, aż w końcu trza było zweryfikować temat. Ruszyliśmy wspólnie z Poznaniakiem, Franek niestety odpadł w ostatniej chwili. Marszrutę stworzył Michun, wobec czego do mapy nie zaglądałem, no bo po co? Jest niedziela 27.12., czekam przy stacji Wrocław Mikołajów na Michuna, pociąg naturalnie ma planową obsuwę. Po ponad dwóch kwadransach opóźnienia widzę gościa z szafą na plecach, pakujemy bajzel i robimy zrywkę monterską wozem bojowym do Zwardonia. Trasa mija bez specjalnych wydarzeń, rozprawiać nie ma nad czym. W Zwardoniu instalujemy się w agro, za całkiem przyzwoite pieniądze i domową kuchnią. Zajmujemy poddasze, chwila gawędy i idziemy w kimę, jutro równo o 4.50 startujemy.

28.12.2015

Zwardoń - Tvrdošín - sedlo Prislop / pensjonat Prislop


W środku nocy zwijamy się z agro, zmęczenie daje się we znaki, furmankę odstawiam pod kościół i klasyka klasyki, ponad kwadrans żółtym szlakiem z lacza do Skalite Serafinov-a na pociąg. Pierwsza przesiadka w Żylinie, tamże gorąca herba i przerzutka do Kralovan. Tam ostatnia przesiadka, szynobus do Twardoszyna już czeka, wbijamy. Jakoś po godzinie dziewiątej jesteśmy na miejscu, imprezę rozpoczynamy od wizyty w restauracji "Koruna" celem opitolenia czegoś na ciepło, zaczynamy od obiadu... garnuch kofoli jest w gratisie, w ramach menu dnia. Za ponad trzy euracze wychodzimy nażarci jak bąki, a tenże posiłek przywraca mnie do żywych. Przed nami pierwsze podejście na Javorovy Vrch 1075 m npm w ramach rozruchu, jakie 550 m do góry. W Twardoszynie:


Docieramy do pięknego punktu widokowego, skałka z piękną kapliczką, zdaje się Medvedie 704 m npm.


Serwujemy sobie chwilę na chwilę, łypnięcie okiem na pięknie położoną wioseczkę Zemianska Dedina:


Dołączają do nas troje Słowaków, którzy dosyć dobrze radzą sobie z językiem polskim, wymieniając uprzejmości ruszamy dalej. Javorovy Vrch 1075 m npm osiągamy z lekka zasapani. Szczyt serwuje przyzwoitą wiatę z możliwością noclegu, zasiadamy na wyrównanie oddechu :


Zaczynamy wydziwiać, są smaki na... budyń. To idziemy, teraz z kolei trochę lasu, tego lichego, bo świerkowego. Osiągamy.. Budin 1221 m npm, zasłużyliśmy na małe pięć :


Teraz mamy trochę lżej, bo z górki. Mijamy niższy wierzchołek Budina 1185 m npm., Subovkę 1128 m npm., "grań" Pripora i aby do Javorovej. Pod nią znajduje się chatynka, jednakże dokonując wizji lokalnej stwierdzamy, że jesteśmy zdecydowanie więcej warci niż noclegu w rozpadającej się chatce z oberwanym stropem. Jako, że dotarliśmy tam jeszcze za widnego, decydujemy, że stać nas na dodatkową godzinkę marszu na przełęcz, tam się instalujemy w motelu, gdzie za 10 euro od twarzy mamy całą świetlicę i poddasze dla siebie, jesteśmy jedynymi lokatorami, wcześniej jednak rosół wołowy poparty garnuchem kofoli stawia mnie na nogi. Po gorącym prysznicu, Michun straszy, że zrobi kakao! Owszem zrobił, ale wcześniej rozprawialiśmy jednak nad rozlanym mlekiem, ale to nie koniec. Biedny Poznaniak zrzucił /zdaje mnie się, że w ramach jakiejś promki:)/ na dywan kakao, po czym było trzepanko na zewnątrz. O żeż! Aby nie wdepnąć tylko jak Michun w kakao. Na kolację zeszliśmy na dół do salonu, tam trochę śmiechu z zaistniałej sytuacji i pora na dobranoc, jutro mamy jak w czołgu..

29.12.2015

Sedlo Prislop/pensjonat Prislop - Hotel Chocz


Dzisiejszy dzień da nam popalić, później się okaże, że otrzemy się nawet o zimowy warun. Póki co, śniadanko, pakowanko i wymarsz. Krokiem dostojnym wtaczamy się na grzbiet Kubińskiej Hali, temat przezacny. Po drodze gubimy szlak, skutkuje to to tym, że do grzbietu docieramy na szagę. Po drodze trafiamy na piękną chatkę. Niestety, ktoś nią zawiaduje, za to dobrze utrzymana:


Na wysokości około 1200 m npm wbijamy w strefę śniegu, wcześniej robimy postój na gorącą herbatę.


Do Minčola mamy śnieg. Stary, zmarznięty, ale zawsze coś. Docieramy na szczyt, Minčol 1394 m npm, wcześniej pensjonat godny uwagi:


W środku znajdują się prycze! Podłoga w drewnie, normalnie szał! Obok robotnicy stawiają wieżę, ponoć meteo.


Schodzimy do Chaty pod Kubińską Halą, naśnieżanko w toku :


Przed nami jeszcze 600m :


Po kolejnym odpoczynku, przed nami zejście do Dolnego Kubina. Mamy farta, łapiemy stopa! W Dolnym Kubinie odwiedzamy "Kolibę", gościmy ponad godzinę, regenerując siły, bowiem przed nami Góry Choczańskie, a w zasadzie Hotel Chocz na Pośredniej Polanie. Do Vysnego Kubina docieramy po ciemaczu autobusem i przed nami ściana płaczu. Oczywiście idziemy przy świetle naszych Armyteków - genialne ustrojstwo, ja początkowo oszczędzałem aku, czym wprawiałem Michuna w zgrzytanie zębów. W ciemnościach mieliśmy przez chwilę za przewodnika psa, który "pokazał" nam skrót. Dochodzimy szczęśliwie do Vrsok -a 763 m npm. Od tej pory mamy pion aż do samej Polany. Ta trasa w opcji rakietowej to godne wyzwanie musi być, a mnie zatyka. Docieramy do Drapac-a. Wyrównujemy oddechy, jeszcze dwa kwadranse do celu. Jesteśmy przy szlakowskazie na Pośredniej Polanie i tu się motamy, jesteśmy "5 metrów od domu". Odbiliśmy w szlak zielony na Wlk. Chocz myląc go z niebieskim, ze dwadzieścia minut nam zeszło zanim wbiliśmy do hotelu. Przy blasku świec posiedzieliśmy jeszcze ze dwie godziny, ależ mnie brakowało tego klimatu.

30.12.2015

Hotel Chocz - Wielki Chocz 1611 m npm - Rużomebrok - Zwardoń - Wrocław


Spałem dosyć czujnie, co chwilę się przewracając. W nocy ze dwa razy wychodziłem "odcedzić kartofle". Byłem wielce zdziwiony, że w nocy się wypogodziło, nie byłem natomiast zdziwiony, że temperatura spadła dosyć bogato. Woda, buty, ciuchy zamarzły na kość. Dodatkowo silny wiatr sprawiał większe odczucie zimna. Na dodatek około piątej rano wdepnęli Słowacy przed atakiem szczytowym. My obcięliśmy komara do ósmej. Rano zwlekamy zwłoki, z mimo wszystko, uśmiechami do ósemki, na niebie ani jednej chmurki, w moim nazewnictwie mamy ocet, czyli przejrzystość w pyte i do tego mróz po zbóju. Michun wyleciał z szałasu, że nie mogłem za nim nadążyć. Na szczyt poszliśmy na lekko, wory zostawiliśmy na stryszku. Pozwoliłem sobie na obcinkę Pośredniej Polany z szałasem :


Na szczycie słaniając się i wyrównując oddech nie mogłem uwierzyć, że wczoraj była mgła, z której Red będzie miał zapewne niezłą bekę, a teraz mamy warun, że ho, ho! Mała Fatra ma się, jak widać, znakomicie :



Tatry również mają się z pyszna!


Odrobina lansu, widzieć Michuna w tak pozytywnym nastroju, bezcenne :


Pora pożegnać ten przepiękny jeżeli nie najpiękniejszy szczyt Słowacji.


Schodząc szlakiem zielonym pytam Michuna :

- spałeś na Choczu?

- nie.

Tylko westchnęliśmy, wrócimy tu jeszcze... nie ma bata.



Michun, dzięki za wspaniałe chwile podczas wędrówki. Podsumowanie roku na Wielkim Choczu bardzo mnie odpowiada, a od noclegu na tym szczycie się nie wyłgasz. Niestety, na nas pora, wracamy do domu.


Dziękuję za uwagę.

Komentarze

  1. Klasyczna dwójka w akcji, miło poczytać i popatrzeć.
    Życzenia na 2016 bekowe z leksza, ale rozumiem konwencję, w takim razie również - bezpiecznych podróży tym razem w 2020 i górskich i tych, czasem wspólnych "miejskich" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tych miejskich podróży, w bieżącym miesiącu na "A-damie " nie będzie mnie dane. Może w lutym? Zdrów! ;)

      Usuń
  2. Tego drugiego dnia to ale w warun trafiliście. Hotel Chocz bardzo mnie się widzi, jest tam jakiś dostęp do wody, czy trzeba z dołu na garbie przytargać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dave, raczej nie trza wnosić wody. Pomiędzy Zadnim Choczem a Kiczerą jest polana, znajduje się na niej odbicie do wody.

      Usuń

Prześlij komentarz